Przeklęta - 02 | To się nie dzieje naprawdę

Powoli się odwróciłam, choć w mojej głowie rozdzwonił się alarm i chciałam natychmiast stamtąd uciec. Za mną stał ten sam chłopak, którego widziałam wczoraj. Przy którego grobie właśnie stałam. Nie, to niemożliwe!
- Nie zbliżaj się do mnie – ostrzegłam go, choć głos mi drżał.
- Nie zrobię ci krzywdy. – Uniósł uspokajająco dłonie. – Gdybym chciał, zrobiłbym to już wczoraj.
- Jestem w ukrytej kamerze, tak? – wyszeptałam, za wszelką cenę próbując zmniejszyć wciąż rosnące we mnie uczucie strachu. – To jakiś okrutny żart? Upozorowałeś swoją śmierć i nagle zachciało ci się kogoś przestraszyć?
Chłopak spochmurniał.
- Chciałbym.
Dopiero teraz zauważyłam, że z całej jego postaci emanowało jakieś światło, a on sam wcale nie wyglądał na normalnego człowieka. Byłam w stanie spojrzeć przez jego ciało na tył poprzedniego nagrobka. Boże, był przezroczysty! Odsunęłam się w tył i prawie się przewróciłam.
- Zostaw mnie – wybełkotałam. – Nie ma cię tu. Nie może cię tu być! Nie żyjesz od dziesięciu lat! – wrzasnęłam, wskazując palcem na nagrobek. – Od dziesięciu lat! Jesteś martwy!
- Uspokój się. – Próbował do mnie podejść, ale znowu odsunęłam się w tył. W panice rozglądałam się za drogą ucieczki. Za mną stało jeszcze parę rzędów grobów, a dalej był las. Wyjście z cmentarza było tylko za ciałem Adama, ale nie mogłam się zdobyć na to, by koło niego przejść. Byłam przerażona, jak nigdy dotąd. Uszczypnęłam się mocno w rękę w nadziei, że to zwykły koszmar. Na mojej skórze został czerwony ślad, ale nic poza tym się nie zmieniło. Serce galopowało mi szalonym tempem. Całe moje ciało rwało się do ucieczki. Zachciało mi się płakać, tym razem z przerażenia. Byłam uwięziona na cmentarzu… z duchem.
- Nie rób mi krzywdy – załkałam, kuląc się. Chłopak wyraźnie się zirytował.
- Przecież powiedziałem: gdybym chciał cię skrzywdzić, zrobiłbym to już wczoraj albo minutę temu. Zresztą, co ja mogę? – Wskazał na siebie ręką. – Jak sama to przed chwilą klarownie wyłożyłaś, jestem martwy.
- Nie. – Pokręciłam głową. – To niemożliwe. Duchy nie istnieją.
- Wierzysz w to, że zmarli mogą nas słyszeć, a nie wierzysz w duchy? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Nie wiem – wyszeptałam, dygocąc na całym ciele. – To po prostu sprzeczne z naturą.
- Przestań się trząść – westchnął chłopak. – Nie ja jestem twoim wrogiem.
To zdanie pewnie miało mnie uspokoić, ale zamiast tego zaczęłam się trząść jeszcze bardziej.
- Nie ty? – wydyszałam. – A kto niby jest moim wrogiem?
- O tym właśnie chcę z tobą porozmawiać – rzekł, patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami. Robiło się coraz ciemniej, a on sam coraz bardziej jaśniał w tej ciemności. Choć coraz bardziej przekonywałam się do tego, że nic mi nie groziło, nie mogłam pozostać spokojna przy takim widoku.
- Chcę stąd iść – wymamrotałam. – Proszę, pozwól mi przejść.
- Popełniasz błąd – spojrzał na mnie surowo. – Rozumiem, że cię to przeraża, ale musisz mnie wysłuchać.
- Nic nie muszę! – wrzasnęłam. – Przyszłam tu opłakiwać w spokoju zmarłego ojca. Odejdź ode mnie! Ciebie nie ma!
Duch patrzył na mnie ze skonsternowaniem. Dygotałam jak osika, rozpaczliwie chcąc uciec do domu i zakopać się pod kołdrą. Dlaczego to się działo? Czy duchy nie istniały tylko w filmach? Cały mój świat wywrócił się do góry nogami. Ponownie się uszczypnęłam, ale ponownie przyniosło to tylko ból i ślad na zaczerwienionej skórze, a Adam dalej przede mną stał.
- Musisz się wiele dowiedzieć i sporo zrozumieć – powiedział surowo. – Zanim będzie za późno. Ktoś chce cię skrzywdzić, a moim zadaniem jest cię przed tym chronić na tyle, na ile mogę. Nie za wiele jednak będę w stanie zrobić, jeśli nie dasz mi dojść do słowa.
Nic, co mówił, nie docierało do mnie. Cicho kwiliłam, czując, jak przerażone serce uderza o żebra. Chciałam do taty. Chciałam, żeby moje życie wróciło do normalności, tymczasem stałam jak sparaliżowana przy grobie chłopaka, który stał przede mną w postaci ducha, choć umarł dziesięć lat temu. Nie. To nie mogło się dziać.
