Nigdy o Tobie nie zapomnę cz.12

Nigdy o Tobie nie zapomnę cz.12Zbudził mnie odgłos żywej dyskusji, przeciągnęłam się i wstałam z łóżka, zatrzymałam się w pokoju obok i spojrzałam na zebranych. Było ich czterech: Grzegorza, Alexa i Sebastiana znałam, ale nie tego czwartego.
- Dzień dobry skarbie - przywitał się Seba. Nic nie odpowiedziałam. Nie spuszczałam wzroku z naszego gościa, kompletnie jakbym spodziewała się z jego strony nie wiadomo czego. Nie ufałam mu, ale nie dlatego, że nie wzbudzał zaufania, po tym co się działo nie ufałam żadnej nowej osobie. Nauczyłam się ostrożności, tego by nie ufać każdemu zbyt mocno, bo można się na tym przejechać. Nie wiedziałam czy coś nam grozi, nie wiedziałam jak długo będziemy musieli się ukrywać, tak naprawdę niczego nie wiedziałam. Strach z każdym dniem mijał bardziej, radość z odnalezienia Sebastiana stłumiła strach. Brakowało mi jedynie Malwiny i Fundacji, brakowało mi tamtych ludzi. Tylko, czy ja miałam jakieś inne wyjście? czy mogłam? nie. Nie chodziło przecież ani o mnie, ani o Sebastiana i jego rodzinę, chodziło o dziecko które nosiłam pod sercem, a które umarłoby, gdybym i ja umarła. Dostałam od Grzegorza telefon z niezarejestrowaną kartą i wybrałam kilka numerów. Pamiętałam rozmowa nie mogła trwać dłużej niż dwie minuty. Usłyszałam sygnał i odczekałam.
- Słucham? - usłyszałam głos Malwiny.
- To ja - powiedziałam cicho. - Nie mam dużo czasu, nie możemy długo rozmawiać. Wiele się zmieniło kochana. Chciałam poprosić się o parę spraw - zatrzymałam się i spojrzałam na Sebastiana. - Po pierwsze kochana jestem tu z Sebastianem. Nie pytaj mnie jak to się stało, gdzie bo nie mogę. On żyję. Po drugie proszę zaopiekuj się naszą fundacją i pomagaj pracownikom. Jeszcze jedno kochana - rzekłam cicho
- Część kuzyneczko. Stęskniłem się - krzyknął Sebastian
- Kocham Cię Malwino - wyznałam cicho i nie dopuszczając jej do słowa rozłączyłam się. Zadzwoniłam jeszcze w parę miejsc, powiedziałam jakie komu przydzielam zadanie i poprosiłam i uzbrojenie się w cierpliwość. Nie wiedziałam kiedy mogę wrócić do pracy, czy kiedykolwiek wrócę. Niczego już nie byłam pewna.
- Kocham Cię - usłyszałam. Uśmiechnęłam się do Seby i przytuliłam go.

