Materiał odrzucony.

Zlodziej 1

Noc byla ciepla i gwiazdzista.Ostatni autobus jak zwykle pusty wiec pedzil bez zatrzymywania sie na przystankach.Udawalem ze spie zawiniety w polarowa czarna bluze z kapturem nasunietym gleboko na oczy.Przyklejona sztuczna broda strasznie swedziala ale balem sie podrapac.Jeszcze cholerstwo by odpadlo a tego nie chcialem.Plecak wciskalem w oparcie siedzenia zeby jak najmniej zucal sie w oczy.
Najwiekszy problem w byciu zlodziejem to wspolnicy i paserzy.Tych pierwszych unikalem tych drugich nie zawsze moglem.Rzecz w tym ze jesli sam cos schrzanie to bedzie to tylko i wylacznie moja wina i nauczka na przyszlosc.A ze wspolnikiem nigdy nic nie wiadomo.Zycie niesie wiele niespodzianek i nawet osoba znana od piaskownicy moze...nawet niechcacy powiedziec cos czego niepowinna i komu nie powinna.Ale niestety zlodziej nie ma tez zbyt wielkich mozliwosci reklamy i zdobywania klientow wiec paser czasem sie przydaje.Przeciez nie mozna chodzic po bazarkach czy bramach podejzanych dzielnic probujac sprzedac ukradzione rzeczy...A krasc i potem magazynowac moga sobie bogaci a nie zwykly pospolity zlodziej.Takie mysli krazyly w mojej glowie gdy cholerny autobus trzasl sie na zakretach i dziurach brukowanych uliczek.Male senne miasteczko,kosciol bank tartak kilka nieduzych firm szkola podstawowa i liceum.Oraz moj cel.Klasztor prawoslawny.Bylem tu tylko kilka razy i to zawsze w dzien bez zadnego aparatu bez chocby notesu.Musialem polegac tylko na swojej pamieci.Ale o to sie nie martwilem.Wysiadlem na przedostatnim przystanku tuz kolo tartaku przedtem przyjzawszy sie kierowcy.Zeby tylko skurczybyk mnie nie zapamietal.Tuz za zakretem droga konczyla sie zwyczajnymi krzakami ale to normalne dla malych miasteczek na scianie wschodniej.Tu w jednej chwili czlowiek podziwial architekture minionego stulecia a w drugiej stal po kolana w krzaczorach i przeklinal bloto wlewajace sie do butow.O ile mial szczescie i to bylo bloto a nie cos gorszego...Znalem to z cholernej autopsji,niedaleko sie urodzilem.I choc zycie miotalo mnie wszedzie to tu sie czulem jak w domu.Kazdy pijaczek,kazdy chloporobotnik i kazda plotkujaca stara baba byli jak odbici z jednego szablonu.Roznice tak niewielkie ze praktycznie nie do zauwazenia.A jednak oni wyczuwali ze ktos jest swoj a ktos przyjezdny.Swojak zwykle przechodzil bez uszczerbku na zdrowiu...zwykle.Tego tez nauczylem sie z autopsji...Wioskowe swary i wasnie ktos komus sto lat temu ukradl krowe..Malostkowi ludzie i male przestepstwa pamietane przez dziesiatki lat.Walnalem sie pod jakims krzaczorem i nastawilem budzik.Byla dopiero 1 w nocy wiec mialem jeszcze cale 2 godziny.Zasnalem kolysany myslami...
   Cichy dzwiek budzika wyrwal mnie ze snu o oknie z kratami.chyba kazdy zlodziej ma taki sen ale trzeba sie z tym pododzic bo to nieunikniona rzecz.Albo jestes miliarderem kradniesz dla emocji i zawsze sie wykpisz lapowka albo predzej czy pozniej pojdziesz za kratki.Wazne zeby nie dac sie pokonac depresji i zyc z dnia na dzien.Tak jest o wiele latwiej.Ruszylem w strone klasztoru.Akurat w samym klasztorze nie mialem czego szukac a nawet nie musialem.Moim celem byla niewielka kapliczka na przyklasztornym cmentarzu.
-Sluchaj,w srodku bedzie obraz,tuz nad drzwiami wejsciowymi.To jakis starszawy gostek w koronie.Jakis krol czy inna zaraza.-moj paser nie byl najwiekszym znawca sztuki.
