Mój Anioł Stróż cz.11

Mój Anioł Stróż cz.1111.
Dziś minął już kolejny dzień, gdy wszystko się skomplikowało. Od paru dni mama mieszkała z nami, a wszystko dlatego, że po raz kolejny ojciec podniósł na nią rękę. Tym razem zrobił to tak brutalnie, że Szymon odebrał ją ze szpitala i przywiózł prosto do naszego domku. Złamana ręką i zwichnięta kostka, a wszystko dlatego, że spadła ze schodów. Nie mogłam pojąć, że po tym wszystkim, co się działo, po tym wszystkim co on jej zrobił, ona nadal go broniła i miała zamiar do niej wrócić. Nie chciałam się po raz setny z nią pokłócić o to samo, ale za każdym razem, gdy słyszałam jej wymówki, czułam jeszcze większą złość. Dla mnie ojciec był najpodlejszym z podłych ludzi i czasami żałowałam, że byłam jego córką. Nienawidziłam go i to nie tylko za to, co zrobił Szymonowi, jego rodzinie, ale również za to, co zrobił mnie i mojej matce. Jak ktoś może bez przerwy zdradzać i nie zostać ukaranym? jak ktoś może tak traktować kogoś, komu przysięgało się miłość i wierność przed Bogiem? jak można być aż tak podłym? nie miałam zielonego pojęcia.  
- Mamo! szepnęłam, próbując jeszcze raz na spokojnie z nią porozmawiać.  
- Daj spokój córeczko! Ja nie zmienię swojej decyzji. Jutro wracam do domu - powiedziała stanowczym głosem. Chciałam coś powiedzieć, ale ujrzałam spojrzenie Szymona i odpuściłam. Czułam podwójny ból, bo nie mogłam wtulić się w jego ramiona. Przy matce, trzymaliśmy się na dystans i udawaliśmy, że nic do siebie nie czujemy. Tak bardzo chciałam powiedzieć jej prawdę, ale było to cholernie niebezpieczne. Cały nasz plan byłby zagrożony, a ja nie mogłam do tego dopuścić. Postanowiłam udawać, że wszystko gra. Nie grało. Jedyna osobą, z którą mogłam porozmawiać był mój nowy przyjaciel - lekarz. Od uratowania mnie tamtego dnia, widujemy się z nimi dość często na grillu, czasem po prostu na rozmowie wieczorami. Polubiłam nowych znajomych, a lekarz wciąż troszczy się o mnie i moje maleństwo. Gdyby nie on, chyba już dawno bym oszalała. Dziś mieliśmy odebrać wyniki, ale z powodu wizyty mamy, postanowiliśmy, że Szymon sam po nie pojedzie. Nie podobało mi się to, ale nic nie mogliśmy na to poradzić. Musiałam się zgodzić, chociaż czułam ogromny strach. A co jeżeli naprawdę okażę się, że jesteśmy rodzeństwem? bałam się. Tak bardzo się tego bałam. Od rana byłam podenerwowana. Wszystko wylatywało mi z rąk, a mama chociaż wiedziałam, że coś podejrzewa, nie zadała ani jednego pytania, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Nie chciałam jej okłamywać, ale przecież nie mogłam powiedzieć jej prawdy.  
- Nie przekonam cię, prawda? - zapytałam zrezygnowanym głosem  
- Nie córeczko. Już postanowiłam - wyznała i bez słowa wyszła na dwór. Zostaliśmy z Szymonem sami.  
- Chyba powinieneś już jechać - przyznałam, patrząc na zegarek.  
- Powinienem, ale strasznie się boję, tego co tam zobaczymy. - wyznał nie spuszczając ze mnie wzroku.  
- Ja też - szepnęłam ściszonym głosem - Szymonie ja wrócę do domu wraz z nią- powiedziałam, obawiając się jego reakcji. Nic nie odpowiedział. Pocałował mnie w czoło i zabierając ze sobą kluczyki, poszedł prosto do samochodu. Zostałam w mieszkaniu sama. Chociaż próbowałam się uspokoić, nie potrafiłam. Strach ogarnął całe moje serce. A co jeżeli okażę się, to prawda? co wtedy z nami będzie? nie wiedziałam.
- Dokąd pojechał? - zainteresowała się mama.  
- Do miasta - odpowiedziałam, wciąż nie spuszczając wzroku z okna. Samochód ruszył. Zamknęłam oczy i poczułam na plecach ciepły oddech mamy.  
- Kochanie co się dzieje? - zapytała zatroskanym głosem.  
- Nie mogę Ci powiedzieć. Jeszcze nie teraz - wyznałam. Nie odpowiedziała. Nie wiedziałam, czy podejrzewa co dzieje się między nami, ale teraz nawet nie zawracałam sobie tym głowy. Moje myśli krążyły wobec czegoś innego. Co zrobimy, jeżeli okażę się, ze jesteśmy rodzeństwem? czy będę musiała usunąć? nie wiedziałam  
- Tęsknisz jeszcze za nim? - zapytała mama. Wiedziałam o kogo pyta. Chciałam powiedzieć jej prawdę, ale wiedziałam, że nie powinnam.  
- Tak- skłamałam. - Wciąż go kocham - wyszeptałam zgodnie z prawdą. No bo przecież kochałam Szymona do szaleństwa. Byłam wstanie zrobić dla niego wszystko.  
- Jednak chyba między Tobą a nowym ochroniarzem zaczyna coś iskrzyć, co? widzę te wasze potajemne, ukradkowe spojrzenia. Widzę tą tęsknotę za miłością - powiedziała. Spojrzałam na mam i uśmiechnęłam się. Tak bardzo pragnęłam być z nią szczera.  
- Może. Zobaczymy jak to będzie - wyszeptałam, czując ból na samą myśl, że ponownie mogłabym go stracić.
     ***