Usiadłem na schodach i zapaliłem papierosa, na dworze panował zmierzch, a ja w nocy bardziej niż we dnie robiłem się czujny. Powoli zaczynała ciążyć mi cała ta sytuacja, widziałem jak bardzo zmęczona i przerażona jest tym wszystkim. Chociaż udawała, że się nie boi, chociaż grała twardą, ja dobrze ją znałem. Nie udało się jej tak po prostu mnie oszukać, nie udało wmówić, że wszystko gra - nie grało.
- Ładny wieczór, nie? - usłyszałem głos Alexa. Nie odpowiedziałem. Zaciągnąłem się dymem i patrzyłem w mały punkt przed siebie, w tej ciemności nie widziałem nic. Jednak pasowała mi ta ciemność, nie przerażała mnie, a wręcz fascynowała.
- Co z Anną? - spytałem cicho. Spojrzałem na brata i zatopiłem w nim spojrzenie.
- A wy co tu robicie? - obok nas jakby wyrósł spod ziemi pojawił się Grzegorz i usiadł z drugiej mojej strony. Siedziałem na schodach otoczony braćmi i milczałem. Tak dużo chciałem im powiedzieć, za tak wiele podziękować, ale nie odważyłem się. - Nie pozwolimy by Annie stało się coś złego - odezwał się cicho Grzegorz. Kiwnąłem głową. Chociaż takich słów oczekiwałem, takich pragnąłem usłyszeć, strach z głębi mojego serca wcale nie mijał.
- Dziękuję Wam. Dziękuję za to, że tyle dla nas robicie, za to, że Was mam - wyznałem w końcu. Alex uśmiechnął się. Poklepał mnie po plecach i wziął ode mnie dwa bucha fajki.  
- Nie musisz dziękować. Jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga - usłyszałem cichy głos drugiego z braci. Nie odpowiedziałem. Chciałem coś powiedzieć, chciałem się odezwać, ale nie potrafiłem z nim rozmawiać, chyba wciąż miałem do niego żal. - Nie byłem dobrym bratem. Nie wspierałem Was - usłyszałem. Zamknąłem oczy, by porzucić wspomnienia, ale one dopadły mnie pierwsze. Widziałem wszystko, jakby działo się wczoraj. Widziałem pogrzeb rodziców, widziałem płaczącego Alexa, widziałem jak trumnę z ich ciałami kładą do dołu. Widziałem jeszcze coś zagubionego, pijanego starszego brata. Słyszałem nasze awantury, słyszałem płacz Alexa, widziałem jak chowa się pod stołem, jak trzęsie się, gdy Grzegorz próbuje do niego podejść.
- To nie była twoja wina - Alex odzyskuje głos. Kładzie Grzegorzowi rękę na plecach i patrzy na niego tak, jak patrzył, gdy był dzieckiem.
- Moja - głos Grzegorza drży. - Gdybym nie ja - zatrzymuje się i ściera kilka zabłąkanych łez.
- To nie była twoja wina. Oni mieli wypadek. Zginęli w wypadku - odpowiadam na jednych tchu. Alex nigdy nie poznał prawdy. Nigdy nie powiedziałem mu, że to Grzegorz miał zginąć, że gdyby pojechali swoim samochodem to by żyli. Przemilczałem to, bo nie chciałem by znienawidził brata. Może i nie mieliśmy ze sobą kontaktu, może i bałem się go, ale wciąż był naszym bratem, naszą rodziną.  
- Jaki piękny widok. Trzech braci razem - zawołała radosnym głosem Anna. Usiadła obok mnie podając mi swą dłoń, splotłem nasze palce i spojrzałem w jej oczy.
- Jak tam wybraliście imię dla dziecka? - zapytał Grzegorz próbując zapanować nad drżącym od emocji głosem.
- Jeszcze nie - odpowiedziała Anna i spojrzała mi głęboko w oczy. W tym momencie nasz śmiech przerwał odgłos zbliżającego się samochodu. Chociaż ulicą mógł jechać każdy, nam zapaliła się czerwona lampka. Po chwili nadjeżdżał kolejny samochód, albo mi się wydawało, albo z dala słyszeliśmy też trzeci.  
- Do piwnicy z nią! Szybko! - zarządził Grzegorz. Złapałem ją mocno za rękę i pobiegliśmy do piwnicy. Tam kazałem jej czekać wraz z Alexem, a sam wróciłem do Grzegorza. Samochody stanęły i zgasiły światła. Było ciemno, ale z dala dostrzegliśmy dwa samochody. Z jednego z nich wyszło trzech potężnych gości, z drugiego facet i kobieta. Popatrzyli w naszą stronę i coś do siebie powiedzieli. Zbliżali się do nas....


Kierowca z czarnego Adi popatrzył na przyjaciela i przegryzł wargę. Chciał coś powiedzieć, ale uznał, że żadne jego słowa nie zmienią sytuacji w której się znaleźli. Wciąż nie mogli uwierzyć, że kobieta ich zdradziła, nie spodziewali się tego po niej. Byli przekonani, że jest słabsza, że nigdy nie odważy się na ten krok. Przyjaciel kierowcy milczał, ale w rzeczywistości cieszył się i był dumny z Niny. Ktoś musiał to wreszcie zakończyć, ktoś musiał powiedzieć dość. Oni nigdy by się na to nie odważyli, zawsze broniliby swoich fałszywych racji i wciąż tkwili by w tym gównie po uszy. Miał dość takiego życia, miał dość takiego zachowania, chciał wreszcie być wolny.
- Nie musisz tego robić. Nie w tym momencie - próbował przekonać przyjaciela, ale nadaremnie. Tamten nawet nie chciał go słuchać.  
- I tak grozi nam odsiadka. Wyobrażasz sobie gliniarzy w więzieniu? bo ja nie - odpowiedział tamten. Miał rację. Jednak nie chciał pozwolić do tego, nie mógł. Wciąż znajdowali się przed budynkiem, w którym znajdowała się fundacja.Nie wiedzieli co tu robią, ale nie podobało mu się to. Dopiero gdy ujrzeli, jak kobieta ze zdjęć wychodzi, zrozumiał. Jego przyjaciel chciał od Malwiny dowiedzieć się gdzie jest Anna i Sebastian, nawet gdyby miał zabić niewinną kobietę, zrobi to i to przerażało go najbardziej.
- Nie musisz jeszcze tego robić! Proszę - próbował go przekonać, ale tamten nie chciał go słuchać. Widział jak silnik gaśnie, widział jak jego przyjaciel wychodzi z auta, jak rusza w kierunku samochodu kobiety.
- Może pomóc? - słyszał ich rozmowę.  
- Nie wiem co jest grane. Auto nie chce odpalić - uśmiecha się przyjaźnie Malwina. Wychodzi z samochodu by podnieść maskę auta, odwraca się tyłem do mężczyzny i nagle upada.