-Dla kogo to ma byc?I na kiedy?-spytalem
-A co cie to kur...czlowieku?Moze jeszcze adres i telefon podac?Masz tydzien  a facet placi 15 tysiecy.Co reszte znajdziesz puszcze w obieg za odpowiednia cene.Tu masz 2 patole zaliczki.
-Duze to gowno jest?W plecak wlezie?-chcialem wiedziec
-Spore.Aha masz nie ruszac ram.Zdejmujesz ze sciany wynosisz i dostarczasz do mnie.Nawet w srodku nocy.Reszta cie nie interesuje.
-Smierdzi mi to ale kasa jest kasa...Dobra badz pod fonem-
Nie wybieram sie kurwa nigdzie...No chyba ze pobiegac-poklepal sie po sparalizowanych nogach i rozesmial.to byl nasz zart juz od ladnych kilku lat.
Darek ,bo tak sie nazywal moj paser skoczyl na glowke jak byl w 6 klasie podstawowki.Niestety walnal glowa w kamien i sparalizowalo go od pasa w dol.Ale szybko sie przestawil z bycia grzecznym chlopczykiem na prawdziwego skurwysyna.Jeszcze szybciej sie wykrecil od mieszkania w domu i przeniosl sie do dalszej rodzinki i porobil sobie przydatne kontakty.A potem pojawilem sie ja.
  
Przeskoczylem przez niewysoki rozwalajacy sie murek.Gdzies w zagrodzie zaszczekal pies.Kaplica majaczyla w ciemnosci a ja zaklalem.W srodku kurwa palilo sie swiatlo.Podszedlem bezszelestnie i powoli do okna,wspialem sie na palce i az odetchnalem z ulga.W srodku byl tylko trup i swiece zapalone wkol trumny.
-Czas to pieniadz-mruknalem i zrzucilem plecak na ziemie.Pilka do metalu rekawice i do roboty.Okno o rozmiarach 3 x1,5 metra i podzielone na mniejsze kawalki.Dzieki swiecom widzialem wystarczajaco by zaczac odpilowywac dolne kraty.Wystarczylo odpilowac dwie,wyciac szybke i wsizgnac sie do srodka.Jak kretyn zaczalem od dolu...pietnascie minut i jeden pret byl luzny na tyle ze moglem go...
-Nosz kurwa jego pier....mac.-zagryzlem zeby.
Zamiast odpilowac od gory to pilowalem od dolu i teraz musialem albo stracic znowu czas na pilowanie gory albo...odgac centymetrowy pret stali.Postanowilem ze nie bede tracil czasu wiec sprobowalem go odgiac.Udalo sie choc do silaczy nigdy nie nalezalem.Nastepne minuty i teraz odpilowalem pret od gory.Z trzaskiem wyszedl z drewnianego parapetu w ktorym byl zamocowany.Teraz wyjalem z plecaka nozyk do szkla.To co pokazuja w filmach,te wymyslne przyssawki cos podobnego do cyrkla co sie okreca wokolo...strata czasu i wymysl filmowcow.Choc nie zaprzeczam ze cos takiego chcialbym miec.Tylko kurde po co skoro w ramionach bylem szerszy niz jakikolwiek „cyrkiel” do szkla?Obrysowalem nozykiem okno ktore bylo troszke szersze niz ja...teraz gazeta butelka z woda...stara szkola ale niezawodna...reka owinieta rekawem bluzy niewielki trzask i szybka pekla.Powoli i delikatnie wyjmowalem kawalki przyczepione do gazety.Ktos wspominal ze lepsza jest tasma klejaca ale akurat nie mailem a nie chcialo mi sie kupywac.Zreszta po co zmieniac cos co dziala?
Wrzucilem plecak do srodka i az zamarlem jak brzeszczoty pilki brzeknely glosno o kamienna posadzke.Jeszcze mi tylko brakowalo jakiegos mnicha czy innego szaolina co cierpi na bezsennosc albo sraczke...Ale po odczekaniu dluzszej chwili nic sie nie dzialo wiec wslizgnalem sie przez okienko.Poszlo latwo...az za latwo.No jasne,pierdzielony bohomaz wisial nad drzwiami a ja kurde nie bylem czlowiek guma.Rozejzalem sie dookola.Jesli ktos nie wie jak wyglada kaplica cmentarna to powiem.Zupelnie inaczje niz skladnica mebli i drabin do cholery.Cale szczescie byly dwie lawki krzeslo i to cos co czarna mafia uzywa do wyglaszania gadek o piekle i namawiania do oddawania kasy.Kazalnica?Nie bylem orlem z religii wiec wybaczcie.Skonstruowanie prymitywnej drabiny przy zachowaniu ciszy bylo ciezka harowa.I niech mi ktos powie ze zlodziejom jest latwo.A te nieprzespane noce?A te planowania?I z reguly zawszer cos pojdzie nie tak.Znalem goscia co wychodzil z kwadratu i zaczepil sie tak pechowo kurtka o prety balkonu ze zwyczajnie zawisl na 5 pietrze.I wisial tak biedaczek az wlasciciele sie nie obudzili z rana laskawie dali mu kawy i potem zadzwonili na policje.wypadki chodza po ludziach.
