Szklany wyścig

Brałem udział w zawodach razem z kilkunastoma innymi osobami. Byli wśród nich i mężczyźni i kobiety. Konkurencją był sprint na czterdzieści metrów. Z pozoru nic trudnego. Krótki odcinek, więc miałem dużą szansę wygrać. Moja nadzieja umarła, kiedy okazało się, że będziemy biec po rozbitych szklanych butelkach. Wśród zawodników włącznie ze mną rosło coraz większe oburzenie. Wszyscy jednogłośnie postanowili, że się wycofują. Wtedy podszedł do nas sędzia i powiedział, że jeśli ktoś nie weźmie udziału, zostanie po prostu zabity. Mieliśmy wybór między śmiercią a czterdziestoma metrami okrutnych tortur. Ku mojemu zdziwieniu połowa uczestników wybrała kulkę w łeb zamiast biegu. Ja wybrałem jednak bieg, chociaż nie wiem dlaczego, może to strach przed tym, co spotka mnie po tamtej stronie, a może po byłem zbyt głupi, by docenić hojność sędziego, który oferował mi zamiast potwornego bólu szybkie załatwienie sprawy. Na dodatek kazano nam zdjąć buty i biec boso. Sędzia dał znak i wystartowaliśmy. Gdy tylko każdy dał krok naprzód, od razu słychać było przeraźliwe krzyki. Szkło rozcinało skórę i wbijało się głęboko, a każdy następny odłamek popychał poprzedni jeszcze głębiej. Moje stopy również były rozszarpywane przez kawałki ostrego jak brzytwa szkła, ale o tyle miałem lżej, że nie odczuwałem bólu. I mimo to, że krew lała się ze stóp strumieniami, ja biegłem dalej nie czując nic i starając się nie patrzeć na stopy. W pewnym momencie jedna z zawodniczek potknęła się i z impetem upadła na ostre odłamki. Za nią upadali inni, ale nie dlatego że się potykali. Po prostu już nie mogli wytrzymać. Szkło tak pogruchotało im stopy, że nie mogli już biec. Choć do mety zostało już kilka metrów, oni woleli się poddać i mieć to z głowy niż męczyć się tylko po to, by ujść z życiem. Byli w pełni świadomi, że nawet jeśli ukończą wyścig to i tak przez resztę życia nie będą mogli normalnie funkcjonować. W biegu zostałem ja i jeszcze jeden mężczyzna, który wydawał się tak jak ja nie odczuwać bólu. Biegł bardzo szybko i w pewnym momencie mnie wyprzedził. Nie dałem jednak za wygraną i ostatkiem sił przyśpieszyłem. Już prawie go wyprzedziłem, kiedy poczułem tak okropny ból, że nawet trudno to opisać, jakbym nagle zaczął czuć wbijające się w moje stopy szkło. Nie mogłem wytrzymać i choć uważałem, że to tchórzostwo pochyliłem się do przodu i upadłem.

marok

opublikował opowiadanie w kategorii sen, użył 482 słów i 2544 znaków.

1 komentarz

 
  • violet

    Jesteś specyficznym autorem.

    15 lis 2016