Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Masz głowę i ... – kombinuj!

Leszek ma problemy z dojrzewaniem, typowe dla milionów chłopców i tak jak większość z nich wyważa otwarte drzwi. Ma przeciw sobie potężnego wroga, i to takiego, którego wychował sobie nieco poniżej pępka. Nie chcielibyście...

Zacząłem więc kombinować jak znaleźć jakiś w miarę niezawodny sposób na nocne niespodzianki, ściślej te, których nie da się kontrolować, bo przecież ten potwór wcale nie chciał ustąpić. Najlepiej go czymś zawiązać, tylko czym? Na razie nie spowiadałem się, co dla niego szykuję, postawię go przed faktem dokonanym. Podwiązanie jednak nie wchodziło w grę, nie lepiej w coś go wsadzić? I tu z pomocą przyszła mi niezastąpiona Książka dla chłopców, z której dowiedziałem się o istnieniu czegoś takiego jak prezerwatywa. Co prawda jej przeznaczenie było inne, ale może i w tym będzie pomocna? Wiele na jej temat nie było, tyle że jest wykonana z lateksu i się ją nakłada. Zatem zadanie numer jeden – zdobyć prezerwatywę. W kioskach były, ich handlowa nazwa to eros. Zdecydowałem, że kupię dwie na próbę. Cena była przystępna, to złoty pięćdziesiąt to żaden wydatek, paczka najtańszych papierosów, sportów kosztowała trzy pięćdziesiąt. Nawet moje najskromniejsze oszczędności rzadko schodziły poniżej pięciu dych. Tylko gdzie je kupić? Coś mi mówiło, że to towar trefny i że trzynastolatek może mieć kłopoty z zakupem. Kioski na północnych Krzykach z góry odpadały, w większości znałem kioskarzy a oni mnie, w niektórych znano również rodziców. W centrum zawsze były kolejki, trzeba wybrać coś spokojniejszego. Usiadłem nad moim ukochanym planem Wrocławia i zacząłem kombinować. Leśnica za daleko, Księże Małe – nigdy ich nie lubiłem, już sam wjazd na Krakowską mi się nie podobał, a dalej było tylko gorzej. Co będzie, to będzie – pomyślałem, wychodząc z domu. Na Powstańców Śląskich wsiadłem w dwudziestkę i pojechałem na Grabiszynek. Gdzieś koło Inżynierskiej znalazłem kiosk, w którym siedziała znudzona starsza pani.  
– Poproszę dwa erosy.  
– Młodzieży nie sprzedajemy, Musisz mieć osiemnaście lat – odparła. Wsiadłem w najbliższy tramwaj jadący Grabiszyńską do centrum i wypatrzyłem kiosk przy ulicy Lwowskiej. Tym razem kioskarzem był jakiś facet, na moje oko po trzydziestce.  
– Są może erosy?  
– Spadaj gówniarzu!  
I tyle było z moich zakupów w tamtym miejscu. Czy rzeczywiście to taki przeklęty przedmiot? Z zakupu zrezygnować nie zamierzałem, jednak po dotychczasowych doświadczeniach lepiej mieć jakieś sensowne tłumaczenie. Hm, zgodnie z tłumaczeniem w książce, erosy robi się z lateksu, trzeba tylko jeszcze wiedzieć, co to jest... Na logikę plastik albo guma. No to po prostu powiem, że potrzebuję lateksu. Uzbrojony w wytłumaczenie podszedłem do kiosku na placu PKWN. Tym razem sprzedającym był starszy facet.  
– Poproszę dwa erosy.  
Popatrzył na mnie podejrzliwie, po czym niechętnie sięgnął do pudełka i mi je podał.  
– A na co ci? Nie za młody jesteś? No ale jak masz zrobić jakąś głupotę...  
– Potrzebuję lateksu.  
– A nie lepiej gumowe rękawiczki? Też są z lateksu.  
Cholera... Na to nie byłem przygotowany. Na szczęście z tyłu ktoś stanął, więc facet bez ceregieli podał mi erosy i zainkasował zapłatę. Czegoś nie rozumiałem. Czy jeśli ktoś idzie do sklepu kupić chleb, to sprzedawca pyta się, do czego jest potrzebny? Albo przestrzega, by za dużo nie jeść? Nie. To dlaczego robi się ceregiele przy sprzedaży prezerwatyw?  

