W poszukiwaniu szczęścia - cz.34

W poszukiwaniu szczęścia - cz.34##ROK PÓŹNIEJ – 1 CZERWCA – 24 Urodziny Huberta##  
          

        Oglądałem każdy jej mecz, czy to w telewizji, czy to w sieci. Byłem nawet na kilku z nich. Nie zauważyła mnie. Ja tylko na nią zwracałem uwagę. Czytałem każdą gazetę, artykuł, niczego nie przeoczałem.  
Była w dobrej formie, bardzo dobrej, ale coś zaczynało się psuć. Nie wiem, czym było to spowodowane. Teraz już nic czasami nie rozumiem…naszego dziecka nie było, to nie możliwe było, żeby je urodziła, było by to wszystko widać, a tym czasem ona jak zawsze miała idealną figurę, jak dla mnie. Nie było w niej widać za to już takiego szczęścia, uśmiech bardzo rzadko gościł na jej twarzy.

      Zbyt długo czekałem na to aby stanąć znów naprzeciwko niej. Rok temu odeszła, a ja po roku będę oczekiwał żeby do mnie wróciła.
       Dzisiaj jej drużyna gra na hali w Krakowie mecz charytatywny jest on dla mnie okazją, moją urodzinową okazją na spotkanie Gosi. Mam jeszcze trochę czasu, mecz ma odbyć się o 18.00, a jest dopiero co 16.45. Pomału odświeżam się pod prysznicem, z moim kilku dniowym zarostem nic nie robię, ubieram na siebie luźne, szare spodenki od dresów i szarą bokserkę. Po prostu ubieram się tak jak ona uwielbiała mnie oglądać.  Zabieram najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzę z małej kawalerki, którą kupiłem w Krakowie, gdy tylko dowiedziałem się, że Gosia właśnie w tym mieście przebywa.
      Cała hala wypełniona jest po brzegi, ale co się dziwić skoro jest to mecz charytatywny . Siedzę w jak najbliższym rzędzie, aby móc spotkać się z szarooką. Z niecierpliwością czekam na wyjście obu drużyn, a raczej na wyjście Gosi, dzieje się to punktualnie o 18.00.
      Gosia gra od początku meczu, nie jest zmieniana nawet na chwile, daje z siebie wszystko, ale coś w tym wszystkim jest nie tak…coś tu nie gra. Drużyna szarookiej wygrała 3:0 w setach. Po meczu, nastąpiło pożegnanie się drużyn i oficjalna przemowa prezesa klubu mojej ukochanej, a potem trenera:
- Dziękujemy za tak liczne przybycie na mecz charytatywny organizowany na ten szczytny cel jakim jest wsparcie dla szpitala dziecięcego w naszym mieście. Za wszystkie pieniądze na ten cel bardzo dziękujemy. Chciałbym również ze wszystkimi moimi zawodniczkami podziękować właśnie jednej z nich. Osoba ta przez niecały rok wniosła wiele dobrego do naszej drużyny. Zaimponowała nie tylko grą, ale i walką, charakterem, swoim sercem. Niestety osoba ta przez bardzo poważne problemy zdrowotne opuszcza nasz klub i kończy swoją karierę. Oficjalnie ogłaszam iż Małgorzata Miecznikowska opuszcza nasz klub. Proszę o wielkie brawa dla Gosi! – z głośników na całej hali rozbrzmiewa głos trenera, a ja? A ja zamieram…moja szarooka kończy karierę i to z tego powodu, którego zawsze się obawiała.
Obok trenera i prezesa klubu pojawia się postać Gosi, która z widocznymi łzami na policzkach odbiera pamiątkowy puchar i wymienia uściski dłoni z dwoma panami. A cała sala huczy od oklasków na cześć jej drobnej osóbki.
