Burza. Burza mnie uspokaja.
Daje mi to czego nie da mi trawa.
Deszczu fasada napiera a krople
łomoczą spadając na ziemie istotnie
zmieniając pojęcie mieszczan o wodzie
do tego piorun, jak nie pierdolnie !
Swobodnie. Uderza tam gdzie jest wolne.
Słysze.
Słysze jak rozrywaja się chmury,
jak rozrywa się niebo.
Trzask ten to ukojenie serc z tą potrzebą
że chcieliby być choćby i w środku.
Cyklonu.
By poczuć się w końcu w porządku,
że chcieliby być błyskiem i hukiem
powoli moczyć co było suche.
Spokój przychodzi.
Po wszsystkim powietrze.
Wilgotne bez napieć przesiąka me wnętrze.
Spokój przychodzi.
Po wszystkim powietrze.
Znów suche, bez formy opuszcza mnie w pędzie.
2 komentarze
Malolata1
Hm, bardzo dobre. Zdecydowanie ma swój klimat i takie subtelne niedopowiedzenie. Brawo
Somebody
Bardzo podoba mi się nastrój