Zacząć wszystko od początku cz.4

Cholerny wiatr- przeklinałam w myślach. Chociaż za wszelką cenę chciałam poprawić włosy, te ułożyły się w nie ładzie. Spojrzałam w lustro i przeklinałam wszystkie niebiosa za tą paskudną pogodę. Przecież do licha nie mogłam tak się prezentować. Wróciłam na korytarz i spojrzałam na młodą sekretarkę, która uważnie przyglądała się mojej twarzy. Nie wiem czego chciała, ale nie spuszczała ze mnie wzroku. Rozejrzała się nerwowo po korytarzu i ponownie spojrzała na mnie. Zaczęłam czuć się niepewnie.  
- Przepraszam czeka pani na mecenasa?- zapytała - Pan mecenas jest już w środku i czeka na panią. Proszę za mną - dodała  
Skierowałam się tuż za nią i zatrzymałam przed wielkimi białymi drzwiami. Na nich była tabliczka z jego imieniem. Zapukałam a po chwili otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Młoda sekretarka nadal uważnie na mnie patrzyła.Po drugiej stronię, ładnie urządzonego, przytulnego biura.W białej koszuli siedział mężczyzna, nie spuszczając ze mnie wzroku.  
- Dzień Dobry - szepnął wstając z fotela  
- Dzień dobry - odpowiedziałam  
Gestem dłoni wskazał mi skórzany fotel, a ja na nim usiadłam. Czułam jego uważne spojrzenie, ale brakowało mi odwagi by się odezwać.  
- Jestem Robert. To pani do mnie dzwoniła tak? - zapytał  
Kiwnęłam głową i ponownie zamilkłam. Nie miałam pojęcia jak zacząć.  
- To, co to za sprawa niecierpiąca zwłoki? co było takiego pilnego, że ściągnęła mnie pani do kancelarii? - zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku  
- Nie wiem od czego zacząć - przyznałam  
- To może niecha pani zacznie od początku? - powiedział pewnym głosem - Tak jest najlepiej - dodał, zachęcająco się uśmiechając  
Chociaż byłam podenerwowana i pociły mi się dłonie, zaczęłam niepewnie opowiadać. Mówiłam dość spokojnym głosem, pomału, starając się nie zapominać o żadnym szczególe. Tak bardzo pokładałam w nim nadzieje.Chociaż nic się nie odzywał, co jakiś czas zapisywał jakieś notatki i uważnie słuchał moich słów. Gdy skończyłam mówić, poruszył się w fotelu i spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem.  
- Dobrze pani trafiła. Nie jest to prosta sprawa - przyznał szczerze - Chociaż zapewne robi pani to dla waszego dziecka, czy nie prościej byłoby zwrócić mu za połowę domu? odkupić go? - zapytał  
Przełknęłam ślinę. Może i miał rację, ale nie było w tej chwili mnie na to stać. Czasami brakowało mi na jedzenie więc uzbieranie takiej sumy było praktycznie nie możliwe,  
- Nie stać mnie - przyznałam szczerze - Nie uzbieram takich pieniędzy. Cudem uda mi się uzbierać dla pana - powiedziałam, chcąc zapewnić go, że mu zapłacę.  
Przecież nie mogłam sobie pozwolić, by stracić takiego dobrego prawnika.  
- O mnie proszę się nie martwić - powiedział - Umówmy się tak - dodał nieśmiało. Spojrzałam na niego wystraszonym wzrokiem, tak bardzo się bałam. - Zapłaci mi pani dopiero po wygranej sprawię - rzekł  
Kiwnęłam głową. Dałam mu wszystkie dokumenty o jakie mnie poprosił, a tych których brakowało, obiecałam przywieźć mu jutro rano. Obiecał zająć się tą sprawą niemal natychmiast i miał zacząć już od jutra. Najpierw postanowił przesłuchać świadków i zebrać dowody na to, że faktycznie upozorował własną śmierć. To miał być nasz najmocniejszy argument w sądzie. Wstałam z fotela i podałam mu swoją dłoń. Jego uścisk był mocny i ciepły. Tak bardzo pragnęłam by mi pomógł. Wiedziałam, że tylko on, może uratować mi życie.  
- Do widzenia Beatriz - szepnął odprowadzając mnie do drzwi  
- Do widzenia panie mecenasie. Do jutra - odpowiedziałam wychodząc  
Szłam korytarzem w stronę wyjścia. Tak bardzo starałam się wierzyć w to, że los się do mnie uśmiechnął. Pokładałam w nim całą nadzieje i w glębi serca wierzyłam, że uda mi się zatrzymać dom.  

