Jesteś lekarstwem dla mojej duszy cz.2

Chociaż od powrotu do domu starałem się zasnąć, nie potrafiłem. Leżałem w łóżku, nadal czując na poduszczę zapach jej perfum. Chciałem zadzwonić, chciałem napisać jej sms-a ale nie zrobiłem tego ze strachu. Nie chciałem przysparzać jej problemów, nie chciałem denerwować jej męża. Kochałem ją. Bałem się o nią, bałem się o ich bezpieczeństwo, ale prawda była taka, że byłem bezradny. Mogłem tylko bezczynnie czekać i wierzyć, że kiedyś ułoży sobie życie. Brakowało mi jej uśmiechu, jej szeptów, jej spojrzeń, brakowało jej oddechu.  

Czy to możliwe by przez miesiąc można było się zakochać? czy to możliwe, że wystarczyło kilka krótkich spotkań, by kogoś poznać, obdarzyć zaufaniem? zakochać się? czy to możliwe, by nie znając dzieci, pokochać je? dla innych na pewno wyda się nie możliwe, wyda się to absolutnym absurdem, czymś nieracjonalnym, ale gdzie w miłości można spotkać racjonalność. Miłość to uczucie, miłość zdarza się niespodziewanie, nagle uderza w nas jak piorun w przypadkową osobę, bez jakichkolwiek wcześniejszych znaków, bez przygotowania na to. I potem dzieje się nagle, samo, spontanicznie. Tak było z nami. Kilka drobnych gestów, parę rozmów, kilka szeptów i już byłbym wstanie oddać za nią życie. Jednak ona, Klara dała dziś mi jasno do zrozumienia, że nie chcę mojej miłości, nie chce zmian, boi się ich i ja to rozumiem, ale nie potrafię się z tym pogodzić, nie potrafię pogodzić się z jej odrzuceniem. Pragnę jej. Jej szczęścia, szczęścia jej dzieci, pragnę jej bezpieczeństwa, jej uśmiechu. Nawet jeśli ten uśmiech miałby być dla kogoś innego, pragnę go. Może i jestem głupi, może i nie potrafię pogodzić się z jej odejściem, z jej stratą, ale taki już jestem i nie zamierzam się zmieniać. Nie ma jej tu. Łóżko bez niej wydaje się inne, jakby umarło, jakby było samotne. To mieszkanie jest inne. Czy ona naprawdę nie rozumiała jaka byłą wyjątkowa? dlaczego nie dostrzega jaka jest wspaniała? tylko ona potrafiła nadać sens temu mieszkaniu, ona potrafiła z niczego stworzyć coś. Łóżko, niby stary mebel, ale gdy na nim spała, miałem wrażenie, że przywróciła temu łóżku życie, nadała inny sens. Nadała sens mojemu życiu, temu mieszkaniu. Nadała mu czegoś tak niezwykłego, czegoś tak wspaniałego, że nie potrafię tego opisać. Może właśnie tym tak naprawdę jest miłość? Miałem wiele kobiet, naprawdę wiele kobiet, ale żadna nie była taka jak ona. Niezwykła to złe określenie, wyjątkowa też nie trafne. Jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. Teraz wszystko straciło sens, straciło znaczenie. Po co tu byłem? po co było to mieszkanie, skoro i tak nie miałem z kim go dzielić? Wstałem z łóżka, chociaż tak naprawdę sam nie wiedziałem po co. Nie wiedziałem po co funkcjonuje, dlaczego po prostu nie wyjadę? Bo ona tu jest. Nie mogłem zostawić jej samej, musiałem ją chronić, nawet jeśli miałbym chronić ją na odległość. Mieszkanie było ciche, zbyt ciche. Stół pusty, nie było nawet jej ubrań na podłodze, niczego. W szafie leżało tylko kilka ubrań, które nie raz zostawiała, lub zapominała. Przez ten miesiąc zrobiło się ich aż sześć, ale nie czułem już jej ducha, nie czułem jej obecności, jej radości w tym mieszkaniu. Musiałem zadzwonić, chciałem trzymałem telefon jak ten wariat, ale nie mogłem. Tchórzyłem, tchórzyłem jak wtedy, gdy odwoziłem ją do domu, gdy jej nie zatrzymałem. Chociaż walczyłem sam z sobą, nie mogłem, nie mogłem dłużej tego znieść. Wybrałem numer i zadzwoniłem, zastrzeżyłem numer, by nie wiedziała, że to ja, by jej mąż nie wiedział.  
- Słucham - po trzecim sygnale usłyszałem zapłakany głos.  

