Żyję cz.12

Gdy tylko dotarliśmy do do mojego domu od razu poszłam się przebrać. Wraz z prysznicem zajęło mi to jakieś piętnaście minut. Stwierdziłam, że nie widać już mocno blizny na szyi, więc włosy związałam w wysoki kucyk. Zeszlam na dół. Paweł siedział w salonie na kanapie. Zapewne miał ze sobą ubrania na zmianę, gdyż mial na sobie inne spodenki i koszulkę. Nie dało się nie zauważyć tego, że był przystojny.  
- Idę do stajni - oznajmiłam. - Idziesz ze mną?  
- Jasne, że tak - powiedział z szerokim uśmiechem.  
- Zaczekajcie chwilkę - zatrzymała nas kucharką.
- Coś się stało? - zapytałam.  
- Mam dla ciebie list - powiedziała bacznie się mi przyglądając i podała go.  
- Dziękuję - Alicia odeszła, a ja miałam mieszane uczucia co do tej koperty. Moje przeczucie nigdy jeszcze mnie nie zawiodło. Czułam na sobie wzrok Pawła co było trochę niezręczne. Na kopercie było jedynie moje imię. Ani nazwiska, ani adresu. Otworzyłam kopertę i zamarłam czytając list.  

JESLI NIE CHCESZ RZEBY LUDZIE DOWIEDZIELI SIE O TWOIM TATUSIU BADZ MI POSLUSZNA ON TEZ MOZE DOWIEDZIEC SIE GDZIE MIESZKASZ NIE MOW NIKOMU O MOIM LISCIE JESLI ZALERZY CI NA MATCE CZEKAJ NA INSTRUKCJE