Odprowadziłem ją wzrokiem. Chociaż wiedziałem, że nie wiele mamy szans, miałem nadzieje, że jej mąż po prostu się wystraszy. Prawo stało po jego stronię a skoro dom był na nich oboje, mieliśmy niewielkie szansę na wygraną. Chyba gdyby z tą sprawą przyszedł ktoś inny, z całą pewnością na samym starcie odrzuciłbym sprawę i odesłał tą osobę do domu. Jednak z nią nie mogłem tak zrobić, miała w sobie coś dziwnego, ten jej błysk w oczach, smutek połączony z bezsilnością. No i wygląd niczym Anioła. Nie miałem pojęcia, czy wiedziała jaka jest piękna. Jej zmysłowe kroki a nieśmiałość dodawała temu wszystkiemu jeszcze większego uroku. Z całą pewnością, gdybym spotkał ją na ulicy, nie przepuściłbym okazji i nie pozwolił odejść bez jej numeru. Jednak teraz miałem numer, ale też kodeks, którego jeszcze nigdy nie złamałem. Nie umawiam się z osobami, których prowadzę sprawę.. Żelazna zasada, której przestrzegał mój ojciec. Chociaż w każdej regule są wyjątki, tak jak było to w ich przypadku, ja za bardzo kochałem swoją pracę, by ją dla niej porzucić. Zresztą nadal kochałem Wiktorię i nie potrafiłbym związać się z nikim innym. Jednak ona miała w sobie coś takiego, coś tak dziwnego, że nadal stałem na korytarzu, patrząc z nadzieją, że może po coś się wróci. Czułem na sobie zdziwione spojrzenie młodej sekretarki. Wszedłem do biura i zabrałem komórkę, klucze i poprosiłem by na dziś z nikim mnie nie umawiała. Marzyłem tylko o tym, by wrócić do domu, bo przecież miałem coś jeszcze do załatwienia. Obiecałem dziecku, że się z nim pobawię a dla mnie słowo, było ważniejsze od każdej sumy pieniędzy.  
- Nowa sprawa? - zaciekawiła się dziewczyna  
Spojrzałem na nią i skarciłem ją wzrokiem. Z każdym miesiącem pracy tutaj, stawała się coraz bardziej bezczelna. Szczerze to nawet zastanawiałem się nad jej zwolnieniem, ale nie chciałem by straciła pracę. Bez żadnego do Widzenia, bez niczego, opuściłem kancelarię i ruszyłem w stronę auta.  

