Wybacz, ale inaczej nie Potrafię cz.21

Wybacz, ale inaczej nie Potrafię cz.21Nie wiem jak długo staliśmy na przeciwko siebie, nie wiem jak długo wpatrywaliśmy się w swoje twarze stęsknieni, jakbyśmy nie widzieli się kilka długich lat. Nie spodziewałam się tak wczesnego powrotu Sławka, ale nie ukrywam, że bardzo tego pragnęłam.
- Tak bardzo ciesze się, że jesteś - powiedziałam rzucając się w jego ramiona. Sławek odłożył walizkę i chwycił mnie swoimi ramionami, a ja poczułam się jak w niebie. Niczego więcej w tej chwili mi nie brakowało. Niczego nie pragnęłam. Miałam przy sobie tych których kochałam. Suzy, Sławka czy mogłam oczekiwać czegoś więcej? chyba tak naprawdę zaczęłam powoli układać swoje życie, zaczęłam powoli wychodzić na prostą, przebaczyłam im.
- Dlaczego jesteś sam? - Suzy wraz z facetem ulotnili się, a my zostaliśmy sami. Przecież mieliśmy sobie tyle do opowiedzenia, że nie wiedziałam od czego zacząć. Wciąż siedziałam na kanapie, objęta przez ukochanego i nie chciałam by chociaż na chwilę mnie puszczał. Pragnęłam by ta chwila trwała wiecznie, pragnęłam jego miłości, jego bliskości i wsparcia. Pragnęłam jego.  
- Tak będzie lepiej. Nie chcieliśmy mieszać jej w życiu, nie chciałem... - przerwał, a ja widziałam jak bardzo to wszystko przeżywa. Widziałam jak wiele to wszystko dla niego znaczy, jak bardzo cierpi.
- Może i macie rację. Dzieci potrzebują więcej czasu, ale wracają? - dopytywałam się. Sławek kiwnął głową. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a po chwili uśmiechnął się.
- Tak wiele się wydarzyło odkąd wyjechałem. Jak się trzymasz? - zapytał zatroskany.  
- Chyba ta rozmowa była potrzebna nam wszystkim. Chyba jestem już gotowa wybaczyć im i raczej już to zrobiłam.Chciałabym jeszcze pojechać do domu i porozmawiać z rodzicami, chciałabym wyprostować swoje życie, chciałabym jakoś wszystko poukładać. Przy Tobie - powiedziałam cicho. Po raz pierwszy nie przerażały mnie moje słowa. Po raz pierwszy nie czułam się winna, gdy powiedziałam mu o tym co czuję, zmieniłam się. - Sławek bo ja Cię chyba kocham. Kocham Cię tak naprawdę, mocno, całym sercem. I chciałabym - spojrzałam na jego zaskoczenie, chciałabym ułożyć sobie z Tobą życie. Mieć dzieci, rodzinę - powiedziałam cicho. Mężczyzna wstał i zatrzymał się na przeciwko mnie, uniósł moją brodę i spojrzał mi głęboko w oczy.  
- Powtórz - poprosił.
- Chciałabym mieć z Tobą rodzinę - powtórzyłam. Chwycił mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni.
- No to zacznijmy się starać już teraz - zaśmiał się cicho, a po chwili nasze ubrania zaczęły lądować na podłodze. (...)

