Hogwart Dziś - To gdzie ten Pokój Życzeń? [9]

Hogwart Dziś - To gdzie ten Pokój Życzeń? [9]Nono, kolejny fragmencik mam dla Was :)
Ostatnio wszystkie są podobne długością i myślę, że taka jest odpowiednia?
Zagadkę z P.Ż. wymyśliłem sam! :D
No i napisała go jakaś C.C. Hmm... Kto powiedział, że akcja mojej wersji nie dzieje się po książkach? Tak chyba będzie ciekawiej. Będę wplatał zapewne jakieś postacie, zobaczymy.
Miłego czytania.

Pergaminy niesione przez czwórkę przyjaciół sprawiały, że nieco ukradkowych spojrzeń leciało w ich stronę, bo który uczeń, a zwłaszcza pierwszak miałby jakieś notatki dzień przed rozpoczęciem zajęć? Wszystkie świstki nie zmieściły się w kieszeniach, a nie chcieli ich dodatkowo pognieść. Trzeba było się z nimi obchodzić ostrożnie. Bez problemów udało im się jednak wejść na piąte piętro. Nie szukali już niczego po drodze. Poradnik przemiany w zwierzęcą formę był niesamowitym znaleziskiem, a niewykluczone że po przejrzeniu swoich zdobyczy, trafią na kolejne ciekawe informacje. Ponownie czekała ich zagadka, bez której odgadnięcia, nie byli w stanie wejść do pokoju wspólnego. Stanęli przed drzwiami i zaraz rozległ się głos. "We mnie wczoraj jest po dzisiaj, a jutro jest między nimi. Czym jestem?” Zaskoczeni przyjaciele spojrzeli po sobie i przez chwilę myśleli nad rozwiązaniem. Spodziewali się czegoś dłuższego. Im więcej tekstu w zagadce, tym łatwiej ją odgadnąć, bo można znaleźć więcej wskazówek.
- Hmm... Może chodzi o jakiś świat równoległy? – rozmyślał na głos Gabe. – Albo wirtualny. Myślicie, że w jakiejś grze były takie odpały?
- System tych zagadek był wymyślony ponad tysiąc lat temu. – zaśmiał się Will. – Na pewno nie ma pojęcia o nowościach. To zawsze jest coś, co istniało już wtedy. Przynajmniej jest prościej odgadnąć, bo odpadają różne sprzęty i tak dalej.
- My już wiemy! – pochwaliła się Julie, zerkając wesoło na chłopaków. – Jak nie zgadniecie, to będziecie musieli jakoś nam się odwdzięczyć za wpuszczenie was. – pokazała język i chichotały wraz z siostrą.
- Skupmy się stary. Nigdy nie uznam wyższości dziewczyn. – zawziął się Gabe. – Skoro tak szybko na to wpadły, to musi być najprostsze pod słońcem. – dogryzł im z uśmiechem i zebrał myśli, by zająć się łamigłówką. – Wczoraj jest po dzisiaj... No jak może tak być? – zirytował się. – Wczoraj jest zawsze przed dzisiaj. Przecież nie żyjemy od tyłu.
- A jutro jest między nimi. – zacytował zasłyszane wcześniej słowa Will i sekundę później zaśmiał się pod nosem. – Prościzna. Słownik. – wzruszył ramionami, bo nie miał zamiaru tutaj z nikim konkurować. Najważniejsze, by każdy choć trochę się wysilił. A zapewne jeszcze niejedną zagadkę będą musieli rozwiązać wspólnie.
- Dobra, tym razem mi nie poszło. – skrzywił się drugi z chłopców i przepuścił dziewczęta przodem, po czym wcisnął się za nimi. Przejście niestety nie było szerokie nawet na dwoje szczupłych jedenastolatków.