Cholera! patrzyłam na grata i nie wiedziałam co zrobić. Już po raz kolejny zadzwoniłam do Marka, jednak ten nie odebrał telefonu. Moją jedyną deską ratunku był brat, którego auto akurat dziwnym zbiegiem okoliczności, też było w naprawię. Nie sądziłam, że ktoś może mieć takiego pecha. Tylko nie tu - pomyślałam. Ostatnim kto w tej sytuacji mógł mi pomóc, był mój mąż. Wybrałam jego numer, ale telefon też milczał.  
- Może pomóc? - usłyszałam  
Za mną uśmiechnięty stał nie kto inny, jak mecenas.Westchnęłam zrezygnowana a on podszedł w moją stronę.  
- Popsuł się? - zapytał, uważnie przyglądając się mojemu samochodowi  
W porównaniu z jego mercedesem, mój złom wyglądał co najmniej żałośnie. Aż prosił się o zmianę, na którą też nie było mnie stać.  
- Chyba trzeba będzie go odholować do mechanika - przyznał, otwierając przednią klapę  
- To coś z silnikiem - dodał  
No tak mogłam się tego domyśleć - szepnęłam sama do siebie. Mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem, a mnie chciało się wyć. Tak bardzo miałam już dość tego dnia.Po chwili wykręcił numer i zaczął coś tłumaczyć, rozłączył się i uśmiechnął się do mnie zachęcająco  
- Mój kolega zaraz tu będzie i odholuje go do swojego warsztatu - rzekł - Proszę się nie martwić kosztami, ma u mnie dług, którego teraz mu wypomnę. Będzie miała pani samochód na jutro z rana za darmo - dodał
Poczułam się niepewnie. Uczono mnie, że nigdy nie ma nic za darmo. nie wiedziałam, czego on ode mnie w zamian oczekuje. Przecież nie mogłam mu nic dać. Nie, chyba nie oczekuje, że się z nim prześpię? uspokój się! On jest mecenasem - podpowiadał mi rozum. I takich kobiet jak ty ma na pęczki - podpowiadało serce. Jednak poczułam po raz kolejny niepewność. Nie mogłam pozwolić sobie na to, by nie mieć samochodu, przecież musiałam odebrać Kamila.  
- Nie mogę sobie na to pozwolić. Przecież muszę odebrać syna- szepnęłam. Czułam jak do moich oczu napływają łzy, chciałam się uspokoić, ale nie mogłam.  
- Nie może ktoś po panią przyjechać? - zainteresował się. Kiwnęłam głową, kryjąc twarz w dłoniach. - Dobrze zawiozę Cię - powiedział po chwili  
Spojrzałam na niego zaskoczona. Kiwnęłam przecząco głową i nie chciałam nawet o tym słyszeć.Przecież nie mogłam, robić mu takiego kłopotu.  
- Nie. Poczekam tu na męża. Może oddzwoni - Powiedziałam opierając się o auto  
- Nie zgadzam się - szepnął - Nie może pani spotykać się z nim przed rozwodem. To nam pokomplikuje sprawę, możemy przegrać - rzekł, otwierając mi drzwi  
W jego aucie zaczekaliśmy za przyjazdem mechanika. Po chwili nadjechał, ale nie wychodziłam z samochodu. Wszystkim zajął się on. Po kilkunastu minutach bez słowa wszedł do samochodu i zapinając pasy, ruszyliśmy po mojego syna.  

Przez całą drogę milczeliśmy. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego obcy człowiek tak wiele dla mnie robi.Najpierw darmowa naprawa auta, teraz ta podwózka? zawsze byłam uczona, że nie ma nic za darmo i teraz też przestałam wierzyć w jego dobre intencję. Chociaż z drugiej strony pomógł mi. Nie znał mojej historii, widząc mnie pierwszy raz na oczy zapłacił za mnie w sklepie. Czy to nie wystarczający gest, by mu zaufać? nie wystarczający powód? Jednak po tym co spotkało mnie ze strony faceta, któremu tak cholernie ufałam, którego kochałam i za którego wyszłam, trudno było mi uwierzyć w jego dobroć. Co chwile czułam jak zerka w moją stronę, ale udawałam, że tego nie widzę. Patrzyłam na krajobraz za szybą i zastanawiałam się, jak zareaguje mama. Czy nie będzie równie podejrzliwa co ja? w prawdzie nie wziął na razie pieniędzy i okazał mi tyle serca, aż trudno uwierzyć, że w dzisiejszych czasach są ludzie o tak dobrym sercu i to jeszcze mecenas? ten mecenas, o którym są takie opinie? czułam się skołowana.  
- Daleko jeszcze? - co jakiś czas pytał, co chwile patrząc na zegarek  
A może poprosić go by mnie zostawił i pojechał? spieszy mu się. Nie miałam co do tego wątpliwości, więc może lepiej nie wystawiać jego cierpliwości na próbę i po prostu pozwolić wracać mu do swoich spraw? Zamknęłam oczy, próbując się skupić. Chciałam zastanowić się, czy Kamil ma wszystkie potrzebne rzeczy. Miał. U babci była jego piżama, szczoteczka do zębów i ulubiony misio. Więc z zostaniem tu na dłużej, nie było by problemu o ile oczywiście mama się zgodzi. Zajechaliśmy.  

