Zaufaj mi Caterina. Rozdział 21

Jacht zmieniał powoli położenie względem słońca i jego jasne promienie wdarły się przez okna do kabiny sypialnej na dziobie. Padły na twarz śpiącej Katarzyny, oświetlając lekko opaloną cerę i złociste włosy rozrzucone na poduszce. Zamruczała sennie, kiedy światło dosięgło powiek. Sen ustępował powoli i łagodnie. Przeciągnęła się leniwie i odetchnęła głęboko. Mięśnie miała rozkosznie obolałe po spędzonej z Fabiem nocy. Gdzieś z boku słyszała jego miarowy spokojny oddech. Przekręciła głowę i dotknęła brodą ramienia. Poczuła na sobie jego zapach i przypomniała sobie, jak po kolacji poszli się przejść skąpo oświetloną alejką. Było pusto i zaczęli się całować, stojąc pod drzewem. Oparła się o nie, a on uniósł jej ręce przytrzymując nadgarstki. Mogła się uwolnić w każdej chwili, a mimo to myśl, że jest zależna od jego woli podnieciła ją bardziej, niż miała ochotę przyznać. Prawie poczuła na szyi jego oddech i delikatne szczypanie wargami, kiedy o tym pomyślała. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek tak bardzo pożądała jakiegoś mężczyzny. – Zabierz mnie na jacht, do sypialni – wyszeptała, mając nadzieję, że nie zabrzmi to jak błaganie. Spojrzał na nią, ale miała wrażenie, że nie dotarło do niego, o co prosi – zabierz mnie na jacht – powtórzyła – chcę się kochać – było jej obojętne, jak to odbierze. Pragnęła go bardziej, niż mógł sobie wyobrazić…
     Fabio westchnął przez sen i poruszył się, przenosząc rękę za głowę. Spojrzała na jego profil. Śpiący wydawał się młodszy, choć generalnie nie demonstrował swoich czterdziestu lat. Już wcześniej doszła do takiego wniosku. Przyjrzała mu się dobrze przez te kilka dni i miała wrażenie, że znała już na pamięć każdy detal jego twarzy. Podobał jej się, nie mogła zaprzeczyć. Na domiar złego podobał jej się jego charakter, sposób bycia, styl ubierania, po prostu wszystko, co robił, czy mówił, odpowiadało jej bez zastrzeżeń. No, może z wyjątkiem tych wpadek z zakupami i w Wenecji, ale zdawała sobie sprawę, że w ciągu ostatnich lat obracał się w towarzystwie kobiet o innym podejściu do mężczyzn, niż jej własne. Im więcej o tym myślała, tym mocniej bolała nad zbliżającym się rozstaniem. Nie miała złudzeń, co do intencji Fabia. Było mu z nią dobrze, ale podobnie jak ona, nie planował ich wspólnej przyszłości, choć pewnie z innych przyczyn niż ona. Mogli się spotykać jeszcze jakiś miesiąc czy dwa, a co potem? Nie widziała siebie w roli emigrantki, liżącej rany po rozstaniu. Co do tego, że Fabio jest niestały, miała niestety pewność po przeczytaniu listy jego podbojów. Mogła wprawdzie poprosić o miesięczny staż u Vieri’ego, ale to by pewnie potrwało i raczej mało prawdopodobne, żeby Fabio był wtedy sam. Bierz, ile możesz, powiedziała sobie w duchu, a potem jakoś uśmierzysz ból. Może uda się zdobyć jakieś informacje dotyczące Roberta? Miałaby wtedy coś, czemu mogłaby się poświecić po powrocie, choć mówiąc prawdę, coraz mniej wierzyła w powodzenie tego przedsięwzięcia.
- Buongiorno – ciepły, lekko ochrypnięty głos wyrwał ją z zadumy – Come Ti senti? (Jak się czujesz?)
     Ciepła dłoń spoczęła na jej ramieniu i przesunęła się pod obojczykiem, sięgając do piersi. Jakby walec po mnie przejechał, pomyślała, ale nie miała pojęcia, jak to przetłumaczyć. – Qualcosa non va? (Coś nie tak?) – Fabio gwałtownie uniósł się na łokciu, przypatrując jej się z niepokojem.
- No – zawsze, kiedy brakowało jej słów, czuła się nieswojo – volevo dire qualcosa "spiritoso” invece di solito "bene”, ma non lo so come (chciałam powiedzieć coś zabawnego, zamiast zwykłego "dobrze”, ale nie wiem jak) – poczuła, że się czerwieni.
- Ti aiuto con piacere (pomogę Ci z przyjemnością) – powiedział nieco spokojniejszym tonem. Nie sądziła, że aż tak się przejmie jej odczuciami. Spędzili naprawdę miły wieczór, a noc była po prostu niesamowita. – Quale parola non sai? (Jakiego słowa nie znasz?) – spytał – Andiamo! Giochiamo di associazioni (Daj spokój! Zagrajmy w skojarzenia) – dodał, widząc jej wahanie.
- Maszyna, która pracuje na drodze. – powiedziała powoli po włosku - Coś, co "prasuje” asfalt – dodała po chwili zastanowienia. To głupie, pomyślała.
- Rullo stradale! (walec drogowy!) – szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Fabia w miejsce niedawnej niepewności.
- Mi sento, come dopo incontro con rullo stradale (Czuję się, jak po spotkaniu z walcem drogowym) – z pewną trudnością wygłosiła całe zdanie, starając się zachować kamienną twarz, ale udało jej się to tylko przez chwilę. Widząc jego minę, po prostu nie mogła się nie roześmiać.
