Warhammer 40.000: Niezłomni część: 8 (koniec)

Warhammer 40.000: Niezłomni część: 8 (koniec)Byli już w środku. Ściany były zimne i białe. Były w każdym centymetrze pokryte runami chaosu i bluźnierczymi litaniami. Niektóre z nich były tak okropne, że wywoływały wymioty. ‘’Percy, zdejmuj maskę! Zdejmuj maskę!’’ Percy jednak tego nie słyszał. Ostatnie dwa słowa pierwszej lepszej modlitwy ze ściany spowodowały konwulsje. ‘’Nie czytajcie tego!’’ Krzyczał Edward. Przez dziurę, którą zrobili wparowała trójka heretyków. Wystrzelili oni ze swoich karabinów godząc jednego z gwardzistów w plecy. Ten upadł jak długi. Salwa ognia, która wydobyła się z karabinów lojalistów była tak potężna, że rozgrzała korytarz. ‘’Ugh! Jestem cały! Żyję!’’ Krzyczał raniony żołnierz. ‘’Lordzie Komisarzu! Proszę o pozwolenie o zabezpieczanie wyrwy!’’ Powiedział dowódca swojego oddziału. Komisarz wahał się przez chwilę. ‘’Wasza trójka da radę?’’ Zapytał niepewny. ‘’Zastrzelę wszystkich!’’ Krzyczał ten z ziemi. ‘’Tak nasza trójka da sobie radę sir!’’ Zostali przy ścianie we trójkę. Ranny gwardzista, Percy oraz ich dowódca, reszta przebijała się dalej.  
   Walczyli o każdy skrawek korytarza, o każde najmniejsze nawet pomieszczenie. Sukcesywnie przebijali się coraz dalej. Spotkała ich przykra niespodzianka. Wbiegli wszyscy na jeden z ostatnich korytarzy. Czekała tam na nich barykada obsadzona po brzegi heretykami z ciężkim osprzętem. Prawie wszyscy odskoczyli, prawie. Żołnierz, który się przewrócił został dosłownie przeorany przez czerwone wiązki. ‘’Tavish nie!’’ Krzyczał jego przyjaciel. Reszta starała się go odciągnąć, ale to się nie zdało. Wyrwał się i wbiegł na pewną śmierć. ‘’Bracie, wy gnoje!’’ Nie wystrzelił ani razu, zanim zdążył wyciągnąć rękę umarł godzony w głowę. ‘’Cholerni bliźniacy!’’ Krzyczał któryś z ich kompanów. ‘’Dawać miotacz!’’ Krzyczał komisarz. Gwyn wyszedł przed rządek. ‘’Tylko mnie osłaniajcie’’ zażartował. Wszyscy wyskoczyli i zalali korytarz wiązkami. Nie dorównywali siłą ognia tamtym heretykom jednak skutecznie ich przygwoździli. Gwyn wycelował swoim miotaczem. ‘’To za mój świat!’’ Strumień ognia zajął cały korytarz. ‘’Pusty bak sir!’’ Zakończył swoje dzieło zniszczenia.  
Z obrońców została tylko kupka spopielonych kości.  
   ‘’To te drzwi’’ Jazda! Komisarz chciał wykonać ostatni cios. ‘’Sir! Możesz mnie za to zastrzelić, ale ja nie idę!’’ Odpowiedział Gustav. ‘’Ale jak to?’’ Edwarda aż zatkało. ‘’Ktoś musi osłaniać Panu dupsko.’’ Powiedział z uśmiechem na ustach. ‘’No właśnie sir!’’ Zawtórowali Hex i Gwyn. Henry potwierdził chrząknięciem. Za to Chatter wcale się nie odezwał. ‘’Dziękuję.’’ Wzruszył się komisarz, ‘’Dowodzicie obroną tego punktu wy zostajecie, wasza trójka za mną!’’  
   Trójka gwardzistów i komisarz przeszli przez pancerne wrota, które zamknęły się z hukiem, kiedy tylko przez nie przeszli. Wchodząc zdążył tylko rzucić okiem na swój oddział ‘’Dobre chłopaki.’’ Pomyślał. W środku panowała Ciemność. Wszystkie światła były wyłączone a okna były zamurowane. Poruszali się w kompletnej ciemności. Przez długi czas błądzili po wielkim pomieszczeniu. Żołnierz po prawej stronie wyjął z kieszeni zapalniczkę. Iskra wytworzyła ogień. Przed twarzą tamtego żołnierza stał heretyk. Policzki na twarzy miał rozcięte przez to jego uśmiech wyglądał jeszcze bardziej groteskowo. Srebrne ostrze przeszło przez ciało gwardzisty. Ten upuścił zapalniczkę. ‘’Rozświetlić mi to pomieszczenie! Pomścimy towarzysza!’’ Zakrzyknął Edward. Wiązki laserów odsłaniały tylko na chwilę gdzie znajdowali się heretycy. Było im trudno trafić, bo zanim wiązka doleciała okazywało się, że strzelali jedynie w cień adwersarza. Wymiana ognia trwała długo i bardziej przypominała grę w kotka i myszkę niż faktyczną strzelaninę. Pokraczni słudzy chaosu mieli do dyspozycji jedynie noże. Dwa karabiny zgasły po dwóch minutach. Gwardziści nie żyli. Światło się zapaliło rozjaśniając centrum dowodzenia. Edward nie spodziewał się tego, co zobaczył.  
   Otaczała go cała horda heretyków. Widać było, że poświęcili wiele w imię chaosu. Ich języki były wycięte a uszy zastąpione mechanicznymi odpowiednikami. U każdego z nich jedno oko było szklane a zamiast zębów były protezy przypominające kły wilka. Każdy z nich dzierżył ostrze na środku, którego była wygrawerowana pieczęć boga, którego wyznawali. Zrobili równe kółko zamykając komisarza. Z każdą chwilą zbliżali się do Edwarda. Komisarz nie zamierzał się poddawać. Wyciągnął swoją szablę. Jak miał umierać to zrobi to jak go uczyli. Zginie za Imperatora albo zginie próbując.  
   Już miał wykonywać pierwszy zamach. Jednak potworny pochód się zatrzymał w równej odległości dwudziestu kroków od Edwarda. Wznieśli oni swoje ostrza do góry. Po czym z pełnym impetem dokonali rytualnego samobójstwa. Ich ciała leżały na ziemi. Po chwili zaczęła się uwalniać energia. Szklane oczy popękały uwalniając esencję chaosu, która powędrowała na koniec centrum dowodzenia.  
