Śnieżka - PROLOG

Muzyka dudni mi w uszach, a ja w panice rozglądam się po zadymionym pomieszczeniu, próbując dostrzec przyjaciółkę. Ostatnim razem widziałam ją, jak rozmawiała z kolegą. Potem wypiłam dwa kieliszki z własnym facetem i straciłam ją z oczu. Mam cholernie złe przeczucia, bo każda impreza kończy się w ten sam sposób.  
Ignoruję zaczepki własnego chłopaka, który próbuje mnie objąć i przyciągnąć do siebie. Stanowczym ruchem odpycham jego dłonie, rzucając mu zirytowane spojrzenie. Śmieje się głupkowato, a potem odwraca plecami, jakbym go uraziła, ale mam to w dupie. Muszę ją odnaleźć.
Na parterze sprawdzam wszystkie pomieszczenia po kolei. Nakrywam parę, która nawet nie zraża się moim widokiem i ostro idą do przodu. Krzywię się i wycofuję, wbiegając szybko po schodach na górę. Tam mam jeszcze trzy pokoje, które muszę dokładnie przeszukać. Do pierwszego nie umiem się dostać i aż prycham z frustracji, bo to przecież sypialnia mojego faceta. W drugim – kolejna para, tym razem dwóch dziewczyn, które najwyraźniej nie wyrwały żadnego chłopaka i postanowiły same się zabawić. W trzecim pokoju widzę przyjaciółkę, która leży bezwładnie na łóżku, a nad nią stoi najgorszy typ mężczyzny, jaki kiedykolwiek chodził po tej kuli ziemskiej. Właśnie rozpina spodnie, więc podchodzę do niego i uderzam w ramię, popychając na biurko.  
- Co jest, kurwa? – warczy, zapinając w pośpiechu rozporek. – Nie jarają mnie trójkąciki.
Zamiast wdawać się w dyskusje z tym idiotą, klęczę na łóżku i próbuję ocucić przyjaciółkę. Nie reaguje ani na mój głos, ani na szczypanie po rękach. Nachylam się nad jej twarzą z mocną bijącym sercem, a strach wpycha łzy do moich oczu.
- Co wzięła? – pytam, chociaż wcale nie spodziewam się odpowiedzi. – Ja pierdolę, co brała?!
- Chuj mnie to obchodzi – prycha, ubierając koszulkę. – Następnym razem lepiej pilnuj przyjaciółeczki, bo inaczej skończy w jakimś podrzędnym burdelu.  
Gdyby nie fakt, że ona ledwo żyje, pewnie zabiłabym go na miejscu.
- Hej, słońce – szepczę jej do ucha. – Obudź się, słyszysz? - Nie reaguje, więc kładę dłonie na jej ramionach i delikatnie nią potrząsam. Bez skutku. Ręce zaczynają mi drżeć, ale wiem, że jeśli spanikuję, ona z tego nie wyjdzie. - Zawołaj kogoś – rzucam w stronę debila, który stoi jak słup soli i gapi się na mnie. – Słyszałeś, łajzo?
- Kurwa, odczep się ode mnie, dobra?  
- Jeśli nie ruszysz swojej dupy to uwierz mi, już więcej nie przelecisz żadnej laski, bo nie będziesz miał czym, zrozumiałeś?!
Posyła mi lodowate spojrzenie, ale wychodzi z pokoju.
Odgarniam rude loki z twarzy przyjaciółki, doskonale pamiętając, jak jej rodzice byli na mnie źli, że nakłoniłam ją do zmiany koloru.  
- Co jest? – pyta mój facet, od razu podchodząc do łóżka. Łapie ją za rękę, a potem spogląda na mnie z przerażeniem w oczach. – Wiesz, co wzięła?
Kręcę głową, czując potworne wyrzuty sumienia.
- Nie wiem. – Biorę głęboki oddech. – Obiecałam jej, do cholery, że tym razem będzie normalnie… spokojnie, zwyczajnie i co?  
Czuję jego wargi na skroni, a potem pozwalam mu wziąć ją na ręce.
- Musisz ją zawieźć do szpitala.
- Ja?!
Prostuje się, a z jego oczu nie znika strach.
- Wszyscy jesteśmy naćpani, oprócz ciebie.  
- Nie mam prawa jazdy – mówię szybko, niezgrabnie wstając z łóżka.
- Przecież jeździłaś… Z pewnością coś pamiętasz. – Posyła mi naglące spojrzenie. – Uczyłem cię.
Po krótkiej chwili namysłu, zgadzam się, kiwając głową.
Zrobię wszystko, aby wyszła bez szwanku.



Obiecałam, że będę miała na nią oko i pod żadnym pozorem, nigdy w życiu, nie sprowadzę na nią kłopotów. Zarzekałam się przed jej rodzicami, że nie będziemy piły ani brały czegokolwiek innego. Przysięgałam, że odprowadzę ją do domu w nienaruszonym stanie, a przez całą imprezę, włos jej z głowy nie spadnie.
Miała mnie za przyjaciółkę.
A teraz siedzę w szpitalu i czekam na naszych rodziców. Cały czas gapi się na mnie policjant, który został wezwany, jak tylko pojawiła się możliwość posiadania narkotyków i jazdy po pijaku. Nagrabiłam sobie u lekarza dyżurującego swoim brakiem cierpliwości i niewyparzonym językiem, więc wysłał mnie na badania krwi.  
Cały czas mam nadzieję, że to nie dzieje się naprawdę. Co chwilę zamykam oczy, licząc, że zaraz się obudzę, a ta cała szopka okaże się tylko koszmarem.  
Obracam głowę i patrzę w głąb korytarza, a moje wnętrzności wywracają się do góry nogami. Mam suchość w ustach, bo nawet z kilku metrów czuję na sobie potępiający wzrok ojca, którego znowu zawiodłam. Za nim, wlecze się matka, jak zwykle trzymając się za serce.  
To nie pierwszy raz. Znając mnie, z pewnością też nie ostatni.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 892 słów i 4923 znaków, zaktualizowała 5 paź 2019.

3 komentarze

 
  • Malolata1

    Tak, świetny styl! Bardzo przypadło mi do gustu. Takie perełki tu potrzebujemy :D mam tylko pytanie, dlaczego nie zadzwoniła po pogotowie, żeby nie jechać bez prawka? Strach przed konsekwencjami, które i tak ją dopadły? :P

    22 sie 2017

  • elorence

    @Malolata1 Pogotowie przyjechałoby pod dom, w którym jest impreza i są nieletni, więc zadzwoniliby z miejsca na policję i wtedy więcej osób byłoby w to zamieszanych :) A za narkotyki i bycie pod ich wpływem, no nie fajnie się kończy :P

    22 sie 2017

  • agnes1709

    Bardzo ładny język, do tego odrobinę niegrzecznie:D :bravo:

    21 sie 2017

  • Somebody

    Zadziornie i z pazurkiem. Podoba mi się ;)

    21 sie 2017