Właśnie wychodziłem z kliniki, trzymając w ręku wynik testów. Tak bardzo bałem się otworzyć je i sprawdzić. Zdawałem sobie sprawę z tego, że w tej chwili ważą się nasze losy. Strach ogarniał moje ciało. Ból nasilał się. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do sklepu. Zrobiłem najpotrzebniejsze zakupy i po chwili z powrotem znajdowałem się w samochodzie. Koperta leżała na siedzeniu obok, a ja bałem się ją otworzyć. Nie wiedziałem co jest tam napisane i czułem strach. Moje serce umierało, na każdą myśl, że moglibyśmy być rodzeństwem. Wjechałem do lasu i zatrzymałem samochód. Wysiadłem z auta i oparłem się o maskę samochodu. Wziąłem głęboki wdech. Otwierałem kopertę z ściśniętym sercem. Strach nasilał się, paraliżując moje ciało. Chociaż wiedziałem, że powinienem to zrobić, przy Lili nie potrafiłem. Obawiałem się tego, co tam zastanę, a nie mogłem narażać naszego dziecka. Spojrzałem na kartkę i poczułem ból. Tak ogromny ból, że pękało mi serce. Nie mogłem złapać powietrza. Nagle przed moimi oczami zobaczyłem obraz zapłakanej Lili i zgniotłem kopertę. Podarłem na małe części, jakby ten gest, miał odwrócić to, co się stało. Lili okazała się być moją siostrą. Czułem jak ziemia usuwa mi się spod stup. Czułem ból i strach. Czułem złość i nienawiść jaką skierowałem pod adresem mojej matki i naszego ojca. Zabrali mi wszystko. Odebrali mi to, w co tak bardzo chciałem wierzyć. Upadłem na ziemię i pięściami waliłem w drzewo. Ból nie ustępował. Całe moje życie straciło sens. Pomyślałem o dziecku i poczułem ból, Tak wielki ból, że miałem wrażenie, jakby ktoś wyrywał mi serce. - Boże dlaczego? dlaczego? - zadawałem sobie pytanie, na które nie dostałem odpowiedzi. W mojej głowie panował chaos. Strach zawładnął moim umysłem. Czułem się jak w kiepskiej telenoweli, jakby los ze mnie zakpił.Czułem taki cholerny ból, że nie mogłem powstrzymać łez. Najgorsze obawy ziściły się. Plany, marzenia wszystko to, co było związane z naszym wspólnym życiem, okazało się tak odległe, jakby nigdy nie miało szans się spełnić. I nie miało. Zdawałem sobie sprawę z tego, że już nigdy Lilii nie będzie moja. Nigdy nie przytulę jej, nie pocałuje. Zapłakanym wzrokiem gnałem przed siebie. Przez chwile przeleciała mi myśl, by po prostu okłamać ją. Chciałem zaoszczędzić jej bólu, ale nie potrafiłem. Wciąż wspominałem wszystko, co było związane z naszym wspólnym życiem i wiedziałem, że nic się już nie powtórzy. Czekało mnie najgorsze. Nie wiedziałem jak mam to zrobić, ale zdawałem sobie sprawę z tego, ze muszę przekazać Lilii najgorszą nowinę. Musiałem powiedzieć jej, że jesteśmy rodzeństwem. Jak miałem odebrać komuś, kogo kochałem szansę na szczęście? jak miałem zranić ją aż tak? nie potrafiłem tego zrobić. Nie chciałem. Musiałem. Znów w mojej głowie był natłok myśli. Czułem tak ogromny żal do matki, że nie powiedziała mi tego wcześniej. Teraz rozumiałem jej dziwną reakcję, gdy powiedziałem jej o tym, co połączyło nas z Lilii. Rozumiałem jej strach w oczach. Dlaczego mi nie powiedziała? dlaczego nie przyznała się? nie wiedziałem. Jak miałem być blisko kogoś, z kim nigdy nie miałem szansy być? kogoś, kogo tak cholernie kochałem. Kogoś, bez kogo nie wyobrażałem sobie życia. No jak? Kilkanaście minut później wysiadłem z samochodu. Lilii siedziała z mamą na dworze, ale nie podeszła do mnie. Staliśmy na przeciwko siebie i patrzeliśmy sobie w oczy. W moich oczach wciąż znajdowały się łzy. Nie wiem, czy domyśliła się tego, ale jej twarz momentalnie pobladła. Usiadła na krzesełku, a w jej oczach zapanował strach.  
- Tak Lilii Przykro mi - wyszeptałem, zdając sobie sprawę z tego, że muszę pozbawić jej wszelkich złudzeń. Patrzeliśmy na siebie. Wpadliśmy sobie w ramiona, nie zważając uwagi, na dziwne spojrzenia jej matki. - Przykro mi. Lilii - wypowiedziałem czułym głosem. Staliśmy na środku podwórka, czując jakby było to nasze pożegnanie. W pewnym momencie tak było. Nikt oprócz nas nie miał pojęcia o tym, co w tym momencie przeżywaliśmy. Nagle wyrwała się z moich ramion i zaczęła biec. Biegła przed siebie, nie zważając uwagi na nic. Ja nie mogłem pobiec za nią. Poprosiłem drugiego ochroniarza by za nią pobiegł. Ja stałem w jednym miejscu, nie mogąc opanować łez. Poczułem na sobie uważne spojrzenie jej matki. Nie odezwałem się do niej, zdając sobie sprawę, że ona jest taką samą ofiarą jak My. Nie rozumiałem jak jedna osoba, może ranić tyle ludzi. Dlaczego przez błędy jednego faceta, musi cierpieć ktoś kogo przecież kochałem. Teraz musiałem nauczyć się kochać ją inną miłością. Kochać się jak brat.  




