17. Błysk i Grzmot – Część II – MROK // Rozdział VI

Wnętrze chatki przywitało mnie miłym ciepłem, którego tak dawno nie czułam. Spodziewałam się, że chłód z dworu przeniknie do środka, jednak ku mojemu zaskoczeniu od zewnętrznych gałęzi wnętrze oddzielone było grubą czarną folią, która chroniła nie tylko przed wiatrem i deszczem, ale również wilgocią. Po wnikliwszym przyjrzeniu się stwierdziłam, że pomiędzy folię włożone były płachty styropianu, które przykryto kolejną warstwą foli. Wszystko umocowano od wewnątrz małymi gałązkami. Te natomiast ściśle posplatano drutem. To był majstersztyk. Moje uznanie dla pracy Adama rosło z chwili na chwilę.

Chatka była tak naprawdę jedną niewielką izbą, ale urządzoną tak by czuć się w niej przytulnie. Niewielka ilość światła słonecznego wpadała przez okienka i delikatnie oświetlała podniszczoną sofę i szafkę na ubrania. Stałam na wypłowiałej kokosowej wycieraczce i zachłannie obserwowałam otoczenie. Obok mnie rozłożono mały dywanik. Na nim stał stoliczek i dwa krzesła. Każde z nich bez wątpienia pochodziło z innych kompletów. Na stole zaś stał dzbanek, talerze, dwie różniące się od siebie szklanki, sztućce i miska, w której ku mojemu niemałemu zdziwieniu, leżało mydło. Na szafce zaś ułożono w stosie książki. Spojrzałam na tytuły. Autorzy byli mi nieznani, a ząb czasu niewątpliwie wyrył na egzemplarzach swoje piętno, jednak ich obecność sama w sobie była miła dla oczu. W najodleglejszym kącie znajdowało się miejsce na małe ognisko, a nad nim, coś co do złudzenia przypominało komin. Zerknęłam mimo woli i zobaczyłam, że od środka wyłożony był gliną. To wszystko zdawało się być praktycznie niemożliwe.

Musiało to dziwnie wyglądać, kiedy tak stałam z otwartymi ustami i lustrowałam wnętrze, ale nie dbałam o to. Napawałam się prostotą i pięknem tego miejsca. Czymś niezwykłym, domowym. Nienamacalnym, ale wyraźnym. To było znajome uczucie. Miłe.

Adam najwyraźniej przyzwyczajony do widoku chatki podszedł do czegoś, co można było nazwać odpowiednikiem wieszaka i powiesił swoją kurtkę. Nie wiadomo skąd w jego dłoniach znalazła się latarenka, do której włożył grubą świecę i zapalił ją zapałkami. Pomieszczenie rozświetliło się złocistym blaskiem, który odbił się w jego oczach. Spojrzał na mnie i zapytał:

– Podoba ci się? – Delikatny uśmiech wykwitł na jego twarzy. – Pytam, bo wyglądasz jakbyś zaraz miała zacząć piszczeć z zachwytu.

– Aż tak to po mnie widać? – Uśmiechnęłam się szeroko. – Bardzo mi się podoba. Masz tu wszystko czego potrzeba do życia. Jest ciepło, przytulnie, są książki, talerze, kanapa. Naprawdę… jestem pod ogromnym ważeniem twojej pracy.

– Miło mi, że dobrze się tutaj czujesz. – Przeszedł kawałek i położył latarenkę na stole. – Nie ma tu może luksusów i zbyt wiele miejsca, ale powinniśmy spokojnie sobie poradzić.

– Czy mogę tutaj usiąść? – zapytałam, wskazując na kanapę. – Padam z nóg.

– Jasne – odparł, sięgając po dzbanek, by po chwili nalać z niego wody do miski. Wyjął z niej mydło i dodał. – Rozgość się i czuj, jak u siebie.

