Cycuś-Kinguś: Klik-Klak

źródło: Twórczość Własna
Była połowa lipca 1983 roku, a ja – szesnastoletnia Kinga – umierałam z nudów na naszej mazurskiej wsi. Żniwa miały się zacząć dopiero za tydzień, więc to był jeden z tych rzadkich momentów, gdy w gospodarstwie nie było za dużo roboty. Za to upał był niemiłosierny – słońce prażyło tak, że nawet kury chowały się w cieniu, a krowy stały jak wryte w stawie, nie chcąc wyjść na pastwisko.
Dwa dni temu przyjechała do nas ciotka Jadwiga z Lublina – siostra mojej mamy, nauczycielka historii w liceum. Była zupełnie inna niż mama – elegancka, wykształcona i jakaś taka tajemnicza. Zawsze, gdy przyjeżdżała, przywoziła jakieś ciekawe książki albo opowieści z dużego miasta. Przyjechała właściwie na dłużej, ale zaraz po przyjeździe, że musi pilnie odwiedzić chorą ciocię Helenę w pobliskim miasteczku. Została więc u nas tylko jedną noc i wczoraj rano pojechała, zostawiając większość swoich rzeczy, w tym dużą skórzaną torbę, w pokoju gościnnym. Wyjęła z niej tylko najpotrzebniejsze drobiazgi do małej walizki, a resztę, w tym tę torbę, schowała na dnie szafy. Miała wrócić do nas za jakieś trzy dni.
"Pilnuj domu, Kinia." powiedziała mama, wychodząc rankiem do sklepu i na pocztę w sąsiedniej wsi. "Tata wróci wieczorem, a ja za dwie godziny. Tylko nie zapomnij nastawić ziemniaków na obiad!"
"Dobra, mamo," mruknęłam, machając jej na pożegnanie, a w głowie już rodził się plan.
Odkąd ciotka wyjechała, zastanawiałam się, co takiego ma w tej swojej wielkiej, skórzanej torbie. Widziałam, jak ostrożnie wyjmowała z niej jakieś rzeczy i chowała torbę na samym dnie szafy w pokoju gościnnym. Teraz, gdy byłam sama w domu, to była idealna okazja, żeby zajrzeć i sprawdzić, co tam chowa.
Pokój gościnny był mały, ale przytulny – łóżko nakryte własnoręcznie haftowaną narzutą, drewniana komoda i stara szafa pachnąca naftaliną. Na parapecie stały doniczki z pelargoniami, a przez okno widać było sad i kawałek lasu.
Skórzana torba ciotki stała w rogu szafy, częściowo przykryta płaszczem. Otworzyłam ją ostrożnie, czując się trochę jak włamywaczka – ale jednocześnie podekscytowana. W środku były starannie ułożone ubrania, kosmetyczka, jakieś papiery, książka o starożytnym Egipcie (ciotka uczyła historii, więc to nie było zaskoczeniem) i... małe, eleganckie pudełeczko schowane na samym dnie.
Pudełko było okrągłe, wyłożone czerwonym aksamitem. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam dwie ciężkie kulki, wielkości nieco większe od orzecha laskowego, połączone grubszą, silikonową (?) żyłką. Były chłodne i gładkie w dotyku, wykonane z jakiegoś ciemnego, matowego tworzywa. Wyglądały trochę jak takie ciężarki do ćwiczeń rąk, tylko w mini wersji.
"Co to może być?" – zastanawiałam się, obracając kulki w dłoni. Wyglądały jak jakaś dziwna zabawka albo ozdoba, ale do czego służyły?
W pudełku była też mała karteczka. Rozłożyłam ją ostrożnie i przeczytałam: "Kochana Jadwigo! Te kulki Kegla to nowinka z zachodu, trudno dostępna, ale rewelacyjna. Polecam używać codziennie po 15 minut. Uwaga – zmieniają życie! Twoja Marysia."
Kulki Kegla? Nigdy o czymś takim nie słyszałam. I co to za ćwiczenia na 15 minut? Coś dla zdrowia? Ciotka miała problemy z kręgosłupem, może to było do ćwiczeń rehabilitacyjnych?
Przyłożyłam kulkę do skroni – może to był jakiś masażer? Nic szczególnego nie poczułam. Może to do masażu pleców? Spróbowałam przetoczyć kulkę po karku – przyjemne, ale nic specjalnego.
I wtedy przypomniałam sobie rozmowę podsłuchaną kiedyś w szkole. Starsza koleżanka, Jola, która miała kuzyna w Niemczech, szeptała coś o "zabawkach dla dorosłych kobiet". Inne dziewczyny chichotały, a ja nie rozumiałam, o co chodzi. Czy to możliwe, że...?
Nie, to niemożliwe. Moja ciotka, poważna nauczycielka historii, nie miałaby czegoś takiego... prawda? Z drugiej strony, ciotka Jadwiga zawsze była inna – nowoczesna, niezależna. Nigdy nie wyszła za mąż, mieszkała sama, jeździła na wycieczki za granicę i przywoziła dziwne rzeczy, o których u nas nikt nie słyszał.
