Kszyk - cz.1

Detektyw i komisarz przybyli na miejsce zbrodni. Pod drzewem znaleźli nieruchomo leżące ciało.
- Czy to...? - zaczął detektyw.
- Nie, to tylko śpiący funkcjonariusz. Za długo wczoraj graliśmy na konsoli. Zwłoki są nieco dalej.
Przeszli jeszcze kawałek, aż dotarli nad rzekę, gdzie często kąpali się nielegalni chińscy imigranci.
Tam znaleźli młodą kobietę w potarganym ubraniu, leżącą na ziemi. Detektyw przyjrzał się uważnie.
- Widzę ślad na palcu. Zapewne ktoś ściągnął jej pierścionek.
- Nie, nie. Jeden z moich funkcjonariuszy to zrobił. Wypadek przy pracy.
Nagle kobieta otworzyła oczy.
- Myślałem, że nie żyje - zdumiał się detektyw.
- Tak nam się zdawało. Może pamięta, kto jej to zrobił.
- Nic nie pamiętam - zaprzeczyła kobieta.
- Widocznie w wyniku uderzenia straciła pamięć. Dostała dużym i tępym narzędziem.
- Może to Rurk. Jest duży i tępy.
- W krzakach nieopodal znaleźliśmy młot. To bardziej prawdopodobne narzędzie zbrodni. Jest na nim dziesięć odcisków palców, dziewięć należy do moich funkcjonariuszy.
- A ten dziesiąty?
- Na razie nie wiadomo. Możliwe, że zostawił go zabójca.
- Przecież nikt nie zginął.
- Na razie nie, ale i tak wsadzimy go za zabójstwo. Masz chusteczkę?
- Tylko papier toaletowy, ale już się nim podtarłem.
- Nic nie szkodzi.
Detektyw podał komisarzowi kawałek zużytego papieru toaletowego, a tamten głośno, niczym stado przebiegających nienaoliwionych nosorożców, wytarł sobie w niego nos.
- Ma pan katar?
- Nie, ale ubrudziłem się, gdy jadłem loda.
- Ale teraz ma pan kupę na twarzy.
- Nic nie czuję. Chyba mam katar.
Podszedł do nich ubrany w granatowy wams skośnooki blondyn. Popatrzył dziwnie na komisarza.
- Przybyłem, by poinformować, że poszkodowanej wróciła częściowo pamięć. Można ją przesłuchać.
Funkcjonariusz odszedł, zostawiając za sobą mokre ślady, jakby dopiero kąpał się w rzece.
- Coś mi tu śmierdzi - stwierdził detektyw.
- Puściłem bąka.
- Nie, to coś innego. Coś jak wczorajszy budyń albo niedojedzona kanapka z dżemem.
- O nie, moja kanapka z dżemem. Wczoraj jej nie dojadłem.
- I co pan z nią zrobił?
- Zostawiłem w radiowozie. Pójdę po nią, a pan niech przesłucha tę kobietę. Tylko delikatnie.
- Jak zawsze.
Kobieta wpadła w oko detektywowi, ale ten był w pracy i musiał robić swoje. Poszedł ją więc przesłuchać, bo funkcjonariusze byli bardzo zajęci udawaniem, że są zajęci.
- Dzień dobry. Pamięta mnie pani?
- Nie bardzo.
- Parę minut temu stałem nad panią i pomogłem wstać.
- Dalej nie pamiętam.
- A przypomina pani sobie coś, co działo się przed atakiem?
- Jakim atakiem?
- Tym, w którym dostała pani w głowę.
- Nie pamiętam żadnego ataku. Ostatnie co sobie przypominam, to jak kąpałam się w rzece i usłyszałam kogoś podchodzącego do mnie od tyłu. Miał skrzypiące buty i dyszał jak maratończyk onanista.
- A jakie majtki pani nosi?
- Czerwone stringi, ale ktoś mi je zabrał.
Obok przeszedł jeden z funkcjonariuszy. Z kieszeni wystawały mu czerwone stringi.
- Tak, zupełnie nie wiem, co się z nimi stało.
Detektyw przypomniał sobie swoją pierwszą randkę z ukochaną o imieniu Penelopa. Cały czas nawijał do niej o kursach walut. Następnego dnia jego luba opuściła kraj i więcej jej już nie widział.
Wrócił komisarz, zajadając kanapkę.
- I co, dowiedział się pan czegoś?
- Nasza ofiara mało pamięta. To był silny wstrząs.
- Chmmm... Czyli nieprędko dopadniemy zabójcę. Myślałem, że przynajmniej zrobiła mu zdjęcie albo on zgubił dowód osobisty. A tak to prawie nic nie mamy.
- Są jeszcze te odciski palców.
- Nie, to moje. Przez przypadek dotknąłem młota. Myślałem, że to grzebień. Zabójca musiał mieć rękawiczki, gdy zaatakował.
- Rzeczywiście, jest trochę zimno. A może napastnikiem był jeden z nas... to znaczy z naszych funkcjonariuszy. Tam było pełno ich odcisków.
- Tak, to równie prawdopodobne jak to, że Ranczerzy wygrają Puchar Świata.
- Ale ich drużyna rozpadła się dwadzieścia lat temu.
- No właśnie. Dzisiaj już nic więcej nie zrobimy. Zaraz, na czym pan stoi?
Detektyw przesunął się kawałek w bok. Na ziemi leżała para jedwabnych rękawiczek.
- Dowód rzeczowy! - wykrzyknął komisarz. - Zgniótł pan najważniejszy dzisiaj dowód rzeczowy.
- Nie, te rękawiczki są moje. Upuściłem je. Mówiłem, że dzisiaj zimno.
- Czemu więc ich pan nie nosi?
- Bo mi ciepło.
- Ale ma pan całkiem sine dłonie.
- Och, to. Ubrałem za ciasny podkoszulek.
- Skoro ich pan nie potrzebuje, chętnie je wezmę. Nie wiedziałem, co kupić żonie na urodziny.
- Nie sądziłem, że ma pan żonę.
- Bo nie mam, ale gdybym miał to dałbym jej te rękawiczki.
- W takim razie jednak zachowam moją własność.
Po chwili znów podszedł do nich skośnooki blondyn.
- Przepraszam. Mam coś do powiedzenia.
- Wynoś się! Kończymy na dzisiaj.
- Ale to bardzo ważne.
- W takim razie mów.
- Puściłem bąka, ahahaha.... Tak, teraz na poważnie. Znaleźliśmy zabójcę.
- I gdzie on jest?
- Został zabity przez nieznanego zabójcę.
- Kurczę, przez jedną milisekundę miałem nadzieję, że to już koniec sprawy. Skąd wiecie, że ten pierwszy zabójca to ten, który nikogo nie zabił?
- Znaleźliśmy przy nim pamiętnik, w którym przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów z ostatnich czterdziestu lat. Opisał nawet naszą ofiarę. To jego ostatni wpis.
- Jakie majtki nosiła poszkodowana?
- Czerwone stringi.
- Faktycznie, to jego pamiętnik. Pokrywa się z zeznaniami świadka.
- Chodźmy zobaczyć tego zabitego zabójcę - zdecydował komisarz. - Żona musi poczekać.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 1064 słów i 5721 znaków.

3 komentarze

 
  • Naznaczona

    Czytam dalej, pierwszy raz coś takiego spotkałam

    4 cze 2017

  • zafascynowana83niezalogowana

    :bravo:

    18 maj 2017

  • Somebody

    Dobre :lol2:

    17 maj 2017