To ona. Klara.


Dzieci nie zadawały żadnych pytań, a ja byłam im za to wdzięczna. Nie miałam ochoty rozmawiać, nie wiedziałam nawet co miałabym im tak naprawdę powiedzieć, co powiedzieć by nie przysporzyć im jeszcze większego bólu, niż czuli w tym momencie. Marcin spakował wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, książki, ubrania, potrzebne sprzęty i pomógł spakować się też Kacprowi. Starałam się byśmy zabrali wszystko to, co niezbędne bo nie wiedziałam, czy mój mąż pozwoli nam wynieść resztę rzeczy, przecież prawie wszystko w tym domu należało do niego. Zadzwoniłam do przyjaciółki i poprosiłam o to by przygarnęła nas na kilka dni, a ona bez wahania się zgodziła, ciesząc się,że wreszcie zaczęłam postępować normalnie. Tylko ona i jeszcze parę najbliższych mi osób wiedziało prawdę o mnie i moim mężu. Spakowałam się szybciej niż myślałam, bo nie potrzebowałam zbyt wiele. Ciuchy, kosmetyki, pieniądze, rodzinne pamiątki. Wszystko to, czego potrzebowałam miałam mieć przy sobie - dzieci i święty spokój. Mąż przyjaciółki przyjechał po pół godzinie większym samochodem by wszystko zabrać na jeden raz. Pokój czekał na chłopców, a ja byłam wdzięczna Łucji i jej mężowi, za wszystko co dla nas robili. Dzieci byli zmęczeni, smutni i przestraszeni. Nie wiedzieli co teraz się stanie, jak długo będziemy się tułać po znajomych, ja też tego nie wiedziałam. Zabrałam pieniądze z sejfu męża i zamykając za sobą drzwi, zostawiłam klucz w naszym schowku i wsiadłam do samochodu przyjaciela.  
- To on Ci to zrobił? - zapytał bez słowa przyjaciel, a ja milczałam. Przecież oboje doskonale wiedzieliśmy prawdę, więc nie rozumiałam po co te pytania.  
- Mamo dlaczego mnie powstrzymałaś! Przecież obroniłbym Cię - zawołał piętnastolatek, a mi krajało się serce.
- Bo nie chciałam by Ciebie uderzył. Dopóki bił tylko mnie mogłam na to pozwolić, ale Was - spojrzałam w tył i zerknęłam na łzy w oczach młodszego z synów, Was nigdy nie pozwolę skrzywdzić. - dodałam z uśmiechem, a ręce na dłoni kierownicy zacisnęły się.
- Dlaczego nie pozwolisz bym z nim porozmawiał? Już dawno chciałem mu przypierdolić. Przecież ostrzegaliśmy Cię. On się nie zmieni - rzekł z wyrzutem mąż przyjaciółki, a ja milczałam.  
- Sprzedał nasz dom. Mamy pół roku na wyprowadzkę - wyznałam nagle, a sześć par oczu spojrzało na mnie. Przyjaciel milczał. Po kwadransie byliśmy już pod domem przyjaciółki, dzieci wbiegli do środka, witając się z ich dziećmi, a ja pomogłam Jerzemu z bagażami.  
- Zostaniecie tyle ile będzie potrzeba. Sukinsyn. Zabiję go! Rozumiesz? zabiję! - krzyknął Jerzy, a Łucja podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.  
- Mała nie płacz. Chłopcy mają swój pokój a ty masz swój. Ułoży się - usłyszałam. Musiałam być silna dla chłopców, odeszłam od męża, zapewniłam im bezpieczeństwo, a resztę się dla mnie nie liczyło. Resztę musiałam poukładać, na spokojnie wszystko przemyśleć, wynająć nam dom, odpocząć. Zamierzałam zrobić to jutro rano,dziś chciałam jedynie spać. Spać i chociaż na chwilę poczuć się wolna i bezpieczna. Wreszcie bezpieczna. Kacperek położył się bo był wykończony emocjami dzisiejszego dnia. Ja sama zaszyłam się w pokoju i nie chciałam ani jeść, ani pić, a tym bardzie rozmawiać z przyjaciółmi. W pewnej chwili do pokoju wszedł Marcin i usiadł obok mnie. Byłam bliska płaczu, ale starałam się być silna.
