Niebieski tygrys – Rozdział 27| Przecież jej przyrzekałam

Niebieski tygrys – Rozdział 27| Przecież jej przyrzekałamKtoś posadził mnie na krześle i podetknął szklankę wody do ust, ale gdy ją chwyciłam, od razu ubrudziłam szkło krwią.
Parę osób zajrzało do pudełka, by sprawdzić, co spowodowało mój wrzask. Po chwili odsuwali się z szokiem na twarzy i szeptali innym, co zobaczyli. Wieść szybko się rozniosła.
Byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie składać najprostszych zdań.  
Moja jedyna przyjaciółka.
Ta, która zawsze przy mnie była…
Martwa.  
Ten psychol ją zabił. Z zimną krwią. W dodatku postarał się, bym gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że Nathan brał w tym udział – przez to głupie logo jego firmy.
– Amelia, oddychaj. – Dyrektor przecisnął się do mnie, krzywiąc się z niesmakiem. – Boże, co za okrucieństwo. Zabierzcie to gdzieś – mruknął do kogoś. – Niedobrze mi na widok krwi. – Zreflektował się po chwili i ukucnął przy mnie. – Amelia, oczywiście, możesz iść do domu. Nie musisz dziś pracować. To, co się właśnie stało, jest na tyle szokujące, że…
Przestałam go słuchać. Byłam chyba w szoku, bo mój mózg skupił się na kompletnie innej sprawie – wszyscy wokół mnie robili taki szum, jakby właśnie umarł mi członek rodziny. Zapewne ich troska i przerażenie wynikało z faktu, że Leah nie umarła śmiercią naturalną, tylko została zadźgana. Tak przynajmniej usłyszałam z szeptów dookoła mnie – ci, którzy obejrzeli zwłoki z bliska, dopatrzyli się ran ciętych.
Nie wiedzieli tego, ale dla mnie Leah faktycznie była członkiem rodziny.
Jak w transie wyszłam z pracy i pojechałam do Dana. Nie miałam nawet ochoty zaglądać do swojego mieszkania. Co bym tam zastała? Miejsce zbrodni? Krew Leah na ścianach? Z każdą kolejną sekundą poczucie winy zżerało mnie coraz bardziej. Myślałam tylko o sobie. Wyprowadziłam się do Dana, zostawiając Leah w mieszkaniu jedynie z zapasem jedzenia. Dlaczego nie wzięłam jej ze sobą? Dlaczego wydawało mi się, że będzie tam bezpieczna? Za bardzo przyzwyczaiłam się do myśli, że prześladowca tylko wypuszczał ją z klatki, chcąc zasygnalizować swoją obecność. Założyłam z góry, że jeśli do tej pory nic jej nie zrobił, to…
Dlaczego byłam taka głupia? Tak samolubna? Zostawiłam ją tam na pastwę tego psychola, kimkolwiek był. Gdybym tylko była w mieszkaniu albo zabrała ją ze sobą…
Nagle zdrętwiałam.
Przecież nie zamierzałam wyprowadzać się do Dana i zostawiać Leah. To on do mnie przyjechał, wziął sprawy w swoje ręce i powiedział, że jadę do niego. Narzucił mi to, nie miałam nawet nic do powiedzenia, bo byłam zbyt otumaniona po tabletkach. Spakował mnie, a Leah dał jeść. Nie zasugerował, żeby zabrać ją ze sobą. Zabrał tylko mnie.
By Leah była sama.  
Czy to jednak był Dan? Wywabił mnie z mieszkania, by później w spokoju móc zabić moją świnkę morską?
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to przecież było bez sensu. Ktokolwiek mnie prześladował, już od dłuższego czasu miał swobodny wstęp do mojego mieszkania. Był tam pod moją nieobecność. Przez większość czasu Leah była sama, bo ja byłam w pracy lub z Danem albo Nathanem. Nikt nie musiał mnie wywabiać. Dan próbował mi tylko pomóc, a ja już we wszystkich zaczynałam widzieć wrogów.
Nathan znowu zaczął do mnie wydzwaniać – wyraźnie już coś podejrzewał. Choć rozmowa z nim była ostatnim, na co miałam ochotę, w końcu odebrałam.
– Halo?
– Boże, Amelia, w końcu odebrałaś! Czemu nie odbierasz moich telefonów, nie odpisujesz na wiadomości? Pogodziliśmy się, a potem nagle zniknęłaś…
– Moja świnka morska została zabita – powiedziałam grobowym głosem.
Nathan umilkł na chwilę.
– Bardzo mi przykro. – Zawahał się. – Zabita?
– Ktoś przysłał mi jej zwłoki w pudełku. Oznaczonym logo twojej firmy. – Właściwie nie wiedziałam, po co mu to mówiłam.
Wciągnął gwałtownie powietrze.
– Co? Żartujesz sobie? To… niemożliwe. Chore. Nie rozumiem… – Nagle jego głos stał się wyższy o oktawę. – Amelia, chyba nie sądzisz, że ja to zrobiłem?
Nie. Nie sądziłam. Ktokolwiek to zrobił, chciał tylko wrobić Nathana, jeszcze bardziej mnie skołować.
Udawało mu się, bo najwyraźniej traciłam już zmysły.
– Nie – odparłam piskliwie. – Ale naprawdę muszę teraz pobyć sama. Rozumiesz mnie?
– Tak, oczywiście…
Nie słuchałam go już dłużej, bo nagle drzwi się otworzyły i do mieszkania wszedł Dan. Uśmiechnął się z zaskoczeniem na mój widok, a ja rzuciłam szybko do słuchawki:
– Muszę kończyć. Cześć.
– Widzę, że spodobał ci się mój sweter – rzucił Dan, podchodząc do mnie i całując delikatnie w usta na przywitanie.
Zerknęłam na siebie. Istotnie, znowu miałam na sobie jego czarny sweter, choć przecież dzień był ciepły.
Nie pamiętałam nawet, kiedy go wkładałam.
– Co robisz w domu? – zapytał nagle, przyglądając mi się uważnie. – Nie poszłaś do pracy? Co się stało?
Nie miałam ochoty znowu powtarzać tego na głos. Nie chciałam mówić Danowi, co się tak naprawdę stało. Wtedy już na pewno zaciągnąłby mnie na policję i kazał składać zeznania, a ja nie miałabym już żadnej wymówki, by tego nie robić. W grę wchodziły już nie tylko groźby i włamania – teraz także morderstwo.
– Nic. Po prostu źle się czuję – skłamałam. – Prześpię się trochę. – Na dowód moich słów, położyłam się do łóżka i odwróciłam plecami do Dana, by niczego nie wyczytał z mojej twarzy. Musiałam z tym skończyć – z tą słabością, szczerością, zachowywaniem się jak para. Przeczyłam sama sobie. Mówiłam, że nigdy go nie pokocham, a robiłam wszystko dokładnie tak, jakbym jednak  coś do niego czuła. Pewnie w głębi duszy był wniebowzięty – nie pokazywał tego, żebym znowu nie uciekła, ale przecież nadal był sobą.
A ja wciąż byłam sobą. Musiałam nią być.
Musiałam w końcu się zemścić.

