Nigdy nie mów nigdy (cz.3)

Wszyscy nagle zamilkli, wbijając w nich swój wzrok. Marika stała oparta o jego klatkę piersiową, uwięziona w jego ramionach. Nie mogła się ruszyć, zupełnie tak jakby spojrzenie jego oczu, przygwoździło ją do ziemi niewidzialnymi łańcuchami. Minęła chwila nim dotarła do niej powaga albo komizm tej sytuacji. Stała na szczycie schodów, na środku korytarza, przytulona do obcego faceta, a żeby tego było mało, wszystko działo się na oczach jej koleżanek. I w każdej chwili mógł się tu pojawić jakiś nauczyciel. Od całej tej sytuacji powietrze robiło się ciężkie, wręcz niemożliwe było oddychanie nim. Nagle, tak jakby na jej panelu sterowania ktoś wcisnął odpowiedni przycisk i włączył jej możliwość odbierania bodźców z otoczenia, poczuła jego dłoń na plecach. Było jej gorącą i miała wrażenie, że temperatura ciągle się podnosi. W ustach jej zaschło, serce biło co raz szybciej, jak ostatkiem sił. Zamrugała dwa razy i szybko się odsunęła od niego, tak jakby dotyk jego skóry parzył.  
-Przestraszył mnie pan. - powiedziała cicho.
-Przepraszam nie chciałem, nie pomyślałem, że ty, no że jak stanę za tobą to.. - próbował coś powiedzieć ale ewidentnie nie wychodziło mu to.
-Nic nie szkodzi. - powiedziała przerywając. Była speszona całą tą sytuacją, i czuła jak na jej policzki wypływa rumieniec, co oczywiście nie umknęło uwadze Marceli, która obserwowała ich uśmiechając się pod nosem.
-No tak – odchrząknął, przełączając się na służbowy ton głosu - to gdzie jest wasz nauczyciel?  
-Już jestem, przepraszam za spóźnienie. – jak na zawołanie za ich plecami rozległ się głos pani Wioletty. Kobieta wbiegła po schodach i stanęła obok Karola, uśmiechając się do niego – bardzo przeszkadzały?
Dziewczyny, jedna za drugą prychnęły zniesmaczone jej pytaniem. Gdzieś z tyłu rozległy się szepty, że nie są przecież dziećmi w przedszkolu, które nie wiedzą jak się zachować, ale Marika nie zwracała uwagi na ich oburzenie, choć nie pragnęła teraz niczego bardziej niż tego aby swoją uwagę skupić na czymś innym niż na fakcie, że on nadal tu stoi i jest równie skołowany jak ona.  
-Nie, po prostu słyszałem jakieś rozmowy i zapytałem czemu nie są na lekcji. –wyjaśnił, tylko na chwilę odrywając wzrok od Mariki aby spojrzeć na nauczycielkę.
Dziewczyna odchrząknęła i wiedziała, że musi to przerwać bo zaraz zaczną się niezręczne pytania, a tych przecież nikt nie lubił.
-Mogę klucz? – wyciągnęła rękę do polonistki, kobieta podała jej go i na jej nieszczęście o kilka sekund za długo, zatrzymała wzrok na jej twarzy.
-Stało się coś Mariko? Źle się czujesz?
-Nie, wszystko w porządku. – odpowiedziała, pospiesznie odwracając się w stronę drzwi. Miała nadzieję, że to będzie dostateczny sygnał mówiący o tym, że temat właśnie został wyczerpany.
Czuła jak ogarnia ją złość, ale nie wiedziała na kogo i za co. Czy na siebie, że straciła tą równowagę, czy na niego, że ją przestraszyła a później złapał, czy może na dziewczyny, za to, że przyglądały się temu wszystkiemu, z minami jakby oglądały najlepszy romans, a może na nauczycielkę za to, że się spóźniła. Weszła do klasy i z samego progu rzuciła klucz na biurko, który posunął się po blacie a później z głuchym uderzeniem spadł na podłogę. Wkurzona jeszcze bardziej, rzuciła torbę na ławkę i podeszła do biurka. Gdy wróciła do swojej stałej ławki na tyłach klasy, miała szczerą nadzieję, że lekcja minie spokojnie, a na następnej przerwie nikt już nie będzie pamiętał jej wpadki. Marcela znała ją na tyle dobrze, żebym wiedzieć, że coś jest na rzeczy, ale mimo wszystko bawiła ją jej reakcja, przecież to ona sama nie tak dawno zapewniała ją, że nowy ochroniarz wcale jej się nie podoba. Jej mina mówiła co innego.
-Nie dąsaj się już. – szturchnęła ją w ramie, w połowie lekcji.
-Nie dąsam się.
-Właśnie widzę. Przecież nic się nie stało. Każdemu mogło się zdarzyć.
-No każdemu, to czemu akurat mi?