Z czerwonymi z emocji policzkami, pobiegłam do swojego pokoju, zabierając kulki ze sobą. Zamknęłam drzwi na klucz, choć byłam sama w domu, i usiadłam na łóżku, wpatrując się w ten tajemniczy przedmiot.
A jeśli to jest TO, co sobie wyobrażam? Jak by to było... użyć ich? Sama myśl o tym sprawiła, że poczułam dziwne łaskotanie w brzuchu.
"Jesteś głupia," powiedziałam do siebie. "To na pewno nie jest to, co myślisz." Ale ciekawość była silniejsza. Z wahaniem, czując jak policzki mi płoną, rozebrałam się, kładąc na łóżku. Serce waliło mi jak oszalałe. Wzięłam do ręki jedną z kulek. Była chłodna i gładka. Przyłożyłam ją niepewnie do swojego krocza, tam na dole. Poczułam się głupio i jednocześnie byłam podniecona własną odwagą. Czy naprawdę zamierzałam to zrobić?
Delikatnie nacisnęłam, próbując wsunąć kulkę do środka. Było to dziwne, trochę nieprzyjemne i nic się nie działo. Moje ciało stawiało opór. Odsunęłam kulkę. "No i dobrze," pomyślałam z ulgą, ale jednocześnie z jakimś lekkim rozczarowaniem. "To najwyraźniej nie jest TO. To musi być coś innego, może faktycznie jakiś przyrząd do masażu, tylko nie wiem jak go użyć."
Już miałam odłożyć kulki z powrotem do pudełeczka, gdy coś mnie powstrzymało. Przypomniałam sobie, jak kiedyś Jola, ta starsza koleżanka, szeptała coś w szkole o "tych sprawach": "Najpierw musisz być mokra, inaczej nic nie wejdzie." Wtedy nie bardzo rozumiałam, o co jej chodziło, ale teraz te słowa wróciły do mnie z nową siłą. "Mokra?" – szepnęłam sama do siebie. Z wypiekami na twarzy, które robiły się coraz gorętsze, moja ręka powędrowała tam, między nogi. Zaczęłam się głaskać. Powoli, bardzo delikatnie, z lękliwą ciekawością badając własne ciało. To było nowe, dziwne uczucie, trochę przyjemne, chociaż nigdy wcześniej nie robiłam tego w ten sposób, tak celowo, skupiając się na tym, co czuję.
Po chwili poczułam pod palcami wilgoć. Moje serce zabiło jeszcze mocniej. Ostrożnie wzięłam kulkę raz jeszcze. Tym razem, gdy spróbowałam ją wsunąć... o dziwo, to miejsce we mnie zaczęło ustępować! Z bijącym sercem naciskałam mocniej, czując jak kulka powoli wślizguje się do środka, jak moje ciało się poddaje, aż nagle - hop! - kulka wskoczyła do środka!
"Jejku!" – pisnęłam z zaskoczenia, czując jak kulka zanurza się we mnie. Mogłam ją poczuć – twardą, ciężką, wypełniającą mnie w zupełnie nowy, nieznany sposób.
Druga kulka poszła już łatwiej. Było tam wilgotno i jakoś tak inaczej po pierwszej kulce. Przyłożyłam ją i lekko nacisnęłam. Po chwili wskoczyła za pierwszą, wywołując we mnie dziwne, ale przyjemne uczucie pełności.
"Matko jedyna..." – szepnęłam, czując jak moje wnętrze wypełniają dwie ciężkie kulki. Na zewnątrz pozostał tylko sznureczek. Wstałam ostrożnie, niepewna, co się stanie.
I wtedy kulki poruszyły się we mnie! Przy każdym ruchu przesuwały się, dotykając i drażniąc jakieś wrażliwe miejsca w środku mnie, o których nie miałam pojęcia. To było jak setki cichych dreszczy, rozchodzących się z samego środka mnie po całym ciele.
"O rany..." – westchnęłam, robiąc kilka niepewnych kroków po pokoju. Z każdym ruchem kulki zmieniały położenie, masując mnie od wewnątrz. Moje nogi stały się miękkie, a między udami czułam narastające gorąco. To było tak... intensywne!
Teraz kulki były moim małym sekretem – i nie mogłam się zdecydować, czy chcę je natychmiast wyjąć, czy może... ponosić trochę dłużej, żeby lepiej poznać to nowe, fascynujące uczucie. Ciekawość nowego doświadczenia była jednak silniejsza. Naciągnęłam majtki, próbując ukryć wystający sznureczek.
Wróciłam do pokoju gościnnego z zamiarem odłożenia pudełka na miejsce. Gdy schyliłam się, by włożyć je do torby, kulki gwałtownie przesunęły się we mnie, trafiając w jakieś niezwykle wrażliwe miejsce.
"Oooch!" – wyrwało mi się. Kolana ugięły się pode mną, a całe ciało przeszył dreszcz przyjemności. Co to było? I czy zawsze tak będzie, gdy się poruszę?
Próbując zapanować nad drżeniem nóg, odłożyłam pudełko dokładnie tam, gdzie je znalazłam. Nie było łatwo – każdy ruch wywoływał nową falę doznań. Moje ruchy stały się powolne i ostrożne, jakbym chodziła po cienkim lodzie.
