Łapa - osobisty Huncwot (rozdział pierwszy)

Łapa - osobisty Huncwot (rozdział pierwszy)- Cholera! - mruknął Syriusz, w ostatniej chwili łapiąc Gryfonkę w ramiona. Inaczej wyrżnęłaby w futrynę drzwi.
- Połóżmy ją na sofie, chyba lepiej będzie, jak będzie na niej leżeć, gdy ponownie powiemy jej, kim jesteś — zdecydowała McGonagall. Puściła Huncwota przodem, a sama zamknęła drzwi. Skierowali się do niewielkiego saloniku. Ogólnie domek był niewielkich rozmiarów, ale bardzo przytulny i schludny. Rozglądając się szybko po jego wnętrzu, Minerwa odniosła dziwne wrażenie, że może się to wkrótce zmienić.
Tymczasem dwudziestodwu latek złożył nieprzytomną dziewczynę w salonie, patrząc na nią uważnie. W Hogwarcie ani poza nim nigdzie nie spotkał kobiety o tak wręcz nieziemskiej urodzie i nawet fakt, że de facto był od niej dwadzieścia jeden lat starszy, nie mógł sprawić, by przestał się na nią gapić.
- Ekhm... - chrząknięcie starszej kobiety przywróciło go do rzeczywistości. Spuścił wzrok i odsunął się od kanapy. - Niech pan usiądzie w fotelu, panie Black. Nie wiemy, jak Hermiona zareaguje, gdy ją ocucę...
Nachyliła się nad byłą uczennicą i wymamrotała formułkę zaklęcia. Po chwili młoda czarownica otworzyła oczy i jęknęła.
- Co się stało? - zapytała słabo.
- Zemdlała pani, panno Granger — poinformowała ją nauczycielka transmutacji.
- Dlaczego?... Oh! Śniło mi się, że przyszła tu pani z jakimś chłopakiem, który twierdził, że jest Syriuszem Blackiem. A to przecież niemożliwe, pani profesor! Syriusz nie żyje! - powiedziała szybko Hermiona.
- Panno Granger, proszę mnie uważnie posłuchać. To, co pani właśnie opowiedziała, to nie był sen... Syriusz jest tutaj z nami — odparła cicho Minerwa, obserwując uważnie reakcje nastolatki. Ta natomiast spojrzała szybko na siedzącego w jej fotelu młodzieńca i opadła na poduszki. Co prawda już nie zemdlała, ale poczuła się nagle bardzo słabo.
- Więc...więc to prawda? To jest Syriusz? - zapytała, wachlując się zamaszyście dłonią.
- Tak, panno Granger...
- A-ale jak to możliwe? Widziałam, jak Syriusz wpadł w zasłonę w Sali Śmierci! Jak wrócił?!
- Ten Syriusz, którego znaliście z Harrym i Ronem, nie żyje - wyjaśniła McGonagall. - Ten siedzący na twoim fotelu Syriusz, został tutaj przeniesiony z nocy, w której Voldemort zabił rodziców Harry'ego i utracił swą moc na kolejne lata.
- Dlaczego został tutaj przeniesiony? - chciała wiedzieć nastolatka.
- A to był akurat pomysł tego kretyna - Dumbledora! - prychnął zły młodzieniec. - Wymyślił sobie, że tylko w ten sposób uchroni mnie przed śmiercią! - zaskoczona jego słowami Gryfonka spojrzała niepewnie na nauczycielkę, ale ta tylko westchnęła smutno. - Jakieś dwie godziny temu byłem jeszcze w latach osiemdziesiątych!
- To nie jest normalne! - zauważyła brunetka, podnosząc się do pozycji siedzącej. Spojrzała niepewnie na siedzącego w fotelu ciemnowłosego chłopaka, a następnie na zatroskaną nauczycielkę. - Mam się nim zająć, tak?
- Tak, panno Granger. Pan Black chciałby odwiedzić Grimmuald Place i być może znów tam zamieszkać, lecz zależy to od niego samego, jak i Harry'ego. Trzeba go zawiadomić, że chce się pani z nim spotkać w Londynie.
- Zrobię to rano — zdecydowała Hermiona. - No, dobrze... Przenocuję dzisiaj S...Syriusza...
- Wspaniale! - ucieszyła się dyrektorka. - W takim razie ja będę już uciekać... Syriuszu, proszę cię, byś nie sprawiał pannie Granger kłopotów, jasne? To najzdolniejsza uczennica Hogwartu od czasów samej Roweny Ravenclaw! - zwróciła się do młodzieńca.
- Pani profesor, czy ja pani wyglądam na pięciolatka? - obruszył się natychmiast. - Wiem, jak się zachować. Bądź co bądź, ale w moim domu etykieta stała na wysokim poziomie!
