Degustacja win- Białe wino, półwytrawne, akt 1

Degustacja win- Białe wino, półwytrawne, akt 1“I niestraszny mi strach, nie pozwolę mu już sobą rządzić. To strach powinien się mnie bać.”

W sumie, to nawet nie wiem od czego zacząć, czy powinna to być powieść, gdzie dwoje nastolatków wpada na siebie i się zakochuje, albo o tym jak mistyczne stwory podbiły inny wymiar. Nie wiem, nie wiem. Ktoś, kiedyś powiedział, że, by pisać trzeba mieć pomysł, wiedzieć jak zacząć i gdzie skończyć, ale co jeśli nie ma się nawet tego pierwszego? Co jeśli jesteśmy tak wytrawieni wszechogarniającym nas światem, że nasza własna indywidualność i kreatywność zostaje zabita? Co jeśli nie jesteśmy w stanie podbić serc publiki swym dekadenckim spojrzeniem? Czy wtedy literatura ma sens, czy potrzebny jest jeszcze raz okrzyk: “sztuka dla sztuki”?  
Jednak jak żyć ze sztuki, kiedy je się piąty dzień, ten sam czerstwy chleb. Człowiek staje przed wyborem:
napisać bestseller, tym samym zabijając w sobie artyzm, jednak podbijając serca niskiego polotu czytelników, czy może spełniać się w swoim bezsensownym paplaniu, które jest zrozumiałe jedynie dla autora?
Czy jak zawsze musi być kreowany nierealistyczny świat, gdzie miłość jest schematyczna? Przypadkowe spotkanie, pocałunek pod wpływem procentów, pozorna zdrada, rozpacz, powrót i szczęśliwy koniec. Ale co jeśli życie takie nie jest? Co jeśli nasza rzeczywistość jest bardziej brutalna?  
Chciałam powrócić do pisania, ale nie mając za grosz pomysłu, może utworzę historię własnego życia, które było, trwa i prawdopodobnie będzie tak wyglądać.  

Wino zawsze miało dla mnie gorzką nutę w sobie, czy to było słodkie, półsłodkie, białe, czerwone, różowe, zawsze wyczuwalna gorycz. Czy można ją porównać do mojego życia? Posilę się na stwierdzenie, że i owszem, więc czemu, by od tego momentu nie zacząć?  

“Tłumię strach. Kiedy podejmuję decyzję, udaję, że on nie istnieje.”

Nie powiem wam kiedy po raz pierwszy się bałam, moje życie, to jeden nieprzerwany stres i strach. Mieliście tak kiedyś, że kładąc do łóżka nie mogliście zasnąć, bo dziwne uczucie w sercu nie dawało wam spokoju, a wspomnienia i myśli waliły jak młotem o drzwi? No cóż, ja miałam. Łyk wina, mokre usta, tak popełnił swe zbrodnię mój pierwszy pocałunek.  
“Ha! śmiejesz się z powieści, a sama nie byłaś lepsza”- nie zaprzeczę, jednak mój nie był sielanką na imprezie, gdzie mój książę na białym koniu postanowił mnie wybawić od gwałciciela, a później wyznać miłość. Mój był na bulwarach, z chłopakiem, którego po raz pierwszy na oczy widziałam, a przegadałam parę godzin przez telefon. Nie zapomnę posmaku tego pół-wytrawnego, białego wina, które dość brutalnie opanowało moje ciało. W wieku siedemnastu lat, po raz pierwszy się pocałowałam. Podobno go trochę pośliniłam, cóż, bywa. Siedziałam na bulwarach, przy jakichś pięciu stopniach o dwudziestej pierwszej, trzęsłam się z zimna, a on siedział w samej bluzie, bo jak w jego mniemaniu, przystało oddać mi kurtkę, tym samym mając okazję do objęcia mnie.  
-Idę do kibla- nagle zachrypniętym głosem wypalił.
Po czym wstał i poszedł. Spytacie jak mógł być aż tak nietaktowny? Ależ nie mogę o nim tego powiedzieć, bowiem to nie był mój rycerz, zaś zaledwie jopek w talii kart, po prostu przyjaciel, inaczej nieudane zauroczenie. To ja byłam jedyną nietaktowną w tej sytuacji, kiedy już podpita, postanowiłam złamać swe pierwsze razy, więc i złożyłam pocałunek na ustach chłopaka tulącego się do mnie. Skłamałabym mówiąc, że chciałam, by szybko wrócił ten drugi, spodobało mi się. W sumie zawsze zewnętrznie byłam typem osoby grzecznej i cnotliwej, wnętrze było trochę bardziej paskudne.  
Wracając pamięcia do dzieciństwa niewiele pamiętam, na pewno z okresu szkoły, jedyne co w mej pamięci się przewija, to kilka wyzwisk, oraz czynów. No cóż, nigdy nie byłam lubiana. Swego czasu uważałam, że to we mnie leży problem, więc próbowałam jak najbardziej stać się szara, przezroczysta, jak kto woli, najprościej ujmując: niezauważalna. Zauważalne na pewno zostaną na jeszcze długi czas brązowe blizny, na które, osobiście, patrzę bez większego uczucia. Mogłabym się posilić literacko na jakąś ich piękną historię, symbolikę, lecz pytanie, po co? Nie ma za nimi nic więcej, niż wewnętrzny upadek człowieka, który pod naporem innych się łamał i upadał.  
W sumie to, to co pamiętam z dzieciństwa, to strach i cierpienie.  
Może dlatego, obecnie zamiast być normalną kobietą, czuję się jakby moje chęci do życia zostały rozdane, wraz z moimi narodzinami.  
Cóż, jęczę, no może delikatnie, może jednak potrzebuję się trochę wyżalić i otrzymać zrozumienia.  

~~
Długo mnie tu nie było, nawet nie wiem pod jaką kategorię, to podciągnąć.

xnobodyperfectx

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 871 słów i 4913 znaków, zaktualizowała 3 maj 2018.

3 komentarze

 
  • agnes1709

    *mi chodzi

    6 lut 2018

  • agnes1709

    Bardzo fajne... inne (i nie o kategorię ki chodzi:D) :bravo: "...czy może spełniać się w swoim bezsensownym paplaniu, które jest zrozumiałe jedynie dla autora?" - ten tekst DEFINITYWNIE kojarzy mi się z "twórczością" pewnego Pana A.:lol2::sciana: Kategoria? Zależy, w jaką stronę to pociągniesz, na razie zawiewa dramatem obyczajowym. Pozdrawiam;)

    6 lut 2018

  • Somebody

    Który z autorów nie miał takich przemyśleń  ;)  Bardzo szczery tekst, kategoria 'wyjątkowe' pasuje w sam raz :)

    3 lut 2018