9. Błysk i Grzmot – Część I – GRUZ // Rozdział VIII

Nie wiem ile czasu minęło zanim usłyszałam, jak zasuwa zostaje po raz kolejny odsunięta. Są w życiu takie chwile, gdy wydaje się nam, że czas stanął w miejscu. To tak, jak w Kościele, gdy kazanie księdza nie trafia do podświadomości i nie możesz doczekać się jego końca. Albo na lekcji, która dłuży się niemiłosiernie bo nauczyciel wciąż poluje na nieprzygotowanych uczniów i modlisz się, by tym razem nie padło na ciebie. Tak, czas bywa niekiedy okrutny.

W tamtej chwili błagałam Boga, by to był tylko kolejny zły sen. Koszmar, który przeminie, gdy ktoś mnie obudzi lub uszczypnie. Ilekroć zamykałam oczy miałam nadzieję, że po ich otworzeniu będę gdzieś indziej. Ale nie byłam. Zamiast tego zobaczyłam jego.

Mężczyzna. Na moje oko w wieku około dwudziestu pięciu lat. Wysoki i barczysty blondyn. Przystojny. Taki, na widok którego każda dziewczyna czuje się zażenowana. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Patrzyłam na niego wzrokiem, który musiał zdradzać moje obawy i niepewność. Gdy mnie tylko zobaczył, natychmiast się szeroko uśmiechnął. Nie był to jednak przyjemny uśmiech. Podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka, a jego szare oczy błyszczały groźnie, gdy szacował mnie spojrzeniem. W końcu dotarł do moich źrenic i powiedział:

– No, no. Faktycznie nie kłamał kiedy mówił, że trafiło mi się niezłe ciasteczko. – Z rozbawieniem ponownie uniósł kąciki warg i zwrócił się do mnie. – Jak się nazywasz?

Niechętnie spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich swoje własne odbicie. Burza ciemnorudych włosów w totalnym nieładzie. Blada twarz i błękitne tęczówki... Niebieski pigment, w którym palił się ogień. Widziałam w nim swoją furię i zaciętość. To oznaczało tylko jedno – walkę.

– Co cię to w ogóle obchodzi?! – Wycedziłam przez zęby.

W odpowiedzi dostałam cios w głowę. Zaszczypało, ponieważ przy uderzeniu wyrwał mi trochę włosów. Znowu tam, gdzie nie widać – pomyślałam.

– Tak się składa, że muszę znać imię swojej przyszłej dziwki... to znaczy żony. – Szarpnął mnie za włosy, zakręcił nimi i krzyknął. – Mów szmato!

– Lilianna – wysyczałam cicho. On jednak nie przestawał ciągnąć.  

– Jak? Nie dosłyszałem. – Szarpnął mocniej. – Głośniej!  

– Lilianna! – Krzyknęłam z bólem w głosie. Czułam się upokorzona, będąc zdana na jego łaskę. To jednak wzbudziło we mnie jeszcze większą furię. – Lilianna!, Lilianna!, Lilianna, dupku! Słyszysz? Czy mam ci to do cholery przeliterować!

Puścił mnie i się nade mną nachylił. Poczułam zapach mydła pomieszanego z potem. Uniósł moją brodę i brutalnie pocałował w usta, wpychając mi swój język do gardła. Machałam głową jednak unieruchomił ją dłońmi, a gdy chciałam go ugryźć, ponownie pociągnął mnie za włosy. Gdy w końcu się ode mnie odsunął, zobaczyłam, jak oblizuje nabrzmiałe wargi, a w oczach, które były teraz niczym czysta stal ujrzałam pożądanie.

– Jesteś dzika. Lubię takie. Coś czuję, że ten cały cyrk z małżeństwem z tobą mi się opłaci. Ale skoro już o tym mowa. Nie zamierzam czekać z konsumpcją tego związku. Im też jest to na rękę. Jeśli masz choć trochę oleju w tej swojej pięknej główce będziesz robić to, co ci każę i nawet nie jękniesz... no chyba, że z rozkoszy. Jeśli natomiast będziesz grać bohaterkę – przerwał i zatarł dłonie – cóż... mam prawo cię lać ile wlezie, oczywiście tak, by nie było widać. Dla twojej wiadomości takie seanse, jak ten dzisiaj będą powtarzać się przez cały najbliższy tydzień, dopóki nie zmięknie twoja, pożal się Boże, wola walki. Nie bój się, dostaniesz urlop zdrowotny, więc nikt nie dowie się, że coś jest nie tak. No i tydzień regularnego rżnięcia powinien dać im większą pewność, że w najbliższym czasie zmajstruję ci bachora, na którym im tak bardzo zależy. Ale dość już gadania. – Usiadł na mnie okrakiem i szarpnął za dekolt koszulki. Przedarła się na dwie części, ukazując moje piersi.

Zabolało bardziej niż uderzenie. Zniszczył to, co było mi tak drogie i czego pilnowałam od dnia katastrofy tak mocno, jak tylko się dało. Nie skończył jednak na tym, bo po chwili odchylił się, by poszerzyć rozdarcie do samego dołu. Szarpałam się pod nim, ale to było na nic. Byłam naga. A jemu najwyraźniej się to podobało.

Pomyślałam o strażniku, który nas obserwuje. O tym obleśnym dziadzie, który właśnie teraz bawi się ze sobą w najlepsze. Żółć podeszła mi do gardła. Plunęłam nią w twarz faceta, który miał zostać moim mężem. A raczej moim oprawcą. Starł wszystko dłonią i uśmiechnął się złowieszczo.

– Ty kurwo...tylko na tyle cię stać? – Zamachnął się i rąbnął mnie w prawą pierś. Przypomniało mi się znane uczucie, gdy w szkole ktoś niechcący uderzył mnie tam drzwiami. A dokładniej, klamką. Potem dostałam cios w brzuch. Znów próbowałam zwinąć się w kłębek, ale przecież nie mogłam. Ledwo świadoma obserwowałam, jak mężczyzna ściąga t-shirt, unosi się w jeansach i rozpina rozporek, po czym ze środka wyjmuje swój interes. To był mój pierwszy raz i poczułam się przez to jeszcze gorzej. Nie byłam na to przygotowana. Zanim zorientowałam się, co się właściwie dzieje, poczułam ogromny ból w podbrzuszu i ciężar jego ciała, które przygniotło mnie do łóżka.

Reszta była już tylko serią migawek, które pomiędzy uderzeniami, ciągłym przyduszaniem i rozdzierającym bólem, pojawiały się w mojej głowie.

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1036 słów i 5683 znaków, zaktualizowała 5 cze 2020. Tagi: #katastrofa #tajemnica #przemoc #miłość #strata

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • agnes1709

    No, i to jest to! :dancing:

    6 cze 2020

  • Kocwiaczek

    @agnes1709, a co dokładnie? :)

    6 cze 2020

  • agnes1709

    @Kocwiaczek Brutal!  :devil:

    6 cze 2020

  • Kocwiaczek

    @agnes1709 oj brutal, brutal, ale karma powróci ;)

    6 cze 2020

  • agnes1709

    @Kocwiaczek Prawidłowo.

    6 cze 2020

  • shakadap

    Ciężkie, ale dobrze napisane.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    10 maj 2020

  • Kocwiaczek

    @shakadap dziękuję za odwiedziny :) niestety czasem musi być gorzej aby później było lepiej.

    10 maj 2020