Pragnienie zemsty

Pragnienie zemstyTo było 6 lat temu, miałam wtedy 17 lat i za parę miesięcy miałam mieć wymarzoną osiemnastkę. Pełnoletność, tyle czekania na tą upragnioną a zarazem nieszczęsną datę, 18 lipca, bo wtedy właśnie przyszłam na świat. Ale cofnijmy się do stycznia, gdy przechadzałam się po pustych ulicach Cambridge, chwilę później doszłam do Milton Country Park, przez który robiłam sobie skrót do rodzinnego domu przy Cambride Road. Podchodząc do domu, jak zwykle zastałam zamknięte drzwi, niestety miałam tendencje do zapominania, więc zajrzałam pod doniczkę obok z nadzieją na widok klucza, zawiodłam się gdyż najwidoczniej w świecie został skradziony. To był klucz zapasowy i nikt z domowników nie miał prawa go brać. Nerwowym gestem zapukałam do drzwi. Chwila ciszy, lecz po sekundzie usłyszałam znajomy głos ojca.    
-Liv, czy to Ty?    
-Tak tato, to ja, znowu zapomniałam klucza. A w skrytce nie było zapasowego.    
-Ach tak? Poczekaj chwilkę.  
Odszedł od drzwi, zdziwiło mnie to, ponieważ zawsze je otwierał i nie miał powodu żeby od nich odchodzić. Zajrzałam przez oszronione okno do środka by zorientować się o co może chodzić, zauważyłam że panicznie szuka czegoś w szafce obok drzwi do kuchni, wyciągnął kartkę oraz mały ołówek, zaczął coś pisać. Schował z powrotem i wyciągnął swój klucz. Otwarł drzwi i bez zbędnych pytań wpuścił do środka, byłam zszokowana widokiem którym przed chwilą zostałam obdarowana, lecz o nic nie pytałam, milczałam. Rozebrałam się i poszłam od razu do góry, do siebie, do swojego sanktuarium, miejsca do którego nikt nie miał wstępu. Ze względu na to że były ferie, miałam dość czasu na odpoczynek i przemyślenia. Następnego dnia, leżąc w łóżku rozmyślałam o wczorajszej sytuacji z ojcem, o co mogło chodzić? Postanowiłam zapytać wprost przy śniadaniu. Po porannej toalecie zeszłam na dół i przywitałam wszystkich - Dzień dobry! - odpowiedziała mi cisza, jak nigdy.    
- Halo? jest tu ktoś? - spytałam - Tak, siadaj już do stołu. - odpowiedziała matka. Byłam lekko sfrustrowana tamtą sytuacją, bo ewidentnie ktoś, lub coś, starało się zepsuć mój dobry, poranny humor. Usiadłam. Nie miałam już ochoty na rozmowę z ojcem, mama przygotowała jak zwykle, jajecznice, bekon i trochę fasolki, typowe brytyjskie śniadanie. w ogarniającej ciszy było tylko słychać przedwojenny zegar. Ojciec jak zwykle czytał gazetę dopalając kolejnego papierosa, popijając czarną, gorzką jak moje życie kawą. Matka, dojadała śniadanie przy kuchennym blacie jednocześnie prasując.. obłęd. Nikt z domowników mnie nie zauważał, miałam tego powoli dosyć, nawet cieszyłam się z powrotu do szkoły. Ale to dopiero za dwa dni, więc musiałam sobie jakoś radzić z nieobecnymi w moim życiu rodzicami.. no i Jessie'm.Był to ostatni dzień ferii, więc nie zamierzałam go spędzić w ciszy z rodziną. Byłam kochanym dzieckiem, lecz tamtego dnia zadziało się coś dziwnego, jakby nikomu na mnie nie zależało, nikt nawet słowem się nie odezwał, a mojego starszego brata nie widziałam od ponad dwóch tygodni. Andy wyjeżdżał w delegacje i tak na prawdę to on zarabiał pieniądze. Nerwowym krokiem wyszłam i trzasnęłam drzwiami, zatrzymałam się i patrzyłam na ośnieżone ulice Cambridge, uwielbiałam śnieg, w sumie nadal uwielbiam. Zeszłam powoli po oblodzonych schodach, skrupulatnie pilnując swoich kroków, nie zauważyłam jednak że na przeciwko stał Jessie, odśnieżał podjazd z ciężkiego i mokrego śniegu. Chciałam podejść, lecz w oddali było wyraźnie słychać wołanie o pomoc, bez wahania pobiegłam w kierunku krzyku, gdy dobiegłam do parku nie było tam nikogo, cisza. Panicznie rozglądałam się na wszystkie strony, postanowiłam iść dalej, lecz w głowie rozbrzmiewał ten sam krzyk z przed pięciu minut. Słyszałam głosy? Nie wiem. Chwilę