- Wybacz, oczywiście... Żegnam i mam nadzieję, że za jakiś czas jeszcze się spotkamy.
- Też mam taką nadzieję. - ucałował szarmancko jej dłoń i uśmiechnął się czarująco. Hermiona wciągnęła głośno powietrze. Nauczycielka uśmiechnęła się półgębkiem, a zdumiony Syriusz uniósł tylko lewą brew. Zawstydzona Hermiona spuściła wzrok i zamknęła drzwi za swoją byłą nauczycielką. Odwróciła się do Syriusza, który przyglądał się jej zdjęciom stojącym na komodzie.
- Kto to? - zapytał, wskazując na jej zdjęcie z Ronem.
- Mój chłopak...były — wyjaśniła, rumieniąc się mocno. - Powinnam wyrzucić to zdjęcie i właściwie nie wiem, czemu jeszcze tego nie zrobiłam.
- Dlaczego zerwaliście? - zainteresował się, zerkając w jej stronę. Skąpana w mdłym świetle lampy stojącej w rogu wydała mu się jeszcze piękniejsza.
- On bardzo chciał ślubu i dzieci. Ja chcę pomagać potrzebującym. Wielu czarodziejów nie podniosło się jeszcze po wydarzeniach sprzed trochę ponad dwóch lat. Wciąż się odbudowujemy i choć, jak zapewne widziałeś, Hogwart wciąż i znów działa, nie ma w nim aż tylu uczniów, co dotychczas. Druga wojna czarodziejów przyniosła wiele zmian. Okupiliśmy ją życiem wielu drogich nam osób — głos lekko się jej załamał, gdy usiadła ponownie na kanapie.
- Najważniejsze, że Voldemort zginął... Nie mogę jednak uwierzyć, że w jednej sekundzie straciłem trzynaście lat życia!
- Piętnaście, S-Syriuszu - poprawiła go, dostrzegając ból malujący się na jego twarzy.
- No tak, piętnaście... Hermiona, tak? - upewnił się. - Dobrze się znaliśmy?
- Dostatecznie, bym wiedziała, że jesteś uczciwym człowiekiem.
- Rozumiem — znów westchnął i spojrzał na komodę i zdjęcia. - To Harry? - zapytał, biorąc do ręki jedno z nich.
- Tak — przytaknęła. - Zrobione... Tak, zrobione tuż po zakończeniu drugiego roku. Harry zabił wtedy bazyliszka.
- Co? - zdumiał się Syriusz. - Bazyliszka? Tego legendarnego potwora Slytherina?
- Tak, właśnie jego — mruknęła.
- Niesamowite! - spojrzał na zdjęcie. - Harry, Harry, Harry... Jakbym widział Jamesa na drugim roku. Tylko oczy ma inne jak Lilly, prawda?
- Zgadza się — uśmiechnęła się. - Chciałbyś dowiedzieć się czegoś o Harrym?
- Może za chwilę... Opowiedz mi najpierw, jak się poznaliśmy — zaproponował, siadając obok niej.
- Oh...tak...mmm... P-poznal-liśmy się, kiedy z Harrym i Ronem byliśmy na trzecim roku w Hogwarcie... Uciekłeś z Azkabanu, by chronić Harry'ego przed Peterem Pettigrew.
- A co Glizdogon miał do Harry'ego?!
- Syriuszu... To...to on zdradził Voldemortowi miejsce zamieszkania państwa Potterów — wyjaśniła cicho.
- Zatłukę gnoja! - Syriusza momentalnie miotnęło w stronę drzwi wejściowych.
- Syriuszu, Glizdogon nie żyje! - pisnęła Hermiona. Zawsze wiedziała, że Syriusz bywał porywczy, czego sama była kilkukrotnie świadkiem, lecz nigdy nie widziała go w aż takim stanie! Młodzieniec odwrócił się gwałtownie w jej stronę.
- Nie żyje?...
- Tak, nie żyje. Nikomu już nie zagraża, Syriuszu. Śmierciożercy zostali wyłapani i skazani lub też nie żyją. Naprawdę już nic nam nie zagraża.
- To dla mnie takie trudne... Opowiedz mi coś jeszcze, co działo się ze mną po tym waszym trzecim roku.
- Ukrywałeś się, bo Ministerstwo wciąż uważało cię za kryminalistę. Wspierałeś jednak Harry'ego we wszystkim. W Turnieju Trójmagicznym na czwartym roku, w jego przesłuchaniu w Ministerstwie, w naszej walce z Umbridge.
- A to kto?
- Taka parszywa baba z Ministerstwa nasłana na Hogwart przez Knota, która przez jeden rok uczyła nas spaczonej wersji Obrony Przed Czarną Magią.
- Aha — mruknął. - Co jeszcze?
- Potem walczyłeś z nami przeciwko Śmierciożercom w Ministerstwie Magii. Bellatrix trafiła cię jakimś zaklęciem, chyba Drędwotą i wpadłeś za zasłonę w Sali Śmierci. Tak mi przykro, Syriuszu!