   Zapadła cisza. Edward nie wiedział, co ma robić, powoli sytuacja zaczynała go przerastać. Ciszę przerwało stukanie butów. Było coraz głośniejsze. Metalowe podeszwy rozbrzmiewały mącąc myśli i zmysły. Dowódca przybył na miejsce zwabiony krwią swoich sług. Był to kosmiczny marine chaosu. Ale nie był z bandy, którą Edward rozgromił wcześniej. On nie służył Khornowi. Jego pancerz lśnił od lazurytu i złota. W przeciwieństwie do swoich pobratymców ten miał idealnie ułożoną grzywkę. Jego twarz była blada i gładka. Dzierżył on kostur zakończony szpikulcem. Przewyższał Edwarda o dwie głowy.  
   Rozejrzał się po pomieszczeniu. Zauważył komisarza. Gromko się roześmiał na ten widok.
‘’Tylko jeden żałosny gwardzista?’’ Wybuchł śmiechem. ‘’Takie poświęcenie….. I co wam to da?’’  
Komisarz nie czekał na koniec monologu. Zaczął biec na pomiot chaosu. Zrobił jedno perfekcyjne cięcie. Nie zauważył jak jego szabla pęka przez runy, które były nałożone na ten pancerz. Jedyne, co poczuł to potężne uderzenie w mostek. Miał połamane żebra. Nie mógł zaczerpnąć powietrza. Krew zaczęła wypływać mu z ucha.  
   Gromki śmiech rozebrzmiał raz jeszcze. ‘’Naprawdę?’’ Zapytał się kosmiczny marine chaosu.  
‘’Sądzisz, że tą szabelką zdziałałbyś coś na zapieczętowanej zbroi? Relikcie z herezji Lorda Horusa? Myślałeś, że to wystarczy żeby powstrzymać Azmodala przed panowaniem na planecie?’’  
Podszedł bliżej. Pokazał leżącemu komisarzowi swój kostur. ‘’TO JEST BROŃ!’’ Wykrzyczał do niewidzialnej publiki. ‘’To jest idealna broń! Sam zobacz!’’ Krótkim ruchem ręki wprawił swoją broń w ruch. Świst powietrza zwiastował zagładę. Jednak nie chciał on zabić komisarza, chciał sprawić żeby cierpiał. Cięcie było wymierzone w oko Edwarda. To rażone ostrym narzędziem wypłynęło razem z krwią.  
   Edward zwijał się z bólu. Jego cenne oko było uszkodzone, krew rozlewała mu się po twarzy. ‘’To dopiero początek’’ powiedział łagodnie Azmodal.  
‘’Nie….. To jest koniec’’ Wypowiedział Edward wymuszając u siebie uśmiech. ‘’Bo widzisz marine…. Zabić gwardzistę jest łatwo, ale nie komisarza, który przysiągł, że ocali swoich ludzi.’’ Wyjął pistolet plazmowy ukryty głęboko w jego płaszczu. Strzelił Azmodalowi prosto w twarz. Jego włosy oraz twarz stopiły się wraz ze skórą. Upadł on na kolano i obserwował to, co robi Edward. To jedyne, co mógł zrobić. Komisarz przewalczył swój ból i wstał na równe nogi. Złapał za rękojeść, której brakowało ostrza. ‘’To był mój ulubiony miecz!’’ Podszedł pod dowódcę chaosu i wbił mu pozostałe ostrze prosto w twarz. Dokonał swojego dzieła, zabił przywódcę. Musiał teraz jedynie założyć ładunki. Zanim to zrobił upadł i stracił przytomność.  
   Obudził się dopiero po godzinie, gwardziści wynieśli go z budynku i posadzili pod ścianą.
- Chyba nie żyje, Hex jak sądzisz?  
- Jakbyś rzucił okiem to zauważyłbyś, że żyję.  
Odpowiedział mu słabym głosem komisarz. Próbował się podnieść, jednak nie mógł ból w klatce piersiowej skutecznie utrudniał samodzielne poruszanie się. Chciał policzyć swoich ludzi  
Wszyscy byli, jego jedyny oddział przetrwał i spisał się znakomicie. Wyglądali wzorowo, jak prawdziwi żołnierze. Mieli pełno zadrapań gdzieniegdzie okazjonalne draśnięcia. Ale nie to go martwiło. Cieszył się, że mógł ich oglądać raz jeszcze. Przyprawiało go to w dobry nastrój. Już nawet zapomniał, że stracił jedno oko. Wszyscy jego ludzie cieszyli się. Wiwatowali na jego cześć i klepali po ramieniu. ‘’Komisarza to rzeczywiście trudno zabić’’ Krzyknął Gustav trzymający się za zabandażowany bok. Edward z trudem prychnął ‘’Chatter? A Ty dalej nic nie powiesz?’’ Ten tylko pokazał uniesiony do góry kciuk i wzniósł swoją broń na znak zwycięstwa.  
   Abraham rozmawiał z oddziałem Tempestus. Widać, że przyłączyli się do walki, bo znali wartość celu. Jednak Oni mieli inne plany. Zapytali się o coś komisarza, po czym dowódca strzelił prosto w brzuch Abrahama. Miał poprawić jednak nie zdążył. Wszyscy żołnierze, którzy przetrwali szturm rozstrzelali oddział straży przybocznej generała Kubricka.  
   Widząc to wszyscy się rzucili pod komisarza próbując go uratować, zrobił to nawet Edward, który po chwili się doczołgał. Zauważył leżącego komisarza. Złapał go za szyję i podniósł jego głowę:  
- Abraham! Nie waż mi się umierać! Bez ciebie gwardia to nie gwardia!  
- Ja nigdzie nie idę podaj mi papierosa.  
Edward wyciągnął z kieszeni papierosa, zapalił go i pomógł Abrahamowi złapać go w usta.  
- Nie umieraj komisarzu! To rozkaz!  
- Edward….. Do jasnej cholery ja nie umieram. Ten głupi Tempestus trafił mnie w metalową nerkę.  
- To zmienia postać rzeczy.  
   Śmiali się mimo wszystkich przeciwności, operator czołgu kazał spojrzeć się na górę. Leciały dziesiątki statków Gwardii. Widać nie zapomnieli o swoich. Najprawdopodobniej czekali na sygnał by wyjść z osnowy i dołączyć do bitwy. Sygnał nadszedł gdyż udało się zniszczyć przekaźnik. Wszyscy tego dnia wiwatowali.  

