13. Błysk i Grzmot – Część II – MROK // Rozdział II

Przebudziłam się, gdy patyki z chrzęstem zaczęły łamać się pod czyimiś stopami. Potem przyszedł czas na miarowy szelest liści. Szuranie gałęzi ocierających się o materiał kurtki. Dopiero później dotarły do mnie głosy. Dwa męskie tony. Tenor i bas. Jeden znajomy, drugi obcy.

Cała zdrętwiałam. Powinnam przewidzieć, że ten bydlak tak łatwo nie odpuści. Radek, bo to jego wysoki głos rozpoznałam, wykrzykiwał jakieś zajadłe uwagi w kierunku drugiej osoby:

– Mówiłem ci kurwa, że to bez sensu ruszać nocą, ale mnie nie słuchałeś. Oczywiście pieprzony „Pan Przywódca” zawsze musi być mądrzejszy i mieć swoje cholerne ostatnie słowo…

– Stul pysk! – zgromił go drugi. – Wczorajszy trop był świeży. Musisz przyznać, że nie mogła odejść za daleko.

– A to ci kurwa ciekawa historia – odburknął Radek. Dało się zauważyć, że słownictwo miał nad wyraz ubogie. – Mówiłeś to samo wczoraj i przedwczoraj. Suka pewnie już zdechła z głodu i zimna, a ty mi każesz, jak jakiemuś ostatniemu palantowi snuć się po nocy i wyglądać oznak jej życia.

– Bo jesteś palantem. – W głosie faceta słychać było nieskrywaną drwinę. – Pozwoliłeś jej uciec. Gdybyś miał chociaż trochę oleju w głowie pomyślałbyś, jak wielkim zagrożeniem może być wyciek informacji poza granice Stolicy.

Odgłosy kroków przycichły. Zapewne przystanęli gdzieś niedaleko. Po chwili drugi mężczyzna kontynuował przemówienie:

– Cholera Radosław nikomu się to nie przytrafiło tylko tobie. Postaw się na moim miejscu. Jak byś nazwał kogoś, przez którego wszystko może wziąć w łeb? No, jak?

Brak odpowiedzi. Radek musiał naprawdę przejąć się tym, co usłyszał.

– No, jak byś siebie nazwał? Co? Słów ci zabrakło? Myślisz, że jestem szczęśliwy, łażąc od trzech dni za laską, której nie umiałeś upilnować?! – Głos stawał się coraz ostrzejszy. – Ciesz się, że jeszcze cię nie zabili i dali szansę ją odszukać. Gdybym to ja miał decydować, już dawno bym cię kazał zastrzelić.

Cisza, jaka nadal trwała była bezlitosna. Mąciły ją jedynie coraz to wyraźniejsze odgłosy ponownie szurających butów. Po chwili Radek zaczął tłumaczyć spokojniejszym tonem:

– Dobra stary, wyluzuj. Nie musisz się tak od razu wściekać. Wiem, spieprzyłem sprawę. Ale… gdybyś ją mógł wtedy zobaczyć. Każdego, by wytrąciła z równowagi.

– Mnie nie – odparł drugi. – Ciebie natomiast wszystko jest w stanie zirytować. Ja takie rzeczy biorę na chłodno. Wierz mi kobieta, której nie okazuje się uczuć jest bardziej zraniona niż taka, którą stłucze się na kwaśne jabłko. Jedyne, co udało ci się w niej wzbudzić to nienawiść do ciebie. Ja zawsze wolałem, by babki pragnęły mnie bardziej niż ja w ogóle miałem ochotę ich dotknąć. Taka kobieta będzie posłuszna i chętna na wszystko…

Zgroza zalała mnie niczym wiadro zimnej wody. Słowa docierały do mnie z łatwością, co oznaczało, że zbliżali się do ruin. Cała w nerwach zaczęłam podnosić się z posłania, starając się nie szeleścić zbytnio liśćmi. Byłam już prawie w pozycji stojącej, gdy usłyszałam gardłowy śmiech.

– A niech mnie! Dotknij tego! – Radek triumfalnie przywoływał kolegę. – Czujesz to? Ktoś tu palił ognisko. I to całkiem niedawno. Jeszcze ciepłe.

– Wygląda na to, że nocny spacer nie wydaje ci się już taki bezsensowny, co nie? – Chociaż go nie widziałam, mogłam się założyć, że na ustach faceta pojawił się chytry uśmieszek. – Musi tu gdzieś być… Na co czekasz, idioto? Szukaj jej wewnątrz tych ruin. Ja zbadam okolicę.

W mojej głowie, jak na transparencie pojawiło się jedno słowo: „panika!”. Czułam, jak moje mięśnie napinają się i walczą z chęcią natychmiastowej ucieczki. Szybko wstałam na nogi i na tyle cicho, na ile się dało, zebrałam z podłogi koc i wepchnęłam go do plecaka. Liście rozkopałam stopą, tworząc naturalny nieład, mając nadzieję, że nikt nie pomyśli o tym, że mogłyby mi służyć za posłanie. Z plecakiem na plecach szybko podbiegłam i ukryłam się w najciemniejszym i najodleglejszym kącie, jaki przyszedł mi do głowy. Miałam nadzieję, że jestem niewidoczna. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna zaczęłam się w duchu modlić do Boga: – Proszę, nie pozwól im mnie znaleźć, nie pozwól…

Kroki Radka były niemal bezszelestne. Gdyby nie fakt, że ostatnie dni przebywałam samotnie, bez ludzkiego towarzystwa, pewnie bym ich nawet nie rozpoznała w gęstwinie szumu, jaki przynosiła noc. Skradał się niczym kot. Zbyt późno więc uświadomiłam sobie, że jestem w pułapce.

