The Crew 3

Wszedłem do malutkiej łazienki. Wziąłem szybko prysznic i poprawiłem włosy. Stojąc w samych spodniach przy umywalce zastanawiałem się czy nie pożyczyć sobie od T jakiejś koszulki bo moja jest już nieświeża.
Wróciłem do pokoju. Założyłem buty i podszedłem do komody w której są ubrania. Stała koło okna więc mimowolnie spojrzałem na zewnątrz.
Przy bramie stał Roscoe, jakiś obcy chłopak i granatowy Opel Vectra. Na jego masce siedziała nieznajoma blondynka.
-Dobra dupa - pomyślałem otwierając szufladę. Patrzyłem na nią, ona chyba mnie nie widziała.
Założyłem zwykły biały tshirt a swoją koszulkę schowałem do plecaka. Zabieram go ze sobą bo jest tam moje pudełeczko i dwa piwa których nie wypiliśmy.
Popsikałem się jakimiś perfumami Roscoe i wyszedłem na dwór. Zdaje się że tylko na mnie czekali.
Blondynka siedziała wygodnie, opalając swoje nogi. Miała na sobie jasne szorty, kusy top i krótką skórzaną kurteczkę. Nie patrzyła na mnie, właśnie odebrała telefon. Pogadała chwilę i zapytała chłopaka "jedziemy już?". Ten spojrzał na Roscoe.
- Jedziemy - powiedział Travis.
Zatrzymałem go na chwile kiedy tamci wsiadali do auta.
- Co to za laska? - zapytałem cicho.
Wiedząc o co chodź, chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Tina. Dobra ale niedostępna. Próbowałem - klepnął mnie w ramię i ruszył w stronę samochodu.
Padążyłem za nim i usadowiliśy się z tyłu. Nie dane mi było przyjrzeć się blondynce, siedziała obok kierowcy.
Radio w samochodzie było wlączone. Grała akurat piosenka Curses, Bulletów. T grał w coś na telefonie, blondynka oglądała widoki za oknem. W samochodzie nikt się nie odzywał. Nawet nie wiedziałem jak miałbym się do niej odezwać.
Szybko opuściliśmy Stratford. Jadąc obok niekończonczych się łąk, wogóle się nie odzywaliśmy. Nie tak sobie wyobrażałem tą podróż.
W radiu leciała teraz jakaś techniawka, Travis dalej siedział z łbem w telefonie a na dworze nic się nie zmieniało. Łąki oświetlone słońcem wyglądają zajebiście.
Po jakiejś godzinie jazdy, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej.
- Rozprostujcie nogi jak chcecie - powiedział nasz długowłosy kierowca i wyszedł żeby zatankować.
Przyglądałem się wybrukowanemu placowi
Na parkingu stało kilka samochodów osobowych. Słońce świeciło, żadne drzewo go nie zasłaniało. Słyszałem przejeżdżające samochody.
Dziewczyna wysiadła. Klapnięcie drzwiami sprawiło że przestałem oglądać otoczeni. Staneła tyłem do auta więc miałem doskonały widok. I niech nikt mi nie zarzuca że laski mnie nie kręcą.
- Travis, schowaj się z tymi swoimi pornosami - szturchnąłem go w bok i w końcu schował ten durny telefon.
Kumpel spojrzał przez okno i uśmiechnął sie. Laski w szortach są najlepsze.
- Pasuje jej ten szlug - powiedzieliśmy prawie jednocześnie, kiedy blondynka przechadzała się po placu wypuszczając dym z ust.
Kierowca wrócił za chwilę.
- Dopalisz w samochodzie! - krzyknął gdy już odpalił silnik. Dziewczyna idąc w stronę samochodu przykuwała uwagę swoimi nogami.
Śmialiśmy się cicho, zbliżając się coraz bardziej do Toronto. Będziemy imprezować z taką sztuką. Niby Roscoe mówił żeby sobie nie robić nadziei ale marzenia się podobno spełniają.
Chyba uciąłem sobie małą drzemkę. W pewnym momencie oczy same mi się zamknęły a cisza powróciła.
Spałem chyba krótko. Obudziła mnie przytłumiona muzyka i piski jakichś dziewczyn.
- Yo, D! Wstawaj, jesteśmy! - A, tak. I jeszcze Roscoe.
Trząsł mną i wyciągnął z samochodu. Podziękował kierowcy, ten odjechał a my zostaliśmy w towarzystwie zajebistej laski.
Staliśmy na podjeździe jakiejś wypasionej chawiry. Na wyrandzie stały oparte jakieś dziewczyny, za płotem w ogrodzie było sporo ludzi. Właściciel chyba wydał sporo kasy na tą balange.
- To impreza jakiegoś twojego kumpla? - zapytałem idąc za Travisem do środka.
- Tak, spoko gość! - Musiał krzyczeć żeby się przebić przez hałas, muzykę i wydzierających się ludzi.
