Wybacz, ale inaczej nie Potrafię cz.16

Wybacz, ale inaczej nie Potrafię cz.16Nie byłam pewna, ale przez cały czas wydawało mi się, że i mama wie o moich zamiarach. Co rusz zerkała niepewnie w moją stronę, a w jej oczach zobaczyłam znajome spojrzenie które wręcz błagało mnie, bym nie popełniała danego błędu. Czy tak łatwo można było przejrzeć moje serce, zamiary i plany, które siedziały mi w głowie? czy tak łatwo można było przejrzeć moje odczucia, strach jaki wiązał się z ponownym zabójstwem? tamto więzienie nauczyło mnie jednego - Nie ma morderstwa idealnego. Omijałam ojca, ale o dziwo nawet w jego ozach ujrzałam troskę. Nie czepiał się mnie jak zazwyczaj, nie schodził mi z oczu, po prostu przebywaliśmy w jednym pomieszczeniu tolerując się wzajemnie. Nasze relację jeszcze nie były takie jakbym sobie życzyła i chyba w gruncie rzeczy nigdy nie będą, ale potrafiliśmy przebywać w jednym miejscu a to już był ogromny sukces. Od rana mama była jakaś niespokojna, jakby coś ją gryzło. Nie byłam pewna, czy to wszystko jest z powodu zbliżającego się pogrzebu ich prawie syna, czy może dowiedzieli się czegoś, co skutecznie próbują przede mną ukryć. Nie mówili, a ja zwyczajnie nie pytałam. Zjadłam z nimi śniadanie, wciąż nie odzywając się do obrażonej Suzy i pomogłam posprzątać ze stołu. Nie byłam pewna kiedy Sławek wróci więc postanowiłam iść na spacer. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale czułam, że powinnam. Już jutro planowałam wyjechać z rodzinnego miasta i nie prędko planowałam tu powrót. Chciała zostawić za sobą wszystkie przykre doświadczenia i złe wspomnienia. Chciałam wrócić do domu siostry taka jak dawniej, bez ran na ciele i duszy.  
- Dobrze, że jesteś - usłyszałam zachrypnięty głos ojca. Po raz pierwszy odkąd pamiętam usłyszałam z jego ust tak ciepłe słowa. Przez lata był ostatnią osobą, po której spodziewałabym się wrażliwości i czułości skierowanej pod moim adresem. Byłam w szoku. Chciałam wstać i rzucić się w jego ciepłe ramiona, chciałam powiedzieć kocham Cię tato, chciałam go przytulić i chociaż przez chwilę poczuć się jak wtedy, gdy miałam naście lat, ale nie zrobiłam absolutnie nic. Mimo tak wielkiej chęci, rysa która znajdowała się na mojej duszy i powiększała z roku na rok, za każdym razem, gdy ponownie zostałam odepchnięta od ojca, teraz okazała się nie do przeskoczenia. Zdałam się jedynie na jedno przelotne spojrzenie w jego stronę i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo się zmienił przez te wszystkie lata. Jego radosne oczy znikły gdzieś bezpowrotnie a ta roześmiana twarz, którą zapamiętałam jako jedno z ostatnich szczęśliwych wspomnień wydawała się tak odległa, jakby minęło tysiąc lat. Nie wiem co stało się tamtej zimy. Co zrobiłam, albo czego nie zrobiłam, że z dnia na dzień z kochającego, troskliwego ojca stał się bezdusznym, niekochającym mnie potworem. Jako dziecko tego nie rozumiałam i szczerze nie potrafiłam zrozumieć do dziś. Setki razy, praktycznie co noc przywoływałam wspomnienia dzieciństwa i analizowałam każdy moment, próbując usprawiedliwić jego zachowanie. Zaczęłam obwiniać matkę, siebie, Suzy wszystkich tylko nie jego. Z czasem, z biegiem lat zrozumiałam, że to nie ja, nie mama, nie Suzy a on sam stal się bezdusznym ojcem i tylko on sam był winny tak wielu cierpień małej dziewczynki, którą wtedy byłam. Po raz pierwszy od dawna zapaliłam papierosa, wywołujące wspomnienia były jak cierń, który wbija się w dusze człowieka. Bolało, ale było to niczym w porównaniu do bólu, jakie odczuwałam co dzień, gdy pomyślałam o tym, co zostało mi odebrane.  
- Jeszcze raz przemyśl propozycję Sławka. Przecież nie możesz tak po prostu pozwolić mu odejść - usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się w stronę siostry i uśmiechnęłam się do jej promiennej twarzy. Mimo zmarszczek, mimo zmartwionych oczu ciąża z całą pewnością dobrze jej służyła.  
- To jego dziecko. Nie mam prawa wymagać od niego, by dla mnie je porzucił i tu został - rzekłam rozsądnym głosem. I Chociaż serce czuło dokładnie tak samo, nie wiem dlaczego chciało wyrwać się na samo wspomnienie o tym, że już jutro utracę mężczyznę, który pomógł mi się zmienić.  
- Jasne, że nie. Jednak nie możesz pozwolić mu odejść. Powinnaś pojechać tam z nim. Ułożyć sobie życie na nowo - usłyszałam.  
- A Ty? - zapytałam, a Suzy chyba zdała sobie sprawę, co chcę przez to powiedzieć. - Ty też powinnaś wreszcie pomyśleć o sobie. Powinnaś ułożyć sobie życie, wreszcie spełnić marzenie. Porzuciłaś wszystko dla mnie. Ja nie mogę i nie chce zostawiać Cię z tym samą. Obiecałam - wyznałam swoje obawy. Suzy przez chwilę nie odzywała się słowem, a ja nie czekając na jej anty argumenty po prostu ruszyłam przed siebie. Bałam się, że jeśli teraz usłyszę cokolwiek z jej ust moja silna wola pryśnie a wtedy już na zawsze utracę szansę na spełnienie danej obietnicy dziecku. Chodziłam ulicami miasta, chyba tak naprawdę po raz ostatni chodząc po znajomych miejscach. Wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą, wywołując łzy na moich policzkach. Niemal w każdym odwiedzonym miejscu widywałam twarz Pawła i tak bardzo tęskniłam chyba za jedynym mężczyzną, który rozumiał moje uczucia i obawy. Bałam się, że nie byłabym dobrą matką, że nie potrafiłabym już stworzyć szczęśliwego związku, że nie potrafię już nikogo kochać. Bałam się, że zmarnuje życie Sławkowi, tak jak zrobiłam to z Pawłem.