-Ale jaki ty widzisz problem?  
-Żadnego. – fuknęła.
Marcela nic już więcej się nie odezwała. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszły na korytarz i dopiero wtedy się zaczęło.  
Natalia zrównała krok z dziewczynami, odrzuciła swoje rude włosy za ramie i z uśmiechem, którego Marika tak bardzo nie znosiła, zapytała:
-Marika czemu nic nie mówisz?
-A co mam mówić?
-No nie wiem, może chociaż opowiedz nam o wrażeniach. - zaśmiała się a reszta jej zawtórowała, tylko Marcelina zmierzyła ją ponurym spojrzeniem.
-Jakie wrażenia? O co ci chodzi? - spytała nieco poirytowana.
-No wiesz, jak by nie było wpadłaś w ramiona naszego szkolnego przystojniaka.
-Tylko przez przypadek. Przestraszył mnie a ja straciła równowagę i tyle.
-No ale powiedz coś więcej? Jak on przytula? - do tego przesłuchania dołączyła się Dominika.
-Jakie przytula? Co to za durne pytanie? Już lepszego nie mogłaś sobie wymyśleć?  
-No jak durne? – obruszyła się, machając rękami w powietrzu – widziałyśmy jak cię objął.
-Objął mnie, bo mnie łapał jak straciłam równowagę. A dla mnie takie objęcie, nie jest tym samym co przytulanie. – wytłumaczyła przez zaciśnięte zęby.
-I naprawdę nie zrobiło to na tobie żadnego wrażenia?
-A powinno? O co wam chodzi? Jak mi tak bardzo zazdrościsz, to jutro mogę ciebie zepchnąć ze chodów i może będziesz miała farta, jak cię złapie.
-A jak go tam nie będzie? – Marika i Marcela popatrzyły po sobie zszokowane słowami Dominiki. Nie wierzyły, że można być tak mało inteligentnym.
-To spadniesz. – Marcela parsknęła śmiechem i minęła ją bez słowa. Złapała przyjaciółkę pod ramię i pociągnęła w stronę przejścia, za którym krył się kolejny korytarz, ale wtedy usłyszały przesycony jadowitą słodyczą głos Natalii.
-Widziałam jak on na ciebie patrzył.
-Jak? – Marika odwróciła się i spod przymrużonych powiek spojrzała na dziewczynę, była gotowa odeprzeć wszelkie zarzuty, aby w końcu mieć już spokój. To pytanie nieco zbiło ją z tropu, spojrzała na nią z niechęcią, poczym prychnęła i odeszła. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie trąciła jej ramieniem gdy ją mijała.
Dziewczyny, które zazwyczaj trzymały się blisko Natalii, popatrzyły na nie zdezorientowane, a po chwili poszły za jej śladem. Te z kolei, które nie przepadały za rudowłosą koleżanką, obdarzyły Marikę pokrzepiającym uśmiechem zrozumienia i nie miały zamiaru zaczynać tego tematu, który dla nich wcale nie był niczym nadzwyczajnym.
-Mam nadzieję, że teraz będę miała już spokój. – wypuściła powietrze z płuc, z głośnym świstem.
-Na dzisiaj pewnie tak. – Marcelina uśmiechnęła się szeroko. Bo nie chodziła do tej szkoły pierwszy rok, aby nie wiedzieć, że nic co zauważyła Natalia, nie może ucichnąć bez wielkiego echa.
***
Marika była już zmęczona tymi zajęciami, które dziś wydawały się szczególnie nudne, spojrzeniami dziewczyn, które udawały obrażone, i tym, że po prostu musiała tu być. Choć broniła się przed tym, ciągle wracało do niej wspomnienie jego oczu. Naprawdę, nigdy jeszcze nie widziała tak intensywnego koloru, który zmieniałby się pod wpływem promieni słonecznych. Zawsze wydawało jej się, że barwa ludzkich oczu jest jedna, stała i niezmienna, teraz się okazało, że była w błędzie. Musiała przyznać że, to spojrzenie miało w sobie coś magicznego. Ale mimo wszystko, nie chciała już dziś go spotkać. Cieszyła się, że dziś kończy później, bo dzięki temu nie będzie musiała prosić go o otwarcie drzwi. A gdy po skończonych zajęciach zeszła do szatni, cały czas była spięta obawiając się, że znów niepostrzeżenie na niego wpadnie. Drugi raz takiego spotkania w ciągu dnia by nie zniosła. Zanim wyszła ze szkoły obejrzała się za siebie, zawahała się przez moment poczym zamknęła drzwi i razem z przyjaciółką poszły w stronę wyjścia ze szkolnego dziedzińca.    
                                                                  