W pokoju wspólnym, jak chyba zawsze, w kominku płonął ogień. Jego ciepło było od razu odczuwalne, choć chodząc po zamku nie miało się wrażenia by było zimno. Może to po prostu takie odczucie, bo jego blask dodawał otuchy, błąkając się wesoło po ścianach. W uszy uderzył ich gwar rozmów, toczonych w małych grupkach przez uczniów różnych roczników, siedzących w fotelach, na krzesłach, pufach i kanapach. Co niektórzy rozgrywali partie czarodziejskich szachów, inni bawili się telefonami, być może przeglądając dobrze już znaną przyjaciołom aplikację szkolną. Większość po prostu dyskutowała na przeróżne tematy. Dostrzegli prefekta, którego spotkali już wcześniej. Ten uśmiechnął się pod nosem, z wyraźną satysfakcją i przywołał ich gestem. Na jego kolanach siedziała nastolatka, która najwyraźniej była jego wybranką. Czy może on jej. Ona także miała przyczepioną ozdobną plakietkę z literką "P”. Przynajmniej można było być pewnym, że dobrze się dogadują.
- No młodzi. – zaczął radośnie i powiódł wzrokiem po ich twarzach. – Tego właśnie oczekuję! – pochwalił ich ponownie w ciągu jednego dnia. – Jakąś godzinę temu Ślizgoni donieśli Wieśkowi (dyrektorowi szkoły; określenie odnosi się do Geralta z Rivii - Wiedźmina, bohatera książek Sapkowskiego, który również miał siwe czy tam białe włosy upięte w kitkę, stąd skojarzenie uczniów ^^), że ja i Tiff oszukujemy. – roześmiał się, a wspomniana dziewczyna zachichotała wtórując mu i podkreślając niedorzeczność takich oskarżeń. – Jak już wam mówiłem, to oni dają punkty za pamiętanie hasła. Sami się wkopali... No ale ich prefekci nie są zbyt ogarnięci, co ja poradzę. – rozłożył ręce nie przestając się uśmiechać. – Zabronił im tak robić, natomiast uznał że nagradzanie rozumu naszych podopiecznych jest jak najbardziej w porządku. W końcu dla Krukonów to najważniejsza cecha, którą powinniśmy pielęgnować i tak dalej. – machnął bagatelizująco ręką. – Poza tym, przyprowadziliśmy tutaj troje Zielonych pierwszaków, a oni przez piętnaście minut nie umieli tutaj wejść. Także rad jestem, że mamy tutaj lotne umysły. – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, bo humor wyraźnie mu dopisywał.  
Przyjaciele również w końcu się roześmiali, bo przez cały ten czas pozwalali starszemu koledze napawać się tym zwycięstwem i nie chcieli przeszkadzać mu w tym raporcie. Skoro mogli ułatwić sobie wygranie Pucharu Domów już na starcie i to w legalny sposób, nie sposób było się nie cieszyć.
- Ile im dajemy Skarbie? – zerknął po chwili na wtuloną w niego dziewczynę.
- No nie wiem... – zastanawiała się. – Ja bym wprowadziła serie. Dopóki się nie pomylisz, za każdą kolejną dobrą odpowiedź zdobywasz o pięć więcej. – ona najwyraźniej także nie miała zamiaru przegrać, a już na pewno oddać Pucharu Ślizgonom ani Puchonom.
- Genialne. Dobrze że myślisz za mnie. – ucałował ją mocno w policzek. – Także słyszeliście. To wasza druga dobra odpowiedź. Każde z was zgarnia dziesięć punktów dla Krukonów. – klasnął w dłonie, niesamowicie zadowolony. – Właśnie opatentowaliśmy maszynkę do zwycięstwa.
- Łał, dzięki! – cała czwórka była uradowana. Nic dziwnego. Może później się przyzwyczają do zdobywania punktów za różne czynności, ale na razie była to bardzo przyjemna nowość w ich życiu i każdy mały sukces był odczuwalny. Ich telefony zawibrowały chwilę później, jednak ich uwagę przyciągnęło coś innego.
- Czy Ty nie byłaś przed chwilą... blondynką? – zająknęła się Julie, nie odrywając wzroku od Tiffany.
Tamta roześmiała się naprawdę uroczo i w ciągu sekundy jej włosy stały się identyczne z włosami pytającej. Zgadzały się w najmniejszym calu, a ona przejrzała się w małym lusterku, które wisiało w powietrzu kilka centymetrów od jej twarzy.