- Tak... Mnie również... - burknął, spoglądając za okno. Była już ciemna noc, a jemu wcale nie chciało się spać! - Pracujesz gdzieś? - zapytał niespodziewanie.
- Tak, w Mungu — odparła.
- Nie musisz się wyspać przed pracą?
- To nic, wezmę sobie urlop do końca tygodnia. Harry zajęty jest kursem na Aurora, więc pomogę ci się tu zaaklimatyzować — powiedziała.
- Dziękuję. Nie musisz przecież tego robić!
- Muszę, inaczej się tu pogubisz — zaśmiała się cicho. Odwrócił głowę, słysząc ten nieziemski dźwięk i wyszczerzył się do niej. Zarumieniła się, co zdecydowanie mu się spodobało. - Ale wiesz, po twojej śmierci Ministerstwo oczyściło cię z zarzutów.
- Fajnie! - ucieszył się szczerze. - Przynajmniej nie będę musiał znowu się ukrywać.
Obdarzyła go lekkim uśmiechem i wstała z sofy.
- Jestem pewna, że jesteś zmęczony i chciałbyś się już położyć — wyszeptała, znów spuszczając wzrok.
- Prawdę mówiąc, to nie bardzo, ale jeśli ty chciałabyś iść już spać, to się dostosuję. Posiedzę samotnie w ciemności — powiedział, również wstając. Zagórował nad nią, przez co musiała lekko zadrzeć głowę, by móc spojrzeć mu w te elektryzujące oczy. Jakoś nie pamiętała, że Syriusz był aż tak wysoki! Choć może te dwanaście lat w Azkabanie lekko go przykurczyły...
- Mmm...tak... To ja przygotuję ci pościel. Nie będzie problemu, jeśli ulokuję cię tutaj na kanapie? Nie posiadam niestety drugiej sypialni.
- Nie, oczywiście, że nie będzie to żaden problem, Hermiono. Jestem ci niezmiernie wdzięczny, że w ogóle zgodziłaś się mi pomóc — powiedział. Kiwnęła mu tylko nieznacznie głową i uciekła do sypialni. Przy tym młodym, cholernie przystojnym i co tu dużo gadać, niesamowicie pociągającym Syriuszu czuła się niepewnie. Zdumiewały ją reakcje jej ciała, ale zrzucała to na karb szoku, w jakim się jeszcze znajdowała.
Po kilkunastu minutach wróciła do salonu, niosąc świeżą pościel, poduszkę i ręczniki. Wskazała mu jeszcze, gdzie znajduje się łazienka i kuchnia, i życząc mu dobrej nocy, uciekła do swojej sypialni, zamykając za sobą szczelnie drzwi. Syriusz tymczasem pościelił sobie na kanapie, rozebrał do bokserek i pewny, że nie prześpi nocy, padł jak kłoda, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki. I choć śniły mu się koszmary o śmierci swoich przyjaciół, spał całkiem dobrze.
Wstał wypoczęty. Wszedł do kuchni i zastał w niej Hermionę w zbyt dużym podkoszulku, który podkreślał jej szczupłe nogi, która szykowała śniadanie. Widząc go, zarumieniła się mocno, lecz on był tak samo onieśmielony, by zwrócić na to uwagę.
- Zrobiłam śniadanie — poinformowała go. - Mam nadzieję, że lubisz jajka i tosty...
- Jasne! - odparł z uśmiechem i usiadł przy niewielkim kuchennym stoliku. Gdy na jego talerzu wylądowała już pokaźna porcja jajek i tostów, Hermiona znów zabrała głos:
- Wysłałam patronusa Harry'emu z prośbą o spotkanie. Powinien za niedługo odpowiedzieć... W Mungu wzięła też urlop, więc nie będziesz musiał spędzać tych dni sam... Chyba że chcesz...
- Całe życie byłem sam, oprócz Hogwartu i nie przeszkadza mi samotność — powiedział, uprzednio przełknąwszy kęs tosta. - Nie gardzę jednak towarzystwem i naprawdę cieszę się, że tyle dla mnie robisz, Hermiono.
- W takim razie i mnie jest miło — odparła. Odwróciła wzrok akurat w momencie, gdy sowa zastukała w jej okno. - Ooo, może to od Harry'ego!
Nie myliła się. Harry wyraził zgodę na spotkanie w domu numer dwanaście na Grimmuald Place, pomimo tego, że jak napisał, nie ma pojęcia, dlaczego jego przyjaciółka chce spotkać się akurat tam.
- Dzisiaj o osiemnastej — powiedziała, składając list.

