Razem? cz.7

Blake PoV
Równo o 10 wyszłam z domu, udając się na przystanek autobusowy, którym miałam dojechać do centrum i poszukać pracy. Myślałam o jakieś pracy kelnerki lub barmanki. W wakacje pracowałam jako barmanka. Szczerze to bardzo dobrze mi wtedy szło. Niestety bar wkrótce potem został zamknięty, więc w tym roku muszę szukać nowej pracy. Dziwne było to, że wcale nie musiałam długo szukać. W jednym z klubów, zaoferowali mi bardzo dobrze płatną pracę barmanki. Szefowa okazała się super babką. Miała 27 lat i bardzo dobrze się nam rozmawiało. Od razu zgodziła się na weekendy, gdyż wtedy przychodzi najwięcej osób, więc potrzebują kilku barmanów. Klub okazał się naprawdę dużym miejscem. Mającym kilka kondygnacji, a na każdej znajdowały się po dwa bary. Nic dziwnego, że potrzebują rąk do pracy. Wymieniłyśmy się numerami. Zaczynam w przyszły piątek. Potem zrobiła mi szybkie szkolenie. Była dość usatysfakcjonowana tym, że wiem bardzo dużo na temat alkoholi i drinków. Zrobiła mi też drobny pokaz, była naprawdę utalentowaną barmanką. Nauczyła mnie kilku nowych przepisów i powiedziała, że ze wszystkim mogę się zwracać do niej lub do kogoś z innych pracowników. Z racji tego, że nie mam 18 lat będzie potrzebna zgoda opiekuna na pracę. Z tym to żadnego problemu nie będzie. Poczekałam do 15 kiedy otwierali, aby poznać chociaż część załogi. Od 15 do 21 był to zwykły pub, a potem do 3 w nocy klub. Poznałam Johna, Kate i Nicole. Wszyscy okazali się być bardzo mili i pomocni, mimo to na razie trzymałam dystans. Po 16 pożegnałam się z wszystkimi, nie chcąc im dłużej przeszkadzać. Pochodziłam jeszcze po mieście, oglądając różne ciekawe wystawy. Na przykład z sukienkami czy z biżuterią. Nigdy nie będzie mnie na takie coś stać. Przykre, ale jak już wszyscy wiedzą życie jest cholernie niesprawiedliwe. Było po 17 kiedy udałam się na przystanek autobusowy. Czekałam godzinę, ale nic nie nadjeżdżało, cholera. Usłyszałam jak ktoś podchodzi. Odwróciłam się i usłyszałam:
- Blake. Możemy porozmawiać. – Znałam ten głos, to był Chris.
- Nie mamy o czym – odparłam z udawaną pewnością siebie. Mój głos już zaczynał się trząść.  
- Proszę Cię, pozwól mi się chociaż wytłumaczyć. Błagam – powiedział.
Nie potrafiłam mu odmówić. Chodź odwiozę Cię do domu i po drodze porozmawiamy.
Poszłam za nim. Pierwszy raz siedziałam w jego samochodzie. Nawet nie wiedziałam że ma takie BMW. Spodziewałam się raczej czegoś małego i taniego, myślałam że jest bardziej z mojego świata.  
Mimo tego, że miał mi się wytłumaczyć. Całą drogę milczał. Może zbiera się na odwagę – myślałam.  
- Skręć teraz w lewo – powiedziałam, wiedząc że Chris nigdy jeszcze nie widział mojego domu.  
On jednak pojechał prosto. Co jest? – pomyślałam.  
- Miałeś mnie odwieźć do domu – powiedziałam trochę zdenerwowana.  
- Tak wiem, ale tam nie będziemy mogli porozmawiać.
Zaparkowaliśmy przed wielkim domem, to pewnie jego.  
- Chodź na chwilę. Porozmawiamy na spokojnie, a potem Cię odwiozę. - Chwycił mnie za rękę. Jednak wyrwałam ją.
- Dobra chodźmy – rzuciłam i szybko wysiadłam z samochodu. Szłam za nim. Otworzył przede mną drzwi swojego domu.  
- Zapraszam.
Weszłam do środka i stanęłam na środku, mówiąc:
- A więc? – rzuciłam.  