Starszy mężczyzna spojrzał z uśmiechem na młodą kobietę. Widział radość w jej oczach, za każdym razem, gdy była w jego ramionach.  
- Kochanie zrobiłaś, to o co cię poprosiłem? - zapytał, zamykając oczy. Uwielbiał to, co robiła z jego ciałem. Uwielbiał wszystko, czego zaznawał, przy tej brunetce.  
- Tak kochanie. Chociaż łatwo nie było. Jednak - zawahała się. - Dlaczego kazałeś mi to zrobić? wiesz jakie mogą być tego konsekwencję? - zapytała ze strachem w oczach.  
- Nic się nie stanie. Obiecuje maleńka- zapewnił śmiejąc się sam do siebie. Nagle drzwi gwałtownie otworzyły się i zobaczył w nich Oskara.  
- No nareszcie! ile można czekać? - zawołał zirytowanym głosem. Gwałtownie stał z łóżka. ubrał się i pospiesznie wyszedł z hotelowego pokoju. - Zabawcie się z nią - powiedział odwracając się do ochroniarza. Widział przerażenie w oczach kobiety. Kochał ten widok, tak samo, jak kochał strach w oczach żony. Dał ochroniarzowi polecenie i zdawał sobie sprawę, ze za kilka minut nie będzie musiał się niczego obawiać.  
- Kochałam Cię! - usłyszał z daleka szloch kobiety. Wiedział, co zaraz nastąpi, ale nie zareagował.  
- Nie ty jedna i nie ostatnia - zaśmiał się w duchu. Zamknął za sobą drzwi i wsiadł do samochodu. Już po wszystkim pomyślał, podpalając papierosa. - Po wszystkim - powiedział delektując się tym, że znów wszystko poszło zgodnie z jego planem. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2083 słów i 11128 znaków, zaktualizowała 24 wrz 2015.