Gdy Radek dotarł do miejsca, w którym spałam, liście zaszeleściły pod jego stopami. Musiał przykucnąć ponieważ słychać było charakterystyczne strzelenie stawów. Nie kazał mi długo czekać na swoją reakcję:

– Czyżbyśmy cię obudzili kochanie? – Drgnęłam na te słowa. W jego sarkastycznym głosie nie było słychać, ani krztyny czułości. – Ojoj, nawet nie wiesz, jak nam strasznie przykro. – Słyszałam, jak sukinsyn tłumi chichot. – Jeśli chcesz ukołyszę cię ponownie do snu. Tyle, że najpierw porządnie cię zerżnę. Tęskniłaś za tym, prawda?

Zrobiło mi się słabo. W ustach zabrakło śliny, by zwilżyć język. Kręciło mi się w głowie. Strach mieszał moje zdolności percepcji. Radek był blisko. Wiedziałam, że mnie znajdzie. Pytanie tylko, czy dam się brutalnie wyciągnąć z kryjówki, czy też sama wyjdę i oddam się w jego ręce. A może uda mi się prześlizgnąć za jego plecami?

Ostatkiem sił zerwałam się na równe nogi i pognałam prosto w kierunku wyjścia z zawalonego domu. Oniemiały Radek nie zdążył pochwycić mojego plecaka i przyciągnąć mnie do siebie, więc ile sił w nogach biegłam na złamanie karku tam, gdzie księżyc oświetlał drogę do lasu. A w lesie panowała ciemność. To było zarazem dobre, jak i złe. Mogłam liczyć na to, że pod osłoną nocy ciężej będzie im mnie dojrzeć w czarnej kurce i bluzie z kapturem. Istniał jednak pewien problem – nie znałam tego lasu i w każdej chwili mogłam się przewrócić o wystające konary. Zaryzykowałam jednak ucieczkę właśnie w tamtym kierunku.

Byłam już na głównej ścieżce, kiedy spojrzałam za siebie. Zobaczyłam, że Radek sprintem biegnie za mną. Pomimo, że nogi miałam jak z waty, pędziłam przez las, jakbym spędziła w nim połowę swojego życia. Adrenalina dodawała mi skrzydeł i sprawiała, że biegłam szybciej niż kiedykolwiek w czasach, gdy byłam w najlepszej formie. Pędziłam tak, aż do chwili, gdy przede mną, jak pień wyrosła sylwetka barczystego mężczyzny. Wpadłam wprost w jego rozłożone ramiona, które bynajmniej nie puściły mnie po zderzeniu.

– Mam cię gołąbeczku – powiedział mężczyzna, którego głos należał do towarzysza Radka. – Chyba nie chcesz zgubić się w tym ciemnym i ponurym lesie. Twój narzeczony nigdy, by mi nie wybaczył, gdybym naraził cię na takie niebezpieczeństwo. – Spojrzał za mnie poważnym wzrokiem, w którym czaiła się przygana. – O jesteś! –Może byś mnie tak przedstawił swojej uroczej i szybszej od ciebie dziewczynie?

Radek zaśmiał się bez żadnego skrępowania. Wyrwał mnie z ramion faceta i wykręcił ręce do tyłu. Szarpałam się, ale było to całkowicie bezskuteczne.

– Lilianno, to mój szef Grzegorz. Pracujemy w takiej uroczej organizacji, w której zarządzamy wszystkimi oraz wszystkim i mamy z tego niezły ubaw. Tak się składa, że oficjalnie należysz do mnie, ale w ramach podzięki za pomoc w twoim odnalezieniu, chętnie się tobą dzisiaj podzielę.

– Pieprz się. Nie jestem twoją własnością! – To było jedyne, co przyszło mi do głowy.

Mężczyźni spojrzeli na siebie porozumiewawczo i obaj ryknęli śmiechem. Następnie Grzegorz wyciągnął rękę w kierunku mojej twarzy i ustawił ją pod światło księżyca, po czym z uśmiechem na ustach powiedział:

– Faktycznie, ładniutka jesteś. A myślałem, że ten tutaj tylko tak ściemnia. – Uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy ponownie zabrał głos. – Dobra, bierz ją do ruin. Ulżymy sobie…

Musiałam wyglądać na zdezorientowaną, bo puszczając moją brodę, dodał:  

– Zabawimy się z tobą, ty mały waleczny rudzielcu.

W tych słowach i spojrzeniu czaiła się groźba. Próbowałam przełknąć ślinę, ale język nadal miałam suchy i szorstki. To była odpowiednia chwila na krótką refleksję:

Naprawdę cholernie się bałam.

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1543 słów i 8678 znaków, zaktualizowała 26 sie 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • shakadap

    Budujesz napięcie, oj budujesz.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    19 maj 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap miło mi, że tak to odbierasz :) Również serdecznie pozdrawiam!

    19 maj 2020