Otworzyłem oczy ze zdumienia, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Tak bardzo poznawałem tą dzielnicę, tak bardzo za nią tęskniłem. Specjalnie jechałem innymi ulicami, by unikać bolesnych wspomnień. Spojrzałem na zegarek i czułem narastającą niepewność. Obawiałem się, że siostrzenica pójdzie już spać i nie zdążę dotrzymać danego jej słowa. No nic. Miałem teraz ważniejszą rzecz na głowie. Mechanik wcale nie był moim znajomym. Był za to fachowcem i najlepszym mechanikiem jakiego znałem, nie no w sumie był moim znajomym, bo przecież zawsze naprawiałem u niego auto, ale nie miał u mnie żadnego długu. Skłamałem. Zrobiłem to w dobrej wierze i zapłaciłem za jej naprawę. Dla mnie te parę groszy nie zrobi różnicy, a jej może uratować życie. Nie wiedziałem, czy pracuje. Nie wiedziałem o niej nic, oprócz tego, że ma dziecko. Była taka nieśmiała, taka wystraszona a jednocześnie piękna i poruszała się z gracją. Przez chwile nawet pomyślałbym, że jest jakąś modelką, czy czymś w tym stylu, ale nie. Na modelkę, była zdecydowanie zbyt nieśmiała. Rozumiałem ją. W pewnym sensie, gdy los daje nam po dupie, zmieniamy się. Przecież tak było i ze mną. Tylko, że mi, ta zmiana wyszła na dobre. Z zarozumiałego i pewnego siebie adwokata, stałem się bardziej otwarty na problemy ludzi, zazwyczaj pomagałem tym, których nie było na to stać, otwierając przy tym dzień otwarcia dla biedniejszych. Każdy mógł przyjść na bezpłatną poradę a najtrudniejsze i najważniejsze sprawy braliśmy. Nie wiem, czy śmierć mojej żony nie była po to, bym zrozumiał sens życia. Bym nauczył się dobroci i pomagania innym. Ona natomiast była inna. Zupełnie inna niż ja. Często kłóciliśmy się o nasze pracę, często trzaskała drzwiami i wychodziła z domu. Zawsze znajdowałem ją w jednym miejscu. W domu dziecku. Wiki wychowała się w domu dziecka, wyuczona została dobrym lekarzem. Dla niej liczyły się przede wszystkim problemy ludzi, ich zmartwienia, choroby. Często w naszym domu pojawiały się nieznane dzieci, co mnie doprowadzało do szaleństwa. Teraz, gdy o tym pomyślę, tak bardzo jest mi wstyd. Tak wiele rzeczy chciałbym pozmieniać, naprawić. Za tak wiele ją przeprosić,  
- Niech Pan za nami nie czeka. Nie chcę robić panu kłopotu, dlatego zatrzymamy się u mojej matki - powiedziała wysiadając z auta  
Poczułem nie zrozumianą rozpacz. W ciągu tej nie całej godziny, zdążyłem przyzwyczaić się do jej obecności a teraz natomiast miałem już jej nie zobaczyć. I nagle sobie coś przypomniałem. Dokumenty! To był idealny pretekst, by nie pozwolić jej tu zostać.  
- To przywiezie mi pani jutro te dokumenty tak? - zapytałem. Dobrze wiedziałem, że nie da rady, ale przecież musiałem mieć dobry powód, by jej tu nie zostawiać.  
- Nie dam rady. A nie mogłabym za dwa dni? - zapytała - Nie wiem o której zrobią mi to auto - dodała  
- A może podrzucę Panią do mieszkania i po prostu dzisiaj je wezmę - powiedziałem od niechcenia - Wie pani im szybciej je dostanę, tym szybciej ruszę sprawę - rzekłem  
Spojrzała na mnie, jakby chciała ocenić sytuację. Minuty mijały, a ja przeklinałem w duchu, by się pospieszyła, bo tak bardzo chciałem już opuścić to miejsce. Po chwili kiwnęła głową i poszła po syna. czekałem w aucie niecierpliwiąc się, chciałem zadzwonić do siostry, by zobaczyć, czy śpi, ale nie zrobiłem tego. Przecież mógłbym ich obudzić, w końcu było już późno.Po kilku minutach wyszła z domu starsza kobieta i ona z synem na rękach. Mały spał. Spojrzałem na drobną twarzyczkę dziecka i uśmiechnąłem się. Wyglądał jak mały Aniołek. No tak z urodą z całą pewnością wszedł z matkę. Starsza kobieta spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem. Otworzyłem boczną szybę i przywitałem się. Wyglądała na zmartwioną, nie wiedziałem, czy martwiła się o córkę, czy miała inne zmartwienia. Nagle znów poczułem to dziwne uczucie, zapragnąłem jej pomóc. Zaskoczyło mnie to, bo widziałem ją po raz pierwszy na oczy. Ale ostatnio dużo mnie zaskakiwało, nawet sam fakt, że jestem tu teraz z zupełnie obcą mi rodziną i przejmuję się ich losem.  
- Dobranoc - rzekłem, ruszając samochodem  