Nie wiem jak długo mi to zajęło. Byłam w każdym miejscu, który miał szczególne znaczenie dla mnie i Pawła, zupełnie tak, jakbym chciała raz na zawsze pożegnać się z wspomnieniami o byłym. Miałam jeszcze jeden cel, trudny aczkolwiek właśnie w tym momencie poczułam, że odnalazłam w sobie dość siły, by przejść przez to sama. Nie chciałam mieć przy sobie ani Suzy, ani Sławka. Była to moja wędrówka, moje cierpienie i moje zadanie. Tylko w samotności mogłam wreszcie odważyć się by przyjść w to przeklęte miejsce i raz na zawsze zmierzyć się z demonami przeszłości. Nie śmiało kroczyłam alejkami parku, jakby jakaś tajemnicza siła kierowała mnie w tamtą stronę. Jakby coś mówiło mi, że to jest najlepszy czas, najlepszy moment, że muszę to zrobić teraz, już, w tej chwili. Po kilku minutach zorientowałam się, że mam mokre policzki, a ja sama nie potrafiłam zapanować już nad łzami. Biegłam przed siebie, by po chwili gwałtownie zatrzymać się w tym przeklętym miejscu, gdzie kilka lat temu odbył się tu dramat zrozpaczonej matki. Uklękłam dokładnie w tym samym miejscu, gdzie kiedyś dostałam pierwszy solidny kopniak. Teraz jeszcze bardziej było tu zarośnięte, jeszcze bardziej opuszczone miejsce. Nie było nikogo, żadnej żywej istoty, która mogłaby ocalić życie, następnej napadniętej kobiety. Położyłam się na trawie i przytuliłam twarzą do niej. Pamiętałam jak wtedy leżałam plecami na zimnej ziemi, a tamten sukinsyn raz za razem kopał mnie po całym ciele. Dwa razy, tylko dwa razy nie udało mi się obronić brzucha i utraciłam to, co kochałam najbardziej- Dziecko.  
- Przysięgam Ci. Przysięgam na moje życie. Na miłość moją do Ciebie dziecinko, że pomszczę twoją śmierć. Przysięgam Ci, że nie podaruję im tego. Przysięgam kochanie - obiecałam sobie i spojrzałam w dal. W tej chwili nic nie miało dla mnie znaczenia. Nic prócz bólu, jaki czułam w tym momencie. Czułam się jakby to wszystko trwało tu i teraz, jakbym ponownie traciła to, co miałam najcenniejszego. - Kocham Cię Aniołku. Nie ma dnia bym o Tobie nie myślała. Jaki miałabyś teraz kolor oczu, jaki kolor włosów, jak bardzo byś się do mnie uśmiechała. Jak mówiłabyś do mnie mamo - zatrzymałam się, bo wielka gulka blokowała kolejne słowa. Łzy, które zatrzymały się w moim gardle uniemożliwiły mi kolejne zdania. - Kocham Cię dziecinko. Kocham Was obu - spojrzałam w niebo i uśmiechnęłam się. Miałam nadzieje, nie ja w to wierzyłam, że gdzieś tam nad chmurami na przeciwko mnie stoją razem za rękę i patrzą na to, co robię. Opiekują się mną.  
- Ona wie, że ją kochasz - przypomniałam sobie słowa Pawła. Czy aby na pewno? czy na pewno jest przekonana o mojej miłości, skoro nawet nie potrafiłam jej pomścić? czy nie wątpi w to, że bardzo ją kochałam skoro oprawcy, którzy w pewnym sensie ją zabiły nadal stąpają po tej ziemi?? Co ze mnie za matka, skoro nie mogę nic zrobić? co ze mnie za matka, skoro tamtego dnia tak mało ją broniłam, tak mało chroniłam?

