Niebezpieczne cięcie - rozdział 5

Niebezpieczne cięcie - rozdział 5Zuzia
  


   Co ja sobie myślałam, kiedy pochyliłam się do przodu, aby otrzeć Gabrielowi resztkę musztardy z nosa? Przecież mogłam zostawić go z tą żółtą plamą na kicholu, a przechodnie mieliby bekę ze spacerującego obok mnie ziomka… Chwila moment… Właśnie! Czemu on za mną człapie?
– Nie pomylił pan kierunków, że idzie pan za mną? – pytam zbita z tropu. Jestem lekko poddenerwowana przez wzrastające podniecenie. Może to jego szarmancki uśmiech powoduje, że w mig brodawki twardnieją i łono pulsuje?
‘Lecisz na tego typa’ podpowiada psycha. ‘Nie, nie lecę na niego!’ kłócę się nią. 
Co z tego, że stwarza pozory dobrze wychowanego. Pewnie to jego trik na podryw i osiągnięcie tego, czego chce. Nie ze mną te numery.
O! I znów przebiegł mnie kolejny miły dreszczyk.
– Gabriel jestem, miło mi ˗ powtarza już chyba z trzeci raz, tak jakbym nie wiedziała jak się wabi. – Chcę się upewnić, że dotrzesz do pracy bez kolizji.
Heloł? Aż taką ofermą to ja nie jestem, abym nie poradziła sobie z paroma metrami do salonu. Przecież nie wyglądam na łamagę.
– Aha… imponujące – mamroczę pod nosem. W pełnej koncentracji, by nie spoglądać na typka po mojej lewej, wbijam wzrok przed siebie i obmyślam plan pożegnania się z kolesiem. Ba! Nawet nie wiem czy jest zadowolony z usługi. Z resztą, zwisa mi to.
‘Nie. Nie dynda mi to ani trochę!’
Chciałabym móc częściej wczepić palce w jego włosy, nie tylko podczas strzyżenia, ale także w trakcie…
– Zuziu? – Facet wyrywa mnie z zamyślenia i snu na jawie.
– Wiem jak mam na imię. Dziękuje za przypomnienie. – Chryste, jaki bałwan ze mnie!  
– Słucham? – Szybko poprawiam odpowiedź. Jeszcze chłopak pomyśli, że jestem jakaś niepełno sprytna. To dopiero będzie obciach!
– Pomyślałem sobie… – Drapie się w czubek głowy i nabiera głęboko powietrza – Mogę zapisać się na kolejne strzyżenie? – Czyżbym usłyszała nutkę skrępowania oraz zmianę tematu?
A co mnie to!
– Ależ oczywiście. Zapraszam do środka. –  Z uśmiechem na ustach wskazuję dłonią na drzwi. Nie wiem, kiedy dotarliśmy pod salon. Mężczyzna znacznie się rozluźnia, omija mnie i płynnym ruchem otwiera wrota do lokalu.
 Jezusiscku. To chyba pierwszy dżentelmen, z którym się w życiu spotkałam. Naprawdę sweet.
 Wchodzę do pomieszczenia. Na mój widok Marysia otwiera usta, lecz zaraz je zamyka, widząc kogo ciągnę za tyłkiem.
Po minie kuzynki wiem, że chce zapytać gdzie się szwendałam, ale obie wiem, że to nieodpowiednia pora na wyjaśnienia. Podchodzę do terminarza, chwytam długopis, a następnie spoglądam na Gabriela.
– Kiedy życzy sobie pan kolejny termin? – pytam przesłodko. Kątem oka dostrzegam Michała z  mocno zniesmaczoną miną. ‘Paznokieć mu się ułamał, czy co?’
– Za trzy tygodnie.
Przewracam kartkami w kalendarzu, gdy nagle Gabriel zaczyna arabskim nawijać:
– Albo dzisiaj o dziewiętnastej.
Zdziwiona unoszę wzrok. „A ten co? Udaru słonecznego dostał?”
–Jestem zajęta – ‘Zabawką na baterie i gorącymi myślami z tobą w roli głównej.’ Jednak szybko niszczę erotyczny obraz. Chryste! Od kiedy jestem potrzebującą samicą?
Zuzia zachowaj spokój. Wszystko easy.
– Dwudziestego maja o trzynastej? – dopytuję.
– Dwudziesty o trzynastej. Idealnie. Gdyby zaszły zmiany, proszę dzwonić pod ten numer. – Podaje mi wizytówkę, którą biorę z grzeczności bez większych zamiarów. W chwili, gdy odbieram papierek, Gabriel łapie mnie za rękę, kieruje ją do ust i składa na dłoni pocałunek.
Dwieście trzydzieści wolt przepływa przez moje ciało i ląduje z grzmotem w środek kobiecości. Mam pozamiatane.
Jedynie potrafię dostrzec, kolesia opuszczającego z uśmiechem zakład.
– Zuzia, co to było? ˗ Boruje Marysia. Lekko oniemiała spoglądam na nią.
– Bo ja mam kuźwa wiedzieć?! – odpieram oszołomiona, kierując się na zaplecze by ochłonąć z zaistniałej sytuacji. Oczywiście kuzynka lezie za mną, zalewając pytaniami.
Opowiadam w skrócie o wydarzeniach sprzed półgodziny, a Marysieńka nie ukrywa swej przychlaśnietej euforii.
– No, ale zauważ… chłopak zawiesił na tobie oko. – Próbuje mnie przekonać.
– Typem, któremu pies mordę lizał nie jestem zainteresowana – oznajmiam niby od niechęci, lecz w rzeczywistości walczę z gorącą lawą pomiędzy nogami.
 Z miłą chęcią bym sobie ulżyła. Niestety muszę poczekać, aż będę w domu.
Istna tortura!
Będąc już w mieszkaniu, siedzę na kanapie i niewidocznym spojrzeniem patrzę na obracaną w dłoni wizytówkę.
Słowa kuzynki do tej pory odbijają się echem: „Jesteś młoda i solo. Nie zaszkodzi się trochę zabawić.” Mówiąc to, kobieta była w skowronkach.
Problem w tym, że ja nie wiem, czy tego chcę. Faktem jest, że fajnie by było współżyć z facetem. Jednorazowe bzykanie bez zobowiązań, byłoby opcją, ale pytanie brzmi, czy sprawi mi to przyjemność. Znając moje cholerne szczęście, znów zaliczę zonka. Przeważnie tak jest.
Wstaję z kanapy, chowam wizytówkę Gabriela do koszyczka z innymi numerami telefonów.
Nie będę sobie zaprzątywać umysłu jakimiś kolesiami, w dodatku pedancikami.
Wolę samotność.



