Zacząć wszystko od początku cz.3

Siedziałam przy oknie, popijając kawę i zastanawiałam się nad słowami Marka. Może miał rację? kiedyś nie byłam taka, ale do licha nie miałam teraz innego wyjścia. Czy ktoś inny na moim miejscu, poddał by się bez walki i oddał mężowi dom, który dla ich dziecka jest jedyną pamiątką po ojcu? nie! Ja też nie potrafiłam tego zrobić. Przecież w tym domu wychowywał się Kamil i ten dom daje mu poczucie bezpieczeństwa, które tak gwałtownie zostało mu odebrane. Jednak z drugiej strony, czy to wszystko było tego warte? czy miałam prawo odbierać Kamilowi ojca? czy nie powinnam mu powiedzieć prawdy i pozwolić by się spotkali? no i czy Tom nie miał prawa do tego domu? no bo przecież to on go budował? to on stawiał go dla naszej trójki i on włożył sporą część pieniędzy w ten dom. Czy nie powinnam mu zwrócić chociaż tyle? czy nie powinnam oddać mu pieniędzy i spłacić połowę? ale skąd? skąd miałam wziąć taką gotówkę, skoro sama ledwo wiązałam koniec z końcem? niczego nie byłam już pewna. W mojej głowie wciąż od nowa pojawiały się nowe wątpliwości, powodując ogromny chaos.  
- Mamusiu! - usłyszałam wołanie Kamila  
Wstałam z krzesełka i wolnym ruchem skierowałam się w stronę pokoju synka, który właśnie się obudził. Kamila twarz była zapłakana w a oczach znajdował się nie wiarygodny ból i strach.  
- Mamusiu! Nie stracimy domu prawda? śniło mi się, że go zabrali. straciliśmy dom tatusia. Mamusiu ja nie chcę - zaniósł się ponownym płaczem  
Spojrzałam na niego oszołomiona i zastanawiałam się jak to możliwe? czyżby Kamil coś wyczuwał? czyżby rozumiał to co się wokół niego dzieje? a może coś usłyszał? nie wiedziałam. Jednak jego reakcja nie dawała mi już żadnych wątpliwości. Chciałam, nie ja musiałam zawalczyć o nasz dom. Nie tyle dla siebie, co dla naszego dziecka.Tego wieczoru długo nie mogłam go uspokoić, przez chwile zwątpiłam, czy jego niepokój miał aby na pewno coś wspólnego z tym dość niepokojącym snem? czy może mój niepokój i moje zmartwienia na niego tak źle zadziałały? jednak nie potrafiłam być inna, żyjąc ze świadomością, że jestem w czarnej dupie. Co ja miałam niby takiego robić? no co? nie miałam pojęcia. Postanowiłam jechać na noc do mamy. Czas najwyższy powiedzieć jej o tym co się działo i szukać pomocy wśród rodziny. Przecież wolałam to, niż siedzieć sama zdołowana i bać się, że znów bardziej odbije mojemu, co bądź nadal mężowi. O kurcze! Przecież ja nadal byłam jego żoną! pospiesznie spakowałam zabawki dziecka, wiedząc, ze Kamil zostanie tam na dłużej i ubrałam go. Wzięłam potrzebne rzeczy i zamykając mieszkanie wyszliśmy na dwór. Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę rodzinnego domu.  
Po kilkunastu minutach zaparkowałam i wyszliśmy z mieszkania. Miałam pełną świadomość tego, że było dość późno, albo tego, że mogło mamy nie być, ale miałam cichą nadzieje, że mam więcej szczęścia niż rozumu. Wiem, że działałam w efekcie i nie zastanawiałam się nad tym co robię, ale nie miałam chyba innego wyjścia. Po kilku minutach drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłam zatroskaną twarz mamy.
- Na Boga! kobieto co wy tu robicie o tak później porze? - zapytała mama rozbierając zmarzniętego Kamilka  
- To już nie można odwiedzić własnej matki?- zapytałam oburzona  
- Można, można. Ale na odwiedziny są wcześniejsze pory nie prawda? - zapytała mama podejrzliwym głosem - Stało się coś? - spytała nalewając nam ciepłej herbatki  
- Nie chce o tym gadać - szepnęłam pokazując jej Kamila
Mama jakby czytając w moich myślach, zaprowadziła wnuka do pokoju i puściła mu głośno jego ulubiony kanał z bajkami, zamykając za nami drzwi od pokoju. Usiedliśmy w kuchni i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.  
- Tom żyje mamo - powiedziałam prosto z mostu  
Matka spojrzała na mnie, jakbym zwariowała a dopiero po chwili dotarły do niej moje słowa. Rozśmiała się, twierdząc, że mam wybujałą wyobraźnie i nerwowo poruszała się po kuchni, niby szykując na talerz ciasto.  
- Mamo on żyje! Widziałam go, rozmawialiśmy - powiedziałam roztrzęsionym głosem  
- Ja też rozmawiam z twoim ojcem - powiedziała podenerwowana  
- On żyje. Chce odebrać nam dom - powiedziałam spokojnym głosem  
Matka dopiero teraz spojrzała na mnie i zbladła. Wydawało mi się, że zaraz dostanie zawału, ale ona usiadła na krzesełku i blada nie spuszczała ze mnie wzroku.  
- Córeczko co ty wygadujesz! Przecież Tom nie żyje. Pamiętasz? pochowałaś go! - powiedziała oburzona  
- Pamiętaj, że nie znaleźli jego zwłok. Nie Pochowaliśmy go, bo on żyje! - powtórzyłam  
Zapadła cisza. Kobieta nerwowo przyglądała się mojej twarz, wyczytując z niej, czy kłamie. Robiła tak, gdy byłam mała i zawsze potrafiła wyczytać ze mnie prawdę, albo fałsz.  
- Ty mówisz poważnie - powiedziała ledwo przełykając ślinę
- Mamo co ja mam zrobić? nie chcę stracić domu! - zapłakałam  
Matka przytuliła mnie, a ja znów poczułam się jak małą dziewczynka. Tylko teraz moim problemem nie był pryszcz na twarzy, czy złamane serce. Teraz dla mnie liczyło się tylko jedno. Musiałam uratować nasz dom.  

