Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Cycuś-Kinguś: Piątek 13-go

seksowna : Cycuś-Kinguś: Piątek 13-go
źródło: Twórczość Własna

Deszcz spływał po bruku Głównego Miasta, gdy wysiadłam z tramwaju numer 115. Gdańsk tonął w ciemności stanu wojennego - miasta duchów, zamarłych ulic, patroli i strażników pilnujących niewypowiedzianego więzienia, jakim stała się Polska. A ja... tonęłam w kłamstwie. Tadeusz, mój mąż, myślał, że prowadzę dodatkowe zajęcia z maturzystami w ramach kuratorium. Jak łatwo mi przychodziło kłamanie po dwudziestu latach wspólnego życia.


Złapałam się pod boki i przebiegłam przez ulicę, starając się unikać kałuż. Jasna sukienka przyklejała się do ciała, czułam jak materiał przylega do każdego fragmentu skóry. Czterdziestka na karku, a wciąż miałam ciało, które przyciągało spojrzenia. Może to dlatego wpakowałam się w to całe gówno. Próżność, głupota, samotność - jaka to różnica, gdy konsekwencje są te same.


Zerknęłam na kalendarz wiszący w witrynie zamkniętego sklepu - "Piątek 13". Złowieszcza data pasowała do tej cholernej sytuacji. Prychnęłam pod nosem. Nigdy nie byłam przesądna, ale teraz szukałam wymówek wszędzie, gdzie się dało.


Gdy skręciłam w Mariacką, poczułam ten znajomy ucisk w żołądku. Wiedziałam, co mnie czeka. Wiedziałam, na co się zgodziłam, przychodząc tutaj. Minęłam kilka bram, każda wyglądała jak wrota do piekła. W końcu dotarłam do tej właściwej - czwarta po lewej, z odrapanym numerem 13 na ścianie. Cholerna ironia losu.


"Pani profesor. Wreszcie." Jego głos dobiegł mnie z ciemności bramy. Marek, mój 16-letni uczeń, opierał się o ścianę z papierosem w ustach. "Niezła sukienka. Już ją gdzieś widziałem... Zdaje się na zdjęciach z Olsztyna, prawda?”


Cholerne szczenię… zawsze spóźniony, zawsze z tym samym bezczelnym uśmiechem. Teraz ten uśmiech trzymał mnie w szachu. Był wyższy ode mnie o głowę, barczysty, z tymi swoimi błękitnymi oczami, które patrzyły zbyt pewnie, zbyt dojrzale jak na jego wiek. Stan wojenny przedwcześnie zrobił z chłopców mężczyzn.


"Masz to, co obiecałeś?" warknęłam, wchodząc głębiej w cień bramy. Ulica była pusta, ale w tych czasach ściany miały uszy. ZOMO, SB, tajniacy - nigdy nie wiedziałam, kto mógł mnie obserwować.


"A pani to, co obiecała?" Uśmiechnął się z bezczelnością, która sprawiła, że miałam ochotę uderzyć go w twarz. Zamiast tego sięgnęłam do torebki i wyjęłam kopertę.

"Wszystko, co udało mi się zgromadzić. Oddaj mi te pieprzone zdjęcia."

Marek wziął kopertę, przeliczył pieniądze powoli, metodycznie, jakby chciał przedłużyć moje upokorzenie. Każdy szelest banknotów był jak uderzenie w twarz. W końcu schował je do kieszeni skórzanej kurtki. Nie wyjął jednak zdjęć.

"Jest problem," powiedział, zaciągając się papierosem i wypuszczając dym w moją stronę. Zapach tytoniu mieszał się z wilgocią deszczu i zapachem stęchlizny starej bramy. "Nie wiem skąd, ale Adam wie o wszystkim." Jego usta przybrały kpiący wygląd.

Poczułam, jak nogi się pode mną uginają. Adam Karski - drugi uczeń, najlepszy w klasie. Cichy, inteligentny, zawsze uprzejmy, trochę nieśmiały. Ten, któremu ufałam. Ten, który wiedział o mojej pomocy dla podziemia. O dokumentach, które przemycałam. O spotkaniach.

"To nieco komplikuje sprawę." Dodał patrząc mi prosto w oczy.

"Co to znaczy?"

"To znaczy, że koperta może nie wystarczyć." Marek zbliżył się, przyciskając mnie do wilgotnej ściany bramy. Jego ciało było ciepłe, zbyt ciepłe w kontraście z zimnem muru. "Gdyby tylko o mnie chodziło to sprawa bylaby załatwiona, ale Adam postawił dodatkowy warunek. Chce więcej."