- Ti adoro! (Uwielbiam Cię!) – objął ją mocno. Nie miał kompleksów, jeśli chodziło o kontakty z kobietami, ale to co powiedziała sprawiło, że poczuł się wyjątkowo dumny. Może było to spowodowane tym, że tego rodzaju komplementy nie przychodziły jej łatwo, a może czymś innym? Wciąż go fascynowała, a może powinien powiedzieć, że coraz bardziej? Poprzedniego wieczoru dowiedział się czegoś, czego się nie spodziewał. Znali się zbyt krótko, by mógł odkryć, co ją najbardziej kręciło, ale niespodziewanie sama podsunęła mu stosowną wiedzę. Postanowił sprawdzić, czy dobrze odczytał znaki. Przekręcił się na brzuch, przygważdżając Caterinę do materaca. Jego kolano wcisnęło się między gładkie i ciepłe uda. – Sei mia (Jesteś moja) – wychrypiał i ujął jej nadgarstki, rozciągając ją pod sobą. Złamał jej słaby opór i po chwili usłyszał przeciągły jęk rozkoszy. Wypchnęła biodra, ocierając się o jego biodro, a potem znów spróbowała mu się wywinąć. O tak, nie chciała dominować, ale też nie poddawała się bezwolnie. - Ti adoro! – powtórzył, zaglądając jej w oczy. Patrzyła na niego jakby z niedowierzaniem, że znów jej zapragnął.  
- Fabio – jęknęła – co Ty wyprawiasz? - Jak to możliwe, że tak na nią działał? Stanowczo zbyt szybko odkrywał jej sekrety.  
- W łóżku nie ma demokracji – odpowiedział i bezczelnie chwycił zębami jej dolną wargę.
     Siłowali się ze sobą chichocząc i dysząc na przemian. Tarzali się w pomiętej pościeli, nie zważając na to, że kilka razy byli bliscy upadku na podłogę z prawie półmetrowej wysokości łóżka. Byli tak zaabsorbowani sobą, że dopiero po dłuższej chwili dotarł do nich dźwięk telefonu. – O Boże! – jęknęła Katarzyna – to Karola. Muszę odebrać – szarpnęła się, ale Fabio trzymał ją mocno – puść mnie, wariacie! – krzyknęła ze śmiechem, wyrywając się i szamocząc. Telefon umilkł, a po chwili odezwał się sygnał sms-a.  
- Dlaczego ciągle muszę się Tobą z kimś dzielić? – Fabio pociągnął Katarzynę na siebie, tak, że jej twarz znalazła się nad jego szyją. Spojrzała w przód i ujrzała dwoje wpatrzonych w nią orzechowych oczu.  
     Dlatego, żebyś ciągle miał niedosyt, pomyślała – Nie dzielisz się – powiedziała głośno – tylko pozwalasz mi utrzymywać kontakt z przyjaciółką. - Czuła napierającą na podbrzusze twardość i zdała sobie sprawę, że jeśli naprawdę chce porozmawiać z Karolą, musi się ruszyć natychmiast. – To może być coś ważnego – powiedziała miękko, ocierając się policzkiem o kąt jego żuchwy. Drapał przyjemnie świeżym zarostem. – Nie gól się – poprosiła, zmieniając temat.
     Fabio puścił ręce Cateriny i położył dłonie na jej plecach i pupie, przyciskając ją mocniej do wzbierającego wzwodu. Tak bardzo jej pragnął. Nie chodziło nawet o seks. Wystarczyłoby mu, żeby leżała na nim, albo siedziała obok. Chciał mieć pewność, że może jej dotknąć w każdym momencie, gdy tego zapragnie – Pocałuj mnie – powiedział przymykając oczy – potem Cię puszczę…
     Myślał, że muśnie jego wargi i wstanie, ale ona podeszła do sprawy poważnie. Oparła się na łokciach po obu stronach jego szyi i ułożyła się wygodnie, siadając na nim okrakiem. Poczuł na podbrzuszu jej wilgoć i ślina napłynęła mu do ust. Liznęła delikatnie jego wargi, rozchylając je, potem jeszcze raz i jeszcze, za każdym razem mocniej i głębiej. Wreszcie poczuł jej język sunący po jego podniebieniu. Jej delikatne palce przeczesały mu włosy i unieruchomiły głowę, odchylając ją lekko. Wzięła głęboki wdech i zatopiła się w nim, pochłaniała go, ssała i kąsała, aż brakło jej tchu. Nie przerwała jednak pocałunku. Wycofała się nieco, przytrzymując jego język zębami i nabrała powietrza, jemu także pozwalając na chwilę wytchnienia. Potem stopili się w jedną całość. Nie wiedział już, czy ona całuje jego, czy on ją. Zmysły go zawodziły, kiedy wpijali się w siebie, napierając językami i ssąc z całej siły. Czuł, jakby tym pocałunkiem brała go w posiadanie, ale on także ją posiadał. Z jego gardła dobył się głuchy pomruk. Bezwiednie wbił palce w jej pośladki… Był bliski omdlenia, gdy oderwała się od niego, ciężko dysząc.  
Katarzyna wyprostowała się i poczuła na pośladkach długi twardy kształt. Zapragnęła poczuć go w sobie. Sięgnęła dłonią do tyłu i przesunęła opuszkami po delikatnej aksamitnej skórze. Boże, poczuć go bez żadnej bariery, usiąść tak na nim, choć jeden raz… Przełknęła ślinę i zamknęła oczy, walcząc z pożądaniem. Zaczęła drżeć na całym ciele. Fabio natychmiast zareagował, przygarniając ją do siebie. – Vieni… (chodź) – wychrypiał.
Gdyby nie odgłos sms-a, który dobiegł ich uszu, pewnie nie dałaby rady się powstrzymać i nie opuściliby łóżka przez następne pół godziny. Przytuliła się do Fabia mocno, przywarła do niego, jakby chciała się ogrzać jego ciepłem, a po chwili odsunęła się powoli – Muszę wstać – westchnęła i usiadła obok niego. Spojrzała na pionowy "maszt” wznoszący się nad jego ciałem i uśmiech rozjaśnił jej twarz.  
- Allora? (A więc?) – Fabio wsparł się na łokciach i podążył wzrokiem za jej spojrzeniem. On również miał na twarzy uśmiech, mimo, że z jego punktu widzenia, sytuacja była jakby mniej zabawna.