4 komentarze

 
  • ja

    Kiedy kolejna część? Tak czuje ze oni nie są rodzeństwem ti tylko uknuta intryga przez ojca żeby ze sobą nie byli. Czekam z niecierpliwością na kolejna część.

    26 sie 2015

  • Misiaa14

    Ej no .....i  wszystko  się zepsuło ...to już koniec  to nie może tak być  ..może mu sie  tak wydawało ..albo coś  w tym stylu ...no bo  cholera ugh...to nie miało tak wyglądać ...ale  ciągle  cudnee  <3

    26 sie 2015

  • agusia16248

    @Misiaa14 Doczytaj do końca :D

    26 sie 2015

  • Misiaa14

    @agusia16248 yyyyyyyy nwm troche  o co chodzi z tym końcem ...aa dokładnie od momentu "starszy mężczyzna spojrzał..."

    26 sie 2015

  • agusia16248

    @Misiaa14 Wyjaśni się później :D

    26 sie 2015

  • Misiaa14

    @agusia16248 no ok...

    26 sie 2015

  • Roksii

    Supeer  :) Jak zwykle zresztą  ;) P

    26 sie 2015

  • DemonicEagle

    Fajne opowiadanie, bardzo dobrze się je czyta,ciągle coś się w nim dzieje i  pozostawia po sobie chęć poznania dalszych losów bohaterów,ale i tak wolę inne twoje opowiadanie, chyba wiesz które :)

    26 sie 2015

  • agusia16248

    @DemonicEagle He he tak wiem :D I sama lubię tamte opowiadanie :D

    26 sie 2015

  • DemonicEagle

    @agusia16248 po końcówce przypuszczam że wyniki badań zostały sfałszowane,czy się jednak mylę?

    26 sie 2015

  • agusia16248

    @DemonicEagle Yyy eee noo ja nie wiem :D

    26 sie 2015

  • DemonicEagle

    @agusia16248 Tak wiem, mam czekać na kolejne części i wszystko się wyjaśni

    26 sie 2015