Od powrotu Sławka minęło krótkich siedem dni, siedem dni szczęścia, miłości, siedem dni rozpieszczania. Przy nim wszystko wyglądało prościej, wszystko było inne. Powoli zapominałam o spotkaniu z Konradem, zapominałam o rozmowie z tamtą kobietą, zaczynałam odzyskiwać spokój na duszy. Dni biegły, ja coraz bardziej byłam wpatrzona i zakochana w Sławku, a czas uciekał. Do naszego wyjazdu było coraz mniej czasu, a ja cieszyłam się i bałam jednocześnie. W ciągu dnia potrafiłam sto razy zmienić zdanie, sto razy zastanawiać się, sto razy przekonywać, że to był jednak nie najlepszy pomysł. Ogarnęła nas rutyna. Suzy wpadała codziennie, a jej brzuch z każdym dniem był coraz większy, a jej dziecko coraz bardziej kopało. Byłam szczęśliwa, ale teraz tym razem nie bałam się, że coś zniszczy nasze szczęście, bo wiedziałam, że przy Sławku nic mi przecież nie grozi. Dziura w moim sercu po stracie dziecka powoli goiła się, ale blizna pozostała. Nadal łapałam się na tym, że gdy widziałam małe dzieci czułam ból. Nadal przeklinałam tamten park, tamten dzień i ich, ale robiłam wszystko by nie znienawidzić ich od nowa. Byłam dumna z siebie, że odważyłam się im wybaczyć. Byłam dumna z siebie, że zrobiłam krok na przód, że chciałam coś zmienić, że coś zmieniłam, Wciąż brakowało mi Pawła, wciąż za nim tęskniłam. Jednak ta tęsknota nie była tak silna jak poprzednio, Nie była tak mocno odczuwalna.
- Kochanie muszę Ci coś powiedzieć - rzekłam w pewniej chwili. Mężczyzna spojrzał na mnie, a w jego oczach ujrzałam strach. - Spotkałam się z jego żoną, poprosiłam ją o wybaczenie. Nie wiem chyba chciałam - nie powiedziałam nic więcej. Sławek przytulił mnie do siebie, a ja rozpłakałam się w jego ramionach. - Jeśli chcesz pójdziemy tam jeszcze raz - usłyszałam.Nie chciałam. Nie mogłam odkupić swoich win kosztem tej kobiety. On był jaki był, zniszczył mi życie, ale też był ojcem jej dzieci, mężem czy miałam prawo nachodzić ją dla własnego czystego sumienia? Nie. Musiałam iść do przodu, zrobić krok w przód i skupić się na tym co było tu i teraz, przestać rozpamiętywać. Dziecko Sławka przyjaciela przeszło operację pomyślnie. Pieniądze, które dał mi Konrad na coś się przydały a starszy mężczyzna, który miał zabić mecenasa dzwonił do mnie kilka razy z podziękowaniami. Wcale nie czułam się niczym anioł. Nie zrobiłam niczego nadzwyczajnego, po prostu pomogłam.  
- Kochanie jesteś gotowa? - usłyszałam głos Sławka. Spojrzałam na siebie w lustrze i uśmiechnęłam się.
- Tak kochanie możemy iść - odpowiedziałam. Sławek zabierał mnie do eleganckiej restauracji, a ja miałam mętlik. Wciąż myślami byłam przy naszej wizycie u matki i nie wiedziałam, czy będę umiała z nimi rozmawiać, wybaczyć im to, że zawsze Paweł był dla nich ważniejszy niż ja. Podczas pobytu w więzieniu czekałam na nich, prosiłam Boga by przyjechali, potrzebowałam ich. Gdy opuszczałam mury więzienne, miałam nadzieje, że po mnie przyjadą, a zamiast nich pojawił się Paweł. To na niego mogłam liczyć, to on dociekał tego co się dzieje, on próbował ze mną rozmawiać nie mama. Chyba tak naprawdę był mi bliższy niż moi właśni rodzice, ale teraz po prostu go nie ma. Sławek podszedł i starł mi z policzku łzę. Mimo iż nie chciałam, łzy same spłynęły mi z oczu.
- Pomyślałaś o dziecku? - zapytał czule.  
- I o Pawle - odpowiedziałam. Wzięłam torebkę i wyszliśmy z domu. Jednak zamiast do restauracji pojechaliśmy gdzie indziej. Doskonale znałam i pamiętałam miejsce, gdzie zabrał mnie pierwszy raz. Park wciąż był tak samo piękny i oświetlony. Budka z lodami zniknęła z powodu pory roku, ale budka z hamburgerami i jedzeniem wciąż stała. Wzięliśmy sobie po kebabie i poszliśmy wgłąb parku. - Dziękuje - szepnęłam z uśmiechem na ustach. W pewnej chwili, gdy zostaliśmy sami Sławek klęknął i wyjął z kieszeni pierścionek.
- Kaju wiem, że znamy się krótko. Rozumiem twoje obawy i lęki i wiem też, że nigdy nie zdołasz zapomnieć o tym co się stało, ale chciałbym byśmy przez to wszystko przeszli razem, chciałbym dzielić się z Tobą smutkami, radościami i wątpliwościami. Chciałbym pomagać Tobie i każdego dnia pokazywać Ci jaka jesteś piękna, robić wszystko by wynagrodzić Ci lada cierpień, by uszczęśliwić Cię. Panno Kaju wyjdziesz za mnie? - usłyszałam. Spojrzałam na pierścionek który trzymał w drżącej ręce, spojrzałam na jego twarz i uśmiechnęłam się.
- Tak kochanie wyjdę - odpowiedziałam pozwalając by włożył mi pierścionek na palec.


