Kszyk - cz.5 (Brat komisarza)

Detektyw chwilę zwlekał z odpowiedzią, aż w końcu rzekł:

- Skośnooki blondyn nikogo nie załatwił, co najwyżej tylko podrzucił pierścionek. Miałem go cały czas na oku.

- Wytrzymałe ma pan to oko. Dlaczego więc uciekał?

- Wytłumaczę później. Według mnie zostają trzej podejrzani. John, Rurk i...

Nagle John wyciągnął broń i przyłożył ją do głowy Rurka.

- Nie ruszać się. Nie chcę nikogo krzywdzić, ale pozwólcie mi odejść.

- Zabiłeś mojego brata? - zapytał zdziwiony komisarz.

- Nie, ale i tak mi nie uwierzycie.

-Masz rację. Proszę w takim razie nie robić głupstw.

- Bo co? Wypuścicie mnie?

- Zastrzelimy jak tylko puścisz Rurka.

- Więc go nie puszczę. Nie ze mną te numery.

- Jakie są twoje warunki? - zapytał komisarz, a po cichu rzucił do detektywa. - Spokojnie, mam doświadczenie w takich sprawach.

- Chcę dwieście tysięcy dolarów i helikopter.

- Ktoś ma drobne? Nikt? No cóż, helikoptera też nie mamy. Możemy załatwić forsę do jutra rano.

- To za długo.

- Dostanie pan jutro pieniądze albo nic dzisiaj.

- W takim razie wybieram nic dzisiaj.

- Okej, czyli po kłopocie? Myślałem, że będzie trudniej.

John puścił Rurka i w tym samym momencie został postrzelony przez komisarza.

- Za co? - jęknął ranny. - Przecież puściłem zakładnika.

- No właśnie. Nie taka była umowa? Zresztą nieważne. To tylko małe skaleczenie.

- Odstrzelił mi pan pół ręki.

- Proszę się nie denerwować i opanować gniew. Nadal nie mamy zabójcy.

- Kto zginął? - zapytała postać stojąca za komisarzem. Był to jego brat, znaleziony w kominiarce na brzegu rzeki.

- Co? Mervin? Skąd się tu wziąłeś?

- Przyszedłem po pieniądze.

- Przecież jesteś martwy.

- Czy to wystarczający powód, by nie oddać mi forsy?

- Pięć lat temu ci wszystko zwróciłem.

- Nieprawda, nie kłam mi tu.

- Zaraz, to pański brat? - wtrącił się detektyw, ale został zlekceważony. Komisarz był wyraźnie rozsierdzony.

- Dlaczego zaatakowałeś tamtą kobietę?

- Przecież jestem zboczeńcem. Nie wiedziałeś?

- Muszę cię zamknąć albo zastrzelić.

- Ja ci zaraz dam, ty fiucie.

- Teraz mnie wkurzyłeś. Przywalić ci?

- O, wal śmiało, stary zgrzybiały dziadu.

Mimo zapewnień komisarz zamiast użyć pięści wyciągnął broń i wystrzelił. Spłoszył tym ptaki, które lecąc narobiły mu na czapkę. Marvin zatoczył się do tyłu i został porwany przez silny prąd.

- Trzeba zanotować, że zginął w walce ze stadem rekinów. Przynajmniej nikt nie będzie zadawał niewygodnych pytań.

- Wygląda na to, że to pan jest zabójcą, którego szukamy - szepnął detektyw.

- Naprawdę? Więc to koniec śledztwa?

- W pewnym sensie. Teraz trzeba jeszcze uzupełnić formalności.

- Mniejsza o to. Wreszcie będę mógł wrócić do domu. Michael podrobi tylko odpowiednie dokumenty. Michael? Michael!

- Chyba ktoś go sprzątnął, panie komisarzu - doniósł Rurk.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 542 słów i 2940 znaków.

Dodaj komentarz