Mistrz Areny. 8 - koniec.

Doczłapaliśmy do obozowiska. Beris i Lock zatargali cielsko gryfa razem z nami, a potem zabrali się do wycinania skóry, pazurów i kłów. Mnie znów związali. Suchość w gardle nie dawała mi spokoju. Lock w końcu poluźnił więzy i podrzucił mi garść owoców i trochę wody. Dziwne był to, że się nie odzywał. Bardziej nurtowało mnie natomiast, co oni zamierzają ze mną zrobić.

-Beris. - rzekł Dorn.
-Czego? Jestem zajęty. - odpowiedział Beris, klnąc pod nosem, gdy przeciął się nożem myśliwskim podczas oskórowywania zwierzęcia.  
-A teraz po co nam on? Nie jest już nam potrzebny. - Dorn wzruszył ramionami. Zdałem sobie sprawę, że on nie jest zbyt bystry.
-Zamierzasz poprzestać na tym gryfie? Bo ja nie. Przyda się jako przynęta.

Dorn pokiwał głową. Wyszczerzył zęby drapieżnie w moją stronę. Przełknąłem głośno ślinę. Ostatnim razem udało mi się zapanować nad mocą, ale nie wiem czy dam radę po raz kolejny. Kto wie co się wtedy stać? Chociaż jeśli tego nie zrobię, prędzej czy później zginę. Ra, kozie śmierć - pomyślałem i sięgnąłem do swojego wnętrza. Wyczułem ogromną moc w środku. Po raz kolejny zauważyłem kulę, tym razem większą. Sięgnąłem do niej i gwałtownie otworzyłem oczy. Wrzasnąłem, bo ogromna moc nagle zaczęła wypływać ze mnie niczym rwący potok. Więzy nagle zsunęły się ze mnie. Niebo stało się dziwnie czerwone. Nagle zdałem sobie sprawę czemu. Z nieba zaczął spadać deszcz ognia i meteorytów. Wszystko wybuchało. Piękny krajobraz u dołu, nagle stał się zniszczonym, płonącym lasem. Wodospad nagle przyśpieszył pędu, a woda zaczęła zalewać cały. Widziałem trzech myśliwych, lecz nagle kawałek góry urwał się i trójka ludzi wraz z chatą spadli w dół. Skrzywiłem się i zacząłem biec. Po moich bokach zauważyłem jak wszystko płonie. Nie mogłem opanować mocy. Kiedy przebiegałem obok góry lub budynku, walił się. Nagle spostrzegłem wielkie mury miasta. Stonehelm. Wiedziałem gdzie byłem. W mieście na końcu głównej ulicy stała świątynia Samuela, boga równowagi i ładu, a także patrona bohaterów i wojowników. Legenda była taka, że za świątynia znajdowała się otchłań w którego wrzucano każdego bohatera po śmierci. Biegłem w stronę murów. Kiedy biegłem wśród ludzi, widziałem jak oni odlatywali na bok, odrzucani tą dziwną, niszczycielską mocą. Gdy minąłem bramę, usłyszałem potworny trzask i uderzenie. Północne mury miasta zawaliły się. A ja biegłem dalej. Wszystkie budynki płonęły i waliły się. Zapanował chaos. Wbiegłem po schodach świątyni. Wielki posąg Samuela runął na bok, uderzając z hukiem o inny budynek. Przekroczyłem drzwi świątyni. Kapłani i pielgrzymi odlatywali na bok, wprost na ściany. Budynek walił się na moich oczach. Podbiegłem do ogromnych wrót, które za pomocą mojej niszczycielskiej mocy zawaliły się. Przekroczyłem drzwi i zauważyłem ogromną dziurę w podłodze z której wydobywało się światło. Z wrzaskiem wskoczyłem do Otchłani i nagle wszystko się skończyło. Moc zniknęła, a ja unosiłem się w przestrzeni.

-Gratulacje, Alderze. Wybrałeś właściwą decyzje. Oszczędziłeś życie milionom istnień. - rozległ się głos zewsząd.
-Jak to? Zrujnowałem krajobraz i dwa miasta...
-Mniejsze zło, Alderze. Cesarz był głupi. Zabójstwo ciebie tylko uwolniłoby moc, która bez przeszkód zrujnowała by cały wszechświat.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia i wykrztusiłem.

-Czyli wszystko skończone?
-Tak. Teraz spełnię Twoją prośbę.

Prośbę? Nagle przede mną pojawiły się wielkie wrota. Wrota do Dzikich Pól. Bez przeszkód przekroczyłem bramę.
Po raz pierwszy od długich miesięcy byłem szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy.


*****************************************************************************************************
Trochę krótko, ale wszystkie moje pomysły dotyczące tej serii wyczerpały się. xD

ziomek

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 718 słów i 4021 znaków.

2 komentarze

 
  • ziomek

    No, tak wyszło. Nie mam już na tą serię. :D Na dniach powstanie, mam nadzieje, coś nowego.

    12 lip 2014

  • Gabi14

    JAK TO KONIEC?!!!! Nieeeeeeee!!!!

    12 lip 2014