- A więc zacznijmy. Pamiętasz te wszystkie chwile kiedy mówiłem Ci jak bardzo Cię kocham, kiedy mówiłem, że zawsze będziemy razem, itd.? – zapytał.
Pokiwałam głową. Mając w głowie wciąż żywe wspomnienia tych chwil.  
Uśmiechnął się i rzekł z pewnością jakiej nigdy u nikogo nie słyszałam:
- To wszystko było kłamstwo.
Moje oczy rozszerzyły się, ale nie pociekły po nich łzy. Nie czułam już tego bólu w klatce piersiowej co parę dni wcześniej. Czyżbym spodziewała się, że to właśnie będzie chciał mi powiedzieć? Czy psychicznie już się na to przygotowałam?  
- Nic mnie to już nie obchodzi. Wracam do domu – rzuciłam. Chciałam go wyminąć, jednak zagrodził mi drogę.  
- Nie tak prędko, nie skończyłem.  
Zbliżył swoją twarz do mojej i powiedział:
- Wiesz, że jak udajesz taką cnotkę, to jeszcze bardziej chcę Cię przelecieć.  
Słysząc to, przestraszyłam się. Nie. To niemożliwe, żeby mi coś zrobił. Niemożliwe. Stałam tam wryta w ziemię, nie rozumiejąc co się dzieje.  
- Miałem jeszcze tylko tydzień poudawać wielce zakochanego, przelecieć Cię, a potem i tak zostawić. I byłabyś kolejną zdobyczą na mojej liście i to najważniejszą. Cnotka Rowens rozdziewiczona przez Chrisa Jenkinsa, stałbym się legendą. Ale niee, bo musiałaś wszystko popsuć. Mimo to nie zrezygnuje ze swojego celu. A ty ponieważ mnie tak kochasz, będziesz mi posłuszna i bez krzyków dasz się przelecieć tutaj na tej ziemi.
Słysząc to wszystko nie wytrzymałam. Dostał z pięści w twarz. Nie wiem skąd miałam tyle siły w sobie. Minęłam go i wybiegłam z domu. On jednak szybko mnie dogonił. Chwycił za rękę, obrócił w swoją stronę i uderzył mnie w twarz. Upadłam do tyłu i uderzyłam głową o ziemię. Chyba na chwilę straciłam przytomność. Bo gdy się obudziłam już siedział na mnie okrakiem i rozrywał mi bluzkę.  
- Wiem, że tego chcesz. Która nie chce – mówił.
Po mojej twarzy zaczęły cieknąć łzy, nie były to łzy smutku, raczej łzy złości. Jak mogłam zakochać się w takim potworze. Tak mnie to wkurzało, że nie wytrzymałam. Wyrwałam jedną rękę i uderzyłam go prosto w szyję. Zaczął się krztusić. Zwolnił uścisk. Szybko się podniosłam i zaczęłam biec. Wsiadłam do jego samochodu, na szczęście kluczyki były w stacyjce. Nie miałam prawa jazdy, ale samochód prowadzić to nie sztuka, jeśli się zna jego budowę. Szybko wycofałam i ruszyłam przed siebie. Dojechałam nim na moją ulicę, po czym zostawiłam go na poboczu. Wysiadłam i pędem pobiegłam do domu. Przytrzymywałam swoją bluzkę, zakrywając biustonosz. Wpadłam do domu i natychmiast zamknęłam się w łazience.
- Blake! Co się stało? – krzyknęła babcia.  
- Nic – powiedziałam.
- Na pewno? – zapytała.
- Tak po prostu bardzo mi się chciało sikać – odparłam, chociaż czułam że babcia raczej w to nie uwierzy.  
- Jak będziesz chciała porozmawiać to jestem w kuchni.
- Dobrze, dziękuję – rzuciłam.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Z mojej kości policzkowej sączyła się powoli krew. Całe oko było załzawione i zaczerwienione. Wzięłam apteczkę z szafki i szybko zaczęłam dezynfekować ranę, bolało jak cholera. Syknęłam. Po mojej twarzy znów pociekły łzy. Miałam potarganą bluzkę a we włosach jakieś liście. Dopiero patrząc w moje oczy zrozumiałam, że prawie zostałam zgwałcona i to przez osobę, którą darzyłam wielkim uczuciem.  