– Dziękuję – odparłam i bezwładnie opadłam na sofę. Przyłożyłam rękę do czoła i zaczęłam je masować. Byłam okropnie zmęczona. Przekręciłam się na bok i podkuliłam nogi pod siebie. Spod na wpół przymkniętych powiek obserwowałam, jak Adam namydla dłonie, odkłada mydło na talerzyk i myje twarz. Po chwili zmył mydliny wodą, którą ochlapał wszystko dookoła, ale nie zwracał na to uwagi. Chciałam go zapytać skąd to wszystko ma, ale powieki zaczęły mi ciążyć i zanim spostrzegłam, co się wokół mnie dzieje, zasnęłam.

***

Obudził mnie promyk słońca, który przekradł się przez gałęzie drzew i wpadając przez okienko położył się na moich powiekach. Zamrugałam i zaskoczona zobaczyłam, że jest ranek, a ja leżę w ubraniu na rozłożonej sofie. Nie pamiętałam, by była rozłożona, gdy zasypiałam. Musiałam spać jak zabita przez prawie dwadzieścia cztery godziny. Razem z Adamem, który leżał obok mnie byłam przykryta dużym, szarym kocem. Pachniał wiatrem oraz mydłem i był bardzo ciepły.

Spojrzałam na Adama i uśmiechnęłam się. Ciemne włosy zmierzwiły się podczas snu, usta były lekko rozchylone, a policzki zaróżowione. Musiał się ogolić, bo wyglądał dużo młodziej niż wcześniej. Na potwierdzenie swojego spostrzeżenia, na stole ujrzałam brzytwę. Jeszcze dwa lata temu zdziwiłoby mnie, że ktoś może używać czegoś takiego, skoro tata golił się maszynką elektryczną, ale teraz stało się to dla mnie logiczne, że w takich warunkach nie można było wymyślić nic lepszego. Adam musiał mieć wprawę w operowaniu tym przyrządem ponieważ nigdzie nie było widać jakiegokolwiek zacięcia. W końcu wyglądał na młodzieńca, którym był.

Zdziwiło mnie, że nie odczuwałam od niego żadnej nieprzyjemnej woni. Miałam wrażenie, że prędzej ja jestem teraz brudna. Co prawda myłam się przedwczoraj, ale od tego czasu wiele się wydarzyło. Dotknęłam swojego nosa, bolał i był nieco napuchnięty. Ale mogło być gorzej. Mogłam mieć przecież roztrzaskaną czaszkę. Mimowolnie jęknęłam, gdy dotknęłam chrząstki w miejscu, gdzie najbardziej odczuwałam ból. Tym samym obudziłam Adama, który zaczął się rozciągać i powoli przecierać oczy. Spojrzałam na niego rozbawiona, gdy zamruczał niczym kociak.

Uśmiechnęłam się i powitałam go zwykłym "dzień dobry". On zaś oparł się na łokciu i spojrzał na mnie:

– Dzień dobry – odpowiedział zachrypniętym głosem. – Dobrze spałaś?  

– Jak suseł – odparłam i na chwilę się zamyśliłam. – W gruncie rzeczy nie pamiętam nic odkąd przyłożyłam głowę do poduszki.

– Musiałaś być padnięta. – Odchylił koc, by usiąść. – Jesteś głodna?

Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Roześmiałam się:

– To chyba powinno starczyć za odpowiedź. W plecaku mam jeszcze płatki owsiane, trochę śliwek, kiełbasy i chleba. Masz ochotę?

– W sumie to myślałem o tym, by pójść zapolować na jakiegoś bażanta, ale skoro jest opcja, by nie wychylać nosa na dwór, to chętnie z niej skorzystam. Może przy tej okazji opowiesz mi, co tak właściwie tutaj robisz.

Uniósł pytająco brew, kiedy nagle posmutniałam. Starając się nie dać po sobie poznać zdenerwowania, odpowiedziałam spokojnie:

– Dobrze, ale najpierw zjedzmy. To, co powiem może odebrać ci później cały apetyt.

– Okej – odpowiedział wyraźnie zmartwiony i wstał z łóżka. Lekko zażenowana zobaczyłam, że spał w samych bokserkach. Bez skrępowania podszedł do miski, by obmyć twarz i pachy. Wytarł się ręcznikiem, który wcześniej wyjął z szafki i spojrzał na mnie.