                                    ***
Od rana pojechaliśmy na czuwanie. Przyjaciele ze szpitala, przyjaciele, znajomi, rodzina i My wszyscy na przemian staliśmy przy trumnie i płakaliśmy, bo nikt nie mógł pogodzić się, że ktoś tak młody, tak silny duchem odszedł tak niespodziewanie. Był chory, ale wierzyli. Naprawdę wierzyli, że jeszcze zostanie kilka miesięcy, że jeszcze nie jego czas, Ja o niczym nie wiedziałam i to było dla mnie najgorsze. Nie miałam czasu, nie miałam wystarczającego czasu, by pogodzić się z jego odejściem i móc z nim pożegnać. Od dobrych dwóch godzin czuwałam przy boku trumny, tak jak czuwałam przy nim w szpitalu, gdy odchodził. Wtedy miałam jeszcze szanse go usłyszeć, porozmawiać z nim, zobaczyć ten uśmiech w którym się zakochałam. Teraz już nie. Leżał blady, zimny, zmizerniały z zamkniętymi oczami, a ja umierałam wraz z nim. Jakaś część mnie umarła w szpitalu w  chwili, gdy zamknęły się na wieki jego powieki. Tak wiele chciałam mu powiedzieć, za tak wiele go przeprosić. Suzy, nie mogła znieść atmosfery i razem z Tomem siedziała na dworze.  Mama z tatą siedzieli obok, ale w pewnym momencie też wyszli, a ja usłyszałam tylko jej głośny szloch. Ja jako jedyna byłam przy nim najdłużej i nawet Sławkowi nie udało się mnie stad odciągnąć. Siedziałam, klęczałam i stałam na przemian, ale wciąż miałam jego zamknięte powieki na wyciągnięcie ręki.  
- Kochałam Cię - wyznałam tak cicho, że nikt nie miał szans by to usłyszeć. Chciałam by tylko on znał prawdę i wiedział, jak w tym momencie cierpiałam. Wszedł ksiądz i zaczęła się msza. Wystawienie zwłok w kościele nie trwało długo.  Każdy po kolei podchodził, mając szansę pożegnać się z nim przed ostatni raz. Ja stałam przy jego trumnie i chociaż robiło mi się słabo za każdym razem, gdy zdałam sobie sprawę, że więcej go nie zobaczę, nie odeszłam ani na krok. Obok mnie stał Sławek i podtrzymywał moje obolałe ciało. Byłam mu wdzięczna i to naprawdę wdzięczna, że tej chwili stał przy moim boku i ani na chwilę nie puścił mojej ręki. Nie wiem ile godzin mi tu zajęło. Sporo. Ludzie przychodzili i odchodzili, tylko nasza rodzina wciąż czuwała. Na południe około czternastej zaczęła się msza pogrzebowa i tłumy przyjaciół, znajomych ludzi weszła do kościoła. Wszyscy przybyli tutaj, by po raz ostatni zobaczyć się z nim i odprowadzić go na cmentarz.  Po mszy wraz z trumną, za którą szłam wraz z mamą i ojcem poszliśmy na cmentarz by pochować go tak jak należy. Mimo początkowych sprzeciwów mojej rodziny pochowaliśmy go tuż obok nagrobku  naszego dziecka. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo a potem nie pamiętałam już nic. Ocknęłam się na ławce, a pierwszą twarz jaką zobaczyłam były przerażone oczy Sławka. Ksiądz właśnie kończył przemowę a z daleka usłyszałam pierwsze odgłosy obijającego się piasku o trumnę. Podeszłam i rzuciłam garść piasku w dół i spojrzałam przed siebie. Poczułam dziwną pustkę,a z moich oczu popłynęły łzy. Tak bardzo chciałam by zakopano mnie wraz z nim. Tak bardzo pragnęłam wejść do trumny i umrzeć, by móc spotkać się z nimi tam na górze.  