- Ty nie istniejesz – powiedziałam głośno, zbierając w sobie całą odwagę i patrząc na ducha. – To jakieś bzdury. Przecież ty nie żyjesz.
Duch skrzywił się. Zobaczyłam to wyraźnie, mimo jego przezroczystej konsystencji.
- Zapamiętaj moje słowa. Musisz się wszystkiego dowiedzieć, zanim będzie za późno – fuknął, po czym zniknął. W ciągu sekundy jego jasna postać rozmyła się. Przez chwilę dalej stałam jak sparaliżowana, po czym puściłam się przed siebie szaleńczym biegiem. Biegłam niemalże na oślep, ale już po chwili zobaczyłam przed sobą bramę prowadzącą do wyjścia z cmentarza. Przebiegłam przez nią jak olimpijczyk, chcąc tylko znaleźć się jak najdalej od tego strasznego miejsca. Po mojej twarzy spływały gorące łzy, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu nie były wynikiem bólu czy tęsknoty, a przerażenia. Biegłam i biegłam, nie zwracając uwagi na zdumione spojrzenia przechodniów. Zatrzymałam się dopiero przed moim domem, dysząc ciężko. Adrenalina powoli opadała i poczułam skurcz zbuntowanych mięśni. Dawno się tyle nie ruszały. Zanim weszłam do domu, wzięłam parę głębokich wdechów i spróbowałam wyglądać tak, jakby nie stało się nic wielkiego. Mama siedziała w kuchni. Starając się poruszać jak najciszej, przemknęłam na schody jak duch. Nie, tylko nie jak duch! Gdy tylko przekroczyłam próg mojego pokoju, szybko zapaliłam wszelkie światła i lampki, by nie siedzieć w ciemności. Wyciągnęłam telefon drżącymi dłońmi i zobaczyłam, że mam trzy nieodebrane połączenia od Jasona. Westchnęłam. Znowu się o mnie martwił. Nie mogłam jednak do niego zadzwonić; od razu po moim głosie zorientowałby się, że coś jest nie tak. Ograniczyłam się do napisania sms-a drżącymi dłońmi:
„Przepraszam, że nie odbierałam. Straciłam poczucie czasu. Idę się położyć, dziś kiepsko spałam. Kocham cię. Do zobaczenia jutro”
Obawiałam się nieco, że zadzwoni, jak to miał w zwyczaju, ale już po chwili przyszedł sms.
„Rozumiem. Śpij dobrze. Kocham cię”
Odłożyłam telefon i zakopałam się pod kołdrą, chowając się pod nią w całości. Robiłam tak jako dziecko, kiedy jeszcze wierzyłam, że potwory istnieją, ale nie będą w stanie mnie złapać, jeśli się zakryję; że nawet mnie nie zobaczą. Bałam się zasypiać sama. Zawsze potrzebowałam taty, by mnie przytulił, okrył kołdrą, pocałował w czoło i zapewnił, że nic mi się nie stanie. Teraz potworów już nie było… a może jednak?
Ciepło emanujące z puchowej kołdry powoli zaczynało ogarniać moje ciało, ale ja wciąż nie mogłam się uspokoić. Im dłużej myślałam nad tym, co się właśnie stało, byłam prawie pewna, że albo mi się to przyśniło albo zwariowałam. Nie było innej opcji, po prostu nie było. Miałam niby uwierzyć w to, że właśnie spotkałam ducha? Ducha z krwi i kości? Idiotyczne, przecież duchy nie mają ani krwi ani kości. Co ja w ogóle gadam? Duchy nie istnieją. To musiał być jakiś chory żart albo poroniony filmik z cyklu „Przestraszmy na śmierć przypadkowych ludzi, którzy chcą w spokoju opłakiwać zmarłych na cmentarzu, ale trzeba im przeszkodzić”. Pewnie za tym chłopakiem była ukryta jakaś lampka, która wydzielała światło. Zawodowcy mają swoje sposoby, by to wszystko wyglądało realnie. Nagle się uspokoiłam. To był po prostu chory żart, nic więcej. Przymknęłam oczy i spróbowałam odpłynąć.
Nagle gwałtownie je otworzyłam, a moje ciało na nowo ogarnął niepokój. Mogłam sobie wmawiać ukryte kamery i lampki, ale pozostała do wyjaśnienia jeszcze jedna, dość ważna kwestia. Przez ciało tego chłopaka byłam w stanie zobaczyć wszystko za nim. Gdy patrzyłam na niego, widziałam płytę nagrobka za nim, kawałek krawężnika, wszystko, co znajdowało się za jego plecami i co absolutnie nie powinno być widoczne. Jak to zrobili?
Nie miałam ochoty na kolejną bezsenną noc, zwłaszcza powieloną strachem i roztrząsaniem dzisiejszego dnia. Nie zawracając sobie głowy myciem się, jedynie sięgnęłam po tabletki nasenne, które trzymałam w komódce obok łóżka. Połknęłam trzy, popiłam wodą i opadłam na poduszki, starając się nie myśleć o niczym.