     Katarzyna szybko sięgnęła po swój telefon.  
Karola: "To nic pilnego, ale zadzwoń jak będziesz mogła. PS. Przepraszam, jeśli wam przerwałam . Karola”
- Też Cię kocham! – zaśmiała się Katarzyna
- Co to znaczy? – Fabio zmrużył oczy – "tesz czie koam” – spróbował powtórzyć nieudolnie słowa Katarzyny
- Anch'io ti voglio bene – przetłumaczyła Katarzyna, unosząc głowę.  
- Jak wy możecie tak mówić o miłości? – spytał, wydymając usta. - Wasz język jest pełen "sz” i "cz”. Tego się nie da wymówić. – starał się odegnać od siebie myśli o różnych sposobach pozbycia się wzwodu. Niestety we wszystkich widział Caterinę, a to nie pomagało…
- O, zapewniam Cię, że potrafimy… – spojrzała na niego spod rzęs, takim wzrokiem, że cały jego wysiłek poszedł na marne. Wstał niechętnie i ruszył w kierunku łazienki. Swoją drogą, pomyślał, nie jest źle, skoro reaguję, jakbym miał 20 lat. Uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem.
     Katarzyna uspokoiła oddech na tyle, że mogła rozmawiać, nie narażając się na docinki przyjaciółki. – Karola? Przepraszam, byłam pod prysznicem – zaczęła.
- Chyba wreszcie dobrze się bawisz – Karolina miała wesoły głos. Nie mogła dzwonić z niczym złym, więc Katarzyna odetchnęła z ulgą. – Jak tam Twój przystojny Włoch?
- Świetnie. Uczy się polskiego – zakpiła – Żartowałam, to raczej niewykonalne – dodała.
- No dobrze. Słuchaj, chciałabym, żebyś sprawdziła, czy przypadkiem nie masz w komórce telefonu do niejakiej Łucji Żurowskiej?
- Nie przypominam sobie…
- Sprawdziłam już w Twoich kontaktach w komputerze, ale one są Twoje, a w komórce Roberta były jego kontakty. Chyba, że to te same?
- O kurde, masz rację! – Katarzyna o mało nie palnęła się w czoło. – Dołożyłam do jego komórki moje numery, ale nie zapisałam ich w komputerze, dlatego ich nie ma.  
- Wiem, bo numer Twojej mamy jest przy "mama”. Gdyby to były kontakty Roberta, byłoby Elżbieta albo "mama Kaśki”, nie?
- No dobra, ale kim ona jest? – Katarzyna doskonale wiedziała, że Karolina nie dzwoniłaby, ot tak.  
- Dziennikarką. Skontaktowała się jakieś trzy tygodnie temu z Andrzejem w sprawie prawa prasowego i teraz znów się odezwała. – w głosie Karoliny dało się wyczuć podniecenie – wcześniej nie zwróciliśmy z Andrzejem uwagi na to, co mówiła, bo nie mieliśmy pojęcia o dokumentach, telefonach i całym tym gównie! Ale teraz zwróciła się do Andrzeja w sprawie wstrzymanej publikacji. Chciała wiedzieć, czy można jakoś ominąć zakaz.
- No dobra, ale co to ma wspólnego ze mną? – Katarzyna zaczynała się niecierpliwić
- Ona grzebie w sprawach finansowych Waszego szpitala! – wypaliła Karola – napisała artykuł o ustawianiu przetargów, ale jej naczelny powiedział, że nie ma dowodów i nie będzie się narażał na proces, więc wstrzymał druk.
- No, nie rozumiem – Katarzyna wzruszyła ramionami – Skoro nie ma dowodów, to sprawa jest jasna. Chyba nie myślisz, że ja mogę je mieć? – spytała nagle.
- Nie wiem, ale powiedziała Andrzejowi, że od ponad roku gromadzi materiały, teraz napisała artykuł – Karolina umilkła na chwilę – nic Ci to nie mówi? To zbieżność terminów?
- Kurde! Karola, Ty możesz mieć rację. – Katarzyna poczuła, że puls jej przyspiesza – nie mówiłaś jej o mnie?
- Oczywiście, że nie – Karolina prychnęła z dezaprobatą – z pismakami trzeba uważać. Mało masz problemów? – spytała – Zapisz sobie numer i nazwisko. Daj mi znać, jak coś znajdziesz. I… - zawahała się – Kaśka, postaraj się rozbroić tego laptopa, co?
- Postaram się – westchnęła. Poranne rozanielenie diabli wzięli. To nic, pomyślała, wróci wieczorem. – Karola, jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie, wiesz?  
- Masz pogodny głos – Karolina zachichotała – jak kiedyś…
- Kocham Cię – Katarzyna cmoknęła powietrze przed telefonem i zamrugała szybko.  
- Ja Ciebie też…
     Fabio stał cicho w drzwiach łazienki i patrzył, jak Caterina opuszcza dłonie z telefonem na kolana i unosi głowę, patrząc na sufit. Cofnął się o krok. Nie chciał, by myślała, że ją podgląda. Nie rozumiał, co mówiła, ale w jej głosie słyszał wzruszenie. Dziwnie się poczuł. Jakby to, że mógł ją dotykać, pieścić i kochać się z nią, przestało mu wystarczać. Zapragnął czegoś więcej, czegoś nieuchwytnego, co wydawało mu się w zasięgu ręki, ale nie umiał powiedzieć, co to jest. A może po prostu nie chciał tego nazwać? Otrząsnął się i spojrzał w lustro. Jest dobrze, pomyślał, prostując się. W drzwiach ukazała się Caterina i spojrzała na jego odbicie, z uznaniem kiwając głową. – Dokąd mnie dziś zabierasz, przystojniaku? – spytała
- Dubrownik Ci odpowiada? – ucieszył się z wrażenia, jakie na niej zrobił. – Widzę, że tak.  