“Więcej nie mam!” Wykrztusiłam, a głos załamał mi się, zdradzając panikę.

“Oj, to nie dobrze... W takim razie będzie pani musiała zapłacić inaczej.”

Jego dłoń dotknęła mojego uda, przesuwając się w górę po mokrej sukience. Poczułam, jak palce zaciskają się na materiale, jak podciągają go powoli. Szarpnęłam się, ale przycisnął mnie mocniej. Jego twarz była blisko, zbyt blisko. Widziałam każdy szczegół - kilkudniowy zarost, bliznę nad brwią, którą zdobył podczas jakiejś bójki, rozszerzone źrenice.

"Odpierdol się," syknęłam, odpychając jego rękę. "Nie jestem jakąś dziwką."

"Nie?" Jego twarz znalazła się jeszcze bliżej mojej. "A te zdjęcia z Olsztyna mówią coś innego. Co by powiedział pani mąż, Tadeusz? Co by powiedzieli w kuratorium? Szanowana nauczycielka historii, żona partyjniaka, a po godzinach..."

"Zamknij się," przerwałam mu, czując, jak łzy napływają mi do oczu. To była jedna noc, jedna pieprzona noc słabości po dwudziestu latach małżeństwa. Wyjazd nauczycielski do Olsztyna, zbyt dużo wina, poczucie wolności z dala od Tadeusza i jego partyjnych kolegów. I te cholerne zdjęcia, które miały pozostać tajemnicą. Po co pozwoliłam je sobie zrobić...

W tym momencie z podwórka znajdującego się za bramą wyłonił się Adam. Dziś jego spojrzenie było inne niż to które znałam ze szkoły – nie nieśmiałe, lecz dziwnie intensywne, wręcz zachłanne, gdy padło na moją mokrą sukienkę. Nie odezwał się, ale jego oczy mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa, śledząc każdy ruch, każdy dreszcz, który przebiegał po moim ciele.

"Wybór jest prosty," wyszeptał mi do ucha Marek, a jego gorący oddech sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Czułam na sobie również wzrok Adama, który palił mnie niczym rozgrzane węgle. "Klękniesz. Zrobisz co trzeba. Albo jutro rano cały Gdańsk zobaczy twoje zdjęcia. A twój mąż… dowie się, że jego żonka nie tylko zdradza go, ale jeszcze pomaga wrogom systemu." Adam, stojąc w cieniu, odchrząknąl cicho, jakby potwierdzając, pieczętując wyrok. 

Nie wiedziałam, co gorsze - ujawnienie mojej zdrady czy mojej działalności. Tadeusz był wysoko postawionym urzędnikiem, członkiem partii z krwi i kości. Gdyby się dowiedział, że jego żona przemyca bibułę, że spotyka się z opozycjonistami, że wykorzystuje swoją pozycję nauczycielki do szerzenia "wywrotowych" idei... Straciłabym wszystko - męża, pracę, wolność.

"A jeśli to zrobię?" zapytałam cicho, nienawidząc siebie za każde słowo. Za to, że w ogóle rozważałam taką opcję. Za to, że część mnie, ta najbardziej pierwotna, reagowała na bliskość jego ciała i podniecające niebezpieczeństwo sytuacji.

"Wtedy..." Odsunął się nieznacznie, jakby wyczuł moje myśli, jakby wiedział o tej zdradliwej reakcji mojego ciała. "Zgodnie z umową dostanie pani zdjęcie... na razie jedno." Dodał bezczelnie.

Gdzieś w oddali usłyszałam warkot wojskowej ciężarówki. Patrol. Chłopcy również to usłyszaeli. Ich ciała napięły się, gotowe do ucieczki. W tamtych czasach instynkt przetrwania był silniejszy niż wszystko inne.

"Decyduj się," powiedział. "Nie mamy całej nocy."

Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie Tadeusza - jego twarz, gdy wracał z partyjnych zebrań, jak z dumą opowiadał o nowych dyrektywach, jak ślepo wierzył w system, który nas niszczył. Przypomniałam sobie jego dłonie na moim ciele - dłonie, które z biegiem lat dotykały mnie coraz rzadziej, coraz bardziej mechanicznie. Przypomniałam sobie swoich uczniów, którzy patrzyli na mnie z nadzieją, gdy przemycałam im zakazane książki, gdy opowiadałam prawdziwą historię, a nie tę z podręczników. Ile z tego wszystkiego było prawdziwe? Ile było maską, którą sama sobie narzuciłam?