Zdjalem obraz i wsadzilem go do plecaka.Jeden z wielu plecakow jakie mialem.Prawie najwiekszy taki o pojemnosci dobrych 40 litrow z dodatkowa kieszenia na rakiete tenisowa.Mialem wychodzic ale w moje oczy cos blysnelo.Swieczniki.Dwa duze ,naprawde ciezkie srebrne swieczniki.Takie jak ze sredniowiecznego zamku Drakuli z jakimis glowkami zwierzakow ozdobione jakimis liscmi czy cholera wie czym.
-Pieniadz nie smierdzi-mruknalem- w przeciwienstwie do ciebie gosciu-poklepalem nieboszczyka w trumnie.Coz jesli jego dusza sie gdzies tu krecila to pewnie mial niezly ubaw...albo sie niezle wsciekal.
Swieczniki owiniete w chyba ornat dolaczyly do obrazu a zaraz do nich dolaczyly dwie duze ksiegi liturgiczne.Pisane cyrylica ale date odczyta kazdy kretyn.1856 rok wiec moze to cos warte?Ostatnie co zobaczylem wartosciowego to puszka na ofiary.Zwykla z blachy wiec nawet nie trudzilem sie otwieraniem ogromne klodki jak od piwnicy z winem tylko zwyczajnie odgialem przykrywke.Sporo bilonu ale byly tez i papierkowe ...Wsypalem to luzem do plecaka bo miejsca bylo jeszcze sporo.Teraz tylko wyjsc i wrocic do Darka.Latwiej powiedziec niz zrobic bo okazalo sie ze wypelniony plecak jest wiekszy niz otwor w oknie i w kratach.Nosz kurwa jego pierdzielona mac co za pieskie zlodziejskie szczescie.Ale wpadlem na pomysl ktory wczesniej mi nie przyszedl do glowy.Otworzylem okno bo sie otwieralo do srodka.Teraz tylko przecisnac plecak na sztorc pomiedzy pretami...byl wezszy niz rozstaw kraty i opuscic go na ziemie bez halasu.A teraz dlowa przez kraty, ramiona,przekrecic sie twarza do ziemi i...
-Kurwa jego...-az zaklalem na glos.Pierdzielona bluza z polaru,moja ulubiona zaczepila sie o drzazgi wystajace z parapetu.A zeby to jasna cholera.Nie mialem wyjscie i sekunde pozniej z odglosem dartego materialu opadalem na ziemie w komandoskim przewrocie.Zapierdzielilem kostka o jakis nagrobek ale wylazlem na zewnatrz.Dobrze ze nie pusta durna zlodziejska makowka bo pewnie bym lezal do rana az by przyszla pograzona w smutku rodzinka.Znajac ludzi z okolicy moglem byc pewien ze obicie kosci byloby najlzejsza z rzeczy jakie by mnie spotkaly.A najgorsza?...coz skoro kopie sie jeden grob...
 Pokustykalem spowrotem do miesteczka.Pierdzielony bilon dzwonil jakby na msze,przypominal ze...Nosz kurwa nie jestem przesadny prawda?Zerknalem na zegarek,mialem jeszcze godzine do pierwszego autobusu.Po chwili znowu bylem w krzaczorach.Niestety znowu okazalo sie ze nie przewidzialem pewnej rzeczy.Lato latem ale kurwa spanie na ziemi w krzakach nie nalezy do przyjemnych.Wiecej drzalem niz spalem ale jakos doczekalem godziny 5 z rana.Zwinalem bluze odkleilem brode i umylem sie woda z butelki.W brzuchu burczalo ale to moglo zaczekac.Podlalem goscinne drzewko i wyjalem spray do wlosow.Kilkanascie sekund pozniej przebrany w kurtke ze skaju z zielonymi wlosami i zyletka na lancuszku szedlem z butelka piwa w reku na przystanek.Moze nie za bardzo pasowalo to do sportowych czarnych butow ale wazne bylo ze kazdy patrzyl na zyletke i wlosy.Dwie godziny pozniej pilem herbate u Darka i patrzylem jak wyjmuje z sejfu koperte z kasa.