Tam byl z 500 osób, jak nie więcej. Albo naprawde ma dużo hajsu albo się bawi w projekt X.
Przepchnęliśmy się do kuchni. Na wyspie stało kilka butelek z wódką i whisky, szklanki i jakieś pokrojone na kawałeczki owoce. Cytryny do drinków, pomarańcze...
- Co pijesz? - zapytał kumpel. Ja zawiesiłem się gdyż gdzieś zgubiliśmy dziewczynę.
- Gdzie Tina?
- Pewnie wyrywa jakichś mięśniaków, jej nie upilnujesz - powiedział kończąc dolewać wódkę do soku - Nawet się nie staraj!
Szukałem jej w tłumie, lecz żadna z tych wytapetowanych dup nie była nią. Zapytałem Roscoe czy jest tu piwo.
- W lodówce, ja idę na taras! - powiedział szybko i zostawił mnie samego.
Wziąłem sobie z lodówki Budweisera i otworzyłem zapalniczką. Roscoe zniknął, Tina też... można powiedzieć byłem zdany na siebie. Poza tym, jak to Travis. Zaraz zniknie ponownie na górze z jakąś przypadkową dziewczyną.
Drake leciał w głośnikach a ja wiłem się po korytarzach. Niektóre miejsca były bardziej zatłoczone, inne mniej. Nie jestem typem imprezowicza i raczej nie umiem się bawić na takich spędach.
Postanowiłem sam zorganizować sobie czas.
Wyszedłem za dom, na wyłożone płytkami patio. Obok był bar za którym jakiś gość robił drinki a w basenie niedaleko pluskały się jakieś chude lasencje. Zawiesiłem na nich oko na chwilę, zanim schowałem się koło wejścia do piwnicy.
Pijąc piwo, wydobyłem z plecaka moje pudełeczko. Otworzyłem i odstawiłem na chwilę butelkę.
Wyjąłem woreczek z zielonowatym czymś, opakowanie bletek i zabrałem się za kręcenie skręta. Oparty o drzwi wejściowe do piwnicy, pomyślałem że ta noc będzie spoko. Nawet bez Travisa czy Tiny.
Aaa, Tina mogłaby tu być. Znalazłem spokojne miejsce, idealne na dłuższą rozmowę. Możesz nazywać mnie cipa ale nie nazywam się Travis Roscoe. I sam nie wiem czy chciałbym tak marnować sobie życie. Ruchanie co drugi dzień miłości nie zastąpi.
Włożyłem skręta do ust i odpaliłem. Aromat rozniósł się wokoło, a moje ciało opuściło wszelakie czucie. Wróciło po chwili z nadmiarem i wypuszczając dym z ust, powtórzyłem w myślach ponownie " To będzie fajna noc".
Zaraz zamierzam wrócić, znaleźć Travisa, spróbować zarwać do Tiny i dobrze się bawić.
Tak właśnie zrobię.
Nagle, znikąd usłyszałem wystrzał z pistoletu. Poderwałem sie, lecz od razu zastygłem. Odgłos dochodził z wnętrza piwnicy. Nie mogłem się ruszyć, nasłuchiwałem.
Strach... rzadko go czuje. Lecz wtedy właśnie zjarał ze mną skręta jak stary kumpel.
Szybko zerwałem się na równe nogi lecz niestety obok stało moje piwo. Przewrócona butelka wydała z siebie głośny dźwięk a ja wystraszony zachaczyłem nogą o wystającą plytkę.
- Co to było? - usłyszałem krzyk, niewiele głośniejszy niż bicie mojego serca w tamtej chwili.
Drzwiami do piwnicy wybiegło trzech gości. Mało widziałem o tej porze. Nie widziałem jak wyglądali.
Moje gałki oczne chodziły, obraz się rozmazywał.
- Co jest kurwa? - widziałem jednego z nich, stanął nade mną. Pozostali, mówiąc " Do środka z nim" zaczęli ciągnąć mnie po bruku. Sparaliżowany, nawet nie krzyczałem. Całkiem odpłynąłem.
W piwnicy czułem tylko beton na plecach. Widziałem światło nad sobą. Myślałem że już mnie zajebali.
Spojrzałem w bok.... Obok mnie leżał zimny trup.
- Kurwa... - myślałem i chyba powiedziałem to na głos.
- Co jest śmieciu? - usłyszałem chrypowaty głos. Oschły. Przyjrzałem się bliżej postaci która nade mną stała.
Chłopak był młody, podobny do mnie. Miał brązowe włosy, postawione do góry. Był podobny do mnie. Lecz żadne z moich spojrzeń nie paraliżowało tak bardzo, jak jego wtedy.
- Nie wiem czy wiesz gdzie jesteś... - powiedział patrząc w moje oczy.
Bałem się go. Nie ruszałem sie, nie mówiłem...
Nachylił się nade mną.
- Ale właśnie przejechałeś autostrade do piekła - Powiedział po czym kopnął mnie w twarz.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1517 słów i 8169 znaków.

Dodaj komentarz