                                                         ***
To spotkanie na schodach nie obeszło się bez echa, nie tylko w głowie Mariki. Karol przeżył je tak samo. Zauważył tą dziewczynę już pierwszego dnia swojej pracy, a od tego momentu gdy niestety zamknął jej i jej koleżance drzwi przed nosem, powiedziałby, że widuje ją częściej niż innych, aczkolwiek wiedział, że to nie do końca byłoby prawdą, bo wszystkich widuje tak samo często, w końcu jakoś muszą wejść i wyjść ze szkoły, ale po prostu ona bardziej niż reszta rzuca mu się w oczy, zupełnie tak jakby była kolorowa a cała reszta tylko czarno biała.  
Elektroniczny zegarek, stojący na regale tuż obok telewizora, wskazywał kilka minut po drugiej w nocy. Karol, przewracał się z boku na bok ale nie mógł znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Nawet nie chciało mu się spać, bo w jego głowie było tak głośno, jakby znajdował się na rockowym koncercie, a nie we własnym łóżku w zaciszu swego mieszkania. To co czuł, gdy ona była tak blisko, gdy jej dotykał, gdy spojrzał w jej brązowe oczy było niedopisania. Było tak intensywne i wyraźne, że niemal namacalne. I od tamtej pory, choć minęło już kilka godzin, nie wyciszyło się. Tylko cięgle go dręczyło w kolejnych kaskadach wspomnień, które rozlewały się po czeluściach jego pamięci, jak światło wpadające do ciemnego pokoju. Bezgłośnie, wypowiadał jej imię. Obracał je w ustach, jakby chciał sprawdzić jego smak, jakby chciał rozłożyć go na poszczególne części, przeliterować, zapamiętać, nauczyć się na pamięć. Jakby to samo dawało mu gwarancję poznania jego właścicielki. Marika. Marika. M a r i k a.  Nigdy nie poznał nikogo o takim imieniu. Żadnej kobiety, które by je nosiła. Aż do teraz.  
Gdy tak rozmyślał o tym, musiał przyznać, że pasowało do niej. Było inne, tak jak ona. Rzadko spotykane. Wyjątkowe. Zapadające w umysł. Nie do zdarcia.  
                                                      ***
Mimo tego co, mówiła Marceli, Marika nie mogła przestać o nim myśleć. Nie pojmowała tego jak to się stało, że tak nagle zupełnie obcy człowiek , jednym spojrzeniem sprawił, że obudził w niej dziwne uczucia. Uczucia o których nigdy nie miała pojęcia, o które nigdy by się nie podejrzewała. Ten człowiek poruszał wszystkie, głęboko ukryte struny w jej ciele. A gdy na nią patrzył czuła jak jej serce próbuje się wyrwać na wolność, kolana się uginają a w brzuchu pojawia się dziwnie przyjemny skurcz. Teraz gdy na spokojnie przeanalizowała całą tą sytuację jeszcze raz, była zadowolona z tego, że to właśnie jej się przytrafiło a nie na przykład Natalii, która ciągle próbuje zwrócić na siebie jego uwagę. Wciąż pamiętała jego spojrzenie. ciągle miała przed oczami jego twarz, która jest tak wyraźna jakby naprawdę znajdował się przed nią, a gdy zamknęła oczy wszystko jeszcze bardziej nabierało ostrości i kształtów. Jego oczy naprawdę są magiczne, bo zmieniają barwę w promieniach słonecznych. Nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś takim u nikogo innego.  
Nie mogła się doczekać powrotu do szkoły, tego kiedy znów go zobaczy. Kiedy znów jej ciało przeszyje ten przyjemny dreszcz. W poniedziałek rano była nadzwyczaj podekscytowana i pełna energii, co nie uszło uwadze Marceliny. A na jej pytanie o co chodzi, wzruszyła tylko ramionami i uśmiechnęła się. Sama nie potrafiła tego wytłumaczyć, jak to się stało, że ten człowiek samym spojrzeniem zrobił z nią takie dziwne rzeczy. Samym spojrzeniem, bo nawet nie wiedziała jak ma na imię.  
                                                                            ***
Gdy weszły do holu, było już tam kilka osób. Szatnia była otwarta ale pusta. Zanim usiadła na ławce rozejrzała się dookoła z nadzieją, że może stoi na schodach, ale tam też go nie było. Westchnęła ciężko i próbowała się zastanowić o co jej tak właściwie chodzi i co czuje. Radość, że go nie ma? Ulgę, bo nie mogłaby spojrzeć mu w twarz, czy może rozczarowanie bo jednak chciała jeszcze raz poczuć to wszystko.  

