Cała sala była wypełniona miękkim światłem przedpołudniowego słońca. Drobinki kurzu mieniły się w promieniach światła, wpadającego przez okna, niczym srebrny brokat. Jedynym dźwiękiem, wypełniającym to pomieszczenie było skrobanie końcówek długopisów po papierze. Była to klasa historyczna, a ze ścian - pomalowanych farbą w kolorze porcelanowej, złamanej bieli - srogimi spojrzeniami spoglądali na piszących uczniów najznamienitsi przywódcy świata oprawieni w tanie drewniane ramki.
Ona siedziała przygarbiona, wciśnięta między ławkę i twarde oparcie krzesła. Jej niesamowicie chude kończyny przypominały raczej odnóża pająka, który akurat chował się gdzieś w kącie sali, niż ręce i nogi zdrowego, młodego człowieka. Złociste promienie słońca wyjątkowo wesoło, wręcz nieprzyzwoicie, tańczyły w kosmykach jej fioletowych, lekko kręconych włosów. W oczach, z których blask niesforności uciekł już dawno temu, zabierając ze sobą całą wolę życia, czaiło się upokorzenie i samotność tak głęboka, że gdybyś tylko w nie spojrzał, drogi czytelniku, to przepełniłaby cię pogarda dla całego naszego świata. Zbyt duża granatowa bluza zwisała z niej jakby była co najwyżej manekinem, który został zdjęty z wystawy i aż dziwne wydawało się, że jej brzydkiego ciała nie pokryła warstewka kurzu i pajęczyn. Całą sobą przypominała po prostu ludzkich rozmiarów porcelanową lalkę, a może nią była?
Pojedyncza łza spłynęła z kącika jej oka, dając dowód życia. Torując sobie drogę po wypukłości policzka i zagłębieniu przy nosie, zakończyła swoje krótkie życie na jej delikatnie zarysowanym podbródku. Kropla słonej wody wykonała samobójczy skok w przepaść między szczęką i obojczykiem, by rozprysnąć się na mikroskopijne cząstki na jej bladym dekolcie.
Nagle, niespodziewanie i jakby za naciśnięciem niewidzialnego guzika, murowane ściany zamieniły się w ogromne okna ciągnące się od podłogi aż do sufitu. Z Sali zniknęło wszyscy i wszystko oprócz niej i drewnianego krzesła, na którym siedziała. Nastała idealna, niczym niezmącona cisza. Za szybami tłoczyli się ludzie o ciałach w dziwnych kształtach, które wyglądały jakby były zrobione z najdelikatniejszej odmiany porcelany. Ich makabrycznie wykrzywione twarze z horroru przywierały do tafli szkła jakby kryło się za nią cos nieprawdopodobnie kuszącego. Mieli spowolnione i nieskoordynowane ruchy, zachowywali się ja kukiełki, którymi steruje niezrównoważony lalkarz.
Ona wciąż nie reagowała, nie zwróciła uwagi na zmianę otoczenia, wciąż siedziała w nieruchomej pozycji – zupełnie jakby wokół niej absolutnie nic się nie stało. Patrzyła dokładnie w ich kierunku, ale ich nie widziała. Jej zgarbiona postawa doprowadziła do powstania odciśniętych bruzd na skórze brzucha. Gdyby by widoczne, to z pewnością przypominałyby pęknięcia, pęknięcia na porcelanowej filiżance. Ni stąd ni zowąd, cały ten niewielki świat rozprysnął się i rozsypał na miniaturowe drobinki, przypominające z wyglądu ołowiane kulki wielkości cząstek styropianu.
Uchyliła powieki, a jej grafitowym oczom ukazał się sufit tego samego koloru co ściany z koszmaru. Obudziła się i to właśnie w ten sufit wpatrywała się kilka godzin temu gdy zapadała w niespokojny sen. Obudziła się, a na imię jej było April.
4 komentarze
Rotiali
pisz dalej pisz dalejpisz dalej pisz dalej pisz dalej pisz dalej pisz dalej pisz . Łaadnie prooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooszę . :-)
LittleScarlet
W zasadzie to przyszły geofizyk (chyba), a jeśli humanista to tylko w wersji krypto W każdym razie, bardzo dziękuję miłe panie
Malolata1
Nie wiedziałam czy to jeszcze możliwe, ale jesteś jeszcze lepsza.
A.
Tekst wprowadza w specyficzny nastrój, w nastrój w który bardzo długo żaden teksy mnie nie wprowadził. Ma coś z magii, tak, zdecydowanie z magii.
Nie najdłuższy ten pierwszy skrawek, ale to właśnie nadaje mu charakter. Krzyczy do mnie 'Niedługo więcej'
Pozdrawiam.