***
Tabletki podziałały – przez parę długich, pięknych godzin spałam jak zabita. Nie przyśniły mi się żadne koszmary, a gdy w końcu otworzyłam oczy, nie były mokre od łez. Przeciągnęłam się jak kot i ziewnęłam. Chwyciłam za telefon i nieco zbiły mnie z tropu wszystkie powiadomienia, które zobaczyłam na wyświetlaczu. Było parę minut po dziesiątej, co oznaczało, że od dwóch godzin powinnam być w szkole. Na ekranie wyświetlały mi się budziki, których nie usłyszałam, cztery nieodebrane połączenia od Jasona i kilka wiadomości – również od niego. Westchnęłam głęboko. Niepotrzebnie brałam te tabletki. Spóźniłam się przez nie do szkoły. Podźwignęłam się na równe nogi i jęknęłam. Zesztywniałe mięśnie złapał skurcz i musiałam posiedzieć chwilę, zanim ponownie byłam w stanie wstać. Przeciągnęłam ręką po nieumytych włosach, czując obrzydzenie do samej siebie. Nie lubiłam kłaść się do łóżka nieumyta. Następnego ranka zawsze czułam się tłusto, nieświeżo i tak, jakbym nie myła się co najmniej tydzień. Prysznic i ogarnięcie się zajmie mi pewnie kolejne pół godziny, a zanim dotrę do szkoły…
Opadłam z powrotem na łóżko. Czy opłacało mi się wychodzić z domu i iść na lekcje? Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Nauczycieli i tak nie obchodziło, czy byłam na lekcjach, czy w domu – byli wciąż uczulani przez dyrektora, by traktować mnie ulgowo. Nic się nie stanie, jeśli nie pójdę raz do szkoły. Może po południu spotkam się z Jasonem? Dawno już nie wychodziliśmy razem, a po tym, jak nie odbierałam od niego telefonów, na pewno się o mnie martwił. Ale przecież Jason zawsze się o mnie martwił. Choć powinno mnie to cieszyć, coraz częściej wywoływało u mnie jedynie irytację. Wiedziałam, że nie powinnam tak czuć – był moim chłopakiem, a ja byłam po ciężkich przejściach – ale czasami chciałam pobyć sama ze swoimi myślami, nie tłumaczyć się nikomu, gdzie idę i co robię. Mimo wszystko wzięłam telefon i wybrałam numer Jasona. Czekając, aż odbierze, bębniłam palcami o stolik. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że on przecież był w szkole. Już miałam się rozłączyć, kiedy usłyszałam jego głos.
- Leslie – powiedział z ulgą. – Co się stało? Dlaczego nie odbierałaś? Czemu nie jesteś w szkole? Wszystko dobrze?
- Wszystko ok – odpowiedziałam uspokajającym tonem. – Przepraszam. Wzięłam wczoraj tabletki na sen i nie usłyszałam budzika. Chyba nie przyjdę do szkoły, ale co ty na to, żebyśmy się spotkali po lekcjach?
- Jasne. – Dobry humor Jasona natychmiast wrócił. – Przyjść do ciebie?
- Nie – odpowiedziałam od razu. Wciąż wolałam przebywać we własnym domu jak najrzadziej. – Przyjdź po mnie, a potem pójdziemy do parku.
- Ok, jak sobie życzysz.
Zapadła chwila ciszy, po czym spytałam:
- Czy przypadkiem nie powinieneś być teraz na lekcji?
- Byłem, ale zobaczyłem, że dzwonisz, więc powiedziałem, że muszę pilnie wyjść do toalety.
Nie wiedzieć czemu, zachichotałam cicho.
- Pilnie? Dostałeś zatwardzenia?
- Ha, ha, ha – burknął Jason, ale słyszałam, że się uśmiecha. Prawie to widziałam – jak stoi z telefonem przy uchu, jak pstryka palcami i chodzi w kółko, jak unosi policzek, próbując zgrywać surowego. – Raz do szkoły nie przyszłaś i od razu humor ci wrócił. Chyba wszyscy powinniśmy przestać tu przychodzić. To powinno być zakazane.
- O tak, zwłaszcza, że jest obowiązek nauki – powiedziałam.
- Nie mądrz się. Poleniuchuj sobie, a ja za parę godzin jestem u ciebie. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Rozłączyliśmy się, a gdzieś w środku poczułam przyjemne ciepło. Jason jako jedyny był w stanie jednocześnie się o mnie martwić, ale też żartować i mówić w taki sposób, że nie czułam się jak ofiara wypadku i półsierota, tylko jak normalna dziewczyna, z którą chłopak się przekomarza. Wynikało to z jego charakteru i głównie za to go tak kochałam. Choć czasem naprawdę chciałam pobyć sama, byłam niesamowicie wdzięczna, że był przy mnie ktoś taki jak Jason, kto mnie nie zostawił po traumatycznym przejściu, kto mnie wspierał w każdej chwili i jak tylko mógł. Pewnie wielu innych chłopaków na jego miejscu już dawno by ze mną zerwało pod byle pretekstem – na co komu załamana dziewczyna, kiedy ma się siedemnaście lat i trzeba się bawić? Ale nie Jason. Jason był inny.