- Wiesz co... Nawet mi tak ładnie. – stwierdziła i odwróciła się do oszołomionych przyjaciół. – Tylko że głupio papugować. – położyła dłonie na głowie i potargała wszystkie kosmyki. Teraz przez blond przebijały odmiany różnych kolorów, aż jej chłopak parsknął ze śmiechu.
- Nigdy nie widzieliście metamorfomaga? – nie krył rozbawienia, zarówno z wpatrzonych jak w obraz przyjaciół, a także przedziwnej fryzury na głowie Tiff.
- No nie... Wiemy że tacy czarodzieje istnieją, ale to tak rzadkie, że w tej szkole może jest jedno czy dwoje. – wyjaśnił Will z uprzejmym uśmiechem. – Efekt jest lepszy niż można było sobie wyobrazić.
- Niestety tego nie można się nauczyć, a ja jeszcze na trzecim roku nie zdawałam sobie z tego sprawy i nie potrafiłam tego kontrolować. – odrzekła dziewczyna, zmieniając włosy na takie, w jakich ją pierwszy raz zobaczyli. – Nie jest wykluczone, że któreś z was tak potrafi. Gdy się jest młodszym, można to przypadkiem wywołać. Mi się akurat nie zdarzyło i wam pewnie też nie, bo już byście o tym wiedzieli. – chwilę się skupiała, po czym jej twarz upodobniła się do bliźniaczek. – Mogę udawać teoretycznie każdego. Jednak różnica wieku między nami jest nie do pokonania. – wzruszyła ramionami, bo jej to w niczym nie przeszkadzało. – Może tak będziecie wyglądać za cztery lata. – puścila im oczko i wróciła do swojej twarzy.
- To jest po prostu przeepickie. – zapewnił ją Gabe, a pozostali przytaknęli ochoczo głowami. – Takie sztuczki pozwoliłyby Ci zgarnąć pełno kasy wśród mugoli. – zaśmiał się. – Nigdy by tego nikt nie rozgryzł. A teraz już nie będziemy wam przeszkadzać, mamy tutaj parę tajnych rzeczy. – wskazał na zdobyte pergaminy, których parę z wrażenia upuścili. Chciał choć trochę zaimponować starszym, z już zwłaszcza przyjaznym prefektom.
- Pewnie, radzę wam odkryć jak najwięcej sekretów. My już nie zdążymy, bo nie mieliśmy takiego zapału od pierwszej klasy. – westchnął prefekt i zajął się Tiffany. Zajął tak, jak robi to dwoje zakochanych nastolatków. A tego nie mieli zamiaru oglądać przyjaciele, więc z rumieńcami odeszli w stronę schodów do dormitoriów.
- Dobra dziewczyny. Wbijacie do nas, bo nie mamy zamiaru zaliczyć przymusowej zjeżdżalni. – rzucił w ich stronę Will, wiedząc co spotyka chłopaków, próbujących wspiąć się do sypialń przeciwnej płci. – Równouprawnienie, a tego nie zniosą... Ewentualnie już to nie obowiązuje, ale ja tego nie sprawdzę. – uśmiechnął się pod nosem, po czym ruszył przodem po schodkach, a następnie w krótkim korytarzu otworzył trzecie drzwi z prawej strony. – Zapraszam. – wskazał gestem wnętrze.
Gdy już cała czwórka znalazła się w dormitorium, usiedli wygodnie na łóżku Gabe’a i rozłożyli kilka pergaminów. Pozostałe odłożyli na razie na szafkę nocną. Każde z nich po kolei przyglądało się różnym zapiskom, jednak niektóre były strasznie zamazane lub po prostu nieczytelne, inne zaś pokreślone, pomazane albo okazywały się brudnopisem, nie zawierającym nic interesującego. Na podłodze tworzył się coraz większy stos papieru, który ich zdaniem nie stanowił wartości. Mniej więcej w połowie Lily wydała triumfalny okrzyk, przez co pozostali aż podskoczyli, bo cały czas panowała cisza i skupili się na rozszyfrowywaniu zapisków.
- Patrzcie co mam! To jakiś odręczny zapisek, datowany na siedemnaście lat temu, więc w przypadku tego zamku jest bardzo świeży. – rozprostowała pergamin, by lepiej się czytało. Wszyscy pochylili się nad tekstem, pisanym ładnym pismem, zapewne przez dziewczynę.