*

Dan spał, obejmując mnie ramieniem, ale ja gapiłam się w sufit i nie byłam w stanie zmusić się do snu. Ciągle miałam przed oczami martwą Leah w pudełku. Co jakiś czas po policzkach spływały mi świeże łzy.  
Chyba jeszcze za nikim nie płakałam tak, jak za nią.  
Nawet, gdy umarła moja mama, wiedziałam, że sobie poradzę.
To, co przydarzyło się Leah… to była moja wina.
Nie powinnam była nigdy zapraszać nikogo do mojego mieszkania, do mojego życia. Pokazywać, co było dla mnie ważne.  
Wszystko zostało teraz wykorzystane przeciwko mnie.
Kto mi to robił? Kto znał wszystkie fakty i był gotowy zabić, bylebym tylko zapłaciła za krzywdy?
Przymknęłam oczy i w moim umyśle natychmiast pojawił się Caleb.
Ten film się nie zatrzymywał, cały czas leciał dalej.

Od momentu, gdy pokłóciliśmy się o tego policjanta, coś się między nami zmieniło, choć Caleb powtarzał, że wszystko gra. Chciałam mu wierzyć, ale czy naprawdę sądził, że byłam głupia i ślepa?
Chciałam to naprawić. Byłam tak zdeterminowana, że posunęłam się do czegoś, o co nawet się nie podejrzewałam.
Siedzieliśmy w moim mieszkaniu i piliśmy wino. Caleb sądził, że nie było w tym drugiego dna, ale ja musiałam trochę wspomóc się alkoholem – dla kurażu. To, co zamierzałam zrobić, nie było proste. Na samą myśl serce mi przyspieszało – w ten zły sposób. Gdyby mama tu była, zakleiłaby mi usta.
Ale moja mama leżała już od dawna w ziemi i nie miała na mnie wpływu. Zresztą, przecież przyrzekłam jej, że zawsze będę jej słuchać. Nadal zamierzałam to robić – ale kto powiedział, że nie istniały żadne malutkie odstępstwa od reguły?
W końcu wzięłam głęboki wdech.
– Caleb…
– Tak? – Zerknął na mnie z tym swoim łobuzerskim uśmiechem.  
Pogłaskałam go po blond włosach i popatrzyłam w te szare oczy, w których można było utonąć.
– Kocham cię – powiedziałam szybko, a wino i krążąca szybko krew wymalowały rumieńce na moich policzkach.  
W końcu. Powiedziałam to. Sądziłam, że gdy tylko te słowa wybrzmią, poczuję się inaczej – stanę się automatycznie słabsza, bardziej podatna na zranienie. Czekałam na ten cios, ale nie nadszedł. Cieszyłam się, że w końcu to powiedziałam. To nie miało być tylko naprawienie relacji – naprawdę to czułam. Już od dłuższego czasu. Ten niepozorny blondyn z uśmiechem nastolatka zawrócił mi w głowie i w końcu przestałam z tym walczyć.
Obraz mamy, który miałam przed oczami, nagle się rozpłynął. Zniknął bezpowrotnie. Nie czułam się winna. Przecież jej przyrzekałam – nigdy nie stracę kontroli. Nie będę jednak w stanie rozerwać Caleba na strzępy. Nie jego. Coś we mnie rozbudził.  
Myliłaś się, mamo. Nie wszyscy byli źli.
Przez twarz Caleba coś przemknęło. To był ułamek sekundy, nie potrafiłam nawet powiedzieć, co to było. Jakby jakiś grymas, który zniknął tak szybko, że po chwili nie byłam nawet pewna, czy naprawdę go widziałam.
– Ja też cię kocham – odpowiedział jednak, uśmiechając się jeszcze szerzej, po czym nachylił się, by mnie pocałować. Wino wychyliło się z kieliszka i rozlało na białe prześcieradło, ale nie obchodziło mnie to, bo Caleb przycisnął mnie do pościeli i wsunął rękę pod moją bluzkę.
Tylko to się w tej chwili liczyło.


