Naszyjnik cz.6

Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam ! Ala opuści mnie już na zawsze !!! To już koniec. Byłam na nią zła, ale w sumie sama nie wiedziałam czemu. Przecież to nie jej wina. Gdy wróciłam do domu nie mogłam sobie znaleźć miejsca i żeby w nadmiarze energii nie stłuc jednej z cennych lamp, które kiedyś należały do mamy, poszłam do mojej przyjaciółki Zuzy. Ona wiedziała o wszystkich wydarzeniach. O tym, że moja mama umarła a teraz nadal istnieje w postaci mojej koleżanki. Chociaż na początku obawiała się o moje zdrowie psychiczne, postanowiła pomóc mi w tych trudnych chwilach mojego życia. Pierwszy dzwonek do drzwi - cisza. Drugi dzwonek - cisza. Miałam już odchodzić, gdy drzwi otworzyła mama Zuzy - pani Julia. Widziałam po niej, że coś się stało. Była nieuczesana i miała czerwone od płaczu, podkrążone oczy. Szybkim ruchem ręki przywołała mnie do siebie i próbowała się lekko uśmiechnąć, lecz najwyraźniej jej to nie wyszło, bo z trudem powstrzymywała napływające łzy.  
- Dzień dobry. Co się stało ?
- Dzień dobry. Chociaż nie wiem czy taki dobry.- powiedziała pani Julia.  
Obawiając się, że niczego się nie dowiem, postanowiłam zająć się trochę mamą Zuzy. Cokolwiek się stało Zuza byłaby mi pewnie wdzięczna. Weszłam za panią Julią do ich salonu. Powiedziałam jej żeby spróbowała się położyć.Następnie w pokoju znalazłam środek na uspokojenie. Mama Zuzy pracowała w biurze i często narażona była na stres. Poczekałam aż pani Julia będzie w stanie rozmawiać i usiadłam na białej kanapie z fioletowymi poduszkami, idealnie dopasowanej do reszty wnętrza.
- Powie mi pani co się stało ? Nie chciałabym być natrętna, lecz, jednak chce wiedzieć co doprowadziło panią do takiego stanu.  
- Ach, no tak ! Oczywiście jestem ci winna wyjaśnień. Przede wszystkim bardzo dziękuję ci za pomoc. To straszne...Zuzia jest w szpitalu. Ona bardzo to wszystko przeżywa, zresztą tak jak my wszyscy.  
Co ?! Jak to mogło się stać. Chyba nie chciałam tego słyszeć. Teraz, jednak nic mi nie da do gadanie, ani histeryczny płacz, który zdołałam w miarę opanować. Miałam zająć się panią Julią, a nie sama tonąć w łzach.  
- Ale...jak to się stało - zdołałam wydusić.
- Zuzia miała wypadek. Przechodziła przez jezdnię. Nie było widać żadnego samochodu. Była już prawie na drugim końcu drogi, gdy nagle wpadł prosto na nią pijany kierowca. Jechał samochodem praktycznie po całej jezdni. Nie mogła przed nim uciec. Na drodze nie było wtedy nikogo oprócz niej, ale na szczęście ludzie, którzy wychodzili ze sklepów, albo po prostu przechodzili tamtędy, szybko ją zauważyli, znieśli na pobocze i zadzwonili po pogotowie. Podobno była nieprzytomna. Uderzyła głową w ziemię, lecz podobno nie było to nic poważnego, ponieważ upadła na część, na której rośnie trawa. Najbardziej ucierpiały nogi. Prawdopodobnie obie są złamane w kilku miejscach. Nie wiadomo czy nie jest to coś jeszcze gorszego.  
Nie chciała już słyszeć więcej. Pożegnałam się najszybciej jak się dało i pobiegłam do domu.  

***
    Wiem, że może to zachowanie nie było stosowne do sytuacji. Powinnam raczej tam zostać i jakoś pocieszyć panią Julię. Kiedy wróciłam do domu nie byłam w stanie nic robić. Po prostu usiadłam w pokoju i gapiłam się w ścianę. Tak, jasne. Powiecie, że w ogóle mnie nie interesuje wypadek i Zuza, że to moja najlepsza przyjaciółka i powinnam coś zrobić. Przecież wiadomo, że nie mam tego gdzieś !!! Widocznie zapas łez wyczerpał się już na inne sprawy. A zresztą co by to dało ? Czy jak usiądę i będę tak beznadziejnie beczeć to nogi Zuzy się zrosną ?! Zobaczyć się z nią. Na razie jest jeszcze na to za wcześnie. Zuza jest zdruzgotana psychicznie. Jeśli nie widziała się jeszcze ze swoją mamą to na pewno nie można jej jeszcze odwiedzać. Byłam wściekła. Na wszystko. Na życie. Czemu musi być takie głupie. Wiadomo, że prostą drogą iść nie będziemy. Będą nierówności, ale żeby tak co parę metrów pod górkę to już jest paranoja. I jak tu sobie dać radę. Jakby jeszcze było tego mało przyszedł esemes od Ali. Żeby to jeszcze jakiś zwykły esemes. Spojrzałam na mój telefon. Co prawda miał dużo funkcji, ale żeby świecił na niebiesko tak jak tym razem, nigdy jeszcze nie widziałam. Wzięłam go do ręki i szybko przeczytałam wiadomość obawiając się, że jestem przemęczona i mam już zwidy. Treść była krótka.
D a m y  s o b i e  r a z e m  r a d e ! :-) A l a.
Skąd ona wiedziała o tym wszystkim ? Nie, nie, nie. Mój mózg miał już tego wszystkiego dość. Zmęczona, momentalnie usnęłam, jakoś podniesiona na duchu tą krótką wiadomością. Spałam, a w myślach zamiast całej masy zmartwień, miałam to dziwne, uspokajające, niebieskie światełko, które rozbłysło tak samo jak naszyjnik i mój telefon przed chwilą.

kremowyszalik10

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 950 słów i 4997 znaków.

1 komentarz

 
  • LittleScarlet

    No spoko spoko. Trochę chaotycznie, ale nie jest źle i, co najważniejsze,  widać, że masz pomysł na to opowiadanie. Mnie się podoba!  :smile:

    8 lip 2014