Lekcje uciekały jedna za drugą, dzień mijał a ona jeszcze go nie widziała. Zastanawiała się czy jest dziś w szkole. Przyłapała się na tym kilka razy, a potem dała sobie mentalnego kopniaka w kostkę i próbowała przywołać się do porządku. Szło jej całkiem dobrze, dopóki nie dotarły do ostatniej lekcji jaką było wychowanie fizyczne. Sala gimnastyczna znajdowała się na parterze, jedyne wejście do niej znajdowało się w holu. Lepiej być nie mogło, powiedziała sobie w duchu. Niemal, że nie dotykając podłogi zbiegła po schodach, do przebieralni. Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyła się na tą lekcje. Szatnia jak zwykle była zajęta, przez inną klasę. Musiały chwilę poczekać, co wywołało u niej lekkie zniecierpliwienie, ale gdy tylko drzwi się otworzyły wbiegła do środka i przebrała się w krótkie spodenki i koszulkę, wygodne do ćwiczenia. Zebrała włosy na czubku głowy w niedbałego koka i zaczęła zastanawiać się jakim sposobem, ma zaciągnąć Marcele pod salę, co powinna zrobić aby przyjaciółka się nie zorientowała. Ale ku jej zaskoczeniu, któraś z dziewczyn zapytała czy idą tam czy zostają tu, zanim ona zdążyła jakkolwiek zareagować, inna odpowiedziała, że idą. Nie wierzyła we własne szczęście. Hol po same brzegi wypełniony był ludźmi. Była długa przerwa, więc drzwi ciągle się otwierały i zamykały, ktoś wchodził, ktoś wychodził ale jego nigdzie nie było widać. Czuła jak serce szalało jej w klatce piersiowej gdy niby przypadkiem rozglądała się dookoła.
-Tam jest. – Marcelina szturchnęła ją łokciem i wskazała na mężczyznę wychodzącego z szatni. Dziewczyna podskoczyła zaskoczona i spojrzała na niego, nieco zbyt długo jak na kogoś kto się nim nie interesuje, a później odwróciła się do przyjaciółki.
-Kto?
-Ochroniarz. – miała wrażenie, że na dźwięk tego słowa jej policzki zarumieniły się.
-No to co?
-No daj spokój – Marcelina wybuchła szczerym śmiechem. – widziałam jak się za nim rozglądasz.  
-Chyba sobie żartujesz. – prychnęła zła na siebie, że nie była bardziej dyskretna. Ale czy z zainteresowaniem drugą osobą, można być dyskretnym?  
                                                              