– Nie żebym coś sugerował, ale ty pewnie też chciałabyś się umyć. Ja to zrobiłem wczoraj, gdy spałaś, jednak zużyłem już całą wodę. – Spojrzał na podłogę wokół siebie, gdzie było widać resztki jego wczorajszej toalety. – Poczekaj tu chwilę, niedaleko jest strumyk, przyniosę i podgrzeję dla ciebie wodę. Jeśli zechcesz się potem przebrać w coś czystego, w szafce jest zapas ubrań. Dla ciebie też coś się znajdzie.

Szybko założył spodnie, skarpety, t-shirt, buty i sweter, po czym zniknął za drzwiami. Wyszedł na dwór pomimo tego, że wcześniej deklarował, iż nie zamierza wcale wychylać nosa z chatki. To było dziwne, zupełnie tak jakby bał się tego wszystkiego, co miałam mu powiedzieć. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Głupio było mi grzebać w ubraniach prawie nieznanego chłopaka. Zebrałam się jednak na odwagę i otworzyłam szafkę. Ku mojemu zdziwieniu była pełna ubrań. Nie tylko męskich, ale i damskich. Znalazłam dla siebie wygodne spodnie dresowe, koszulkę z krótkim rękawem i bluzę z jakimś niezrozumiałym nadrukiem. Nigdy nie byłam dobra z języków obcych. Ale bluza była wygodna i ciepła więc, co by tam nie było napisane, nie miało dla mnie znaczenia.

Pomyślałam o bieliźnie w plecaku i tej na sobie. Należałoby ją wyprać gdyż nie miałam niestety nic na zmianę. Pełna obaw zajrzałam do szuflady w szafce i oczywiście wszystko, co tam znalazłam było męskie. Nie mając zatem zbyt wielkiego wyboru sięgnęłam po obcisłe bezszwowe bokserki, które wydały się mi najodpowiedniejsze. Do tego wzięłam jedną parę szarych skarpet. Gdy już wszystko przygotowałam zabrałam się za przyrządzanie jedzenia. Z kiełbasy i chleba zrobiłam kanapki, a śliwki i płatki owsiane zostawiłam na później – być może mój towarzysz nie lubił owsianki.

Po około kwadransie Adam pojawił się w drzwiach z wielką metalową misą parującej wody. Nie widziałam jej wcześniej, musiał mieć więc na dworze palenisko, w którym ustawiał balię i podgrzewał wodę. Postawił ją przede mną na skraju dywanika, wyjął z szafki dodatkowy ręcznik i podał mi go, ostrzegając bym się nie poparzyła od nagrzanego metalu. Sam zaś wyszedł, chwytając po drodze jedną z kanapek. Wziął ze sobą również dzbanek i małą miskę, której używał wczoraj, zostawiając mydło na talerzyku:

– Przyniosę jeszcze wody do picia i obmycia – oznajmił z pełnymi ustami. – Gdy skończysz otwórz lekko drzwi, wówczas będę wiedział, że mogę już wejść.

Kiwnęłam mu tylko głową. Misa okazała się z początku za gorąca, by do niej wejść, wyjęłam więc z plecaka szampon, by umyć włosy. Potem poczekałam chwilę i sprawdziłam nogą dno balii. Nareszcie mogłam wejść i się wykąpać. Dopiero teraz, gdy zabrakło mi luksusów doceniałam, jak cudowne jest uczucie, gdy leży się w ciepłej wodzie.
  
Wiedziałam jednak, że nie mogę się wylegiwać za długo, bo na zewnątrz jest chłodno, a nie chciałam, by Adam zmarzł. Lekko się ociągając zmyłam mydliny i wytarłam się ręcznikiem. Następnie zawinęłam go na głowie i przebrałam się w przygotowane ubrania. Potem szybko przeprałam bieliznę. Naraz przypomniałam sobie o chustce i wyjęłam ją z podartej bluzy. Też musiałam się nią zająć.