Kurwa mac!!! Czy ta cholerna przeszłość w końcu da mi spokój?! Kto normalny pisze takie rzeczy? Balam się o tym komuś powiedzieć, bo jeśli stało by się coś mamie to tego bym sobie nie wybaczyła. Musiałam się ogarnąć. Przecież nie byłam sama. Obok mnie stał Paweł i ciągle się na mnie gapił.  
- Co to za list? - zapytał wścibsko co mnie zirytowało.  
- Co ci do tego? - warknęłam, a list złożyłam i włożyłam sobie do kieszeni. Nic nie mówiąc poszliśmy do stajni. Z tą groźbą mogłam iść na policję, ale co by mi to dało? Nie miałam żadnych dowodów, ale... Moment. Miałam ślad. Ten kto to napisał był dyslektykiem i dysortografikiem. Niby nic, a jednak miałam mały ślad. Doszliśmy do boksu Pioruna. Na mój widok wesoło ruszył głową, ale gdy zobaczył, że nie jestem sama to zaczął się denerwować. Starałam się go uspokoić, ale na marne.  
- Paweł wyjdź stąd i czekaj na nas za wybiegiem. Nie wchodź za płot, bo to się może źle skończyć. - rozkazalam mu. Wachał się, ale jak zobaczył moje piorunujące spojrzenie to od razu odszedł.  
- Ciii. - próbowałam uspokoić konia. - Spokojnie malutki. On ci nic nie zrobi.  
Dopiero po kilku minutach udało mi się go uspokoić. Nie czyściłam mu kopyt, gdyż rano to robiłam. Założyłam mu na kark line, a na grzbiet koc z obciążnikami. Wyprowadziłam go na wybieg. Tak jak prosiłam, Paweł czekał po drugiej stronie ogrodzenia. Patrzył na mnie z... podziwem. To było dziwne. Całą uwagę skupiłam na Piorunie. On wtedy był dla mnie najważniejszy. Przy nim na mojej twarzy gościł uśmiech. Nie wymuszony. Szczery. Czułam, że już czas pójść dalej z treningiem. Zaprowadziłam konia do jego boksu i dokładnie wyszczotkowałam. Na koniec dokładnie wyczyściłam mu kopyta i dałam siana, oraz wody. Pożegnałam się z nim i wyszłam ze stajni. Przed budynkiem czekał na mnie Paweł.  
- No no. Nie sądziłem, że umiesz zapanować nad tą bestią - powiedział, a we mnie się coś zagotowało.
- Nie waż się tak na niego mówić. - warknęłam - To jest koń nie bestia.
- Dobra. Przepraszam - zmuszała się - Chodziło mi tylko o jego charakter.  
Nic już nie mówiłam tylko w ciszy szliśmy do domu. Joasia zadzwoniła do Pawła, aby po nie przyjechał. Ja w tym czasie co go nie było, brałam prysznic. Miałam mętlik w głowie. Na spokojnie przeanalizowałam wszytko. Miałam plan, ale on musiał poczekać aż ten świr da mi kolejny list. Póki co chciałam się zająć przygotowaniami do urodzin mamy. Tylko to się liczyło. Wytałam się ręcznikiem i udałam się do garderoby. Stanęłam w niej przed wielkim lustrem i patrzyłam na swoje ciało. Byłam tylko w bieliźnie. Pierwszy raz od dawna patrzyłam na swoje ciało. Nie znosiłam dłużej tego widoku. Brzydziło mnie. Pośpiesznie się ubrałam. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na swoje nadgarstki. Na całe szczęście blizny prawie zniknęły. Na skórze były tylko cieniutkie, ledwo już widoczne paski. Podeszłam do lustra i stwierdziłam, że blizna na szyi też się zagoiła. Nic już nie było widać. Chociaż tyle dobrego. Uśmiechnęłam się krzywo. Chciałam podnieść szczotkę do włosów, ale zaczęły mi się trząść ręce. Lekarz powiedział, że to normalne w stanie depresyjnym i przypisał mi jakieś tabletki, które miałam brać, gdy się denerwowałam. Najgorsze było to, że wszystkie moje tabletki miała Alicia. Mama bała się, że ponownie będę chciała coś cobie zrobić, dlatego też stwierdziła, że najlepiej bedzie jak będzie miała je zaufania osoba, a, że mamy często nie było w domu to padło na naszą kucharke. Z mamą ufałyśmy jej w stu procentach. Zeszłam na dół z nadzieją, że Paweł jeszcze nie wrócił, ale się myliłam. Siedział w kuchni i pił wodę.  
- Nasze mamy poszły się przebrać - oznajmił jak mnie zobaczył.  
- Przepraszam, że na ciebie dzisiaj naskoczyłam - powiedziałam skruszona.  
- To ja ciebie przepraszam. Zachowałem się chamsko - spojrzał mi w oczy.  
- Miałam dzisiaj zły dzień.  
- Spokojnie. Mój się ciebie o coś zapytać? - spojrzał niepewnie w moją stronę.  
- Jasne.  
- Co to był za list?  
- Od koleżanki - odparłam za szybko.
- Gdyby tak było to byś nie pobladła i nie zachowywała się tak dziwnie. - powiedział pewnie. Ręce zaczęły mi się bardziej trząść.  
- Nie twój interes. - powiedziałam wkurzona i wstałam. Akurat przyszła Asia z moją mamą.  
- Dobrze, że jesteście. - zwrócił się do nich Paweł. - Może wam coś powie o tym liście.
Kurwa mać! Że też musiał im wypaplać.
- O co chodzi? - zaniepokoiła się mama i wszyscy mi się przyglądali.
- Dostałam dzisiaj list od koleżanki i mnie wkurzyła. - skłamałam. Nie mogłam opanować swoich rąk.  
- Z tego co nam wiadomo to nie miałaś dobrych kontaktów z rówieśnikami, a nawet gdyby tak było to nikt nie zna twojego adresu - powiedziała pewnie Asia.  
Wpadłam. Musiałam zażyć te głupie tabletki. Podeszłam do szafek i je przeszukiwałam. W końcu udało mi się znaleźć moje leki. Czułam na sobie ich wzrok i się lekko wkurzyłam. Ręce tak mi się trzęsły, że nie byłam w stanie otworzyć opakowania. Wypadło mi na blat. Mama zauważyła, że coś się dzieje i szepnęła do Joasi, a ta wyszła z synem pod pretekstem, że zgubiła kolczyk.  
Mama szybko podała ma tabletkę i wodę. Usiadłam, a ona przytuliła mnie mocno. Gdy się już uspokoiłam to postanowiłam jej powiedzieć prawdę. Widziałam strach w jej oczach, gdy mówiłam jej o liście. Chciała go zobaczyć, ale powiedziałam, że później, bo jest Paweł. Niechętnie się zgodziła. Gdy tylko oni pojechali to udałyśmy się do mojego pokoju. Czytała list kilka razy i nie mogła w to uwierzyć. Chciała od razu iść na policję, ale udało mi się ją przekonać, że to nie ma sensu.
- Mamo, mam do ciebie prośbę, a nawet dwie - zaczęłam niepewnie.  
- Słucham - uśmiechnęła się.  
- Zapisała byś mnie na kurs samoobrony i do psychologa?  
- Sama o tym myślałam - przyznała. - Wykonam dzisiaj kilka telefonów, ale teraz chcę spędzić trochę czasu ze swoją córką - oznajmiła z szerokim uśmiechem na twarzy.

Lovcia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1457 słów i 7445 znaków.

7 komentarzy

 
  • PoprostuE

    Super :)

    1 sie 2016

  • Lovcia

    @PoprostuE Dziękuję  :kiss:

    1 sie 2016

  • Aga1922

    <3

    30 lip 2016

  • Lovcia

    @Aga1922   :kiss:

    31 lip 2016

  • miśka.pl

    Z niecierpliwością czekam na kolejne części  <3

    28 lip 2016

  • Zaslodko

    Mega :D w końcu mogę powiedzieć że czekam na kolejną :*

    28 lip 2016

  • Lovcia

    @Zaslodko   :kiss:

    28 lip 2016

  • Justys20

    :kiss:

    27 lip 2016

  • Lovcia

    @Justys20  :kiss:

    28 lip 2016

  • Disco

    Cudo  <3

    27 lip 2016

  • Lovcia

    @Disco Dziękuję <3

    27 lip 2016

  • klaudiajj

    Zajebiste, bardzo mi się podoba

    27 lip 2016

  • Lovcia

    @klaudiajj Dziękuję  :kiss:

    27 lip 2016