Karol wszedł w tłum, aby przejść do drzwi. Oparł się o nie i rozejrzał się dookoła. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że nikogo tam nie szukał. Szukał jej. Tak jak na każdej przerwie od samego rana, tak i teraz miał nadzieję, że ją zobaczy. I nagle jego nieme prośby zostały spełnione. Z całego tego szumu i hałasu wybił się jeden głos, a w zasadzie śmiech. Nie wiedział czemu ale przykuło to jego uwagę. Bezbłędnie odwrócił głowę w bok i stało się. Zobaczył ją jak siedziała na ławce otoczona koleżankami, rozmawiała co chwilę się uśmiechając. Była taka naturalna i tak uzależniająca, że mógłby patrzeć na nią cały czas i chyba zrobił to o sekundę za długo bo nagle odwróciła się w jego stronę a ich oczy się spotkały. Patrzyli na siebie przez krótki moment, który wydawał się być nieskończenie długi. Siłą swojego wzroku próbowali przebić warstwy powietrza naszpikowanego gwarem rozmów, tak jakby chcieli dotrzeć do najgłębiej skrywanych myśli. Gdy się w nią tak wpatrywał miał wrażenie, że coś pękło i kąciki jej ust lekko się uniosły, w delikatnym prawie niewidocznym uśmiechu. Sam nie wiedział czy tak było naprawdę czy to tylko jego wyobrażenie, bo za chwilę spoważniała i nawet po tym wyimaginowanym uśmiechu nie było śladu, przymknęła oczy i odwróciła głowę. Do końca przerwy nie spojrzała na niego już ani razu. Jeszcze chwilę siedziała na ławce a później razem z dziewczynami zniknęła za dużymi drzwiami Sali gimnastycznej.  
***
Od tamtych wydarzeń minął prawie tydzień. Siedem dni, w których żaden nie obył się bez myśli o nim. Wciąż ją to zaskakiwało, choć z drugiej strony jego widoczne zainteresowanie jej osobą było miłe. Bo oczywistym było to, że ona mu się podoba. To widać. Kobieta zawsze wie kiedy podoba się mężczyźnie. Ale gdy odliczała dni do matury, których  było już co raz mnie, czuła lekkie ukłucie rozczarowania, że ta znajomość z góry jest skazana na niepowodzenie. Zawsze po tym wściekała się na siebie, że w ogóle pozwoliła sobie na coś takiego. Przecież ona zupełnie nic o nim nie wie, nie zna jego imienia, nie wie jaka jest jego ulubiona potrawa, jakiej muzyki słucha, której drużynie piłkarskiej kibicuje. Nic. Nic poza tym, że ma piękne lazurowe oczy. Zaskakiwała ją, jej wybujała wyobraźnia, która podsuwała jej co raz nowe obrazy, nie do spełnienia. Chociaż wiedziała, że teraz maksymalnie powinna skupić się na nauce a nie na nim, ale miała też świadomość, że zostało jej naprawdę niewiele dni aby móc minąć się z nim na szkolnych korytarzach.  
Następnego dnia gdy tylko weszła do szkoły, od razu go spotkała, powiedziała mu dzień dobry a gdy odpowiedział poczuła uśmiech jak na jej twarzy pojawia się uśmiech. Stał cały czas ją obserwując. I nawet się z tym nie krył. To śmieszyło ją jeszcze bardziej. Po kilku godzinach znów spotkali się przypadkiem gdy ona szła do toalety a on pewnie z nudów podczas lekcji przechadzał się po korytarzu, spojrzał na nią takim wzrokiem, że aż jej się gorąco zrobiło. Nie wiedziała jak to się stało i kiedy  ale co raz częściej umiała odwzajemniać jego spojrzenia.  