---
     Po śniadaniu Fabio zaszył się w pokoju z komputerami, aby popracować w spokoju, a Katarzyna rozsiadła się na plecionej kanapie, ustawionej na zewnętrznym pokładzie, obok jadalni. Właśnie przeglądała numery w swoim telefonie, kiedy Stefano przyniósł jej jeden z laptopów. Patrzył przez chwilę, jak systematycznie porównuje numery w komórce z karteczką, na której zapisała numer dziennikarki. Problem polegał na tym, że nie było takiego nazwiska ani imienia w spisie numerów.  
- Nie prościej w komputerze? – spytał – albo wpisz numer w ramce "szukaj” w kontaktach.
- Nie pomyślałam o tym, – odparła – poza tym i tak muszę tu zrobić porządek, bo mam dwie listy kontaktów, moją i Roberta, a chcę je połączyć. Tylko, że niektóre numery mają inne nazwy… Wiesz, Stefano, to prawdziwy burdel! – stwierdziła sfrustrowana.
- Daj mi kabel. Zobaczę, co się da zrobić – i zabrał się spokojnie do zgrywania kontaktów z jej iPhona. Po chwili przekręcił laptop ekranem w stronę Katarzyny. – Proszę. Masz jedną listę obok drugiej. Teraz pójdzie Ci lepiej. – dodał z uśmiechem – Wracam do Fabia, bo będzie zazdrosny – zażartował.  
- O mnie czy o Ciebie? - miała ochotę spytać, ale tego nie zrobiła. Za to wpisała numer z karteczki do kontaktów, tak jak jej podpowiedział Stefano.
- O, kurde! O cholera! – patrzyła na ekran telefonu, nie wierząc własnym oczom. Do wpisanego numeru przyporządkowało się imię "Lucjan”. Lucjan to Łucja, logiczne, pomyślała. Tylko dlaczego nie wpisał po prostu jej imienia? Najwyraźniej Robert znał tę dziennikarkę, ale nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. A tym kimś była jego żona, bo przecież nikt inny nie miał dostępu do jego telefonu. Chyba, że się ubezpieczał na wypadek kradzieży? Katarzyna za wszelką cenę próbowała sobie wmówić taką opcję. Wybrała numer Karoliny.
- No i co? – spytała Karolina bez zbędnych wstępów – masz coś?
- Nie uwierzysz! – Katarzyna przekazała przyjaciółce, co odkryła.
- Czyli możemy założyć, że przynajmniej raz ze sobą rozmawiali – stwierdziła Karolina – poza tym Robert to ukrywał…
- No, tego nie wiemy – obruszyła się Katarzyna, choć coś jej mówiło, że Karola ma rację.
     Słuchała jej wywodów na temat przyczyn, dla których Robert mógł ukrywać znajomość z dziennikarką, przeglądając jednocześnie listy kontaktów. – Zaczekaj chwilę – przerwała jej – coś mi tu nie pasuje. Anna Luiza to matka Roberta, ale przy słowie "mama” wpisał numer, który na mojej liście pasuje do hasła "mama Roberta”, więc, kto to jest Anna Luiza?  
- Wiesz co? Podaj mi numer, to sprawdzę – Karolina zaczęła czymś szeleścić, a Katarzyna przyglądała się ciągowi liczb. Wyglądał znajomo.
- Ale numer! – wykrzyknęła nagle – Karola, chyba mam login i hasło. Wpisz "Annaluiza” albo "AnnaLuiza” i mój stary numer telefonu od końca, czyli 965288596. Przed numerem powinna być jeszcze litera, więc wpisz A albo L. – gorączkowała się.
- No dobra, ale muszę odpalić Twojego laptopa. Zaraz oddzwonię – i Karolina rozłączyła się.
     Katarzyna nie mogła się doczekać, więc zaczęła nerwowo przeglądać kontakty Roberta. Co jeszcze kryła jego komórka? Przejrzała zdjęcia, notatki, kalendarz, a nie przyszło jej do głowy, że zapisał hasła w taki banalny sposób. No, ale wtedy nawet nie wiedziała, że powinna czegoś szukać, albo raczej nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Ciekawe, czy się uda, myślała. Aż ją korciło, żeby pobiec do Fabia. Wstała. Nie! Usiadła. Trzeba poczekać, bo to może być fałszywy alarm. Wstała. Zaczęła nerwowo chodzić w tę i z powrotem przez całą szerokość pokładu.  
- Podać pani coś? – aż podskoczyła. Andrea patrzyła na nią wyczekująco. – Może drinka albo kawę?
- Nie, dziękuję – odparła – albo poproszę sok, wszystko jedno jaki – powiedziała z uśmiechem. Znów usiadła. Dlaczego to tyle trwa? Popatrzyła na mijaną właśnie wyspę. Ogromne spękane płyty skalne, porośnięte karłowatą roślinnością, a na grzbiecie wyspy bujna czupryna zieleni. Boże, pomyślała, ludzie płacą za możliwość podziwiania tego, a ja ślęczę przy komputerze, zamiast rozkoszować się widokiem. Poczuła się oszukana przez los. Miały być beztroskie szalone wakacje, a tymczasem… westchnęła. Najdziwniejsze było to, że Fabio się na to godził i nawet przez chwilę nie dał jej odczuć, że mu to przeszkadza. Właściwie, gdyby nie spotkanie z nim i Stefano, pewnie nadal tkwiłaby w nieświadomości. Jak to się zaczęło? Chyba rozmową ze Stefano...? Usłyszała sygnał komórki.
- Udało się! – Karolina prawie krzyknęła – "Annaluiza” i numer, bez dodatkowych liter. Co teraz? Weszłam w dokumenty, ale wszystko wygląda normalnie. Otwieram po kolei foldery, ale to są Wasze dokumenty, które można było otworzyć już wcześniej.  