później ruszyłam w stronę uniwersytetu. Piękne miejsce, wielki trawnik, ośnieżone drzewa i potężne mury pałacu, bardzo dodawały poczucia bezpieczeństwa. Moim marzeniem było się kiedyś tam dostać, ale przy naszych warunkach finansowych nie było to możliwe, zaczęłam więc poważnie myśleć o pracy. W ten właśnie sposób znalazłam się w sklepie spożywczym, który stał niedaleko naszego rodzinnego domu, zapytałam o posadę, pan Rogers bez wahania zaproponował mi rolę kasjerki. tak zaczęła się moja przygoda w sklepie, praca która dawała mi zarobek lecz niestety odtrącała mnie od szkoły, nie przestałam do niej chodzić, ale miałam coraz to mniej czasu na naukę czy życie towarzyskie, plusem było jedynie to że nie musiałam się spotykać z nieszczęsnym Jessie'm, odkładałam każdego centa by dostać się na wymarzony kierunek, lecz w ten sposób zaczęły się moje problemy ze szkołą. Zbyt wiele opuszczonych godzin w tamtych czasach skutkowało wydalenie w trybie natychmiastowym, problemy dopiero się zaczęły. Tydzień później zostałam wezwana do dyrektora naszego liceum, był to stary i otyły mężczyzna z ohydnym wąsem pod nosem, było mi niedobrze na myśl że mam wejść do jego gabinetu. Weszłam. Wielki, ciemny gabinet, z zasłoniętymi oknami, pokój rozświetlała stara lampka z jaskrawym, żółtym światłem wydobywającym się z pod brudnego abażuru, usiadłam na stołku z polecenia dyrektora.  
-Zdajesz sobie sprawę co grozi za opuszczanie lekcji?  
-Tak, panie dyrektorze. To się więcej nie powtórzy.- powiedziałam przerażonym głosem.  
-Wiem że się nie powtórzy. - Uśmiechnął się szyderczo pod nosem i gwałtownie wstał, podszedł do okna i wygłosił mowę o swojej przeszłości, nie słuchałam. Byłam zbyt przerażona. Krążąc po pokoju zatrzymał się zaraz za mną i chwycił za ramię, już wtedy obawiałam się najgorszego. Jego brudne od kredy ręce zjeżdżały wzdłuż moich drobnych ramion. Owszem mogłam uciec, krzyknąć, zrobić cokolwiek, lecz paraliżujący strach uniemożliwił mi jakiekolwiek ruchy. Słyszałam jak sapał, jedną ręką dotykał moje piersi a drugą przekręcał klucz w drzwiach, wtedy już wiedziałam co nastąpi.  
-Chcesz by wszystkie Twoje nieobecności odeszły w niepamięć?  
Nie odpowiedziałam, zaczął robić swoje. Silnym ruchem podniósł mnie i usadził na biurku, płakałam, lecz to nie powstrzymywało go od gwałcenia mnie, tak, zgwałcił mnie dyrektor naszej szkoły. Rozchylił moje uda i zaczął działać. Byłam na skraju załamania, gwałcił mnie przez całą lekcję, lecz gdy paraliż puścił, dosłownie kilka chwil przed dzwonkiem, chwyciłam za ciężką metalową statuetkę i uderzyłam tyrana w głowę, stracił natychmiastowo przytomność, krwawił..
     Wszystko się zatrzymało, rozlewająca się po panelach krew, wsiąkała w szczeliny starego parkietu. Byłam pewna że go zabiłam, poczułam jednocześnie przepływającą przez moje ciało ulgę jak i wszechogarniający strach. Przez dobrą godzinę siedziałam na ciężkim hebanowym biurku rozmyślając najbezpieczniejszy plan działania. Postanowiłam że ucieknę.. chwyciłam za plecak i wybiegłam z budynku unikając jakiegokolwiek niepotrzebnego spojrzenia ze strony nauczycieli. Byłam roztrzęsiona, próbowałam odetchnąć chociaż na chwilę, ale wiedziałam że muszę działać szybko, przecież postanowiłam uciec, zniknąć, porzucić swoje wszelkie plany i marzenia. Niestety miałam wtedy dopiero 17 lat więc ciężko było żeby się zdematerializować. Weszłam do domu. Moje niepewne kroki rozbrzmiewały po pustym domu odbijając się o ściany. Szybko dostałam się na górę pakując najpotrzebniejsze rzeczy.  
-Kurwa! - wykrzyknęłam. Za oszronionymi oknami było wyraźnie słychać zbliżające się sygnały z wozów policyjnych.