- Mamo co teraz zrobimy? Tato nie odpuści, prawda? - kiwnęłam głową, nie zamierzając go dłużej oszukiwać. - A co z tym twoim przyjacielem? nie możemy u niego mieszkać? nie chce nas? - zapytał a ja spojrzałam na niego zszokowana jego pytaniem. - Wiedziałem o tym,że spotykasz się z kimś. Ojciec też widział, ale udawał,że o niczym nie wie. Nie raz słyszeliśmy jak wracasz w środku nocy. Mamo co z nim? to dlatego chodzisz taka smutna? - usłyszałam. Spojrzałam na syna zapłakanym wzrokiem, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Nie prawdą było to,że ich nie chciał. Pragnął byśmy stworzyli szczęśliwą rodzinę, ale nie chciałam go w to mieszać.  
- Chcę Was. Chcę Was poznać, z nami mieszkać, ale nie chcę, nie mam prawa komplikować mu życia - wyznałam nagle.  
- Mamo kochasz go? Jak myślisz polubi nas? - mój syn nie dawał za wygraną, a mi powoli brakowało już sił.  
- Tak kochanie kocham go i tak polubi Was, już Was pokochał, chociaż jeszcze Was nie poznał - rzekłam. Syn uśmiechnął się do mnie i przytulił tak mocno,że niemal czułam jego przestraszone serce.
- Mamo na co czekasz? czemu do niego nie pójdziesz? zasługujesz na szczęście. Jesteś wyjątkowa wiesz? tak wiele zniosłaś  dla naszego szczęścia mamo - powiedział syn, a ja rozpłakałam się.
- Marcin Przepraszam Cię, przepraszam,że naraziłam Was na to wszystko, gdybym nie spotykała się z nim, gdybym nie sprzeciwiła się ojcu, może - spojrzałam na syna. - Przepraszam Was - wyznałam ze łzami w oczach. Marcin nie odpowiedział. Przytulił się do mnie, opatulając mnie swoimi ramionami, jakby chciał w ten sposób uchronić mnie przed złem.
- To ja Cię przepraszam. Tak bardzo starasz się, chociaż nie jestem twoim dzieckiem. Mamo my dzieci wiemy więcej niż  Wam dorosłym się wydaję, słyszymy, rozumiemy, czujemy. Czasem naprawdę lepiej się rozstać, niż żyć bez miłości bo dzieci i tak to czują. Ja wiem, słyszałem i to nic. Rozumiesz to nic, dla mnie to Ty jesteś moją mamą. Ty i nikt inny - dodał z uśmiechem. Patrzyłam na niego zalana łzami i kołysałam go jeszcze mocniej. Teraz nie żałowałam niczego, bo warto było czekać na takie słowa. Cierpieli, dopiero teraz zrozumiałam jak wielką krzywdę im wyrządzaliśmy i obiecałam sobie,że już nigdy, nigdy nie pozwolę ich skrzywdzić, nikomu.
- Kocham Cię synku - wyznałam cicho i wytarłam łzę. Marcin miał rację. Musiałam zawalczyć o naszą rodzinę, o szczęście moich bliskich.
- Zaopiekujecie się nimi? - poprosiłam przyjaciół. Sama pożyczyłam samochód od przyjaciółki i zadzwoniłam do męża, musiałam się z nim spotkać, by raz na zawsze uwolnić nas od niego. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1868 słów i 10101 znaków, zaktualizowała 22 gru 2016.

4 komentarze

 
  • anna

    Po prostu to jest wyjątkowe!!

    22 gru 2016

  • agusia16248

    @anna Bardzo mi miło,że tak uważasz. Dla takich komentarzy warto pisać

    23 gru 2016

  • Justys20

    To jest świetne  <3

    22 gru 2016

  • agusia16248

    @Justys20 dziękuję

    23 gru 2016

  • Malawasaczka03

    Kap,kap......Łzy mi lecą strumieniem. Kocham ????

    22 gru 2016

  • agusia16248

    @Malawasaczka03 Bardzoo, bardzo dziękuję

    23 gru 2016

  • cukiereczek1

    Czekam na ciąg dalszy ????????

    22 gru 2016

  • agusia16248

    @cukiereczek1 Po świętach

    22 gru 2016