O umówionej godzinie stanęli pod drzwiami domu numer dwanaście, niewidziani przez żadnego mugola. Hermiona zastukała kołatką w drzwi, które natychmiast się otworzyły. Ujrzeli uśmiechniętego Harry'ego, który gestem zaprosił ich do środka.
- Na górę! - wyszeptał.
- Co?... - chciał wiedzieć Syriusz, lecz Hermiona przyłożyła mu dłoń do ust, nakazując milczenie. Ruszyli po schodach, starając się nie czynić hałasu. Gdy znaleźli się już w środku i zamknęli drzwi, pierwszy odezwał się Harry.
- Fajnie, że już jesteście. Czy to jakaś specjalna okazja? - zagadnął swoich gości, patrząc na nich uważnie.
- Specjalna, Harry. I to nawet nie wiesz, jak bardzo! - przyznała Hermiona, uśmiechając się do niego lekko.
- Witaj, Harry — powiedział Syriusz, patrząc na swojego chrześniaka. Ten speszył się lekko pod wpływem przeszywającego spojrzenia postawniejszego młodzieńca. - Tak bardzo się cieszę, że jesteś zdrów. James i Lilly byliby bardzo z ciebie dumni, patrząc na to, kim się stałeś i czego dokonałeś.
- Hmmm, dziękuję — bąknął Harry. - Przepraszam jednak, ale wydaje mi się, że my się skądś znamy...
- Pomyśl, Harry — powiedziała miękko Hermiona. - Widziałeś jego zdjęcia kilkukrotnie... W albumie, który podarował ci Hagrid. I tutaj również — gestem wskazała cały dom.
Zdumiony czarnowłosy chłopak przeniósł spojrzenie z niej na drugiego chłopaka. Zmarszczył brwi, starając się sobie przypomnieć, skąd zna tę przystojną twarz. W końcu nagle przyszło oświecenie. Zielone oczy Harry'ego powiększyły się znacznie.
- Nie, to niemożliwe! - wyszeptał. - Syriusz?
- Tak, Harry. To ja — odparł tamten, szczerząc się radośnie.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2394 słów i 13451 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Duygu

    Świetny rozdział  :D Dialogi Twojego autorstwa mają to "coś" w sobie, dobrze się czyta.  :tadam:  Ciekawe co będzie dalej, hmmm... Łapa w górę i czekam na ciag dalszy!  :bravo:

    24 wrz 2017

  • elenawest

    @Duygu miło mi czytać tak budujący komentarz ;-) mam nadzieję nie zawieźć twoich oczoekiwań

    24 wrz 2017