"W zamku, co daleko za Hadrianem stoi,  
możecie trafić do wielu pokoi.
Ten zaś, kto zagadek się nie boi,  
swoje zachcianki w tym miejscu ukoi.
Było ich kilka, ostał się jeden.
Stoi tam, gdzie trójkąty łączą się z niebem.
Tyle ile ich było, tam kilku marzenie się spełniło.
A nie tak wielu ich było, bo odpowiedzią chybiło.
Z tą zaś wskazówką do celu traficie.
Gdy staniecie tam w październikowym błękicie,  
ani o zmierzchu, ani o świcie.”

- Nie podejrzewam o to dzieło nikogo konkretnego, ale ta osoba raczej wciąż żyje, o ile przeżyła Bitwy o Hogwart. – zauważył Will. – Dlaczego autorzy podpisują się inicjałami? – pokręcił głową, wskazując "C.C.” obok roku napisania.
- Właśnie po to, żebyśmy sami trafili na odpowiedź! – Julie dźgnęła go palcem w nerkę. – To oczywiste, że ta dziewczyna chce nas naprowadzić na Pokój Życzeń. A to oznacza, że istnieje na sto procent. – uśmiechnęła się i przeczytała przedostatnią linijkę na głos. – Jednego jestem pewna. Na rozwiązanie mamy miesiąc i musimy liczyć na słoneczny październik. Jeśli to przegapimy, trzeba będzie czekać kolejny rok.
- Mi to pasuje. Słoneczny dzień. Ani poranek, ani wieczór. Nie trzeba poświęcać snu na znalezienie tej miejscówki. – ucieszył się chłopak i oddał jej, łaskocząc lekko jej brzuch. – Nie wiem o co może chodzić z tymi kilkoma rzeczami. Pierwsze cztery wersy są jasne. Zamek na północy, w Szkocji. To się zgadza. My nie boimy się zagadek, więc wszystko fajnie. Ukojenie potrzeb to oczywiste odniesienie do tego, co słyszeliśmy o tej komnacie. Można tam mieć wszystko. – wymieniał dalej, wskazując palcem kolejne linie tekstu. – To mnie właśnie intryguje. Z iluś tam rzeczy, ostała się jedna. I jest tam, gdzie trójkąty dotykają nieba. Jakieś wysokie trójkąty... Mogła sobie darować te niektóre hardkorowe przenośnie. – skrzywił się. – Reszta jest prosta. Liczba tych rzeczy wyznacza piętro. Większość wspominała, że jest na siódmym. Możemy iść za miesiąc na siódme piętro i się uda, ale nie mamy pewności.
- Nieee, zagadki są po to, żeby znaleźć odpowiedź. – uparła się Julie, przepychając się z nim ramionami, bo psocenie się było naprawdę ciekawą rozrywką, skoro nie potrafili tego rozgryźć tak łatwo. – Użyjmy tej siódemki jako kolejnej wskazówki. Czegoś było siedem. Został jeden przedmiot czy coś innego, choć nie wiem co. Narzuca się jakaś rzecz. No i stoi w jakimś głupim miejscu. – westchnęła, nie potrafiąc tego w żaden sposób logicznie połączyć i uznając, że jednak Will za bardzo spycha ją z łóżka.
Nim jednak zareagowała, rozległ się pisk, a później trzy różne śmiechy. Julie zebrała się nadzwyczaj szybko z podłogi i rzuciła na chłopaka. Nie był pewien czy jej złość to maska czy faktyczny stan, więc w razie czego mocno złapał jej rączki, uniemożliwiając atak.