-Już mam przejebane... na pewno już o mnie wiedzą. -Jednakże kilka chwil później syreny ucichły, przejeżdżały tylko w stronę szkoły.. czy to była paranoja? Na pewno. Schodząc po dębowych schodach zauważyłam największy błąd początkującego mordercy, były to ślady ciemnej krwi odbijające się na jasnych panelach przedpokoju. Nie mogłam sobie pozwolić na błędy i od razu zaczęłam czyścić w pośpiechu ubrudzoną posadzkę. Miałam dosłownie kilka minut aby wyjechać z miasta.. Tylko gdzie? Jak? miałam przy sobie około pięć tysięcy funtów które udało mi się uzbierać przez całe życie. Trudno, stało się. Jeden mały błąd, jedna głupia decyzja, przecież mogłam złożyć zeznania, lecz w tamtym momencie strach był silniejszy, bardziej władczy od racjonalnego myślenia. Wyszłam z domu zostawiając list pożegnalny, krótka notka do Jessie'ego, po czym ruszyłam w stronę przystanku. Nie miałam nawet ochoty płakać, było tak zimno, że jedyne co mogłam robić w tamtej sytuacji to iść przed siebie. Kiedy w końcu doszłam do przystanku, osłupiałam, minęłam się z ojcem wracającym z pracy, był tak zmęczony i wyczerpany, że nawet nie zdążył się ze mną przywitać, dał radę tylko przypomnieć o obiedzie i że mam się nie spóźnić, chwilę później odszedł pośpiesznym krokiem. Rozpłakałam się, w tamtej chwili zdałam sobie sprawę że mogę już nigdy więcej nie zobaczyć mojego ojca, który w sumie nigdy mnie nie zauważał, jednak to był mój ojciec. Zdałam sobie sprawę że moje życie się wali, ale musiałam być silna, napór wszystkich negatywnych emocji był tak potężny że nie mogłam złapać oddechu, zaczęłam się dusić, strach zawładnął moim ciałem po czym straciłam przytomność. Obudziłam się w samochodzie, był to Chevrolet Monte Carlo, nie znam się na samochodach, ale tak właśnie było napisane na desce rozdzielczej. Obok siedział on, Jessie.. jechaliśmy gdzieś, bardzo szybko, mijające drzewa wskazywały na to że jechaliśmy na obrzeża miasta, na lotnisko. Było pewne że przeczytał moją notkę zaadresowaną do niego. Nie powiedziałam mu co zaszło w szkole.. powiedziałam jedynie że odchodzę, że znikam, że zmieniam swoje życie. Zapytałam go ocierając usta od śliny.
-Gdzie mnie wieziesz? - Zapytałam, mimo iż znałam cel podróży.
-Tam gdzie sobie tego życzyłaś. - Odpowiedział stanowczo, lecz było widać zaniepokojenie i strach na jego twarzy. - Chcę Cię zawieźć na lotnisko, dam Ci trochę pieniędzy, a jeśli będziesz tego chciała, to Cię kiedyś odwiedzę, tylko powiedz mi który z nich?
- Virginia. Po kilkudziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce.. podczas jazdy ustaliłam plan działania, cel podróży i wiarygodne alibi. Podeszłam do kas i zakupiłam bilet, kosztował mnie niecały tysiąc, wiedziałam że muszę racjonować moje zasoby i pieniądze, nie mogłam ich za szybko stracić. Od Jessie'ego dostałam parę stówek, nie chciałam ich, lecz przeanalizowałam wszystkie możliwości i uległam, wzięłam je, zawsze coś. Do dziś jednak zastanawia mnie fakt dlaczego mi pomógł, nie zadając żadnych istotnych pytań. Co było dalej? Po godzinnej odprawie, wystartowaliśmy.. lot trwał 14 godzin.. nie chciałam nawet myśleć co moi rodzice przeżywali.. o ile w ogóle zauważyli że jej ukochana córeczka, dziwka i morderczyni zniknęła, zastanawiało mnie to jak cholera. Postanowiłam że muszę zmienić priorytety, dość trwania w czeluściach i odmętach mojej wyniszczonej psychiki, trzeba było zacząć działać, obrałam sobie za cel znalezienie jakiegoś noclegu, motel był dobrym i jednocześnie złym pomysłem.

Chlopak97

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i dramaty, użył 2046 słów i 11604 znaków, zaktualizował 18 gru 2018.

2 komentarze

 
  • Robert72

    Świetne, ciekawy pomysł fabuły. Więcej  !!

    22 lis 2017

  • Chlopak97

    @Robert72 (:

    23 lis 2017

  • M

    Czekam na więcej bosko

    21 lis 2017

  • Chlopak97

    @M bardzo mnie cieszy to że sie podoba :)

    21 lis 2017