Shayia III

- To dobrze, Shayia oprowadź go po domu. Instrukcje będziecie mieć na bieżąco. Albert, dobra robota, twój talent ciągle rośnie i do tego zużywasz mniej mocy niż wcześniej - chłopak pokiwał energicznie głową. Mężczyzna zwrócił się w kierunku niewidomej. - Lucy, coraz lepiej idzie ci działanie na materię, ale jednak jeszcze za słabo i na twoim miejscu rozwinąłbym bardziej wizualizację. Shayia, do ciebie nie mam żadnych uwag.

Pan Bringstone z delikatnym uśmiechem na twarzy wstał. jego pies od razu poderwał się i krocząc dumnie u boku swojego pana wyszedł z jadalni. Gdy tylko drzwi się zamknęły Lucy i Albert zniknęli z cichym kliknięciem. Spojrzałem na Shayie. Dziewczyna patrzyła na obraz wiszący naprzeciwko kominka. Przedstawiał on kobietę w czerwonej sukni. Miała ona długie czarne włosy ułożone w misterne loki. Patrzyła przed siebie ciepłym spojrzeniem intensywnie niebieskich oczu. Na jej kolanach siedziała mała dziewczynka o zielonych wesołych oczach. Miała na sobie błękitną sukienkę. Jednak poza czarnymi włosami między postaciami na obrazie nie było ani troche podobieństwa.
Shayia wstała i z bladym uśmiechem spojrzała na mnie. Wygładziła niewidzialne zmarszczki na sukience i ruszyła w stronę drzwi. Poszedłem za nią. Stanęła na środku korytarza.
- Te drzwi na przeciwko prowadzą do salonu - wskazała na drzwi naprzeciwko jadalni. - Za schodami są dwa korytarze jeden prowadzi do kuchni, drugi do zbrojowni, pod schodami jest toaleta. Przez salon można wyjść do ogrodu i dojść do stajni. Mamy kilka koni.  
Weszliśmy na pierwsze piętro.
- Na tym piętrze jest gabinet pana Bringstone, są to te drzwi - wskazała na drzwi naprzeciwko schodów. - Naprzeciwko jest biblioteka. Ostatnie drzwi w korytarzu na lewo to siłownia, a w korytarzu na prawo sala treningowa. Sala muzyczna jest obok gabinetu. Reszta pomieszczeń na tym piętrze to sypialnie. Jedna z nich należy do pana Bringstone. Masz zakaz wstępu do pokoju, na tym piętrze na którego drzwiach wisi czarny materiał - dziewczyna wskazała to miejsce, z jakimś bólem w oczach.
- A gdzie jest mój pokój? - zapytałem. Rozglądając się po piętrze.
- Twój pokój jest piętro wyżej, tutaj śpią najważniejsi członkowie rodu i ewentualni goście.
Ruszyliśmy schodami w górę. Drzwi do pokoju, w którym się obudziłem, pokoju Shayi był szczelnie zamknięte.
- Jako, że wszyscy jesteśmy nastolatkami i nie jesteśmy aż tak znaczący, wszyscy mieszkamy na tym piętrze. Mimo, że dwór jest bardzo stary i żyjemy pod powierzchnią, pan Bringstone ciągle załatwia nam rzeczy, którymi na pewno bylibyśmy otoczeni gdybyśmy byli ludźmi. Nie chce żebyśmy stracili kontakt ze współczesnością na górze i stali się tak skamieniali jak inne rody...
Słowa Shayi coraz słabiej do mnie dochodziły. Za to coraz bardziej pochłaniały mnie wspomnienia. Radości Sary w jej urodziny, rodzinnych obiadów, gry z kumplami i wszystkiego co było dla mnie ważne. Wszystko co straciłem, nawet nie wiedząc, że to się stanie tak szybko i w taki sposób.  
Powoli wdzierała się do mojej głowy myśl co z moimi rodzicami, czy wiedzą co się ze mną stało, czy się martwią, czy znaleźli ciało. Druga myślą chyba nawet gorszą było to co się dzieje z Sarą. Od zawsze mówiłem jej, a szczególnie, po śmierci jej ojca, że nigdy jej nie opuszczę, że zawsze będę obok.