- Przeglądaj je – Katarzyna aż drżała z emocji – zaraz poproszę Stefano, żebym znowu mogła zobaczyć ekran mojego laptopa. Przejrzałam wszystko tyle razy, że prędzej się zorientuję. – rozłączyła się. Wzięła laptopa pod pachę i już miała wejść na schody, gdy przypomniała sobie o soku. Poprosiła Andreę o przyniesienie napojów dla wszystkich i poszła na górę. Fabio i Stefano siedzieli w kącie pokoju, pochyleni nad laptopem i pogrążeni w rozmowie. Mimo, że trudno jej się było opanować, usiadła cicho w fotelu na zewnątrz, czekając aż skończą, albo przynajmniej nie będą tak zajęci. Po kilku minutach usłyszała kroki i grzechotanie kostek lodu. Nadchodziła Andrea. – Zostaw to tutaj – poprosiła wskazując mały stolik obok fotela. – Nie będziemy przeszkadzać…
- Długo tu siedzisz? – Fabio stał w drzwiach. Nie słyszała jak je odsuwał.
- Nie, kilka minut. Nie chciałam przeszkadzać…
- Nigdy mi nie przeszkadzasz – dotknął wierzchem dłoni jej policzka – Coś się stało?  
- Otworzyłam laptopa, mam hasło! – nie mogła powstrzymać emocji – chciałam poprosić Stefano o pomoc, ale byliście zajęci…
- Daj spokój, wystarczyło powiedzieć. Dla Ciebie zawsze mam czas – wziął od niej laptopa i podał go Stefano – Jest tam coś interesującego?
- No właśnie nie wiem – stwierdziła, trochę zaskoczona jego słowami – Karolina szuka, ale ja to zrobię szybciej. Poza tym – dodała – nie jestem pewna, co tam znajdziemy – nagle uświadomiła sobie, że nie zapytała, ile lat ma ta dziennikarka, ani jak wygląda. Poczuła się jakoś nieswojo.
     Uruchomienie wszystkiego zabrało Stefano kilka minut. W tym czasie Fabio zdążył jej przekazać, że będą mogli zwiedzić Dubrownik zaraz po lunchu, a wieczorem mają zarezerwowany stolik w restauracji. – Gotowe! – Stefano zwolnił krzesło przed laptopem, z ekranu którego machała do nich Karolina.
     Fabio usiadł z boku i obserwował, jak Caterina w skupieniu przegląda kolejne foldery. Prawie czuł jej napięcie, choć na pozór była całkiem spokojna. Otwierała i zamykała dokument po dokumencie, od czasu do czasu wymieniając krótkie uwagi z Karoliną. Tamta była zdecydowanie mniej opanowana i Caterina co chwila musiała ją uciszać. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego tak doskonale się dogadywały. Karolina była typowym ekstrawertykiem, mówiła dużo i głośno, zupełnie, jak on kiedyś. Caterina była bardziej opanowana, choć potrafiła też reagować żywiołowo. Tylko że jej żywiołowość była elegancka, jeśli można tak powiedzieć. Zachowywała się jak dama, która chwilami pozwala sobie na wybuch emocji, ale nawet wtedy robi to dystyngowanie. Tak, to słowo było odpowiednie, żeby ją opisać… Mógł ją oglądać bez przeszkód, tak była pochłonięta pracą. Jej skóra przybrała lekko złocisty odcień w ciągu tych kilku dni, które spędzili na morzu, zauważył też drobne żyłki prześwitujące przez skórę na nadgarstkach i pod oczami. Ze zdziwieniem odkrył, że drobne zmarszczki wokół oczu, które miała jeszcze w Turynie, prawie zniknęły. Generalnie wyglądała na wypoczętą i… szczęśliwą. Rano, kiedy stał przed lustrem, pomyślał dokładnie to samo o sobie.
- OK, tu nic nie ma – Katarzyna przeszła na angielski. Wyciągnęła w górę ręce, rozprostowując plecy – może wejdę w zdjęcia? – upiła kilka łyków soku – Jaka szkoda, że nie mogę Cię tym poczęstować – spojrzała na Karolinę i zagrzechotała kostkami lodu.
- Też żałuję, że mnie tam nie ma – Karola mrugnęła do niej unosząc brew podobnie, jak robiła to wcześniej Katarzyna i zachichotała – Dawaj! Otworzę Ci "obrazy”… O kurde!
     Folder nosił nazwę "Lucjan”. To nie mógł być przypadek. Katarzyna pochyliła się w przód, wpatrując się w ekran, na którym ukazały się skany dokumentów i kilka zdjęć.  
- Co to jest? – spytał Fabio, który natychmiast zauważył zmianę, jaka zaszła w twarzy Katarzyny.
- Chyba jakieś specyfikacje i umowy, ale nie nasze… – Katarzyna przyglądała się liście narzędzi chirurgicznych. – to jest chyba z chirurgii, ale to nie tajemnica… Karola, otwórz następny. To jest zamówienie na sprzęt do operacji… wymogi, jakie musi spełniać… otwórz następny.
- To chyba, to samo…?– odezwała się Karolina, która najwyraźniej też czytała otwierane dokumenty – Nie! Czekaj… to jest opis tego samego sprzętu, ale inaczej ujęty – umilkła, jakby się nad czymś zastanawiając. Otworzyła kolejny dokument. Znów zamówienie i po chwili w kolejnym, znów opis. Jakby ktoś podpowiadał, jakie warunki ma spełniać sprzęt.  
- Karola, otwórz to szare na końcu – Katarzyna przyglądała się dziwnemu skanowi. Była to kartka z notesu w szarawym odcieniu, na której ktoś odręcznie napisał nazwy aparatów do laparoskopii i obok rozmiary w milimetrach. Pod spodem był dopisek: "zaznaczyć taki przekrój i nie inny! Bo cena lepsza u konk. Spr. jedn. i dopisać…” dalej nie dało się odczytać.  
- Ty, to są zamówienia publiczne. Przetargi. – Karolina otwierała kolejne dokumenty – Tylko, skąd Robert to wytrzasnął? On się chyba nie zajmował przetargami?
- A już na pewno nie na radiologię – prychnęła Katarzyna, oglądając kolejny skan – ani na laryngologię – pochyliła się nad ekranem. Wiedziałabym. Ziemek pilnował tego, jak oka w głowie. Nawet my nie wiedzieliśmy, co zamówi.
