Liga Odkrywców Część 4: Fragment

Witam. Czy mógłbym prosić o ocenę czy kontynuować opowieść?  
Miłej lektury


Reno zapinając ostatni guzik swojej kamizelki postanowił, że pozwiedza kwaterę Ligi. Mimo że był tam dopiero dzień nie chciał wzywać żadnego przewodnika. Otworzył drzwi swojego pokoju specjalną kartą, którą uzyskał w recepcji i ruszył przed siebie. Szedł korytarzem obserwując dekoracje. Pełno było wszelkiej maści obrazów i ręcznie robionych marmurowych stojaków na wszelakiej maści wazy. Takie dekoracje cieszyły jego oko, bo z każdego malunku mógł wyczytać jakąś historię. Jak zdążył zanotować w większości przypadków były tematyki mitologicznej. Nie ograniczały się do jednego kraju, więc mógł zobaczyć obraz minotaura obok leszego. Najbardziej zadziwiające dla niego było to, że żaden się nie powtórzył. Sama myśl na temat wydatków na sztukę by tylko udekorować całą kwaterę przyprawiała o ból głowy. Idąc w swoim kierunku spotkał jednego z pracowników, który szedł z jakąś książką owiniętą folią, której strzegł łańcuch z kłódką. Jak się okazało praktykant ze szczerym uśmiechem odezwał się do Reno:  
-Dzień dobry Panie Jackson
-No hej… znamy się?  
-Nie mieliśmy okazji, jestem Talbot pracuję tutaj, co prawda na stażu, ale zawsze coś.  
-Dlaczego ta książka jest na zamek?  
-Ona jest z biblioteki standardowe procedury.  
-Z biblioteki? Gdzie ona jest?  
-Akurat do niej idę, więc mogę zaprowadzić.
-Prowadź, więc  
Mimo pierwotnego planu Reno zmienił kierunek i jeszcze raz miał okazję zobaczyć poprzednio widziane dekoracje. Na końcu korytarza znajdowało się rozwidlenie dróg. Talbot znał drogę i skręcił w prawo a on tylko podążał za nim. Rozmawiali o rzeczach przyziemnych. Okazało się, że kibicują różnymi drużynami baseballowymi, które rywalizują ze sobą. Jednak to nie zniechęciło rozmówców i mieli pretekst, aby wymienić powody, dlaczego akurat ich drużyna jest lepsza. Znaleźli się w części centralnej budynku i po raz kolejny Reno mógł obejrzeć szkielet tyranozaura, który zginął przez przypadek potrącony przez ruch drogowy. W jego oczach śmierć tyranozaura pod ciężarówką wydawała się równie komiczna jak i idiotyczna zwłaszcza, że taki gad mógł troszkę ważyć za życia. Recepcjonistka przywitała odkrywcę i współpracownika, po czym wróciła do swoich zajęć. Jackson jeszcze raz przerwał zajęcie miłej pani i z szerokim nonszalanckim uśmiechem zapytał się jej:  
-Przepraszam mam pytanie.
-Tak, o co chodzi?  
-Widziała Pani kogoś z mojej sekcji?  
-O ile się nie mylę Edward poszedł na stołówkę a reszty niestety nie widziałam.  
-Dobrze dziękuję.  
Kontynuowali swoją podróż. Kiedy ich oczom ukazały się wielkie drzwi wykonane z litego drewna prawdopodobnie dębu. Wrota szczyciły się bogatymi rzeźbieniami w różne wzory w większości przedstawiające faunę. Klamki świeciły się tak jakby były wykonane ze złota. Widoczna była biała tabliczka, która o dziwno nie psuła kompozycji reszty struktury a ładnie informowała o miejscu, do którego zamierza się wejść. Talbot otworzył drzwi i wszedł przez nie zapraszając Reno do środka. Jego oczom ukazała się wielka biblioteka, która wydawała się większa niż sam budynek. Było tam mnóstwo regałów na książki, które były zapchane owymi po same brzegi. To wszystko tworzyło atmosferę prawdziwego labiryntu z ksiąg. W niektórych miejscach były ustawione stoły, przy których były krzesła, aby pogrążyć się w lekturze. Miejsce to oświetlał jeden gigantyczny szklany żyrandol, który jakimś cudem był bardziej wydajny niż niektóre reflektory przemysłowe. Światło, jakie rzucał było ciepłe i tworzyło czystko kominkową aurę. Podłoga była z litego drewna ułożonego w różne mozaiki. Między alejkami z książkami były piedestały, w których leżały pojedyncze księgi, które były otoczone szklanymi kopułami. Podziwiał ten widok do momentu, w którym przyszedł kustosz. Był to mężczyzna w już dość sędziwym wieku ubrany w dość drogi garnitur z muszką. Jego twarz sprawiała wrażenie profesjonalizmu zachowując pozytywny wyraz twarzy. Siwe włosy były zaczesane do tyłu. Wyszedł on zza swojego biurka, na którym leżało kilka ksiąg, które były oświetlane przez lampkę. Z laptopa wydobywała się muzyka, co świadczyło o zapale i emocjach, jakie towarzyszyły w jego pracy. Przejął on książkę i przeczytał okładkę. Po chwili podszedł do biurka nacisnął coś na klawiaturze. Po tej akcji niedaleko Reno i Talbota otworzyła się podłoga i ukazała się kolejna kolumna oczekująca książki. Bibliotekarz podszedł pod to miejsce wtórowali mu goście. Położył ją na wyznaczonym miejscu i kiedy miał odpinać zamek spostrzegł, że oni są tuż za nim. Popatrzył przez chwilę i powiedział:  
-Nie radzę tak blisko podchodzić.  