Osunełam się. Zimny, mokry bruk. Woda wsiąkała w sukienkę, ale to nie miało już znaczenia. Spojrzałam na Marka, jego twarz w półmroku latarni. Przystojny, zawsze był. Może dlatego ignorowałam, gdy palił w szkole. Może dlatego intuicja pchnęła mnie tu, na kolana, w tej bramie, z mężem wierzącym w moje zajęcia z maturzystami.

"Nienawidzę was," powiedziałam, a mój głos drżał od emocji, których sama nie rozumiałam. Gniew, strach, podniecenie - wszystko mieszało się w toksyczną mieszankę.

"Teraz tak," odpowiedział cicho, a w jego głosie usłyszałam triumf i szyderstwo. "Ale to się zmieni."

Sięgnęłam drżącymi palcami do pasków obu chłopców. Metal klamer był zimny, kontrastując z ciepłem ich ciał. W ich oczach zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam - nie tylko pożądanie, ale głód. Jakby to nie był tylko szantaż, ale sposób na zdobycie władzy. Coś, co budziło we mnie wstręt, ale i dziwne, podniecenie.

Dłoń Marka pogładziła mój policzek, zaskakująco delikatnie, jak gdyby na moment zapomniał, kim dla siebie jesteśmy - szantażystami i ofiarą, uczniami i nauczycielką, chłopcami i dojrzałą kobietą w świecie, który się rozpadał. Dłoń Adama spoczęła na moim karku, delikatnie, ale stanowczo, kierując moją twarz w swoją stronę.

Poczułam, jak coś we mnie pęka - jakaś tama, która powstrzymywała emocje przez całe lata małżeństwa z Tadeuszem, przez lata udawania, przez lata bycia kimś, kim nie byłam. I nagle zrozumiałam, że to, co miało być moim największym upokorzeniem, mogło stać się początkiem czegoś innego. Czegoś, czego sama się bałam.

Rozpięłam ich paski, słysząc metaliczny dźwięk klamer. Świat wokół nas zniknął - nie było stanu wojennego, nie było patroli, nie było Tadeusza, nie było szkoły. Byliśmy tylko ja i oni, w tej bramie, na granicy katastrofy i wyzwolenia.

"Jeśli to zrobię," powiedziałam, podnosząc wzrok, "będziemy kwita. Rozumiecie? Żadnych więcej szantaży, żadnych gróźb."

"Oczywiście, pani profesor," powiedział Marek z lekką ironią, a Adam skinął głową. "Jak pani sobie życzy."

Kłamali. Wiedziałam o tym. To był dopiero początek - początek czegoś, co mogło mnie zniszczyć albo wyzwolić. Ale w tamtym momencie, klęcząc przed nimi w bramie, z dłońmi na ich kroczach, z oddechem przyspieszonym nie tylko strachem, ale i czymś znacznie bardziej pierwotnym, nie dbałam o jutro.

Za rogiem światła patrolu zatrzymują się. Słyszę głosy żołnierzy, rozkazy, szczęk broni. Są tak blisko, że wystarczyłby mój krzyk, by ich sprowadzić. Ale nie krzyczę. Zamiast tego robię to, co muszę, by przetrwać. By ochronić swoje sekrety. By zaspokoić głód, o którego istnieniu nie wiedziałam.

Zzsunęłam ich spodnie wraz ze slipami, powoli, z premedytacją, utrzymując kontakt wzrokowy. Nie jestem już wystraszoną ofiarą - jestem kobietą, która podejmuje decyzję. Złą, być może, ale swoją.

Dłoń Adama zanurza się w moich włosach, chwytając je i mocno ciągnąc, a ja rozchyliłam usta…

"Niniejszy rysunek oraz postać wraz z postacią stanowią utwór chroniony przepisami ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie osobiste i majątkowe do powyższych elementów przysługują wyłącznie ich autorowi. Zabrania się jakiegokolwiek kopiowania, rozpowszechniania, przetwarzania lub wykorzystywania w całości lub w części bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela praw."

2 komentarze

 
  • Użytkownik Historyczka

    Czuję się taka bezbronna... W tej przemoczonej sukience... klęcząca... upokorzona...  

    Tylko... Dlaczego ta sytuacja tak mnie podnieca?

    6 dni temu

  • Użytkownik Historyczka

    Ale poprosimy o kilka słów komentarza do tego tak ekscytującego zdjęcia... :)

    tydz. temu

  • Użytkownik Popey

    @Historyczka Zgodnie z życzeniem - dodałem kilka słów komentarza  ;)

    6 dni temu