Gdy skończyłam, wyszłam i zawiesiłam wszystko na gałązkach pobliskiego drzewa, gdzie docierały jeszcze promienie słoneczne. Z ręcznikiem na głowie zaczęłam iść i wołać Adama. Nie musiałam odchodzić daleko. Siedział na pniu, a w ręku trzymał oprawionego i umytego zająca. Zdziwiłam się, gdyż nie wydawało się mi, że tak długo się kąpałam. A może on po prostu potrafił wszystko robić tak szybko?

– Już skończyłam – powiedziałam, by zwrócić jego uwagę.

Podniósł wzrok i z rozbawieniem wskazał na moją bluzę:

– Czy wiesz, co tutaj jest napisane?

– Hmm, szczerze mówiąc nie.

– To bardzo, bardzo nie dobrze. – Nie umiał zapanować nad rozbawieniem. W końcu wyprostował się i zawadiacko uśmiechnął. – Ale i tak napis pasuje do ciebie jak ulał.

– No i co takiego niby oznacza? – zapytałam, wcale nie siląc się na uprzejmość.

Jakby rozgryzając mój nastrój uśmiechnął się pobłażliwie i wskazał na nadruk:

– Tutaj jest napisane: „Możesz na mnie patrzeć, ale lepiej mnie nie dotykaj”.

Parsknęłam śmiechem:

– Faktycznie do mnie pasuje.
  
– Tak. Zwłaszcza do twoich włosów. – Wstał. – Mówiłem przecież, że jest jak ulał. – Roześmiał się ponownie i zaczął iść w moim kierunku. Gdy podszedł bliżej jego rozbawienie jakby uleciało i wyglądało na to, że coś go zmartwiło. Nie zdziwiło mnie więc, gdy stwierdził:

– Masz siniaki na twarzy.

Wzruszyłam tylko ramionami i powiedziałam:

– Moja mama zwykła mówić, że do wesela się zagoi.

Posmutniałam na wspomnienie o mamie. Zrozumiałam, jak musiał się poczuć Adam na wzmiankę o swojej matce. Widząc moją minę, tym razem to on szybko zmienił temat:

– Chodź zjedzmy coś. A jego – pokazał na zwierzę w swojej dłoni – upieczemy na obiad.

– To chyba całkiem dużo, jak na dwie osoby – stwierdziłam. – Nigdy nie jadłam dziczyzny.

– Eee tam, jaka to znowu dziczyzna. Smakuje trochę jak kurczak – powiedział. – Dodamy coś do tego i będzie w sam raz.

Przypomniałam sobie o kanapkach. Kąpiel sprawiła, że jeszcze bardziej zgłodniałam:

– Zostało jeszcze trochę chleba, zatem powinniśmy się najeść. Chodź. – Bez zastanowienia chwyciłam go za rękę. – Kanapki czekają.

Zauważyłam, jak niepewnie spojrzał w moje oczy, a następnie szybko na nasze złączone dłonie. Poczułam, że cały się spiął, gdy go dotknęłam. Uśmiechnęłam się więc, delikatnie próbując ukryć własne zmieszanie. Miałam ochotę palnąć sobie w łeb, za to że znowu zachowałam się tak strasznie niestosownie. Nie wiedziałam, co mnie napadło. Czułam się przy nim stanowczo zbyt swobodnie. Musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji, zatem tym samym tonem dodałam:

– Przecież chyba jesteś głodny. Faceci mogliby jeść na okrągło…

Na te słowa rozluźnił się i lekko przechylił głowę:

– To prawda. Ciężko nam się nasycić.

Spojrzałam na niego z ukosa. Nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli. Czułam, że w tych słowach czaił się jakiś podtekst.

Adam jednak nie kontynuował tematu. Puścił moją dłoń i wszedł pierwszy do chaty. Chyba go czymś uraziłam, ale nie miałam pojęcia, jak to się stało. Zrezygnowana i zdezorientowana, posłusznie weszłam za nim do środka.

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2416 słów i 13624 znaków, zaktualizowała 5 cze 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Brawo.
    Bardzo ciekawe i wciągajaco napisane.
    Nie każ proszę dlugo czekać na następny rozdział.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    3 cze 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap zobaczę, co da się zrobić :) Dziękuję za odwiedziny i motywujący komentarz.

    3 cze 2020