Wróciło do mnie wspomnienie wczorajszego dnia. Teraz wydało mi się dziwnie śmieszne. Gdy wokół zajaśniał dzień, nagle mój strach się zmniejszył. Bo i czego tu się było bać? Duchy nie istniały. Nie chciałam się już bawić w zgadywanki, kto i jak odegrał niezłą scenkę na cmentarzu, ale ucieszyłam się, że wróciło mi racjonalne myślenie. Tylko to mogło mnie jeszcze utrzymać na powierzchni.
***
Jason odprowadził mnie pod same drzwi. Było już późno, ciemno i naprawdę zimno. Cała się trzęsłam w moim stanowczo za cienkim płaszczu.
- Od razu zrób sobie herbatę i do łóżka – polecił mi Jason, stając przede mną. Zasłonił swoim ciałem światło lampy, więc musiałam parę razy zamrugać, by wyraźnie go widzieć.
- Tak jest, panie doktorze – zażartowałam.
Pocałował mnie w czoło, a potem w prawy policzek i na końcu w usta.
- Może teraz ja zacznę przychodzić rano i cię budzić.
Zaśmiałam się, ale miałam schrypnięty głos.
- Nie masz szans. Przecież beze mnie nie wstaniesz.
- Dziś wstałem. – Wzruszył ramionami. – Może muszę zacząć się do tego przyzwyczajać.
Nagle zrobiło mi się jeszcze zimniej.
- Co masz na myśli? – spytałam ostrzejszym tonem.
Spojrzał na mnie łagodnie swoimi zielonymi oczami.
- Sam nie wiem. Boję się, że cię stracę, Les. Widzę, jak się ode mnie odsuwasz. Oczywiście nie winię cię za to – dodał szybko. – Ale wiem, że to, co się stało… - urwał na chwilę. – To nie może przeminąć bez żadnych konsekwencji. Boję się, że to ja będę jedną z nich. A tak bardzo nie chcę cię stracić, Les – spojrzał na mnie błagalnie, a ja przygryzłam wargę. – Jeśli czasem musisz się ode mnie odsunąć, pobyć sama, nie ma sprawy. Po prostu mi to powiedz. Ale obiecaj, że mnie nie zostawisz. Twój tata odszedł i mi też go brakuje, bo był naprawdę fajnym gościem. No i stworzył ciebie – dodał Jason, a ja parsknęłam śmiechem przez łzy. Nawet nie zauważyłam, kiedy wypłynęły. – Ale jeśli ty ode mnie odejdziesz, to już nic mi nie zostanie. Nie mogę cię stracić.
- Nie stracisz – zapewniłam go, płacząc. Mocno pocałowałam go w usta. – Przepraszam. Nie chciałam, żebyś poczuł się odtrącony.
- Nie przepraszaj mnie. Zrozumiem wszystko, co zrobisz, pod warunkiem, że ze mną zostaniesz. – Pogłaskał mnie po policzku, ścierając słone łzy. – Ale się rozgadałem. Idź do domu, ogrzej się. Widzimy się jutro w szkole.
- Kocham cię – szepnęłam.
- A ja ciebie – uśmiechnął się nieco smutno, po czym zszedł ze schodków, na których staliśmy i odszedł. Patrzyłam za nim, jeszcze chlipiąc. Tak jakby wwiercił mi wiertarkę prosto w serce. To było jednocześnie bolesne i piękne. Choć wywołało u mnie płacz, poczułam się trochę lepiej. Tata umarł, z mamą straciłam kontakt, ale to było nieważne – na tym świecie była choć jedna osoba, dla której znaczyłam więcej niż wszystko inne.
Otuliłam się mocniej płaszczem i odwróciłam się, by wejść do domu, jednak przeszkodził mi odgłos, który wywołał u mnie dreszcz przerażenia. Bojąc się choćby odetchnąć, wymacałam w ciemności klamkę i nacisnęłam ją. Wtedy dźwięk się powtórzył. Moje serce mało co nie wyskoczyło z piersi. Za plecami usłyszałam głośny chichot. Odwróciłam się gwałtownie, spodziewając się zobaczyć jakiegoś pijaczynę albo małe dziecko, ale za mną… nikogo nie było. Stałam w miejscu, bojąc się poruszyć, a wtedy śmiech zabrzmiał po raz trzeci. Ktoś się śmiał – głośnym, wysokim tonem, jak dziecko, które narozrabiało i cieszyło się z tego. Wytężałam oczy w ciemności, ale nikogo nie widziałam. Stałam jak sparaliżowana. Tylko krok dzielił mnie od wejścia do domu, ale nie czułam nóg. Gdzieś w oddali, w miejscu, gdzie zaczynały się drzewa, nagle przemknęło coś perłowobiałego.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3126 słów i 17137 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Julka000666