Nie wiedząc kiedy zapytałem dziewczynę :
- Co się dzieje na powierzchni?
Shayia spojrzała na mnie zaskoczona. Zmarszczyła brwi i w jej oczach pojawiło się zrozumienie.  
- Chodź - powiedziała tylko i weszła w korytarz po prawej stronie.  
Poszedłem za nią. Otworzyła jedne z pierwszych drzwi i przepuściła mnie przodem. Znalazłem się w bardzo jasnym pomieszczeniu, na każdej ścianie przewijały się iluzoryczne obrazy. Wzdłuż każdej ściany ciągnęły się, w większości puste, blaty. W pokoju rozlegała się cicha muzyka elektroniczna.
Pod największym monitorem, a środku pomieszczenia, siedział Albert, zawzięcie wystukując coś na klawiaturze. Po ekranie przebiegały linijki tekstu i obrazy. Gdy chłopak zauważył nasze wejście obrócił się na fotelu i uśmiechnął wesoło.  
- Co was sprowadza do mojej małej świątyni? - zapytał szczerząc zęby.  
Shayia usiadła na jednym blacie.  
- To jest nasze centrum informacji, tego co dzieje się, na powierzchni. Znajdziesz tu wszystko od kradzieży do zamachów. Mamy dostęp do każdego monitoringu. Są tu też dane najważniejszych osób w każdym miejscu na ziemi, od polityków, przez szefów gangów, do właścicieli przedsiębiorstw. Albert bardzo upodobał sobie to miejsce i w każdej wolnej chwili tu przesiaduje - Shayia spojrzała mi w oczy. - Jeśli dobrze zgaduje chciałabyś zobaczyć wydarzenia z przed tygodnia, a potem swoich bliskich i co u nich.  
Albert spiorunował ją wzrokiem.
- Możemy ci to pokazać, ale tylko raz -powiedział poważnie. - Wszyscy musimy iść do przodu i nie cofać się do przeszłości. Jest to nasza nie pisana zasada. My już nie mamy wpływu na ich życie, a podglądanie ich nic nam nie da. Jesteśmy po prostu martwi.
- Dobra nie gadaj już tyle. Może zacznijmy od momentu kiedy go znaleźli - chłopak bez słowa wystukał coś na klawiaturze. Światło w pomieszczeniu zgasło i większość ekranów. Spojrzałemna jedyny włączony. - Zostałeś znaleziony około piątej rano przez jakąś kobietę około szóstej rano. Od razu zadzwoniła po karetkę i policję - na ekranie pojawił się obraz z monitoringu miejskiego. Obok rozjasniał drugi ekran, na którym pojawiały się informacje z prasy. - Twoi rodzice zidentyfikowali cię około dziewiątej - tym razem ekran pokazywał nagranie ze szpitala. Po policzkach mojego ojca spływały łzy, trzymał moją matkę, która krzyczała i wygrywała się. Lekarz stał obok z opuszczoną głową. - Pogrzeb odbył się trzy dni później - pojawiło się nagranie, w którym cała rodzina stała nad opuszczaną trumną. Sara stała z tyłu oparta o swoją matkę. - Tego samego wieczoru ta dziewczyna, - pojawiło się zbliżenie na Sarę - podcięła sobie żyły. Na szczęście została uratowana. Aktualnie przebywa w szpitalu i codziennie rozmawia z psychologiem. Twoi rodzice od twojego pogrzebu siedzą tylko w domu i przeżywają żałobę.  
Światła znowu się zapaliły, tak samo wszystkie ekrany. Albert wrócił do swojego zdjęcia, a Shayia patrzyła w przestrzeń.  
Nagle w pokoju pojawiła się Lucy.  
- Jest robota. Shayia masz zabrać ze sobą Matta i Alberta do asekuracji.
                                                                    
Komentujcie, udostępniajcie, piszcie do mnie i najważniejsze czytajcie bo to zajebiście motywuje!!!

ChateFranciase

opublikowała opowiadanie w kategorii science fiction, użyła 1227 słów i 6746 znaków.

Dodaj komentarz