Another Way Out - I'm not bulletproof (6)

Tu jest tak ciepło.Otacza nas czerń, a brniemy po rozjarzonych kawałkach płonących skał. Lucyfer trzyma palce w ustach, z dosyć perwersyjnym uśmiechem. Patrzę na niego z obrzydzeniem. Wariat.
Baal wydaje mi się być w miarę w porządku osobą. Gdybyśmy spotkali się w całkowicie innych okolicznościach, mielibyśmy szansę nawet zostać znajomymi, może przyjaciółmi. No cóż, jedno mogłem stwierdzić - facet był miły, pomimo iż pierdolnął mnie butelką w potylicę, od czego, szczerze mówiąc, dawno powinienem już nie żyć. W tym momencie, demon pcha mój wózek do przodu, nucąc jakąś piosenkę, której słów nie zdołałem zrozumieć. W ręku trzymał wór, który przerzucił sobie przez ramię. Droga wydawała się nie mieć końca.
- Lucyferze, rozumiem, że najlepszym nawigatorem jesteś ty, ale czy to na pewno droga do Hadertaru?  
- Ależ oczywiście! - odparł brunet, nabierając na palce kolejną porcyjkę nutelli ze słoika. -Jak możesz we mnie wątpić, hmmm?! Przecież zobowiązałem się do mówienia prawdy i tylko prawdy! A mi można ufać, młody! - szturcha mnie ramieniem, na co wzdrygam się z dosyć nieprzyjemnym słowem na ustach.
- Nie słuchaj pajaca. - Baal popycha mnie do przodu, a w jego głosie słychać wyraźną monotonię. - No cóż, to już prawie to. Nie wiem, jak sobie wyobrażałeś miejsce, które śmiertelnicy nazywają piekłem, ale nie jest tu tak źle, w rzeczy samej. Da się żyć, szkoda tylko, że do słońca dostępu nie mamy.  
Przed nami otwiera się czerwona przestrzeń, z której wyzierają białe promienie. Demon popycha mnie do przodu, w jednym momencie ogarnia mnie uczucie niezwykłego ciepła i przyjemności. Czuję, że chcę spać... Co też od razu robię. Morfeusz z miłą chęcią bierze mnie w swoje objęcia.
Budzi mnie zimna woda, która z wielką prędkością uderza o moją twarz i moczy moje włosy, ubrania i skórę. Z moich ust wydobywa się krzyk, jednak mój głos jest zmieniony. Delikatny i aksamitny, tak, jakby należał do jakiegoś celebryty. Przejeżdżam palcami po mojej krtani i ze zdumieniem stwierdzam, że moja skóra jest bardzo gładka. Nie czuję kilkudniowego zarostu ani pieprzyka, który tam uprzednio tkwił. Dotykam też swojej twarzy. Jest gładka, nie mam żadnych zmarszczek ani niedoskonałości, ubytków i blizn. Nie szpecą jej wory pod oczami - jest zaskakująco kształtna i delikatna, jak u niemowlęcia. Na oczy opada mi czarna grzywka, o wiele dłuższa niż wcześniej. Widzę, że jestem nagi, zrywam się więc na...Nogi.
Stoję pośrodku wykutego w skale pomieszczenia.Albo mi się trochę urosło, albo po prostu mają tu tak niskie pokoje.
Obok łoża, na którym uprzednio stałem, stoi mężczyzna o podobnym wzroście do mojego. Odziany jest w szare, szmaciane spodnie i bokserkę. W dłoni trzyma wiadro. To on ochlapał mnie wodą. Widzę szwy na jego ustach. Nie ma także uszu i nosa, po których widać wyraźne blizny. Jego oczy są czarne jak noc. Gdy rozchyla usta na tyle, na ile może. Dostrzegam kikut, który kiedyś musiał być językiem i nagie dziąsła, pozbawione zębów.  
Czuję mocne pieczenie na klatce piersiowej, widzę krwawy napis 'Moim zadaniem było pana obudzić. Śniadanie jest już przygotowane, odzienie także. Radziłbym zjawić się najszybciej, jak to tylko możliwe na dziedzińcu."
Wyszedł, a rana na mojej piersi szybko się zarosła, po czym pozostał po niej jedynie siny ślad.  
- Co do jasnej... - podszedłem do źródła, które pulsowało tępym blaskiem z kąta pomieszczenia. Spojrzałem w nie.
Patrzył na mnie bardzo blady mężczyzna, o gładkiej, pięknej cerze i pięknych białych oczach. Jego czarne, długie włosy zakrywają jego nagie, delikatne ciało, prawie jak u Michałowego Davida. Zjadam mięso, który ów chłopak przyrządził mi na śniadanie i schodzę na dół. Ubieram się. Mój umysł kieruje mnie w stronę dziedzińca. Nadal się chwieję na nogach, ciężko mi iść przed siebie. Ciężko mi do nich przywyknąć. Wyglądają jak dwie kłody, który mały chłopak założył sobie na nogi, by wyglądać dostojniej. Staję przy tłumie zgromadzonych kobiet i mężczyzn, ubranych tak samo jak ja.
- Tutaj jest! - Baal chwyta moją rękę i wyciąga mnie na środek. - Oto nasz nowy Absolut, nowy Deus! Dzięki niemu nie wyginiemy do końca! Dzięki niemu zyskamy nowego potomka! Nowego króla! Drogi Kyle'u... Nie. Drogi Lyke Shatem, oto twa niewiasta. Oczywiście, damy wam czas na zapoznanie się. Klatkę stosujemy dopiero od drugiego tygodnia po poznaniu. - wyciąga dłoń w stronę worka, który leży na ziemi. A raczej w stronę kogoś, kogo ukrywa worek.
Gdy Lucyfer zsuwa osłonę, omal nie mdleję z wrażenia. Kobieta ma długie, blond włosy i rozmigotane brązowe oczy. Jest poobijana, a jej spierzchnięte wargi są nerwowo przygryzione. Łzy spływają po policzkach. Jest naga, swoimi drobnymi rączkami zakrywa swój biust. Kuli się. Nie mogę dać jej więcej niż dwadzieścia lat, chociaż wygląda na zdecydowanie mniej. Gdy się do niej zbliżam, dostrzegam pęta na jej kończynach i sznur z kolcami na szyi. Tłum skanduje moje zmienione imię.Jej usta poruszają się w niemej prośbie.
- Nie dotykaj mnie. - dusi przez łzy.

Allan

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 968 słów i 5308 znaków, zaktualizował 16 maj 2015.

2 komentarze

 
  • LittleScarlet

    Nie no, bez przsady. Ta przerwa w publikowaniu to raczej do zniesienia jest :x

    17 maj 2015

  • Allan

    @LittleScarlet Eh, fizyka zabójcą.

    17 maj 2015

  • LittleScarlet

    @Allan Fizyka to życie. Amen.

    17 maj 2015

  • Allan

    @LittleScarlet Fizyka is lof. Fizyka is lajf. Kappa.

    18 maj 2015

  • LittleScarlet

    @Allan Ej, koleżko. Lepiej nie bądź taki hop do przodu bo cie z tyłu zabraknie

    18 maj 2015

  • Allan

    Trochę mnie nie było, lecz oto wracam - gomenasai :<

    16 maj 2015