- Czy możesz pokazać równocześnie zamówienie i opis? – zapytał nagle Fabio.
- Oczywiście – Karolina spojrzała na Katarzynę z ekranu laptopa stojącego obok – zupełnie zapomniałam, że jesteście tam razem – zaśmiała się nerwowo.
     Fabio kiwnął na Stefano i zaczęli porównywać oba dokumenty. Po chwili Stefano poprosił, aby Karolina pokazała mu wszystkie opisy, kartka po kartce. Było tego sporo i wszystko dotyczyło sprzętu medycznego. – Ktoś był nieostrożny – powiedział w końcu z uśmiechem, stukając palcem w ekran – nie wiem, jakie macie w Polsce przepisy, ale chyba firma produkująca sprzęt, nie powinna podpowiadać, jak napisać zamówienie, żeby jej produkt wygrał – przyglądali się małemu logo w rogu kartki.
- Wydrukowali opis na firmowym papierze? – Fabio gwizdnął przez zęby – idioci!
- O czym Ty mówisz? – Katarzyna próbowała zrozumieć, dlaczego miało to takie znaczenie.
- O "ustawianiu” przetargów – powiedział wreszcie Fabio – Składasz zamówienie na drogi sprzęt, więc chcesz mieć dobre urządzenie za dobrą cenę. Firma chce sprzedać Ci dobre urządzenie za wyższą cenę, albo gorsze urządzenie za dobrą cenę, tak?
- To logiczne – odpowiedziały mu chórem – i legalne – dodała Karolina
- A co się stanie, jeśli firma powie Ci, że da część pieniędzy Tobie, jako osobie prywatnej, jeśli kupisz jej droższy sprzęt? – spytał.
- Nic, bo nie wygra przetargu – odparła Katarzyna – chyba, że… - zastanowiła się.
- Chyba, że wpiszesz takie wymogi, że tylko ona może wygrać – dokończył za nią Fabio.
- Cholera, jeśli to prawda, to mamy w rękach bombę! – Karolina aż sapnęła – Czyli ta dziennikarka mogła mieć rację, tylko nie miała tych dokumentów. Myślicie, że mogła wiedzieć o ich istnieniu?
- Albo wiedziała, albo się domyślała – głos Katarzyny zabrzmiał głucho. Coś jej mówiło, że wiedziała i wcale jej się ta myśl nie spodobała. Jeszcze bardziej nie podobało jej się to, co odkryła w swoim laptopie. Nie chodziło nawet o to, że Robert ukrył przed nią fakt posiadania dokumentów, ale o to, czego dotyczyły. Nie miała wątpliwości, że zarówno dyrektor szpitala jak i jej szef byli zamieszani w to, co Fabio nazwał "ustawianiem” przetargów. Pytanie tylko, kto jeszcze i na jaką skalę? – Karola, zachowaj to dla siebie, póki nie wrócę, dobrze? – poprosiła.
- Jasne, a mogę pogadać o tym z Andrzejem? On się lepiej czuje w sprawach gospodarczych. Może ocenić, ile to jest warte – Karolina jeszcze raz przejrzała skany, a potem przeszła do folderu "zdjęcia”, otwierając kolejne foldery z nazwami jakichś zabiegów.
- Dobrze, pogadaj z Andrzejem i ewentualnie Olkiem, jeśli chcesz, ale dyskretnie. Nie wiemy, jak Robert to zdobył – Na samą myśl, że mógł być w to zamieszany w jakikolwiek sposób, robiło jej się niedobrze. Może im pomagał, nie wiedząc, że to nielegalne i kiedy się zorientował, postanowił przekazać je policji? Tylko, po co ta skrzynka? Wygląda na to, że chciał to raczej przekazać prasie, pomyślała. Może tej dziennikarce? Katarzyna przyglądała się zdjęciom wykonanym w trakcie zabiegów. Niektóre były dość obrzydliwe.  
- Łeee! Co za ohyda! – Karolina szybko zamknęła folder – po co on to cykał?
- A jak się inaczej nauczyć? – Katarzyna czasem zapominała, że takie widoki mogą robić nieprzyjemne wrażenie. Spojrzała na Fabia, ale on przypatrywał się zdjęciom beznamiętnie, pogrążony w myślach. Spojrzała na ekran – Otwórz "inne” – poleciła.
     Było tam kilka zdjęć i Karolina zaczęła je kolejno otwierać. Na pierwszym był ich dom, a właściwie jego zarys, bo zdjęcie było nieostre, na kolejnym jakaś rejestracja, ale też niewyraźna, a na następnym rozmazane zdjęcie czarnowłosej dziewczyny. Na pierwszym planie była jej dłoń zasłaniająca twarz, jakby nie chciała dać się sfotografować. Na serdecznym palcu widać było grubą obrączkę z turkusowymi kwadracikami. Katarzyna przyjrzała się dokładnie zdjęciu. Nie miała pojęcia, kto to jest, ale wnętrze wydało jej się znajome. – Pokaż następne – poprosiła. Była to jakby kolejna klatka poprzedniego zdjęcia. Dziewczyna była nieostra, ale za to lepiej widoczny był fikuśny żyrandol nad jej głową. Z pewnością już go gdzieś widziała. Kolejne zdjęcia zrobił na jakimś wykładzie i były na nich schematy i wykresy, które zupełnie jej nie interesowały. Poczuła na ramieniu ciepłą dłoń Fabia.
- Zapytaj, jak wygląda dziennikarka – powiedział szeptem po włosku.
- Jak wygląda ta dziennikarka? – spytała i sięgnęła po sok. Nagle zaschło jej w gardle.  
- Nie widziałam jej, ale zawołam Andrzeja – powiedziała niechętnie Karolina. Wstała od komputera i usłyszeli jej oddalające się kroki.