Spojrzałam na zegar – minęła ponad godzina odkąd mama wyszła. A ja wciąż miałam nastawić ziemniaki na obiad i... jakoś poradzić sobie z tymi kulkami w środku!
Ruszyłam do kuchni, każdy krok był torturą i rozkoszą jednocześnie. Czułam, jak moje policzki płoną, a między nogami robiło się coraz bardziej wilgotno i gorąco, coś tam pulsowało. Nogi miałam jak z waty.
W kuchni wyjęłam wielki garnek i zaczęłam obierać ziemniaki. Ale to była katorga! Przy każdym ruchu, przy każdym wysiłku, kulki przesuwały się i obracały, drażniąc moje wnętrze. Oddychałam coraz szybciej, czując jak po plecach spływają krople potu.
W końcu garnek z ziemniakami stał na kuchence. Włączyłam gaz i oparłam się o blat, próbując złapać oddech. Moje ciało było teraz w stanie ciągłego pobudzenia. Czułam, jak między nogami narasta dziwne ciśnienie, jakby miało tam eksplodować coś, czego jeszcze nie znałam.
"Co ja sobie myślałam?" – szepnęłam, zdając sobie sprawę, że muszę jak najszybciej pozbyć się tych kulek. Ale jak? Łazienka była na zewnątrz, przy oborze. Co jeśli ktoś mnie zobaczy? A poza tym, nie byłam pewna, czy do niej dojdę!
Spróbowałam pociągnąć za sznureczek, ale tylko pogorszyłam sprawę. Kulki poruszyły się, ocierając się o wrażliwe ścianki. Fala gorąca rozlała się po moim brzuchu, a z gardła wyrwał się zduszony jęk.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie furtki. O nie! Ktoś szedł do domu! Nerwowo podeszłam do okna, a każdy krok wysyłał nowe iskry przyjemności przez moje ciało. Przez okno zobaczyłam mamę, wracającą ze wsi. Szła szybko, niosąc siatkę z zakupami.
O matko! Co teraz? Nie miałam czasu. A nawet gdybym miała, nie byłam pewna, czy bym je wyjęła, bo mocno zacisnęły się w środku! Co ja teraz zrobię?
Mama była już w sieni.
"Kinia! Wróciłam! Pomóż mi z tymi zakupami!" – zawołała, wchodząc do domu.
Stałam w kuchni jak sparaliżowana, cała spięta. Każdy ruch sprawiał, że kulki przesuwały się we mnie, wysyłając fale przyjemności, które było coraz trudniej ignorować. Moje policzki płonęły, nogi drżały, a między udami czułam narastające, wilgotne pulsowanie.
"Kinga? Gdzie jesteś?" – mama weszła do kuchni, stawiając ciężką siatkę na stole. – "O, już nastawiłaś ziemniaki? Bardzo dobrze. Zanieś jeszcze mąkę do spiżarni."
Ruszyłam powoli w jej stronę, próbując iść normalnie, choć każdy krok był wyzwaniem. Kulki przesuwały się i obracały, wypełniając mnie pulsującym gorącem.
"Coś ty taka czerwona na twarzy?" – mama spojrzała na mnie podejrzliwie. – "Nie masz czasem gorączki?"
"N-nie, mamo... to... upał," wyjąkałam, czując jak pot spływa mi po karku.
Mama podała mi ciężki worek mąki. Gdy go dźwignęłam, wszystkie mięśnie mojego ciała napięły się, a kulki wewnątrz mnie nagle przesunęły się w takie miejsce, że...
O mój Boże! Nagle poczułam, jak w moim brzuchu zaczyna się tworzyć coś wielkiego, jakby fala, która zaraz mnie pochłonie. Moje wnętrze zacisnęło się wokół kulek, a między nogami poczułam pulsowanie tak intensywne, że aż zakręciło mi się w głowie.
"Kinga?! Dobrze się czujesz?" – głos mamy dochodził jakby z oddali. – "Jesteś cała blada. I co tak stoisz? Idź z tą mąką!"
Ale ja nie mogłam się ruszyć. Czułam, jak moje ciało balansuje na krawędzi czegoś potężnego, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Kulki we mnie zdawały się poruszać same, napierając na każdy wrażliwy punkt w moim wnętrzu.
"Ja... ja..." – próbowałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle.
I wtedy mama zrobiła coś, co przelało czarę – podeszła i dotknęła mojego czoła, sprawdzając, czy nie mam gorączki. Ten nagły ruch, moja próba odsunięcia się, jej dotyk, sprawiły, że kulki we mnie gwałtownie się przesunęły i…
"Niniejszy rysunek oraz postać wraz z pseudonimem „Cycuś-Kinguś” stanowią utwór chroniony przepisami ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie osobiste i majątkowe do powyższych elementów przysługują wyłącznie ich autorowi. Zabrania się jakiegokolwiek kopiowania, rozpowszechniania, przetwarzania lub wykorzystywania w całości lub w części bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela praw."
Dodaj komentarz