- Ciamajda z Ciebie, wiesz? – wyszczerzył się do niej, po czym cmoknął ją w nosek, tak jak zazwyczaj robił z siostrzyczką. – No nie wkurzaj się, nic Ci nie jest? – zapytał z troską.
Pozostała dwójka zebrała papiery z łóżka, nim tamci postanowili je wszystkie pognieść w razie walki. O dziwo, gest Willa wprawił ją w spore zaskoczenie i momentalnie wyraz jej twarzy złagodniał. Puścił jej nadgarstki i patrzył na nią zadowolony.
- To działa na każdą dziewczynę. – rzekł bardziej do siebie niż pozostałych, wciąż ciesząc się z tak prostego rozbrojenia przeciwniczki, a zarumieniona Julie spuściła wzrok w dół.
- Głupek z Ciebie. Grasz nie fair, ale jeszcze Ci się dostanie. – ostrzegła go. Czuła się dość dziwnie, bo pocałunki w policzek nie były niczym nadzwyczajnym. Teraz jednak trzymał ją mocno, a ona była zupełnie bezbronna. No i gdyby tylko ruszyła głową, on pocałowałby... Nie! Co za głupie myśli.
- No już cicho, chodźcie na kolacyjkę. – zadecydował i wziął ją za rękę, ciągnąc delikatnie w stronę drzwi. – Przy jedzeniu lepiej się myśli. – uniósł palec wskazujący wolnej dłoni w górę, by podkreślić wagę tych słów.
- Nie zapominaj, że znowu dostaliśmy jakieś powiadomienia. – uśmiechnął się Gabe, który nie wyrażał żadnego zainteresowania sytuacją, jaka przed chwilą miała miejsce.
Natomiast Lily przyglądała się siostrze z błąkającym się po twarzy uśmiechem. Domyślała się co tak zajmuje jej myśli. Syndrom bliźniaczki? Być może, ale też już miała przed oczami scenę, w której usta Willa trafiały gdzie indziej na buzi Julie.
Sama zaś wspomniana ofiara pocałunku miała pod blond włoskami tak namieszane, że machinalnie trzymała dłoń chłopaka i dała mu się prowadzić przez pokój wspólny, korytarze i jadalnię, aż nie usiedli na miejscach.

Marzyciel

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 2755 słów i 15738 znaków.

5 komentarzy

 
  • Marzyciel

    Gdybym się za bardzo rozpędzał w złym kierunku, to dajcie znać dziewczęta :)
    W końcu na razie mają ledwie 11 lat, więc pewnie i tak kreuję ich na zbyt "dorosłych", ale nie będę się bawił w dzieci, bo siedzieli by nad książkami i ewentualnie bawili czymś tam.

    19 gru 2014

  • nika222

    Przepiękne! Skrycie liczyłam na wątek miłosny i być może się w końcu doczekam:)

    18 gru 2014

  • Marzyciel

    Dziękuję za miłe słowa i wsparcie :)
    To zdecydowanie pomaga i zachęca do pisania dalej.

    16 gru 2014

  • :)))

    To jest fantastyczne! <3

    16 gru 2014

  • Karou

    uwielbiam to <3 kolejna boska część ^^

    16 gru 2014