Siedziałem przy łóżku mojej córeczki i spojrzałem na kobietę. Wiedziałem, że powinienem coś zrobić, ale nie wiedziałem już co. Dni mijały a nas ogarniała czarna rozpacz.  
- Przykro mi, stan państwa dziecka znacznie się pogorszył. potrzebna będzie operacja i to najlepiej jak najszybciej - powiedział lekarz - Radziłbym najpóźniej w przyszłym tygodniu - dodał  
Czułem jak kobieta chwieje się na nogach, a ja potrzymałem ją, by nie upadła. Dla mnie też był to szok, ale starałem się nie okazywać emocji. Przecież to w niczym by jej nie pomogło. Chyba tak naprawdę, nie docierało do mnie, że mogę stracić dziecko. Dopiero po chwili wyszedłem z sali. Uświadamiając sobie znaczenie słów lekarza, nie mogłem tam wyrobić. Czułem się winny zaistniałej sytuacji, zupełnie jakbym to ja odpowiadał za jej chorobę, jakbym ich zawiódł. Może to pierwsze nie koniecznie, ale to drugie? tak właśnie było, zawiodłem ich. I to nie tylko moją córeczkę i kobietę, ale również żonę i syna. Jak mogę ratować życie dziecka, kosztem drugiego? jak mam zranić syna, by ratować córkę? jednak, czy miałem inne wyjście? fakt był taki, że potrzebowałem tych pieniędzy. Potrzebowałem by uratować jej życie.  
- Porozmawiaj z nią. Błagam powiedz jej prawdę, zrób coś! Ratuj ją! - płakała  
Podszedłem do niej i niemal siłą, przyciągnąłem do siebie. Mocno łapiąc ją w ramiona kołysałem, czekając aż się uspokoi. Rozmowę przerwał dzwoniący telefon, to była ona. Nie odebrałem, nie mogłem teraz odebrać. Wysłałem kobietę do naszej córeczki a sam postanowiłem się przejść.  

Jechaliśmy w ciszy. Kamil spał w najlepsze, a ja nie wiedziałam jakimi słowami mam podziękować za wszystko, co dziś dla mnie zrobił.Nagle usłyszałam dzwonek telefonu, spojrzałam na mały wyświetlacz i zobaczyłam numer męża.  
- To Tom - powiedziałam odrzucając połączenie  
Jednak on się nie poddawał. Dzwonił nachalnie już któryś raz, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Bałam się, że w końcu obudzi Kamila.  
- Proszę wyłączyć telefon - powiedział - To najprostszy sposób, by nie obudził się pani syn - dodał  
No tak pomyślałam. Jednak zamiast wyłączyć, po prostu wyciszyłam dźwięk. Zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem. Otworzyłam drzwi a pan mecenas wniósł Kamila do mieszkania, zaprowadziłam go do dziecięcego pokoju i już kilka minut później dziecko leżało, opatulone swoją kołderką.  
- To pani mąż? - zapytał nie spuszczając wzroku z fotografii - Byliście tu tacy szczęśliwi- dodał a w jego oczach krył się smutek  
Ten sam smutek, który gościł, gdy rozmawiałam z nim przed sklepem. Już wtedy miał czerwone, smutne oczy a mi ciągle brakowało odwagi, by zapytać się go, czy ma jakieś problemy. Pospiesznie poszliśmy do salonu, a ja podałam mu najpotrzebniejsze dokumenty. Nie byłam pewna, czy wypada, ale postanowiłam zaryzykować.  
- Może się pan napije? - zapytałam. Spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem, a mi zrobiło się głupio - herbaty oczywiście, albo kawy. Co pan lub i- zaśmiałam się  
- Z przyjemnością, ale obiecałem siostrzenicy, że się dziś pobawimy. Innym razem - szepnął wychodząc z mieszkania.  
Cholera! wygłupiłam się - pomyślałam, gdy zamknęły się za nim drzwi.  