Krzysiek



   Ciężko mi stwierdzić, kim jestem. Niby to na pozór banalne stwierdzenie, idealnie oddaje większą część populacji planety, ale kryje się za nim coś więcej. Nikt nie wie, kim jestem. Kolejny podpunkt z listy odkrywczych przekazów międzyludzkich. Muszę kiedyś spisać całą listę. Roześlę znajomym, jako bonusowa erata dla wytrwałych.
No, dobrze... Zacznę może od faktu, że pracuję w barze specjalizującym się, w burgerach. Tjaaa... epicki początek.
Nic nadzwyczajnego. Smażę kotlety, przygotowuję bułki, a na koniec w wykwintny sposób serwuję klienteli.
Co jeszcze? Hmm... myśl Krzychu, myśl.
O! Sporo przeżyłem. Naprawdę sporo.
I tutaj coś na poważnie. Mieszkam sam. Straciłem rodzinę. Straciłem miłość życia.
Kiedyś o tym opowiem. Może…
Musiałbym wrócić pamięcią do czasów pewnego miejsca, o którym wolałbym zapomnieć.
Dzisiejszy Krzysztof jest człowiekiem zgrabnie łączącym powagę z humorem. Gabriel coś o tym wie. Mój najlepszy kumpel. Jedyny, który zainteresował się tym, co mam do powiedzenia.
Ma do mnie wpaść pod wieczór. Napijemy się piwa. Pogadamy.
Przyprowadził dzisiaj do baru niejaką Zuzię. Potem żalił się, że nie potrafi jej zaimponować. Chciałbym mu pomóc, gdybym tylko wiedział jak…

"Nowy plik tekstowy (1)"
A teraz dla odmiany, z niechęci do dialogów, zamieszczę dialog. Sprzeczności się uwielbiają.
W końcu piszę teraz na komputerze. Jest prościej. Lepsze to niż spirala myśli, bądź niewyraźne, koślawe pismo w zeszycie.
Trzymaj się, czytelniku. Wiem, że nigdy nie zostaniesz czytelnikiem. No chyba, że jesteś Krzysztofem i pracujesz w burgerowni.