Statek dowodzenia Lorda Generała Xaviera. Przestrzeń kosmiczna nad Gleanus IV.  

   Cały oddział Abrahama szedł na mostek. Po kilku dniach rany zostały opatrzone i byli w pełnej gotowości. Sam Generał zaprosił ich na mostek po wyróżnienia. Maszerowali w wesołej atmosferze.  
‘’A jak oko komisarzu?’’ Zapytał się Gwyn. ‘’Do tego implantu idzie się przyzwyczaić, teraz będę mógł obserwować siostry bitwy w pełnym HD’’ Wszyscy się roześmiali. ‘’Swój chłop.’’ Dodał Henry.  
   Kiedy dotarli na mostek zauważyli generała i zasalutowali. Abraham też tam był. Rozmowa się kleiła. Generał wyróżnił swoich ludzi medalami, po czym dodał:  
- Za wasze zasługi chciałbym żebyście razem uformowali oddział szturmowy, będziecie wykonywać niebezpieczne misje. Czy jesteście na to gotowi?  
- Dopilnuję żeby byli Lordzie Generale.  
- Zastanawialiście się nad przydomkiem?  
- Mam już pomysł sir.  
Rozejrzał się obserwując swoich ludzi. Przyjrzał się po kolei na każdą twarz. Gwyn, Hex, Gustav, Henry i Chatter byli już jego rodziną.  
- Niezłomni. To będzie nasz przydomek.  
-Doskonały wybór komisarzu.  
‘’Jeszcze jedno.’’ Generał wstrzymał ich jeszcze na moment. Strażnicy wprowadzili generała Kubricka. Był on w opłakanym stanie. Nikt nie próbował opatrzeć jego ręki. Był cały w siniakach a z munduru zniknęły odznaczenia. ‘’Chcę żebyście wykonali karę na tym zdrajcy! Zmarnował tyle żyć.’’  
Komisarz wyciągnął swój pistolet, po chwili się rozmyślił i podał go Abrahamowi. ‘’O ile się nie mylę Ty masz z nim bardziej na pieńku.’’ Abraham przyjął pistolet i momentalnie pociągnął za spust kończąc życie zdrajcy. Spojrzał się na swojego przyjaciela:  
- To jak niezłomni gdzie lecimy?

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 2019 słów i 12461 znaków.

Dodaj komentarz