To Ona. Szedłem w stronę auta, zastanawiając się jakim cudem jej nie poznałem. Dopiero, gdy za zaśmiała się z tym piciem, zdałem sobie sprawę, że już ją kiedyś gdzieś widziałem. Czy to zbieg okoliczności? zacząłem powoli wierzyć, że przeznaczenie. Z moich obliczeń wywnioskowałem, że spotkałem ją przypadkiem dwa razy. Raz w sklepie, gdy zapłaciłem za jej zakupy a drugi przed monopolowym, gdy piła. Piła? czy ona ma problem z alkoholem? tego nie wiedziałem. Wiedziałem za to, że jestem skończonym idiotą, skoro ona zaproponowała mi kawy, a ja jej odmówiłem. Siostrzenica zapewne i tak już spała, a ja być może straciłem szansę na rozmowę z nią. Jednak nie mogłem tam zostać, widok ich szczęśliwego zdjęcia i sama myśl, że kiedyś byli szczęśliwą rodziną, przyprawiała mnie o ból głowy. A to, że kiedyś była w jego ramionach, kochali się no cóż, nie chciałem nawet o tym myśleć. Czyżbym się zakochał? tak zwyczajnie zakochał w kimś kogo nie znam? nie mogłem do tego dopuścić. Przecież mimo tego, że była taka piękna, nieśmiała i miła, nie mogłem złamać dla niej swoich zasad. Westchnąłem, odwracając się w stronę jej okna. Nikogo tam nie widziałem. Otworzyłem auto i wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem do siostry. Tak to u niej przebywałem większość czasu, można powiedzieć, że u nich zamieszkałem. W swoim mieszkaniu bywałem naprawdę bardzo rzadko, można powiedzieć, że prawie wcale. Albo przebywałem u siostry, albo w kancelarii. Czasami też w barze. Gdy wspomnienia o Wiktorii wracały, chodziłem upić się i chociaż na chwilę przestać o niej myśleć.Po kilku minutach zajechałem do siostry, w pokoju małej świeciło się światło. Uff zdążyłem. Zaparkowałem auto i ruszyłem w stronę drzwi. Nie dzwoniłem, bo miałem swoje kluczę. Otworzyłem drzwi i zdałem sobie sprawę z tego, że w salonie nie świeci się światło i nie ma włączonego telewizora. Czyżby coś się stało? Poszedłem do pokoju małej, a jej mokre od płaczu oczy, rozszerzyły się.  
- Wuja! Wuja wrócił! - zapiszczała  
Siostra spojrzała na mnie, a jej oczy złagodniały. Zapewne mała znowu dała jej w kość.  
- Jakaś trudna sprawa?- zapytała - Zazwyczaj nie siedzisz w kancelarii do późna - szepnęła  
- Kochanie naszykuj zabawki, a ja się pójdę wykąpać. Jak wrócę to się pobawimy tak jak obiecałem - powiedziałem do dziecka - Tak trudna i bardzo skomplikowana - szepnąłem - Chyba tak naprawdę nie mamy za wiele szans - dodałem  
- I mimo to wziąłeś ja? to nie w twoim stylu. Nie lubisz przegrywać - podsumowała, idąc za mną do łazienki  
- Jednak tu chodzi o coś więcej niż przegranie. Ja, po prostu chcę jej pomóc - powiedziałem nalewając do wanny wodę  
Siostra spojrzała na mnie i nie odezwała się słowem. Zapewne sam fakt, że jest to kobieta, tłumaczył jej, moje dziwne zachowanie. Tłumaczył wszystko, tylko ona o czymś nie wiedziała. Nie widziała jej urody i tu już nie chodziło o to, że była taka ładna. Ona była piękna w środku. Chociaż wcale jej nie znałem, widziałem w jej oczach dobroć, zupełnie jakbym widział swoją żonę. Tak, trochę mi ją przypominała. Zastanawiam się, jakby było, gdybym to ja zniknął a moja żona została sama z dzieckiem, gdyby była na jej miejscu. Czy miałaby taką samą siłę jak Beth by walczyć o dobro naszego dziecka? o nasze mieszkanie? raczej tak, lecz pewności nie miałem. Te kobiety były do siebie podobne, lecz trochę inne, Moja żona zawsze twardo stąpała po ziemi i nie było w niej nic z romantyzmu. Zawsze śmiała się, że w szpitalu ogląda tyle ofiar przemocy, że nie wierzy w udane i szczęśliwe małżeństwa. Chociaż kochała mnie, zawsze powtarzała, że miłość zaginie gdzieś po drodze a my zostaniemy przy sobie z przyzwyczajenia. Nie wiedziałem, czy już tak było, czy miało być. Ja nadal ją kochałem, chociaż zapewniała mnie, że ona też, coś było inaczej. Zaczęliśmy się kłócić, później mijać.Aż nastąpił przełom, gdy dowiedzieliśmy się o tym, że jest w ciąży. Dziecko zbliżyło nas do siebie jeszcze bardziej. Można powiedzieć, że uwierzyliśmy w szczęśliwe zakończenie aż do tego momentu, gdy mieliśmy wypadek. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego to właśnie ja wyszedłem z niego cało. Czy to za sprawą pasów, czy ktoś na górze chciał, bym  
przeżył. Nadal tego nie rozumiem. Do samego przyjazdu karetki trzymałem ją za rękę. Tuliłem ją w ramionach a ona umierała. Nie martwiła się o siebie a o nasze dziecko, krzyczała, że nie czuje ruchów. Jej krzyk powoli zanikał, stawał się coraz słabszy, aż w pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że nie krzyczy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że umarła. Dalej nic nie pamiętam. Karetka przyjechała trzy minuty po jej śmierci. Od lekarza, jej przyjaciela dowiedziałem się, że miała krwotok wewnętrzny. Nic nie dało się już zrobić.Dziecko zmarło w chwili, gdy uderzyliśmy w auto. Dni po jej śmierci nie pamiętam. Ogarnęła mnie czarna rozpacz, była tylko nicość i utrata chęci do życia. Teraz natomiast powoli zaczynałem wierzyć, że to wszystko miało gdzieś jakiś sens, musiało tak się stać, tylko po to, bym się zmienił. Zmieniłem się. Stałem się zupełnie taki, jakiego zawsze chciała mieć męża. Robiłem rzeczy, jakie ona kochała. Bywałem w miejscach, jakie pragnęła zwiedzić, tylko po to, by pokazać jej, jak bardzo ją kochałem. By pokazać jej, że umiem się zmienić i by być bliżej niej.Teraz po poznaniu tej kobiety, miałem w sobie nową energię i zapał do pracy. Tak bardzo chciałem jej pomóc, nie wyobrażałem sobie, by mogła stracić dom. Wykąpałem się i poszedłem do pokoju dziecka, mała twarzyczka czekała na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.  
- To co bawimy się? - zapytałem siadając obok niej  
Podeszła do mnie i mocno wtuliła się w moją klatkę piersiową. Czując na plecach, jej małe drobne paluszki, poczułem w sercu żal. Tak bardzo żałowałem tego, że nie dane było mi zobaczyć własnego dziecka.  

