Kszyk-cz.6 (Epilog i rozwolnienie akcji)

Michael zaginął i najpewniej zginął. Znaleźli tylko jego palec. To było bardzo stresujące.

- Czy to na pewno nie jest to, co myślę? - zapytał komisarz.

- Nie, to na sto procent palec.

- Może po prostu komuś odpadł. Nie róbmy afery.

- Podsumujmy, zostało nas siedmioro. Pedro, Lucinda, Rurk, ja i pan oraz jeszcze tych dwóch gliniarzy, którzy i tak zaraz zginą - powiedział detektyw do komisarza. - Ktoś po kolei nas wykańcza, podrzucając coraz to nowsze dowody zbrodni. Jakby chciał się z nami bawić albo zależało mu na tym, byśmy nie odjechali przed zmrokiem.

- Rurk, dlaczego trzymasz w rękach zakrwawioną piłę?

- Znalazłem ją w samochodzie.

- Przecież ty nie masz samochodu.

- W tym należącym do komisarza - rzekł Rurk z tępym wyrazem twarzy.

Wszystkie spojrzenia utkwiły w komisarzu, który zaczął nerwowo przebierać nogami.

- Nie wiem, skąd się tam wzięła. Może ciąłem nią drewno.

- Dlaczego jest na niej krew?

- Musiałem skaleczyć jakiegoś robaka. Chyba że to farba. Ostatnio malowałem mieszkanie, a nie miałem pędzla ani wałka. Lubię czasem poeksperymentować. Niekiedy pracuję jako drwal, dorabiam sobie do pensji.

- Zarabia pan cztery razy więcej od nas.

- Ale ja mam żonę i duży dom.

- Chwileczkę, coś sobie przypomniałem...

Detektyw podszedł do Lucindy, która o mało nie zemdlała. Miał nadzieję, że to nie z powodu jego zapachu.

- Pani wychodziła zza radiowozu, miała zakrwawione ręce.

- Mówiłam już, że...

- Kłamie pani. Czytam z pani twarzy jak z otwartej rozkładówki Playboya.

- Dobrze. Ja to zrobiłam. Bałam się, że skażecie Pedra.

- Dlaczego?

Nagle Pedro wyciągnął sporego gnata i strzelił do dwóch stojących najbliżej gliniarzy. Przezornie ubrali oni kamizelki kuloodporne, ale były chińskie, więc przepuściły wszystkie kule.

- On ich zranił! - krzyknął komisarz. - To jakiś czarnoskóry szaleniec.

- To, że kogoś zastrzeliłem, nie powoduje, że możecie mnie obmawiać. Jesteście rasistami, od początku to wiedziałem.

- Proszę się uspokoić.

- Nic z tego. Wiedziałem, że moja kryminalna przeszłość w końcu wypłynie. Tak, to ja załatwiłem wszystkich.

- Ty rasisto! - ryknął komisarz i rzucił się na Pedra. Ten z rozmachem uderzył go w głowę swoją spluwą.

- Zamknąć się! Teraz to ja dyktuję warunki. Dostałem cynk, że w naszej policji jest psychopata. Domyśliłem się, że o mnie chodzi, więc musiałem działać, bo gliniarze byli na moim tropie. Namówiłem narzeczoną na ten sprytny plan. Miała udawać poszkodowaną, dla niepoznaki walnąłem ją młotem. Musiałem odwrócić uwagę wszystkich i wymyślić zbrodnię tak skomplikowaną, by zeszło wam do jutra rano.

- Czemu akurat tak?

- Cisza! Bo wtedy miałem dostać wypłatę i uciec z narzeczoną zagranicę. Ten zboczeniec w kominiarce pojawił się przypadkiem, więc żeby było ciekawiej jemu też przyładowałem, a potem dopisałem kilka słów w pamiętniku i podrzuciłem pierścionek do kieszeni. Zastrzeliłem technika i przekonałem Rurka, by się do tego przyznał, bo był to groźny zabójca. Potem jeszcze moja narzeczona miała mu uciąć palec i podrzucić dla zmyłki, ale zrobiła to tak nieudolnie, że wszystko się spieprzyło.

- Po co nam o tym, do cholery, mówisz?

- Nie wiem. Mogłem milczeć, ale co by to zmieniło?

- Nie miałbyś procesu z połowy kodeksu karnego.

- No tak. Za późno. Teraz was wszystkich zastrzelę.

- Czekaj. Jeszcze się dogadamy. W dodatku masz tylko dwa naboje.

- Nieprawda.

Pedro wystrzelił trzykrotnie w powietrze.

- I co? Blefowałeś. Były trzy.

- Dobra, brać go!

- Jak? Nadal jest dwa razy wyższy.

- No to co? Czy wszystko muszę robić sam?

Komisarz wstał, by znowu dostać w głowę, tym razem pięścią. Pedro odrzucił pistolet i zaczął uciekać. Nie udało mu się oddalić, bo wpadł w pułapkę na niedźwiedzie, zastawioną przez myśliwego-psychopatę.

- Ha. I co, teraz się nie stawiasz? Już nie jesteś taki wysoki, co?- zaśmiał się komisarz.

- Jasne, że jestem. I nadal mam siłę w rękach.

Komisarz dostał w twarz po raz trzeci, więc się zamknął. Afroamerykanin został pojmany i zapakowany do radiowozu.

- Jestem spóźniony. I co ja teraz powiem żonie?

- Że miał pan pracowity dzień.

- Przynajmniej zdążę jeszcze na spotkanie z dziwkami.

Wsiedli do samochodu i odjechali wąską ścieżką. Po chwili jednak komisarz kogoś potrącił.

- To tylko wiewiórka - powiedział.

- Ale ten koleś nadal leży na masce.

- Już nie leży. To pewnie jakiś pijak.

- Podobny do tego poszukiwanego psychopaty o pseudonimie Kszyk.

- Tym lepiej. Nawet po pracy zwalczam przestępczość.

KONIEC

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 850 słów i 4701 znaków.

Dodaj komentarz