Kszyk - cz.4 (Uciekający podejrzany)

Do przodu przepchnął się wysoki czarnoskóry policjant. Kobieta sięgała mu nieco powyżej pasa.
- Pedro!
- Lucildo!
Uścisnęli się, słychać było trzask pękających żeber.
- Auu, nie tak mocno - jęknął Afroamerykanin.
- Przepraszam. Gdzie byłeś?
- Patrolowałem teren, upolowałem jelenia. Będzie na kolację.
- Ty jesteś zabójcą? Dlaczego wcześniej się nie przyznałeś? - oburzył się komisarz. - Oszczędzilibyśmy sobie kłopotu.
- Ja? Przecież jest teraz sezon łowiecki. Upolowałem tylko jednego małego jelenia.
- Małego? Ty zboczony kłusowniku.
- Nie no, był taki średni. W zasadzie to nawet duży.
- Jak duży?
- Bardzo duży.
- Załatwiłeś samca alfa, przywódcę stada. Za to grozi grzywna w wysokości trzystu dolarów.
- Trzysta dolarów - szepnął detektyw.
- No właśnie powiedziałem.
- Aha. Myślałem, że pyta pan, ile nam brakuje w tym miesiącu.
- No właśnie. Trzysta dolarów grzywny, płatne w gotówce.
- Zaraz, on zabił także zabójcę i naszego technika - rzucił któryś z funkcjonariuszy.
- Nie, technika zastrzelił Rurk.
- Tamtego zabójcę załatwił ktoś inny - usprawiedliwiał się Pedro. - Mam alibi. Był przy mnie John.
- Nie, ja byłem gdzie indziej. Przy tobie był John.
- No właśnie mówię.
- Chciałem powiedzieć Michael.
- Wcale nie. Ja wtedy spałem. Miałem ciężki dzień. - zaprotestował Michael.
- To pan był wtedy pod drzewem? - zaciekawił się detektyw. - Wziąłem pana za trupa.
- Co prawda jestem blady, ale...
- Więc ma pan alibi. Tylko Pedro nadal go nie ma.
- Czy naprawdę nikt nie widział dwumetrowego Afroamerykanina? - zdziwił się komisarz.
- Patrolowałem teren z Michaelem - powiedział Pedro. - Potem przybiegliśmy na miejsce zbrodni zobaczyć, co się stało. Nad facetem w kominiarce pochylał się Chińczyk.
- Nie Chińczyk, tylko ja - oburzył się skośnooki blondyn.
- Jak w ogóle masz na imię?
- Tsieng Tsa Tsung Mojang.
- Dobra, nieważne. Ten pieprzony Chińczyk stał nad nim i coś wkładał...
- Zboczeniec.
- Włożył mu coś do kieszeni. Kurczę, to był pierścionek, który dałem Lucindzie. W pierwszej chwili tego nie skojarzyłem.
- Co? To nieprawda. Przeszukiwałem tylko ciało.
- Podobno nikt go nie przeszukiwał.
- Nie no, Michael miał to zrobić.
- Wcale nie, bo John.
- Dość! Mam już tego dosyć! Robię sobie przerwę. Kto ma zaparzacz do herbaty?
- Ja, ale nie ma go gdzie podpiąć.
- No tak, jesteśmy w lesie. Dlaczego nie na przykład w elektrowni?
- Tam byliśmy w zeszłym tygodniu. Ukradłem im trochę prądu i wyniosłem w słoiku.
- Racja. Na czym skończyliśmy?
- Chciał pan pić herbatę.
- Tak, ale nie ma zaparzacza.
- Tak naprawdę...
- Cisza! Wracamy do śledztwa. Ten wysoki gość jest winny czy nie? Masz na imię Pedro, tak?
- Zgadza się. Ja tylko zastrzeliłem łosia... Nie! To był jeleń!
- Pomylił się. Bardzo podejrzane. - Rzucił ktoś z tłumu, który zebrał się nie wiadomo skąd.
- To z nerwów, naprawdę.
- Chwileczkę. A Chińczyk?
- Nazywam się... - zaczął blondyn.
- Nie obchodzi mnie to! Podrzuciłeś pierścionek?
- Po co miałbym to robić? Pedro kłamie.
- Kłamie i myli się. To podejrzane.
- Rasiści. Wszystko przez to, że jestem czarny?
- Zostawcie mój skarb w spokoju. On jest niewinny - Lucinda zaczęła bronić ukochanego.
- To Rurk strzelał! - krzyknął ktoś. - On zabił wszystkich!
- Co? Gdzie się podział Rurk? Odpowie za wielokrotne zabójstwo.
- Nic nie zrobiłem - dobiegł skądś głos Rurka.
- Gdzie jesteś? - zapytał zbity z tropu komisarz.
- Tutaj.
Komisarz skierował wzrok w dół.
- Dlaczego leżysz na ziemi?
- Ten pieprzony Chińczyk mnie wywrócił, gdy uciekał.
- Który Chińczyk?
- Ten pieprzony - rzekł niepewnie Rurk.
- Pewnie Michael.
- Hej, to nie ja. To John jest pieprzony.
- Wcale nie, wszystkiemu winien Alfred.
- Kto to jest Alfred?
- Nie wiem, tak rzuciłem bez sensu. Chciałem powiedzieć Gilbert.
- Ten, którego miałem wyrzucić? Jak mógł uciec, skoro go nie ma?
- Chodziło mi o... Tsieng Tsa Tsunga - dokończył powoli Rurk. - Skośnookiego blondyna.
- Uciekł? Winny zawsze ucieka. Łapać drania! - zakrzyknął komisarz i ruszył w pościg, a zanim cała reszta.
- Zaraz! On niczego nie zrobił.
Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli na detektywa, który rzucił te śmiałe słowa.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 814 słów i 4345 znaków.

Dodaj komentarz