Nie jest to śmieszny tekst i nie ma w nim ani krzty czarnego humoru. Jest jednak wyjątkowo mądry i absolutnie niepoprawny politycznie, więc, mimo braku śmieszności, pasuje tutaj jak ulał. Poza tym, dawno nie widziałem tak trafnego opisu polskiej historii, w tak lakonicznej formie.
"[...] Polacy są mistrzami czekania. W zdecydowanej większości czekali pod rozbiorami, w czasie pierwszej i drugiej wojny, czekali w PRL i w stanie wojennym. Doczekali do Okrągłego Stołu. W III RP też czekali, żeby ktoś im zrobił lepszą Polskę. I się doczekali...
Tak było od wieków. Napaleńcy ganiali po lasach, polach i zebraniach, tkwili w konspiracjach, gnili po więzieniach, ginęli na barykadach, marnowali kariery, zaniedbywali rodziny, tracili majątki i biznesy, angażowali swój czas, emocje i pieniądze. A naród mnożył się, bawił, dorabiał, czekając, co z tego wszystkiego wyniknie. Zawsze mu się taka taktyka sprawdzała.
Jesteśmy społeczeństwem, które nigdy sobie nie wywalczyło wolności. Nie wyzwoliliśmy się, jak Francuzi czy Włosi, spod feudalnej władzy, zdobywając Bastylię lub oblegając Watykan. Nie wyzwoliliśmy się, jak Amerykanie, Algierczycy, Węgrzy, spod kolonialnej władzy Brytyjczyków, Francuzów, Habsburgów. Czasem jedno czy dwuprocentowa garstka próbowała siebie i Polskę wyzwolić, ale – od Kościuszki po pierwszą Solidarność – ponosiła krwawo okupioną klęskę. A reszta patrzyła i uczyła się, że nie warto.
Raz tylko, jesienią 1980 r., polski ogół się zaangażował. Ale szybko mu przeszło. Parę lat po stanie wojennym trudno było znaleźć lokal na kolportaż nielegalnej, solidarnościowej bibuły.
W XX w. dwa razy odzyskiwaliśmy wolność i za każdym razem nie powszechnym obywatelskim zrywem, ale dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności wykorzystanemu przez nieliczną elitę. Pierwszy raz dzięki konfliktowi, który wyniszczył zaborców i skłonił ich do oddania suwerenności kanapowej reprezentacji Polaków, która szybko oddała ją Piłsudskiemu. Drugi raz dzięki upadkowi ekonomicznemu obozu sowieckiego, który skłonił władze do okrągłostołowych negocjacji z reprezentacją resztek Solidarności. Ani w 1918, ani w 1989 r. 99 proc. społeczeństwa nie musiało dla wolności nic robić. Nawet w czerwcowych wyborach 1989 r., kiedy nikomu nic już nie groziło, tylko 60 proc. dorosłych pofatygowało się na głosowanie i tylko 60 proc. z nich głosowało za zmianą (czyli na Solidarność). Jedna trzecia obywateli zdobyła się na wysiłek wrzucenia kartki do urny, by Polska była bardziej wolna.
Może to nie było takie złe, że większość Polaków nie rwała się do walki o wolność. Bo przez 200 lat szansa na sukces była bardzo wątpliwa. Dobrze się stało, że kiedy garstka konspirowała, cierpiała i ginęła, ogół skupił się na banalnej egzystencji i trwaniu. Inaczej przez dwa wieki niewoli zrobilibyśmy z Polski jeszcze większą ruinę. A może byśmy się całkiem wytrzebili, jak kiedyś Prusowie i Jaćwingowie.
Odwieczny podział na śladową zaangażowaną mniejszość i ogromną większość, pielęgnującą tylko lub głównie swoje prywatne sprawy, dobrze się sprawdził w niewoli. Pozwolił nam za cenę różnych kompromisów i kolaboracji przetrwać biologicznie, ekonomicznie i tożsamościowo. Problem się zaczął, kiedy ten podział z niewielką korektą przetrwał także, gdy skończyło się zniewolenie. To, co było zbawienne w niewoli, stało się mordercze dla polskiej demokracji po 1989 r.
Powszechna obojętność na potrzeby wspólnoty, owo polskie „ja się do polityki nie mieszam”, „ja mam żonę i dzieci (teraz raczej kredyt i ZUS)”, „ja się zajmuję swoimi sprawami” (zawsze na początku jest „ja”), oraz wizja obywatelskości polegającej na tym, że każdy robi, co do niego należy (piekarze pieką, pisarze piszą, rządzący rządzą, działacze działają, a wyborcy raz na cztery lata wybierają), dusiły polską demokrację przez ćwierć wieku, aż ją wreszcie zdusiły. [...]" - Jacek Żakowski
PS. Zdjęcie nie ma nic wspólnego z tematem tego artykułu. A może ma?
źródło: polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1643267,1,jak-sie-bronic-przed-demokratycznie-wybrana-w
Dodaj komentarz