Chociaż dużo ryzykowałem, wiedziałem, że robię właściwie. Siedziałem w aucie i czekałem za przybyciem Krzyśka, który jak na złość się spóźniał. Mój telefon wydawał się dla niego takim szokiem, że z początku nie potraktował mnie poważnie i rozłączył się. Dopiero po chwili, gdy powiedziałem mu o naszej tajemnicy uwierzył, że to ja. Teraz miałem się z nim spotkać i nie wiedziałem jak zareaguje. ryzykowałem, bo wiedziałem ile dla niego znaczy dobro Beth i naszego syna, ale ja też walczyłem o dobro a nawet o życie dziecka. Tylko wyłącznie dlatego postanowiłem się spotkać z Krzyśkiem. Musiałem uzbierać potrzebną kwotę, bo byłem to winny Patrykowi... Chyba tak naprawdę nie pogodziłem się z tym, że zabiłem Patryka. Chociaż tamtego wieczora był to wypadek i nie chciałem tego zrobić, poczucie winny nie pozwalało mi żyć.To dlatego zaopiekowałem się jego żoną, tak jak mu to obiecałem i nawet nie wiem kiedy spędziliśmy ze sobą jedną, niewinną noc. No dobrze może wiem, kiedy to było.Jednak teraz nie miało to dla mnie znaczenie, bo liczyło się dla mnie jedynie zdrowie Malwinki.  