Gdybym tylko nie dała się wtedy ponieść emocjom… Gdybym tylko nie powiedziała tych dwóch słów…

Po raz kolejny dzwoniłam do Caleba, a numer albo był zajęty, albo nie odpowiadał.
Próbowałam być spokojna, ale z każdą kolejną sekundą narastała we mnie wściekłość.
Gdzie on był, do cholery? Nawet, jeśli pracował, zawsze miał włączony telefon i odpowiadał na wiadomości. To nie mógł być przypadek. Coś musiało się stać.
Ignorował mnie. A przecież mnie się nie ignorowało.
Usiłowałam przypomnieć sobie, czy w ostatnim czasie wydarzyło się między nami coś, co dawałoby mu jakiekolwiek prawa, by nie odbierać ode mnie telefonów – ale nie. Między nami było świetnie. Nie dalej jak wczoraj uprawialiśmy seks na blacie w kuchni.
Nie zamierzałam tak tego zostawić.
Sprawdziłam, o której Caleb kończył tego dnia pracę i poszłam do kina. Stanęłam z boku, obserwując, jak z uśmiechem stoi za kasą i podaje komuś bilet. Dwie minuty później zastąpiła go koleżanka, a on zaczął ubierać się do wyjścia. Dalej stałam w ukryciu, patrząc, co zrobi. Czy zerknie na telefon i zobaczy, że miał nieodebrane połączenia? Oddzwoni?
Istotnie, zerknął na swoją komórkę. Uśmiechnął się i szybko coś odpisał. Popatrzyłam na swój ekran, który jednak się nie rozświetlił. Do kogokolwiek pisał, nie byłam to ja.
Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam, jak podchodzi do niego jakaś niska blondynka, a on czule ją całuje.
Musiałam się podeprzeć o ścianę, by nie upaść. Zamrugałam gwałtownie.
To musiał być sen.
Caleb ujął dłoń blondynki w swoją i razem przeszli do wyjścia, śmiejąc się. Nie zauważyli mnie. Patrzyłam, jak wsiadają do jego samochodu i po chwili odjeżdżają.
Cała się trzęsłam.
Powiedziałam mu, że go kocham. Pierwszemu i jedynemu. Dla niego złamałam swoje zasady.
A on pobiegł do innej. Okłamywał mnie, zlekceważył, upokorzył.  
Złamał mi serce, które po raz pierwszy komuś okazałam.
Zacisnęłam pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę, rozcinając ją lekko.
Pożałuje tego. Choćbym miała tej zemście poświęcić resztę życia – nie daruję mu.


Wysunęłam się ostrożnie spod ramienia Dana i zaczęłam się ubierać. Później po cichu wyszłam z jego mieszkania. I tak nie byłam w stanie spać. Musiałam pojechać do siebie. Zobaczyć, co się właściwie stało. Jeśli prześladowca tam na mnie czekał – tym lepiej. Miałam dość.
Rozsadzała mnie wściekłość.
Może wspomnienia o Calebie wracały w dobrym momencie – przypomniałam sobie, że przecież umiałam się mścić.
Choćby miało mi to zająć resztę życia.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller i erotyczne, użyła 2208 słów i 12142 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • agnes1709

    Obecna. Śmierć sierściucha była do przewidzenia, ale i tak masz  :spanki:  Kiedy w końcu jakieś kuku? :lol2:

    6 lut 2020

  • candy

    @agnes1709 ależ jesteś żądna krwi :D

    9 lut 2020

  • agnes1709

    @candy Nawet nie wiesz, jak bardzo  :whip:

    9 lut 2020