     Fabio przysunął się do Cateriny i dotknął nosem jej policzka. Jeśli miała odkryć, że jej mąż nie był z nią szczery, to lepiej, by to się stało teraz, kiedy był przy niej. Siedziała cicha, wpatrzona w zdjęcie, nawet oddech miała płytki, jakby się bała wydać głośniejszy dźwięk. Tak bardzo pragnął jej okazać, że ją wspiera, że jest blisko… – Cateri’ – szepnął – spójrz na mnie.  
Odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała mu w oczy. Serce mu się ścisnęło, gdy ich spojrzenia się spotkały. Chciał coś powiedzieć, ale nie znalazł odpowiednich słów. Uniósł jej brodę i pocałował ją w usta. Przyłączyła się nieoczekiwanie i z pasją, która go zaskoczyła. Usłyszeli kroki i Caterina odsunęła się od niego szybko.  
- Cześć! – Andrzej pomachał do nich z ekranu – O, dzień dobry. – dodał zaskoczony, widząc Fabia. – Andrzej Lis – przedstawił się, zanim zdążyła to zrobić Katarzyna
- Fabrizio De Luca, miło mi– Fabio uśmiechnął się swobodnie
- Czy możesz spojrzeć na to zdjęcie? – Katarzyna odzyskała głos.
- Niewiele na nim widać – stwierdził Andrzej przekrzywiając głowę – ale miejsce jakby znajome. To może być ta Łucja. Jest trochę od nas młodsza, szczupła, ciemne włosy, ale chyba krótsze.
- Włosy można obciąć – stwierdziła cierpko Katarzyna – Zobacz poprzednie, widać na nim obrączkę.  
- Aż tak się nie przyglądałem – w jego głosie było słychać wahanie – Nie mogę powiedzieć z całą pewnością, ale to możliwe. Poza tym kogo innego mógłby fotografować w ten sposób. Auuu! – spojrzał w bok. – Przepraszam.  
     Więc oni też uważają, że Roberta coś z nią łączyło, pomyślała Katarzyna z niechęcią. Z drugiej strony, skoro zamierzał dać jej takie dokumenty, to musiał ją znać i poznać na tyle, by jej zaufać. To, że zrobił zdjęcie, nic nie znaczy, postanowiła w duchu. Robert co prawda nie powiedział jej o dokumentach, ale z pewnością zrobił to dlatego, że nie chciał jej martwić, albo chciał ją chronić. Odchyliła głowę i wzięła głęboki wdech. – Andrzej, spróbuj wybadać sytuację. – poprosiła już całkiem spokojnie – Pogadaj z nią. Wypytaj… wiem, że to potrafisz – zastanowiła się chwilę. Co zrobiliby policjanci, gdyby dostali te dokumenty? Nie miała pojęcia. A jeśli wśród nich będzie ten, który dał jej numer autorowi sms-a z groźbą? - Może warto pokazać jej te dokumenty? – spytała ostrożnie
- Spokojnie – Andrzej mrugnął do niej z ekranu laptopa – zorientuję się, czy można jej zaufać. Tak czy inaczej, nie może wyjść na jaw, kto jej te dokumenty dał – to akurat dla niej też było jasne.
- Kaśka! Cholera! Co Ty wyprawiasz? – głos Karoliny był pełen gniewu – Nie powinnaś czasami skontaktować się z policją?
- Nie! – odparła zdecydowanym tonem – poza tym, nie wiemy, kto za tym stoi. Mamy tylko przypuszczenia, których nie można udowodnić. Jak widzisz, nikt się na tym nie podpisał – dodała z sarkazmem – Jeśli dam to policji, może się okazać, że nasz pan dyrektor dostanie cynk i jakoś się wywinie. Nie zdziwiłabym się też, gdyby w ogóle nic się nie stało. Przecież wszyscy wiedzą, że kontrakty są "podkręcane”, a nie przypominam sobie, żeby NFZ przyszedł to kontrolować. W szpitalu robi się kosztowną diagnostykę prywatnych pacjentów, ale w papierach jest porządek. Z tym może być podobnie…
- Ale Ty się w ten sposób narażasz – Karolina odepchnęła Andrzeja i patrzyła na nią teraz z ekranu laptopa – Fabio, powiedz jej…
- Nie mieszaj w to Fabia – burknęła po polsku – Poza tym, co mam do stracenia? Pozycję? Pracę? – spytała już po angielsku i popatrzyła na Karolinę z politowaniem – Nie mam niczego, dla czego warto byłoby rezygnować. Z resztą, nie martw się – dodała po chwili, już pogodniej – na razie to tylko pomysł. Obiecuję, że razem podejmiemy decyzję, co z tym zrobić. Najważniejsze, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o Robercie, a jednocześnie… - westchnęła. Musiała im wyjaśnić, co ją gnębiło – nie chcę zniszczyć jego dobrego imienia, rozumiecie?
- Ja rozumiem – teraz Karolina westchnęła ciężko.  
- No dobra, dziewczyny – Andrzej przejął inicjatywę. Najwyraźniej miał dość. – nie wiem, jak Wy, ale ja umieram z głodu…
     Katarzyna uświadomiła sobie, że obaj towarzyszący jej mężczyźni pewnie z radością poszliby w jego ślady. Mogła przecież obejrzeć to jeszcze raz po lunchu. Poprosiła Andrzeja o przesłanie jej wszystkiego na maila, ale Stefano kategorycznie tego zabronił. Podał inny adres mailowy i poradził przesyłkę z adresu kancelarii, a nie prywatnego. Dopiero po tych ustaleniach, pożegnali się i ruszyli do jadalni. Fabio nie był rozmowny, więc mogła spokojnie zebrać myśli. Ufała bezgranicznie Karoli i Andrzejowi, podobnie Olkowi i Baśce, ale czy mogła zaufać tej dziennikarce? Z drugiej strony, przyszło jej do głowy, że gdyby dziewczyna wiedziała o dokumentach, które miał Robert, prawdopodobnie starałaby się je od niej wydobyć, a tymczasem, nawet nie próbowała się z nią kontaktować…
- Pozwolisz mi się w to włączyć? – Fabio spojrzał na nią poważnie znad stołu – nie zrobię niczego bez Twojego pozwolenia, obiecuję. Po prostu chcę pomóc.