Zostało dwie lekcje do odbębnienia kolejnego dnia. Dziewczyny stały przed tablicą z planem, ale tylko Marcelina spoglądała na zadrukowana kartki, bo jej przyjaciółka była zajęta obserwowaniem wysokiego mężczyzny, który jak zwykle pilnował drzwi.
-Patrz jak to zabawnie wygląda, on taki wysoki stoi ponad tymi małolatami.-powiedziała do Marceli, z uśmiechem pokazując głową na ochroniarza, przed który  jak zwykle stało całe stado dziewczyn błagających o otworzenie drzwi, bo chęć zapalenia papierosa jest silniejsza niż nakaz przestrzegania regulaminu szkolnego.
-Fakt, zabawnie to wygląda, przed nim tyle dziewczyn robiących do niego maślane oczy a on i tak patrzy się na ciebie. Tyle tu ludzi a on dostrzegł ciebie na końcu korytarza. Przypadek? Nie sądzę. – zrobiła minę zwycięzcy.
-Co? Nie wiem o co ci chodzi. - po raz kolejny udała głupią. Najzwyczajniej w świecie nie miała odwagi aby przyznać się do swojej słabości jego osobą.
-Oj Marika przecież to widać jak on się na ciebie gapi.
-Ja nic nie widzę. - z naburmuszoną miną wzruszyła ramionami i odwróciła się chciała odejść ale Marcelina ją zatrzymała.
-Gdzie idziesz?
-Na rosyjski.
-Dobra, to poczekaj później na mnie.
Dziewczyny niestety były rozdzielone do dwóch grup. Dlatego Marika chodziła na rosyjski a Marcela na niemiecki. Usiadła w ostatniej ławce i ani trochę nie mogła się skupić na słowach nauczyciela. W myślach miała jego spojrzenie od którego cierpła skóra, jego głos, jego twarz... całego miała go w myślach, on cały czas tam był i najwyraźniej nie miał zamiaru ich opuszczać. Nie rozumiała tego jak to możliwe aby w tak szybkim czasie mogło się zmienić nastawienie do drugiej osoby. Przecież na początku nie spodobał jej się, a teraz podoba się tak bardzo, że gdyby to było normalne cały dzień siedziała by w holu i przyglądała się mu.
Po lekcjach Marcela wyciągnęła ją na zakupy. Nie miała na to zbytniej ochoty, ale nie chciała też odmawiać przyjaciółce. Zgodziła się pójść, choć nie nastawiała się na udane polowanie wśród wieszaków. Przerzucała je wszystkie po kolei, ze znudzenie, nie zatrzymując się na żadnym na dłużej niż sekunda.  
-Chcesz mi coś powiedzieć? – za jej plecami rozległ się głos Marceli.
-Ale o czym? - spytała zdezorientowana tak, jakby przed chwilą ktoś ją obudził z głębokiego snu.
-Nie podoba ci się nic? Przerzucasz wieszaki jeden za drugim i nawet nie przyglądasz się na to. O czym myślisz?  
-O niczym ważnym.
-Marika. – zatrzymała się, mierząc przyjaciółkę dociekliwym wzrokiem.
-O co chodzi?  
-No to ja się pytam, czym się martwisz? – kiedy dziewczyna milczała, próbując ubrać w słowa to co czuje, Marcelina znów się odezwała podchodząc bliżej. – mam dziwne wrażenie, że to chodzi o naszego ochroniarza.
Marika ani nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła, ale na jej policzkach pojawił się rumieniec. Wzruszyła ramionami i odwróciła się do kolejnych stojaków, tym razem podeszła do kolorowych sukienek.
-To wszystko się na mnie uwzięło. Cały wszechświat jest przeciwko mnie.
-Ale co?
-Wszystko. On mi się podoba i to bardzo, jego oczy są takie cudne i jakby tego było mało dzisiaj na zajęciach ciągle o nim myślałam. - powiedziała wyrzucając z siebie potok słów.
-Wiedziałam. To widać jak się na siebie gapicie. Tego nie da się ukryć.
-Ale wiesz co jest najgorsze? To, że po całym tym zamieszaniu z Kubą powiedziałam, że nigdy więcej żadnych facetów.
-Czy ty zapomniałaś, że masz dopiero dziewiętnaście lat? Całe życie masz przed sobą i chcesz sama je przeżyć?
-Ale obiecałam sobie..
-Każda tak sobie obiecuje jak jest zraniona i cierpi, ale w odpowiednim momencie wszystko się zmienia.  
-Ale..
-Ale nie zakochałaś się w nim, prawda? – w jej głosie pobrzmiewała niepewność.
-Nie, ale tak głupio się nim zauroczyłam. Tak głupio, że jak go widzę to nie potrafię się nie obejrzeć. A jak widzę, że on nie może oderwać oczu ode mnie to cieszę się jak mała dziewczynka z lizaka. Boje się, że ta fascynacja przerodzi się w coś poważniejszego.
-Marika dasz radę. To minie. Za kilkanaście dni koniec roku a później tylko matury, egzamin i tyle, nie zdążysz się w nim zakochać. - pocieszała ją choć wiedziała, że te słowa są mało krzepiące. - A z drugiej strony to może w końcu ten?
-Nie, już mówiłam, że nie chcę się zakochać i nigdy tego nie zrobię.
-Nie upieraj się tak przy swoim, bo to nie ma sensu. Z tym nie wygrasz to przychodzi tak niespodziewanie, że nawet nie zauważysz, że żywisz do niego jakieś uczucia. A poza tym on jest całkiem fajny, może po szkole akurat..
Przerażona świadomością, że jej przyjaciółka ma rację rzuciła nie przemyślając do końca swoich słów:
-On na pewno ma żonę.
-Mała, czemu ty od razu z góry zakładasz najgorsze?
-Bo tak będzie lepiej.
-Lepiej? Wcale nie będzie lepiej. Z przeznaczeniem nie wygrasz. I nawet jeżeli on rzeczywiście ma żonę to jeśli ty masz się w nim zakochać to tak będzie.
-Ja ci mówię z moim szczęściem to on na pewno jest żonaty.
-A widziałaś obrączkę u niego?
-Nie, nie przyglądałam mu się na dłonie.
-No widzisz, więc pewności nie masz.
-Ej a może ja przesadzam? Może on wcale się na mnie tak nie patrzy?
-Nie, nie przesadzasz. Już kilka razy widziałam jak on cię obserwuje. On na zatłoczonym korytarzu potrafi cię odnaleźć. To nie przypadek.
Słowa przyjaciółki uświadomiły jej, że ma ona rację. Nieco ją to przeraziło ale była pełna nadziei. Mijały kolejne dni a za nimi kolejne spojrzenia, kolejne ledwo widoczne uśmiechy a Marika czuła, że co raz bardziej oddala się od swojej bezpiecznej przystani. Ubolewała trochę nad tym, że niedługo skończy tą szkołę i nie będzie już choćby przelotem widywać tych pięknych oczu i słodkiego uśmiechu ale nie wiedziała, że to nie koniec jej przygód z tym człowiekiem...
Dwa tygodnie przed zakończeniem roku, dowiedziała się jak ma na imię. Weszła wtedy do szatni gdy jedna z pań szatniarek zawołała do niego, prosząc go o pomoc. Karol. A więc człowiek, który ma niesamowity kolor oczu, ma na imię Karol. Pasuje do niego, pomyślała. Rzuciła mu przelotne spojrzenie i weszła do boksu po kurtkę, ten dzień rozpoczął się dobrze, zajęcia szybko minęły i reszta dnia też miała upłynąć w miłej atmosferze, ale niestety jedne mały szczegół sprawił, że wszystko nagle stało się bezbarwne i bez znaczenia. Kiedy Karol wychodził położył dłoń na klamce, mimowolnie przeniosła wzrok na jego dłoń. To co tam zobaczyła sprawiło, że pod żebrami poczuła bolesne ukłucie. Na serdecznym palcu jego prawej dłoni, tkwiła obrączka. I nagle wszystko stało się jasne, a ich wymieniane spojrzenia i uśmiechy w jej pamięci zaczęły blaknąć i znikać w natłoku innych wspomnień. Karol ma żonę.