P.S Spisz swoje wspomnienia w poniedziałek. Wiesz dlaczego.
P.S 2 Zapisz to na telefonie, bo zapomnisz wejść w plik.
P.S 3 Nakarm Goliata.

Ja, maestro, mistrz sensej, duchowe guru, właściciel pieska, przyjaciel Gabriela, barman  i burger king w jednym.
Gabriel… ach śmiechowy gość, ziomeczek, dobra mordka!
– Słuchaj, cieszę się, że znalazłeś czas. Stary, mówię ci, ona jest zajebista.
– No, to fajnie. A teraz mnie puść.
– Aaa... wybacz. Masz pilznera?
– No, a jak! Gdzieś ją poznał, przypomnij.
– Niedaleko twojej burgerowni, w zakładzie fryzjerskim. Jest wirtuozerką.
–  Wirtuozerką?
– Stary... i to kurwa jaką! Jej dotyk to najcudowniejsza rzecz, jaka mi się przytrafiła od czasu, wiesz… Elizy.
– Eliza... tjaaa... od niej to jedynie pamiętam debilizm.
– Eee tam. W łóżku była świetna.
– Mhm. No dobrze, zauroczyłeś się mistrzu. Wspaniale. Ale z jakim problemem przychodzisz?
– Nie wiem, jak ją podejść… Zuzię. Chciałbym ją gdzieś zaprosić, nawet choćby do siebie... ale...
– Ale?
– Boję się.
– Odrzucenia?
– Czy ja aż tak brzydko wyglądam, Krzychu? Ty! Dobre to piwo!
– Miło, że ci smakuje... po mojemu wyglądasz...
– No, jak?
– Połączenie Goliata z Tybetańczykiem.
– Żeś wymyślił połączenie. Boję się, że źle to odbierze.
– A spróbowałeś? Po co zakładać z góry negatywy?
– Powiedział chłop, który przez pół roku bał się podejść do dziewczyny, po czym całkowicie zrezygnował.
– To inna sprawa...
– Stało się, Krzysiu. Ej. Nie rozklejaj się.
– Ty pij to piwo.
– Oho, Krzysiu się zdenerwował. Spokojnie. I tak cię kocham.
– I ty się dziwisz, że z Zuzią ci nie idzie?
– Dobra! Jakie masz pomysły? Byłeś w tej... no... organizacji. Musisz mieć wyobraźnię.
– Nierówno pod kopułą.
– No nie dąsaj się tak. Mów!
– Pojedź do swojego mieszkania. Prześpij się. Rano wstaniesz, umyjesz się, ubierzesz schludnie. Pójdziesz do zakładu fryzjerskiego pani maestro. Ładnie poprosisz, żeby z tobą porozmawiała i...
– I?
‒ Zaprosisz ją na spacer.
‒ Na spacer? Nie rozbawiaj mnie. Kto w dzisiejszych czasach chadza na spacery?
‒ Amator. Do kina, na robótki ręczne, do muzeum lotnictwa. Masz masę wyborów.
‒ Może masz rację.
‒ Zrobisz, jak będziesz chciał.
‒ Dokładnie.
‒ Co się tak patrzysz?
‒ Gramy?

FourGenesis

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użyła 1534 słów i 9391 znaków, zaktualizowała 2 lip 2020.

2 komentarze

 
  • shakadap

    Brawo.
    Dobrze napisane, trochę mnie z tropu zbiło wprowadzenie kolejnej postaci, ale tylko na chwilę i zrobiło się jeszcze ciekawiej.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    26 cze 2020

  • FourGenesis

    @shakadap Dziękuję bardzo :) Cieszę się, że jest jeszcze ciekawiej.
    Pozdrawiam :)

    30 cze 2020

  • Aladyn

    W tym największy jest ambaras...co dalej, wiadomo.
    Cosik mi się widzi, że ostatecznie ich drogi chyba zejdą się w jednokierunkową.

    25 cze 2020

  • FourGenesis

    @Aladyn Wiadomo wiadomo :)
    Czy dobrze Ci się widzi? Zobaczymy :)

    26 cze 2020