Warhammer 40.000: Niezłomni część: 0

Warhammer 40.000: Niezłomni część: 0-Jest ich za dużo! Jasna cholera wybiją nas! Nie mamy szans przyślijcie wspa…..  
Nie dokończył potężny pocisk przeszył jego serce. Upadając rozbił słuchawkę voxu. Jeden z gwardzistów próbował odciągnąć jego ciało na bok, ale czekał go podobny los. Inni nie przestawali strzelać. Czerwone wiązki karabinów laserowych przeszywają nocne niebo. Efekt czerwonej wiązki potęgował wszechobecny dym i pył. Do terkotu karabinów laserowych wtórowały głośne wystrzały bolterów po drugiej stronie. Wielu z nich wiedziało, że to ich ostatnia bitwa. Linia ognia załamywała się z każdym martwym członkiem oddziału. Sierżant krzyczał na całe gardło. Jednak huk był tak głośny, że dało się usłyszeć strzępki zdań. Nie mogli się przemieścić. Prawdopodobnie znajdowali się w krzyżowym ogniu. Przerażony gwardzista odrzucił swoją broń i zaczął uciekać. Upadł zaledwie po kilku krokach. Tym razem nie padł od tych zza drugiej strony ściany dymu. Wykończył go komisarz. Jeszcze dobrze dym z lufy nie uleciał a już zdążył zastrzelić kolejnych trzech uciekinierów. Skierował się do żołnierzy i recytował głośno rozkazy. Jego monolog został zakończony krótkim:  
- Jeżeli oni was nie zastrzelą to ja to zrobię za tchórzostwo!  
Resztki ocalałych zdołały skupić się przy fragmencie zrujnowanego z ziemią manufaktorum. Tylko trzynastu żółtodziobów z całego regimentu zdołało przetrwać. Komisarz splunął tylko na pokrwawione płytki i skierował swój pistolet plazmowy ku górze wyciągając w międzyczasie szablę.  
-Zginiemy za Imperatora! Albo zginiemy próbując!  
   Pogodzeni ze swoim losem straceńcy już wybiegali z bagnetami w stronę pewnej śmierci, kiedy ściana przed nimi rozpadła się na miliony drobnych fragmentów. Gigantyczne ramiona hydrauliczne zakończone szponami pochwyciły dwójkę piechurów, po czym rozerwała ich na strzępy i rozrzuciła po ziemi ich pozbawione życia ciała. Oczom oddziału ukazała się gigantyczna dwunożna maszyna. Jej tułów przypominał sześcian zdobiony bluźnierczymi znakami chaosu. Widać można było zauważyć tylko otwarty otwór służący za wizjer. Obrońcy strzelali, czym mogli w tą abominację. Laserowe wiązki i pojedynczy pistolet plazmowy nawet nie zadrapały farby na pancernym kolosie. Rozjuszona mechaniczna bestia uderzyła najbliższego wojskowego. Mimo zawieruchy nadal można było usłyszeć chrzęst kości. Dla niektórych ostatnim widokiem było to jak ich niedawny kompan poleciał martwy na kilka metrów. Wszyscy, którzy jeszcze byli w stanie po prostu stali i strzelali prosząc o cud. Pogodzili się z tym. Niektórzy nawet zdołali wymienić między sobą pożegnalne skinienie głowy. Każda wiązka wymierzona w drednota denerwowała go jeszcze bardziej. Złapał sierżanta w oba ramiona i rozerwał go na pół wylewając wnętrzności prosto na swój wizjer. Sierżant a raczej jego górna część jeszcze żyła. Parskając krwią zdołał odbezpieczyć swój ostatni granat i jęknął cicho ‘’Za Imperatora!’’. Krótki wybuch w dalszym ciągu nie zrobił wrażenia na bestii. Tym razem jednak zdołał poczynić szkody. Jeden ze szponów odpadł i znalazł swoje miejsce na ziemi. Czterech gwardzistów postanowiło zaadaptować plan. Odbezpieczali już swoje granaty. Ich sylwetki jednak zniknęły przysłonione czerwonym żarzącym się płomieniem. Po raz kolejny wśród setek wystrzałów dało się słyszeć stłumione okrzyki. Potężna maszyna wydawała się cieszyć owym widokiem. Jak zauważył komisarz zdawała się nawet śmiać z ich cierpienia. Nie było tego słychać jednak on to czuł. Kiedy płomień zgasł wysłannik chaosu zauważył najwyższego stopniem. Ruszył ku niemu trzęsąc ziemią dookoła. Nie interesował się nawet tymi, co w niego strzelali. Komisarz ścisnął pistolet w dłoni i cały czas strzelał. Chciał nawet, jeżeli będzie mu dane zmierzyć się w tym nierównym pojedynku na śmierć i życie w walce wręcz. Hydraulika maszyny podniosła już ramię ku górze. Jego kat zdecydował się rozgnieść go na miazgę. Mechaniczna dłoń już opadała. Wszystko działo się ułamki sekund. Dla innych wyglądało to na wieczność. Naczelnik zdążył już zamknąć oczy. Nie poczuł przeszywającego bólu. Wręcz przeciwnie czuł na twarzy ciepło. By chwilę potem poczuć metalowe odłamki uderzające go o twarz. Nie zginął wręcz przeciwnie przeżył. Drednota trafił silny pocisk wyrywając dziurę w kadłubie. Przez co nie trafił w naczelnika. Sama maszyna wiła się z bólu kręcąc się we wszystkie strony. Upadła plecami do góry odsłaniając wyrwę w pancerzu. Ocaleni od razu wspięli się na wrak abominacji. Strzelali w Kadłub wielkiego człowieka, który był spięty na stałe w drednocie. Mimo tego, że strzały dookoła nie ucichały a jeszcze przybierały na sile to wszyscy odetchnęli z ulgą. Wsparcie nadeszło. W słuchawce komisarza rozległo się ciche i spokojne:  
   -Baneblade melduje się sir! Całe szczęście, że trafiliśmy najmniejszym działem. Jakie rozkazy?

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 897 słów i 5148 znaków.

Dodaj komentarz