W niedzielę wstałem bardzo wcześnie i od razu z wielkim uśmiechem postanowiłem iść pobiegać. Jedyne co mnie odpręży. Zarzuciłem na siebie sportowe ubranie i szybko wybiegłem z domu. Nie wiem dlaczego zmieniłem swoją trasę, ale teraz znajdowałem się na ulicy Rowens. Co się ze mną dzieje? – pomyślałem, w momencie kiedy zauważyłem obiekt swoich rozmyślań zmierzający w stronę swojego domu. Biegłem za nią w niewielkiej odległości, po to żeby już po chwili zrównać się z nią.
- Hej, Blake. – Przywitałem się.  
- Taa, cześć – odparła. Nie popatrzyła jednak na mnie i wciąż szła z tą spuszczoną głową, zasłaniając całą twarz włosami.  
- Liczyłem na trochę więcej entuzjazmu – zażartowałem. Obrażona jest czy co? – Przeszło przez moją głową. W ogóle to po co jej przyciemniane okulary skoro nie ma słońca. Dopiero w tym momencie do mnie dotarło, że coś się musiało stać.  
Natychmiast chwyciłem ją za rękę, zatrzymując w miejscu. Uniosłem jej twarz i jednym ruchem ściągnąłem okulary. Spojrzałem na nią i od razu cały się spiąłem. Pod jej okiem znajdował się wielki siniak, do tego ta rana na policzku. Delikatnie kciukiem przejechałem po ranie, jakby chcąc sprawdzić czy jest prawdziwa. Syknęła z bólu. Po czym powiedziała:
- Muszę wracać.
- Kto Ci to zrobił? – zapytałem, czując jak krew coraz szybciej krąży w żyłach, a wszystkie mięśnie się spinają.  
- Spadłam ze schodów – odparła.
- Nie żartuj sobie ze mnie – krzyknąłem, może trochę głośniej niż zamierzałem.
- Nie żartuję – odkrzyknęła.
- To ten skurwiel Jenkins, tak?
Nie odpowiedziała, a ja wiedziałem już że to jego sprawka.
- Co Cię w ogóle to obchodzi? – zapytała cicho, tak że ledwo usłyszałem.
- Zależy mi na Tobie, więc mnie obchodzi – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
W końcu podniosła głowę i spojrzała prosto w moje oczy. Wzdrygnąłem się kiedy w jej oczach pojawiły się łzy. Podszedłem do niej i mocno ją objąłem.  
- Zabiję skurwysyna – powiedziałem.
- Nie – odparła.
- Nie ma prawa żyć za to co Ci zrobił – zacząłem.
- Obiecaj mi, że niczego mu nie zrobisz.
- Ale..
- Obiecaj. – Przerwała mi.
- Obiecuję.  
Ścisnęła mnie mocniej, po czym rzekła:
- Muszę wracać. Do zobaczenia jutro w szkole.
Podniosła okulary z ziemi, po czym ruszyła prosto do domu.
- Nikt nie będzie bił mojej kobiety – powiedziałem sam do siebie. – Chwila. Stop. Znaczy nikt nie będzie bił kobiety, po prostu kobiety. Czas komuś wpierdolić.

LIR

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1750 słów i 9524 znaków. Tagi: #love #danhardy #blakerowens #story #lovestory #razem #razem7 #LIR

6 komentarzy

 
  • ala22

    Plissssssssssss kiedy ten next juz nie moge sie doczekac co bedzie sie dzialo dalej <3 czekam :)

    5 lut 2017

  • ala22

    Halooo kiedy next? Plisss

    20 sty 2017

  • ala22

    Kiedy next ? :* czekamy :D

    4 sty 2017

  • edyta

    Ideolo

    27 gru 2016

  • ala22

    To jest świetne  <3 kocham to :* czekam na next :) mam nadzieje ze bedzie niebawem :*

    27 gru 2016

  • marTYNKA

    Super

    26 gru 2016