Chociaż podświadomie wiedział, że powinien uciekać, że powinien w tym właśnie momencie wycofać się, wiać nie mógł tego zrobić. Nie dlatego, że oprawca był jego przyjacielem i wieloletnim partnerem, ale dlatego, że kobiecy los był w jego rękach, gdyby zostawił ją na pastwę losu, gdyby zostawił ich teraz, przesądziłby o jej losie, do końca życia żył z poczuciem sumienia. Nie chciał tego. Chciał przekonać go by tego nie robił, chciał wytłumaczyć mu, że nie musi tak być. Kobieta siedziała z związanymi oczami i przywiązanymi rękami do krzesła. Tylko usta miała wolne, ale wciąż powtarzała, że nie wie gdzie jest Anna, a Sebastian nie żyję. Zaczął wierzyć kobiecie, zaczął wierzyć jej, że naprawdę nie ma o niczym pojęcia. Nie byłaby taka głupia by kryć kuzyna, by ich oszukiwać. Mężczyzna siedział niewzruszony na jej płacz, krzyk i błaganie o to by przestali. Wręcz przeciwnie bawił go jej strach, bawił jej szloch i wszystko to, co działo się w tym pomieszczeniu.
- A może jak się z Tobą zabawie to zaczniesz ze mną rozmawiać? - usłyszał groźbę w jego głosie. Zastygł w bezruchu przerażony tym co stało się z jego przyjacielem. - Chodź dołącz do nas - zachęcił go i uśmiechnął się wrogo.
- Nie błagam nie. - zaszlochała kobieta. Dłonie mężczyzny, który kilka minut temu kierował samochodem zatrzymały się na jej piersiach, przez materiał bluzki poczuł jak jej sutki stwardniały, poczuł miękką skórę i nagle zapragnął więcej. - Nie - zapłakała. Drugi mężczyzna stał wciąż nie mogąc nawet poruszyć ręką. Był zszokowany, przerażony postępowaniem przyjaciela, ale i swoim. Widział jak pomału, nieuchronnie zbliżał się gwałt na kobiecie, ale nie zrobił z tym nic. Nic by jej pomóc, nic by mu przeszkodzić. Wręcz przeciwnie i jemu zaczęło się to wszystko podobać. On również jak tamten oprawca zaczął wyobrażać sobie dotyk jej skóry, odczuwał przyjemność i nienawidził się za to.
- Nie powinniśmy - walczył sam ze sobą. Wiedział, że to co robią jest złe, wiedział, że nigdy nie powinno do tego dojść, ale nie mógł się powstrzymać. Podszedł do kobiety, poczuł jej ciepłą skórę, zamknął oczy.
- Panowie błagam - zaszlochała Malwina. Jego przyjaciel właśnie ściągał spodnie, był tak pochłonięty tym co chciał zrobić, że wydawało się, że nie zauważa nawet jego obecności. I nagle wyobraził sobie jego żonę na miejscu Malwiny. Poczuł złość i strach.
- Przestań! - zarządził celując w niego bronią. Kobieta wstrzymała wdech. Nie widziała tego co się właśnie odgrywa, ale miała wrażenie, że to jej być, albo nie być. - Dość powiedziałem - odbezpieczył pistolet i trzymał za spust, jego ręka drżała. Nie chciał celować w przyjaciela, ale nie widział innego wyjścia. Wzrok jego partnera zatrzymał się na nim, ale tylko na ułamek sekundy. Widział znudzoną i niemal kpiącą z niego twarz przyjaciela.  
- Ty durniu! i tak nie strzelisz - zaśmiał mu się w twarz. Nie wiedział kiedy, ale w ułamku sekundy tamten także sięgną po broń, sytuacja wydawała się coraz bardziej beznadziejna. Nagle usłyszał huk wystrzału, potem drugi... Upadł na ziemie z jego ramienia i nogi popłynęła krew. Spojrzał na przyjaciela, nie mogąc w to uwierzyć. Momentalnie pomyślał o swojej żonie i dzieciach, o rodzinie. Pomyślał o chwili, w której przekażą jej złe wiadomości. Z jego oczu spłynęły dwie krople łez. Czuł się coraz słabiej, miał wrażenie, że zaraz odpłynie CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2149 słów i 11691 znaków, zaktualizowała 19 cze 2017.

1 komentarz

 
  • Fanka

    Rewelacja! Kiedy nastepna? ;)

    20 cze 2017