Chociaż moja matka miała stuprocentową rację, nie miałam pojęcia jak powinnam działać. Wiedziałam, że użalaniem się nad sobą, złością, ani płaczem niczego nie osiągnę. Wiedziałam też, że nie powinnam dać za wygraną i oddać mu domu, ale czasami miałam  
wrażenie, że to byłby prostszy i lepszy sposób. Nie chciałam iść na wojnę z ojcem mojego dziecka, a co bądź nadal z moim mężem. Postanowiłam działać ostrożnie i bez podejmowania pochopnych decyzji. Nagle mnie olśniło. W kieszeni kurtki miałam wizytówkę adwokata, który ostatnio w sklepie pożyczył mi pieniądze. On był chyba już, tak naprawdę ostatnią deską ratunku, no bo kto jak nie on, mógłby pomóc mi w takiej sytuacji? Kamil spał na tapczanie, przykryty kocem, a ja spojrzałam na mamę. Jej błysk w oku i determinacja dodawała mi sił, by walczyć o to, co należy do Kamila. Gdyby nie ona, chyba od nowa wpadłabym w alkoholizm, rezygnując przy tym z mieszkania i wszystkiego, co jest dla mnie bardzo ważne. Drżącą ręką wykręciłam numer komórki i usłyszałam sygnał, pierwszy, drugi, trzeci..  
- Hallo tu kancelaria adwokacka.W czym mogę pomóc? - usłyszałam męski głos  
- Dzień dobry. Czy mogłabym się z panem spotkać? potrzebuje pomocy - powiedziałam łamiącym się głosem  
- Jutro w południe? - zapytał  
- Wolałabym dzisiaj. To naprawdę skomplikowane - powiedziałam drżącym głosem  
- No dobrze. To za godzinę w mojej kancelarii - powiedział rozłączając się  
Mama spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Chociaż było dopiero wcześnie rano, jakoś nie mogłam spać. Już z mamą od dobrych dwóch godzin, byliśmy na nogach i próbowaliśmy znaleźć wyjście z tej dość nietypowej i bardzo trudnej sytuacji. Mama poszła do pokoju i po chwili wróciła, podając mi cztery banknoty.  
- Nie mam więcej - powiedziała przepraszającym głosem  
- Mamo te pieniądze są na twoje leki, nie mogę ich przyjąć - powiedziałam zakłopotana  
- Bierz i nie denerwuj starej matki. Musisz wygrać, jak nie dla siebie to da Kamila - szepnęła nie spuszczając wzroku z wnuka  
Pocałowałam ją w policzek i wyszłam z domu. Mój syn został z babcią, a ja postanowiłam jechać do mieszkania przebrać się, by jakoś porządnie wyglądać. Przecież miałam spotkanie w najlepszej kancelarii adwokackiej w mieście i musiałam się jakoś prezentować. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w białą bluzkę, czarne wyprasowane spodnie i założyłam na to marynarkę. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się. teraz przynajmniej wyglądałam jak człowiek. Spojrzałam na kasę, leżącą na stole i posmutniałam. Przecież musiałam oddać jej te pieniądze, mama musiała wykupić leki.  

- Robercie kto dzwonił? - mężczyzna usłyszał kobiecy głos  
Szatyn spojrzał na małą blondynkę, która uważnie przyglądała się jego twarzy i uśmiechnął się. Uwielbiał przebywać w jej towarzystwie, bo tylko przy niej mógł, chociaż na chwile zapomnieć o wszystkim.  
- Z pracy. Jakaś klijentka. Musze jechać do Kancelarii- powiedział nie spuszczając z niej wzroku  
- Wuja obiecałeś! - usłyszał protest małej siedmioletniej dziewczynki  
- Lizo nie zatrzymuj wuja. Spieszy się - powiedziała jego starsza o dwa lata siostra  
- A pobawimy się później? - usłyszał głos pełny nadziei  
Spojrzał na małą siedmiolatkę i kiwnął głową. Nie miał serca odmówić siostrzenicy.  
- Rob kanapki! - zawołała Klaudia  
- Kocham cię siostrzyczko - powiedział całując ją w policzek  
Zamknął oczy, by zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Ten wypadek, oni, noc. Dość! nie chciał już o niej myśleć. Nie potrafił, nie mógł. Boże dlaczego mi ich odebrałeś? dlaczego musieli zginąć? Wsiadł do samochodu i ruszył w stronę kancelarii. Kilkanaście minut później parkował już na parkingu. Po chwili wysiadł z samochodu i spojrzał na młodą kobietę, która akurat wysiadła z samochodu. Mimowolnie uśmiechnął się, przyglądając się jak stara się poprawić sobie włosy, które co chwile rozwiewa wiatr. Robiła to tak nie dbale a jednocześnie tak słodko, że Robert przez chwile, nie był w stanie oderwać od niej wzroku. Po chwili jednak bez słowa go minęła i znikła za drzwiami budynku.  
- Dzień dobry panie Robercie - usłyszał głos młodej recepcjonistki  
- Dzień dobry pani Kasiu - powiedział uśmiechając się - Jestem tu umówiony z jakąś kobietą, jakby o mnie pytała już jestem w swoim biurze - szepnął wchodząc do biura.  
Młoda recepcjonistka, chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo znikł za drzwiami pomieszczenia. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2098 słów i 11113 znaków, zaktualizowała 15 cze 2015.

3 komentarze

 
  • ....

    Najlepsze opowiadanie z Twoich wszystkich i jak na złość prawie w ogóle go nie dodajesz...
    Żeby wiedzieć o co chodzi zawsze muszę wracać do poprzednich części i na nowo je czytać... codzienne wchodzenie na Twój profil i sprawdzanie czy dodałaś nową część już mi się znudziło... więc życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

    16 gru 2014

  • szczęśliwa

    Kiedy kolejna część ?

    3 gru 2014

  • volvo960t6r

    Cudowne....

    3 gru 2014