W domu aż mnie korciło, by przetestować zakup, ale rodzice jeszcze nie spali, musiałem odczekać swoje. Mój przyjaciel chyba domyślał się, że szykuje się coś dziwnego, bo gorączkował się dobre pół godziny przed pójściem do łóżka. Traf chciał, że miałem sporo zadane i musiałem przedłużyć odrabianie lekcji. Jednak pod koniec nie mogłem już myśleć o niczym innym. No i wreszcie nadszedł ten moment. Na szczęście na opakowaniu był poglądowy rysunek, jak to się nakłada. Umieścić na czubku i rolować w dół. Jako syn inżyniera byłem już niezły w czytaniu rysunków poglądowych, szkiców i rysunków technicznych.  
– Co to kurwa jest? – zapytał mój przyjaciel. – Wiedziałem, że coś kombinujesz, doniesiono mi o tym już po południu, ale...  
– Trzeba cię jakoś ubrać. No szykuj się, będziemy przymierzać.  
– Wal się.  
– Słownictwo, misiu. Robisz mi problemy, to muszę na ciebie znaleźć jakąś radę.  
– Przestałeś mnie lubić? – zmartwił się.  
– Nie, nie o to chodzi. Raczej przestałem cię rozumieć, zachowujesz się irracjonalnie. Co prawda jest jakieś wytłumaczenie, nawet niedawno czytałem, hormony czy coś takiego, ale szczerze mówiąc, guzik mnie to obchodzi. No, ubieramy.  
Nie było to wcale takie trudne i już po chwili mój przyjaciel przestał być tak bezwstydnie nagi. Śmiesznie nawet wyglądał w tym kapturku, który, jak głosiła instrukcja, miał być pojemniczkiem na nasienie. Czyli łzy radości mojego przyjaciela. Zacząłem go głaskać, spokojnie, delikatnie. To było coś nowego, jakbym to nie ja dotykał. Mój przyjaciel siedział cicho, ale chyba mu się to podobało, gdyż zrewanżował mi się tak silnym tańcem radości, jakiego jeszcze nie przeżyłem. Zmęczony po prostu zasnąłem.  

Na D–Day wybrałem noc z soboty na niedzielę, kiedy mama siedzi u ciotki w Opolu. I okazało się to bardzo roztropną decyzją. W niedzielę rano i ojciec i ja lubimy sobie pospać, ale granice rozkoszy są ustalone na dziewiątą, by ubrać się, zjeść śniadanie i spokojnie zdążyć do św. Henryka na sumę na jedenastą. Ponieważ testy odbywały się późnym wieczorem, chyba nawet po północy, musiał mnie budzić ojciec.  
– Co to jest? – zapytał, trzymając czubkami palców, jak najdalej od siebie, prezerwatywę.  
On nie wie, co to jest? No co jest, do cholery? To raczej on powinien mi to powiedzieć, a nie pytać się mnie – pomyślałem, budząc się w trybie błyskawicznym.  
– To jest prezerwatywa – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.  
– Ja się ciebie nie pytam, co to jest...  
Czyżbym się przesłyszał?  
– ... ale co to robi w twoim pokoju na podłodze.  
Przecież mu nie odpowiem, że leży, bo to było oczywiste, ale skoro miał kłopoty z ustaleniem podstawowych faktów...  
– Skąd to masz? – grzmiał dalej ojciec.  
– Kiosk na placu PKWN, cena detaliczna...  
– Wiem, ile kosztują. Jeszcze pytanie po coś to kupił – głos ojca nie brzmiał bynajmniej pojednawczo.  
Nie trzeba było tak od razu? To się dawało logicznie wytłumaczyć, a nawet powołać się na niedawno wydane nowe przepisy domowe. Bez zbędnych ogródek powiedziałem ojcu, po co mi to było.  
– Nie mogłeś z tym przyjść od razu do mnie? – powiedział zupełnie innym głosem, po części zrezygnowanym, po części z dużą ulgą. – To nie tak się robi, myślę, że z tym pomysłem mógłbyś startować w jakimś konkursie racjonalizatorskim. Tyle że, jak widzisz, ma wady. Po pierwsze, pokaż mi się w tej piżamie.  
Wstałem, a ojciec popatrzył na rozporek. Mój przyjaciel akurat miał wolne od swej niedawnej aktywności, wiec większego wstydu nie było.  
– One są po prostu za szerokie, nawet teraz widzę ci jajka. Nic dziwnego, że później są takie niespodzianki na pościeli. Jedyna rada to kupić ci porządne spodenki do spania albo przyzwoitą piżamę. Tyle że po naprawdę porządną piżamę to trzeba jechać do NRD albo jeszcze lepiej do Reichu. Zobaczę w sklepie za porządnymi gaciami na noc dla ciebie. Jeszcze tylko zmierzę cię w pasie. A na drugi raz jak masz takie problemy to mi mów, chyba ostatnio sobie coś wyjaśniliśmy.  
„W ogóle ostatnio zmieniłeś się nie do poznania” – chciałem mu odpowiedzieć, ale na razie nie będę go za bardzo chwalił, może mu się jeszcze coś odwidzi?  

Całość znajdziesz na chomiku o nazwie trujnik pod tytułem Witamina M. Wesołej lektury!

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii komedia i obyczajowe, użył 1412 słów i 8072 znaków, zaktualizował 29 gru 2022. Tagi: #higiena #zdrowie #dojrzewanie

2 komentarze

 
  • iiswkornaa

    Ciekawe opowiadanie. Będzie kontynuowane na lol24?

    14 sty 2023

  • trujnik

    @iiswkornaa To cała powieść. Nie, tu ma złe wyniki.

    14 sty 2023

  • iiswkornaa

    Ojciec załatwił Leszkowi inne spodenki do łóżka?

    14 sty 2023

  • trujnik

    @iiswkornaa Tak, załatwił :)

    14 sty 2023