- Dobrze się czujesz? - usłyszałam niespokojny głos Sławka. Pokiwałam głową i spojrzałam przed siebie. Co za durne pytanie pomyślałam rozzłoszczona na Sławka, rodziców i cały świat, że nie dano mi szansy na pogodzenie się z losem i pożegnanie.  
- Nie, nie czuję się dobrze - rzuciłam oschle i odeszłam. Potrzebowałam chwili, by pobyć sama. Po pół godziny z cmentarza odchodzili już ostatnie osoby. Tomasz obiecał odwieżć rodziców i Suzy na stypę a ja z Sławkiem obiecaliśmy nie długo do nich dojechać. Chciałam mieć czas, by w spokoju pożegnać się z nim i z dzieckiem. Po raz pierwszy od bardzo dawna byłam przy malutkim pomniku, którym kiedyś zrobiłam dla dziecinki. Nie przyjeżdżałam tu, a nawet jeśli tu byłam, nie miałam w sobie na tyle odwagi, by odwiedzać grób dziecka. Nie dlatego, że go nie kochałam, czy byłam złą matką, po prostu nie byłam gotowa by pogodzić się z jego stratą. Dla mnie przyjście na grób oznaczało pogodzenie się, przyjęcie do świadomości, że dziecko nie żyję,a tego nie potrafiłam zrobić. Stałam nad grobem Pawła i córeczki i płakałam. Przeklinałam los, wszystkie niebiosa, że zostawili mnie przy życiu, odbierając mi to, co kochałam najbardziej. Uklękłam przy grobie dziecka i nie chciałam żyć. Chciałam zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. - Obiecałaś - przypomniały mi się słowa Pawła.
- Przepraszam szepnęłam patrząc na fotografię i poczułam kolejne porcję słonych łez. - Tak cholernie Cię za wszystko przepraszam. Kochałam Cię. Kochałam tak strasznie mocno Was kochałam - rzekłam na głos.
- Oni to wiedzieli - usłyszałam za sobą głos Sławka. Odwróciłam się do mężczyzny i chowając w jego bezpiecznych ramionach, na nowo głośno zawyłam. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2629 słów i 13777 znaków, zaktualizowała 1 cze 2016.

5 komentarzy

 
  • Justys20

    Pięknie   <3

    1 cze 2016

  • Misiaa14

    Cudowne *-*

    1 cze 2016

  • NataliaO

    Świetna część :)

    1 cze 2016

  • volvo960t6r

    Cudowna część :)

    1 cze 2016

  • agusia16248

    @volvo960t6r Dziękuje

    1 cze 2016

  • volvo960t6r

    @agusia16248 Proszę :)

    1 cze 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacja szkoda mi jej bo straciła 2 osoby w życiu co kochała:( smutne to ale czekam na kolejną część

    1 cze 2016

  • agusia16248

    @cukiereczek1 Dziękuje :) No  jeszcze wiele przed naszą bohaterką,ale nie długo i uśmiechnie się do niej słońce

    1 cze 2016

  • cukiereczek1

    @agusia16248 czekam z niecierpliwością na części:)

    1 cze 2016