    Cudowne!

    8 paź 2016

  • candy

    @Julka000666 dziękuję! :*

    9 paź 2016

  • Black

    Powtórzę się kolejny raz, ale trudno... Jesteś genialna  :bravo:

    8 paź 2016

  • candy

    @Black ogromne dzięki! <3

    9 paź 2016

  • Saszka2208

    Czekam jutro na kolejna albo nawet dzisiaj :* bomba ❤❤

    8 paź 2016

  • candy

    @Saszka2208 dziękuję bardzo <3

    8 paź 2016

  • Saszka2208

    @candy a kiedy kolejna

    8 paź 2016

  • candy

    @Saszka2208 pewnie jutro ;)

    8 paź 2016

  • karolciaaa4

    Czekam na kolejną :) piszesz to niesamowicie dobrze ;) nie przerywaj :) to jest jeszcE lepsze od poprzednich :) taki dreszczyk :) aaaa ! :) cudo :*

    8 paź 2016

  • candy

    @karolciaaa4 dziękuję bardzo bardzo <3 a właśnie jakoś wena mi ucieka :(

    8 paź 2016

  • karolciaaa4

    @candy będę trzymać kciuki żeby nie uciekla do konca :* powodzenia :*

    8 paź 2016

  • candy

    @karolciaaa4 :*

    8 paź 2016