-Dlaczego?  
-To Ammonomicon ucieleśnienie duszy broni palnej.  
Nie wiedzieli, co to znaczy, więc byli niechętni żeby odejść. Kustosz popatrzył się na nich przez chwilę i wzruszył ramionami, po czym otworzył zamek. Przeraźliwie głośny dźwięk przypominający odgłos przekręcanego bębenka rewolweru wydobył się z księgi. Po chwili książka zaczęła się trząść aż otworzyła się na stronie poświęconej strzelbom. Z kartki wyleciały snopki światła przypominające śrut. Przeleciały obok podziwiających widowisko trafiając w regał robiąc w nim dziurki. Bibliotekarz rzucił krótkie ‘’Kryć się, bo was zastrzeli!’’ i rzucili się do ucieczki. Reno wtargał się pod stół, Talbot za regałem a bibliotekarz za swoim biurkiem. Książka w dalszym ciągu strzelała we wszystkie strony jak opętana. Po dłuższej chwili i kilku salwach przestała. Nie ruszała się, przez co kustosz wstał i zaczął klikać przyciski na klawiaturze próbując opuścić wieko oddzielające książkę od reszty światła. Jednak Ammonomicon nie chciał dać za wygraną i przewertował się na stronie poświęconej karabinowi maszynowemu mg-44. Reno widząc to tylko przełknął ślinę. Silna salwa pocisków wydobywająca się z książki przecięła jego osłonę na pół. Widząc to odturlał się w bok i ruszył między alejki. Pociski latały milimetry od niego. Jeden nawet przeleciał tak blisko ucha, że mógł go odczuć przez falę dźwiękową. Już był gotowy na najgorsze, kiedy nastała cisza. Kopuła się zamknęła niwelując moc księgi. Ostatni raz przerzuciła stronę, po czym zamknęła się ukazując grawerowany podpis i ładnie zilustrowany nabój. Po tym wszystkim kustosz z wyrazem wyższości podszedł pod dochodzących do siebie gości i powiedział:  
-Mówiłem przecież takie księgi są niebezpieczne.  
-To jest ich więcej?  
-No a czego Pan Reno oczekuje w bibliotece? Każda w kopule jest paranormalna. Ammonomicon, Necronomicon i tak dalej.  
-A te na półkach?  
-To akurat są zwykłe książki. Wszystkie, jakie można zamarzyć, ba nawet w jednym dziale pojawiają się te, które będą dopiero napisane.  
-Nietypowa ta biblioteka.  
-Czego Pan oczekiwał w kwaterze Ligi Odkrywców? Jeżeli to już Pana dziwi to proszę się przejść po reszcie kompleksu. Na śmierć bym zapomniał. Jestem Gilbert bibliotekarz.  
-Miło Pana poznać.  
Po tych słowach uścisnęli sobie ręce. Gilbert podszedł pod komputer i wpisał dane książki do komputera. Zauważył pracownika stojącego przy spisie bestiariuszy. Widząc to spojrzał na kartkę obok i powiedział do niego:  
-Talbot skoro tu już jesteś. Sekcja Trójząb właśnie wróciła z wyprawy. Powiedzieli, że mogą mieć coś do mnie. Skocz tam i zobacz, o co chodziło.  
-Się robi proszę Pana.  
Talbot wyszedł meldując przez słuchawkę współpracownikom. Jackson pożegnał się i wyszedł z chęcią dalszej eksploracji. Idąc do holu spotkał Elisę, która szła niosąc książkę. Zdziwiony zapytał:  
-Gdzie idziesz?  
-Do biblioteki.  
-Jak to już znasz to miejsce?  
-Od rana miałam trochę czasu by przejść się po okolicy.  
-Od rana? Która właściwie jest?  
-13:20 Właśnie wybiła.
-Cholera zaspałem.  
-To taaakie nieprawdopodobne.  
-Wiesz może gdzie jest reszta?  
-Edward dalej na stołówce a Alfred chyba przechodzi się po dworze.  
-Dzięki wielkie.  