-Dobry jestes.Jeszcze nawet nie zglosili nic na psiarnie.-powiedzial
-A jak zglosza to beda mieli niezly ubaw zobaczysz.-usmiechnalem sie
-Nie chcialem ci mowic wczesniej ale klient ma nastepne zlecenie.Teraz kosciol.
-Nie no czlowieku kosciol?
-A czym to sie rozni od kaplicy z trupem w srodku?-zasmial sie
-Nooo wieksze jest?-spytalem z humorem.-Za ile?
-To powazniejsza sprawa bo tam musisz wylaczyc alarm ktory jest na plebanii.A ksiezulo spi wlasnie tam gdzie masz centralke.Trzeba wyniesc kilka rzeczy z gablotek.Jakies wota serc,rak i nog i kilka ryngrafow.Mam zdjecia.Placi 30 tysiecy jesli jestes zainteresowany.
-Aha a jak pojde siedziec to mnie grypsera zajebie za okradanie kosciolow-mruknalem przegladajac zdjecia.
-To sie nie daj zlapac-warknal.Nie lubil jak wspominalem o odsiadce.
-Spasuje.Daj to komus innemu ale odczekaj z miesiac jesli to nie pilne.Siorka wlasnie zdala do liceum pewnie trzeba bedzie oplacic jej internat...sam wiesz.Pomysle.
-Wiem wiem.A cos tam jeszcze wytargal z tej kostnicy?
-Swieczniki jakies ksiazki i bilonik.Dzwonilo sie kurwa ze az chcialem to jebnac w krzaki i wracac na pusto.-wyjmowalem wszystko z plecaka
-Moze ktos to wezmie.Popytam ludzi.Tyle co zwykle?-
-Bez pospiechu.Puscisz to sie rozliczymy.Rodzinie trzeba ufac nie?-Jaka ja ci kurwa rodzina?Twoja matula to chrzestna mojego braciaka idioty...tez mi kurwa rodzina
-Przestan marudzic i dawaj kanapki.
-Se zrob.Hotel kurwa jego mac se znalazl...a teraz wypad spac ide
-W dzien?-zarehotalem jak najgorszy zul z warszawskiej Pragi
-Ktos nie spi zeby spac mogl ktos-zacytowal
-Oooo to znam...Omlet Hamlet czyli uroki kuchni meksykanskiej ole -zasmialem sie.Z kasa w plecaku wyszedlem juz na miasto.Sloneczko golebie trabienie samochodow i przeklenstwa rowerzystow.Oczy mi sie kleily ale trzeba bylo jeszcze cos zrobic.Pol godziny pozniej podchodzilem do straganu z ksiazkami.Znajomy rozstawial sie na ulicy od ladnych parunastu lat.
-Pawel ty stary zboju siemanko.-zawolalem
-Grochowiak sie czepial ze wisisz za ten miesiac za stancje.-przywital mnie jak zwykle wylewnie.
-Spoko wodzu apaczow.Dzis wieczorem mu zaplace i za next miesiac tez.Wlasnie kase dostalem.Apropos kasy...masz cos ciekawego?
-Dla takich erotumanow jak ty to nic ale mam nowego Danikena, albo jak chcesz cos ambitniejszego to ...
-Daniken sie w dupe moze pocalowac z jego teoriami.Miales zalatwic cos o destylcji...
-Mam czekalem kiedy sie zjawisz.Niestety drogie.70 zeta.
-Mowie ze kasa mi wpadla-otworzylem plecak i zaczalem wyjmowac z koperty kase dzwoniac bilonem.Pol godziny pozniej jechalem do babci.Staruszka sie ucieszy a ja jak zwykle bede mial sporo czasu i miejsca zeby schowac pod kowadlem w kuzni dziadka sloik z pieniedzmi.No przeciez nie pojde do banku prawda?Jeszcze ktos go okradnie...

Palladius

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 2106 słów i 13215 znaków.

Dodaj komentarz