Sensi11

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4601 słów i 24692 znaków.

6 komentarzy

 
  • Lolitkaa1

    Dodasz nam tu coś?  :kiss:

    1 mar 2017

  • ~Miśka

    Mi się wydaje że też już czytałam to opowiadanie na blogu ale z chęcią poczytam jeszcze raz hihi ;) bosko

    20 lut 2017

  • ...

    Oby sie okazało ze jest wdowcem.

    4 lut 2017

  • Lolitkaa1

    Świetne :) <3  
    Mogłabym prosić link do bloga autorki? :)

    4 lut 2017

  • Sensi11

    @Lolitkaa1 bloga niestety juz nie ma, musicie czekać na ciąg dalszy tutaj ;)

    4 lut 2017

  • Lolitkaa1

    @Sensi11 kurde... :( Trudno. Poczekam :D

    5 lut 2017

  • ja

    Jak zwykle bardzo wciągające:) Coś mi się zdaje, że ta obrączka to dla zmyłki. W końcu coś odstraszać musi te małolaty od nigo. Pewnie niedługo sprawa się wyjaśni. :) pozdrawiam serdecznie autorkę. Czytelniczka

    2 lut 2017

  • reset

    @ja Oni będą razem ale dopiero na końcu tej opowieści :) Całość była opublikowana na blogu autorki ... Piękne opowiadanie :)

    3 lut 2017

  • Sensi11

    @reset kolego nie wszyscy jeszcze czytali to opowiadanie, a Ty nie musisz zdradzać zakończenia :P

    4 lut 2017

  • reset

    @Sensi11 Dobra, zapędziłem się  :redface: Obiecuję, że więcej nie będę  :ninja:

    4 lut 2017

  • ja

    @reset niestety nie mialam tej możliwości zapoznania się z blogiem autorki. Będę czekała cierpliwie na całość opowiadania tu na lolu:) pozdrawiam serdecznie

    4 lut 2017

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością dodaj coś szybko kochana :* :* :) :*

    2 lut 2017