Odeszli w swoją stronę. Po raz trzeci dzisiejszego dnia znalazł się w hubie. Jedyną różnicą było to, że tym razem brakowało szkieletu dinozaura. Myślał, że wzięli go na rutynowe czyszczenie lub konserwację, bo mało, kto mógł się pochwalić kompletnym szkieletem dinozaura. Recepcjonistki nie było, co dodawało dziwności sytuacji, ale po dłuższym namyśle nikt nie mógł wiecznie pracować a następna zmiana wjedzie za kilka minut. Sam miał ochotę podejść do stołówki, bo był już całkiem głodny zwłaszcza, że spał dobre czternaście godzin. Obierając odpowiedni kierunek poczuł jak ziemia zaczyna drżeć pod jego nogami. Myślał, że to nic wielkiego, kiedy z tego letargu wyrwał go biegnący sprintem pracownik w czapce z daszkiem. Przebiegając obok odkrywcy rzucił w jego stronę kulisty przedmiot. Po sekundzie zniknął za drzwiami spoglądając z uśmiechem na Jacksona. Nie wiedział, co to znaczy, ale dowiedział się szybciej niż myślał. Dinozaur a właściwie jego szkielet wszedł do hub’u i zaryczał głośno. Reno spojrzał na przedmiot w swoich rękach. Zobaczył, że to jest dość spora czerwona piłka. Tego było za dużo. Nie mógł połączyć wątków w obliczu, których musiał stanąć. Zamiast odrzucić piłkę udał się z nią do ucieczki. Tyranozaur widząc to zaczął go gonić. Nie minęła chwila, kiedy go dopadł i potężnymi zębami złapał go za nogę. Pociągnął Jacksona w górę i zaczął majtać w powietrzu. Odkrywca krzyczał obawiając się o własne życie. Będąc w powietrzu przypomniał sobie wszystkie chwile spędzone w życiu. Najmilej wspominał moment dołączenia do Ligi i pierwszej wyprawy. Nie chciał żeby pierwsza wyprawa okazała się jego ostatnią. Właściwie jak już chciał ginąć to chciał to zrobić w terenie a nie na terenie placówki jego pracy. T-rex odrzucił go przed siebie. W tym momencie on znowu podjął próbę ucieczki kurczowo trzymając się piłki. Historia się powtórzyła, ale zamiast wyrzucania go w powietrze zaczął ciągnąć go po ziemi. Nie przerywając swojego krzyku zauważył, że obserwują go inni ludzie. Byli to pracownicy i prawdopodobnie niektórzy odkrywcy z innych sekcji. Wszyscy śmieli się serdecznie widząc ten spektakl obserwując bezradnego Jacksona, którym dinozaur zamiata podłogę. Chcąc ukrócić cierpień Reno jeden z członków sąsiedniej sekcji krzyknął do niego:  
-Odrzuć piłkę!  
Zaufał tej radzie i cisnął ją przed siebie. Dinozaur widząc to udał się w jej kierunku. Gonił ją jeszcze przez chwilę, kiedy się turlała i zaczął się nią bawić. Reno wstał otrzepując się i miał już zadać pytanie, ale wparował Edward trzymając swój sztucer. Wycelował już w potwora i miał strzelać, kiedy dwójka pracowników pociągnęła go w dół uniemożliwiając strzał. Zdenerwowany zaczął swoją okazywać swoje zdenerwowanie:  
-Co wy robita? Nie widzicie zwierza? Wiecie, jakie to trofeum?  
Jeden z pracowników śmiejąc się głośno wyjaśnił wszystko jednym zdaniem:  
-Ale on jest tresowany
Reno i Edward wpadli w identyczne zdziwienie. Z perspektywy czasu chcieli widzieć swoje miny. Członek sekcji Harpun klepnął Reno w ramię i zaczął opowiadać:  
-To nie jest zwykły szkielet. Kiedy ci z Ekskalibura przynosili jedną z ksiąg przypadkowo go przywrócili do życia. Ale spokojnie on jest jak szczeniak. Z wyjątkiem tego, że trzeba go wyprowadzać raz na trzy tygodnie dla rozprostowania kości.  
Większość zgromadzonych zaśmiała się.  
-No i wypadła wasza kolej na opiekę nad nim, więc postanowiliśmy wam zrobić niespodziankę.  
-Bardzo śmieszne naprawdę. (Zawtórowali równo Edward i Jackson)  
-Przepraszamy za kłopoty, ale przyznasz, że śmiesznie było?  
-Fakt to było całkiem zabawne. Ale co teraz on tak cały czas będzie chodził?  
-Nie zaraz go uspokoimy.  
Odkrywca wskazał kamieniem trzymanym w ręce na dinozaura. Ten widząc kamień zamarł w miejscu przestając się ruszać. Szef specjalnej ekipy widząc, że Rex się nie rusza zalecił odstawienie go na miejsce swoim podwładnym. Edward, który został poinstruowany obiecał, że nie będzie zabijał szkieletu dinozaura i wymieniając kilka zdań na temat zaszczytu przebywania w kwaterze Ligi Odkrywców stwierdzili, że to jest najlepsze miejsce, w jakim mogli się znaleźć. Jednak Jackson miał dość. Skierował się w stronę stołówki mając nadzieję, że znajdzie tam stek








                                                                                      CDN.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 2205 słów i 12848 znaków.

Dodaj komentarz