- Dlaczego? – jakoś nie mogło jej się pomieścić w głowie, że facet, którego znała od tygodnia i który zaprosił ją raczej w celach rozrywkowych, chce się zająć jej sprawami z takim zaangażowaniem.  
- Bo Stefano i jego koledzy poruszają się w Internecie jak koty, a my oboje jak nosorożce. Zostawiamy masę śladów, a to może być czasem nielegalne! – w jego głosie dała się wyczuć nutka zniecierpliwienia – Bo mnie na to stać! – dodał – Mogę zapłacić za to, żeby inni zrobili nieprzyjemne rzeczy za nas… - uniósł dłoń, widząc, że Katarzyna próbuje zaprotestować – Lubię Stefano, ale wolę spędzić czas z Tobą, więc pozwól mu pracować. Jesteś moim gościem, pamiętasz? Chcę Ci pokazać miasto, chcę żebyś zapomniała na chwilę o tym burdelu, w który wpakował Cię twój mąż i chcę, żebyś robiła przez najbliższe dwa dni rzeczy, które chcesz zrobić, a nie te, które musisz…
- Dobrze – odparła, gdy przerwał, by nabrać powietrza. Nie chciała słuchać, że Robert ją w cokolwiek "wpakował”. Nie z ust Fabia.
- Zgadzasz się? – niedowierzanie odmalowało się na jego twarzy – tak po prostu się zgadzasz?
- Tak, zgadzam się – umilkła na chwilę, gdy Andrea postawiła przed nimi jakąś niesamowicie kolorową sałatkę – po prostu nie chciałam Cię w to jeszcze bardziej wplątywać. To coś z mojej przeszłości, co powinnam załatwić sama, ale masz rację… - znów przerwała, gdy Andrea wróciła z kolejnym półmiskiem i butelką białego wina – Stefano zrobi to lepiej, a poza tym, chyba faktycznie nie jestem takim gościem, jakiego chciałbyś tu mieć…
- Cateri’ – prawie krzyknął, wznosząc w górę obie ręce – jesteś najbardziej zaskakującą i niedowartościowaną kobietą, jaką w życiu poznałem.
     Spojrzała, zaskoczona jego gwałtowną reakcją. – Prawdę mówiąc – zaczęła – to pomyślałam, że zajmujesz się rozwiązywaniem moich problemów, zamiast mieć przyjemne wakacje, których chciałeś… - uśmiechnęła się blado – ale masz rację, trudno mi się czuć wartościową. Nie mogę uwierzyć, że mój mąż nic mi nie powiedział – wybuchła nagle - Ja niczego nie zauważyłam, Fabio. Byłam przy nim, kochałam go i niczego nie zauważyłam – powtórzyła, załamując ręce – A najgorsze jest to, że gdybyśmy się nie spotkali, to dalej o niczym bym nie wiedziała. Nie rozumiem, dlaczego nie odkryłam tego wcześniej?
- Bo nie szukałaś… – powiedział już łagodniej.
- A powinnam! – przerwała mu ze złością. Długo hamowane emocje zaczynały wymykać jej się spod kontroli – mój mąż mógł zginąć z tego powodu! – poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Wyrzuty sumienia? Chyba tak. A wydawało jej się, że nie może już gorzej się czuć.  
- Tym bardziej wolałbym, żebyś nie zajmowała się tym sama – Fabio ujął jej dłoń – są od tego odpowiedni ludzie. Ty potrafisz leczyć ludzi, a nie łapać złodziei. A o innych sprawach pogadamy później. Teraz jedz! – puścił jej dłoń i zaczął jej nakładać na talerz sałatkę i kawałki szynki z melonem – Za chwilę będziemy mieli z lewej burty widok na Dubrownik i za nic na świecie nie chcę go stracić… Zrozumiano?  
     Katarzyna spojrzała na Fabia, jakby go zobaczyła po raz pierwszy w życiu. Przypominał jej w tym momencie ojca. On też potrafił rozkazywać tonem nieznoszącym sprzeciwu, ale w gruncie rzeczy wszyscy wiedzieli, że czynił tak z troski o nich. Jej tato, o ironio, zmarł na raka płuca dwa lata przed Robertem. Nigdy nie palił, więc czuł się bezpieczny i zgodnie z zasadą, że pod latarnią najciemniej, nie robił sobie prześwietlenia płuc, choć wymagał tego od pacjentów. Kiedy wykryto guz, miał wielkość pięści. Zrobili z Robertem wszystko, co było w ich mocy, ale po czterech miesiącach przegrali walkę. Mama nadspodziewanie dobrze to zniosła, jeśli można użyć w tym przypadku takiego sformułowania. Nagle, w wieku sześćdziesięciu dwóch lat, odkryła w sobie zdolności organizatorskie i zaczęła aktywnie działać na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Radziła sobie zdecydowanie lepiej niż córka w podobnej sytuacji. – Jedz! – usłyszała i uniosła gwałtownie głowę. Fabio patrzył na nią wyczekująco. Nabiła kawałek szynki z melonem na widelec i wsunęła do ust. Ze zdziwieniem odkryła, że jej smakuje, choć przed chwilą mogłaby przysiąc, że jedzenie jest jej obojętne. Ja chyba nie jestem całkiem normalna, pomyślała.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7196 słów i 40993 znaków.

4 komentarze

 
  • Dominima

    Bo dla Ciebie tylko ten wiek sie liczy. Nie bawisz nie tylko dusisz. On tez stracil zone i jakos daje rade. Co z tego ze mial pelno kobiet w koncu tp facet

    2 maj 2019

  • kromka

    wspaniale  :jupi:

    1 paź 2014

  • kasia

    Wiecej, wiecej!:D

    1 paź 2014

  • omomom

    Świetne ! *.*

    1 paź 2014