Beth. Nie było dnia bym o niej nie myślał, o niej i naszym Kamilu. Wciąż w głowie miałem słowa kobiety i nie byłem pewny, jak teraz postąpić. Chociaż wiedziałem, że schrzaniłem sprawę, nie potrafiłem postąpić inaczej. Nie rozumiałem już własnego zachowania. Gdybym powiedział jej na samym początku prawdę, gdybym przyznał się i powiedział jej o chorobie dziecka, zapewne z całą pewnością zgodziłaby się i sprzedalibyśmy go Beth od zawsze była dobrym człowiekiem i miała szlachetne serce. To dlatego ją poślubiłem, składając przed Bogiem przysięgę. Teraz natomiast raniłem ją w jeden z najgorszych sposobów i nie wiedziałem jak przestać. Nie chciałem się szarpać z nią o mieszkanie, nie mogłem pozwolić, by nasz syn dowiedział się o tym, że żyję. To byłby dla niego mocny cios. A ja zraniłem ich wystarczająco bardzo, znikając z ich życia i oszukując, że nie żyję, Już raz pochował ojca i dla niego tak powinno pozostać. Wolałem, żeby zapamiętał mnie jako kochającego i ciepłego męża i ojca, niż drania, który chcę odebrać im to, co najbardziej kochał.Wspomnienia. Bo właśnie tym był dla niego nasz dom- Wspomnieniem. Wspomnieniem, które teraz próbuję im odebrać. Przecież tak naprawdę nie miałem innego wyjścia.Walczyłem o życie dziecka, zapewne tak, jakby zrobił to każdy rodzic. Tylko, czy moja walka musi odbyć się kosztem drugiego? Postanowiłem załatwić to jak najszybciej, wziąłem głęboki wdech i skierowałem się w stronę mieszkania mojej żony.  