Jechaliśmy samochodem w ciszy. Tak bardzo bałam się tego co tam zastanę, jak zareaguje mama, gdy mnie zobaczy,że nie byłam wstanie skupić się na żadnej sensownej rozmowie z Sławkiem. Złote cudo leżało już na moim palcu siedem dni, tyle czasu byłam narzeczoną Sławka i ani przez chwilę nie pożałowałam tej decyzji. Mężczyzna ne mówił słów na wiatr i przez tydzień robił wszystko bym zapomniała i była szczęśliwa. Mój przyszły szwagier i Suzy niemal od razu zakochali się w Sławku i pierścionku. Byli bardzo szczęśliwi,że kogoś mam,że poukładałam sobie życie,że idę do przodu. Wszyscy byli szczęśliwi, a ja tylko czasami miałam wrażenie,że moim szczęściem zdradzam Pawła i nasze dziecko.
- Przygotowałeś ich na nasz przyjazd? - spytałam w pewnym momencie. Sławek kiwnął głową, a mi w tym samym czasie przypomniało się,że to Suzy zadzwoniła do mamy by uprzedzić,że mamy dla nich niespodziankę.  
- Wszystko będzie dobrze, kochanie będę przy Tobie - powiedział cicho Sławek. Pokiwałam głową. Kwadrans później byliśmy już na miejscu. Zaparkowaliśmy przed domem i wysiedliśmy z auta. Podeszłam do Sławka i chwyciłam jego dłoń,trzymałam go mocno jakbym wierzyła,że jego obecność coś pomoże, jakby miał mnie ocalić. Niepewnie niczym małe zagubione dziecko weszłam po schodach do znajomego budynku, gdy otworzyliśmy drzwi usłyszeliśmy czyjeś rozmowy. Mama śmiało rozmawiała z jakimś facetem. Tak ewidentnie mieli gościa. Z daleka sylwetka i postawa faceta wydawała mi się dziwnie znajoma, jakbym gdzieś go widziała, jakbym go znała.
- Witaj mamo - powiedziałam w drzwiach, a wzrok rodzicielki zatrzymał się na mojej twarzy. Mężczyzna gwałtownie wstał i odwrócił się w naszą stronę. Zamarłam. Puściłam dłoń Sławka i poczułam jak uginają mi się nogi, nie to przecież nie możliwe. Obok rodziców stał tak bardzo znajomy mężczyzna, tak bardzo tęskniłam za nim, tak bardzo go kochałam. Obok nich był Paweł.
- Nie ty przecież nie żyjesz. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1767 słów i 9476 znaków, zaktualizowała 13 kwi 2017.

2 komentarze

 
  • cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością dodaj coś szybko :* :)

    14 kwi 2017

  • Tosia12283

    Super kiedy kolejna? ????????

    13 kwi 2017