Tego wieczora nie mogłam znaleźć sobie miejsca.Chodziłam od pokoju do kuchni i zastanawiałam się, czy uda nam się odzyskać dom? Myślałam też o mecenasie i starałam się nie zwracać uwagi na to, że był diabelnie przystojny. A jego uśmiech z każdą minutą stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Chociaż nie w głowie mi były randki, bo miałam ważniejsze sprawy, on miał w sobie coś takiego, co pozwalało uwierzyć w lepsze jutro. Dawało nadzieje i pozwalało na chwilę radości. Oprócz tego, że był piekielnie przystojny, był też dobrym i szarmanckim człowiekiem. Można powiedzieć, że takie połączenie było dość rzadkie w dzisiejszym świecie. Widać było, że nie jest tak jak inni prawnicy. Nie jest taki, jak większość facetów. Niepokoiło mnie tylko jedno, jego smutek. Jego smutne oczy i ten ból na twarzy. Co takiego go spotkało? co takiego stało się w jego życiu? nie wiedziałam. Zaczęłam niespokojnie chodzić po mieszkaniu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie miałam pojęcia, kto to może być, ale podejrzewałam, że to Marek. Otworzyłam a przed drzwiami stał Tom.  
- Kamil śpi? - zapytał   - Mogę wejść? - szepnął  
Nie czekając na moją reakcję, wpakował się do środka mieszkania. Nie byłam pewna co on tu robi i czego chcę, Przecież w każdej chwili mógł zbudzić się nasz syn a wtedy było by po nas. Nie rozumiał, że bardzo dużo ryzykowaliśmy?  
- Nie powinieneś tu przychodzić. Przecież to niebezpieczne - rzekłam podenerwowanym głosem  
- Nie mam czasu. Nie mogę dłużej czekać. Musimy sprzedać dom i to najlepiej jeszcze w tym tygodniu - szepnął  
Oparłam się rękami o blat stołu i spojrzałam na niego przez ramię. Tak bardzo nie poznawałam własnego męża.  
- Nie zgadzam się! Nie oddam Ci naszego domu, nie po tym co nam zrobiłeś - powiedziałam stanowczym głosem - Mój adwokat stwierdził, że nawet nie powinnam z Tobą rozmawiać - przyznałam szczerze  
- Kto? - zapytał. - Kobieto myślisz, że chcę zrobić wam na złość? kocham Was, dlaczego tego nie rozumiesz? - szepnął a w jego oczach pojawił się ból  
- Kochasz? - zadrwiłam -Jasne - szepnęłam pokazując mu drzwi  
- Nie mam czasu na rozprawy! My będziemy szarpać się w sądzie a w między czasie moja córka umrze! - usłyszałam  
- Kto? - spytałam z niedowierzaniem  
- Moja córka - powiedział niepewnie - Beth odszedłem bo związałem się z inną kobietą, nie kocham jej, ale mamy córkę. Mała jest chora, umiera i potrzebuje pieniędzy. Tylko dlatego tak walczę o ten dom. Nie mogę pozwolić jej umrzeć - szepnął a mnie zmroziło krew w żyłach.Obiecałam, że się zastanowię i niemal siłą wypchnęłam go za drzwi. Tak bardzo starałam się, być przy nim silna, tak bardzo nie pokazywać tego, jak mnie zranił. Cały mój świat się zawalił. On, on ma dziecko, ma inną rodzinę, inną kobietę, córkę. Nie, to wszystko nie może być prawą. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5408 słów i 28907 znaków, zaktualizowała 15 cze 2015.

5 komentarzy

 
  • wrazliwa

    Przeplakalam wszyste czesci :( pisz dalej ;) to jest swietne

    14 sty 2015

  • Margo

    Super kiedy nowa część??

    14 sty 2015

  • Lula

    megga :D
    jestem pod wielkim wrazeniem :)

    14 sty 2015

  • Paulaa

    Świetne! Z niecierpliwością czekam na następną część. Jestem ciekawa jak dalej się to wszystko potoczy i czy mecenas odegra w życiu Beatriz jakąś znaczącą rolę ;)

    14 sty 2015

  • volvo960t6r

    Jak zawsze cudowne

    14 sty 2015