        Po zakończeniu całego tego wydarzenia, kibice opuszczają trybuny, ale nie ja. Udaję mi się przedostać z trybun do korytarza, który prowadzi do różnych pomieszczeń, w tym do szatni.
- W czym mogę pomóc? – za mną słyszę głos, dlatego odwracam się i przekonuje się, że głos należy do tego samego trenera, co przed kilkoma minutami żegnał Gosię.
- Chciałbym porozmawiać z Panią Gosią Miecznikowską – zwracam się uprzejmie.
- Wywiad? – krótko pyta mnie starszy pan.
- Nie, jestem jej znajomym.
- Ah tak, w takim razie pewnie jeszcze jest w szatni, bo miała jeszcze na chwilę wstąpić do mnie do gabinetu, a dziewczyny już powychodziły. Proszę po prostu zapukać – instruuje mnie.
- Dziękuję bardzo – uśmiecham się.
- Nie ma za co. Proszę przekazać jej tylko w takim razie, aby przyszła do mnie jutro, nie musi już dzisiaj.
- Dobrze przekaże, jeszcze raz dziękuje.
     Oddalam się w stronę szatni, jest podpisana więc to tylko ułatwia mi sprawę. Pukam…
- Proszę!- słyszę głos zza drzwi.
Wchodzę do szatni, napotykam  tam inną osobę niż szarooką.
- Coś się stało? – pyta mnie czarnowłosa dziewczyna, zdecydowanie wyższa nawet ode mnie.  
- Szukam Gosi.
- Miecznikowskiej?
- Tak – odpowiadam spokojnie, ale gdzieś tam głęboko nie jestem spokojny.
- Gosia jest na hali pewnie, bo jeszcze nie przyszła w ogóle do szatni – mówi. A więc kierunek, szatnia…
      Teraz już się nie mylę, gdy wchodzę na halę od razu widzę postać Gosi, leży na brzuchu na środku parkietu. Nie ma szans żeby mnie zauważyła, głowę zakryła  tak dłońmi, że widać tylko jej blond włosy.  
- Trener kazał przekazać, że nie musisz już dzisiaj przychodzić do niego i żebyś przyszła do niego jutro – mówię, gdy jestem już wystarczająco blisko niej. Jej reakcja na mój głos jest natychmiastowa. Bardzo szybko wstaje i wpatruję się we mnie bardzo zaczerwionymi oczami od płaczu. Mija klika sekund, a zbliża się do mnie i dotyka mojego policzka, gładząc powoli.
- To ty – jej dłoń nadal spoczywa na moim policzku, a oczy wpatrują we mnie.
- Tak, to ja – dotykam jej dłoni, tej samej, która dotyka mojego ciała.
- Straciłam wszystko, wiesz? -  nie potrafi złapać oddechu, mówiąc przez łzy.
- Nie straciłaś miłości – mówię.
- Już dawno straciłam. Nic nie rozumiesz – wzdycha i raptownie wycofuje się ode mnie, idąc w stronę szatni.
- Wyjdź za mnie! – krzyczę za nią, klękając na jedno kolano i trzymając pudełko z pierścionkiem, który miałem jej dać już rok temu.
- Nie Hubercie, zniszczę ci życie. Odchodząc od ciebie zrobiłam najlepszą rzecz jaką mogłam zrobić dla ciebie. Nie wiesz wszystkiego – odwraca się na moje wcześniejsze słowa.
- Zrobiłaś najgorszą rzecz jaką mogłaś zrobić, odchodząc rok temu –wstaję i podążam w jej kierunku.
- Nie wiesz wszystkiego – wybucha szlochem i pada na dwa kolana, dosłownie przede mną.
-Więc wytłumacz mi aniele – klękam tak jak ona i głaszczę jej policzki, przy okazji wycierając łzy.
- Ja je straciłam, ja je straciłam, ja je straciłam… - powtarza w kółko, a łzy kapią jeszcze bardziej niż przedtem.
- Co straciłaś? Kochanie uspokój się, błagam – całuję jej czoło.
- Odejdź ode mnie wtedy kiedy to ci wy…ja…wie – prosi – wyjedź z Krakowa gdy ci to wytłumaczę – znów prosi.  
Kładę sobie ją na kolanach, a ona zaczyna mówić.
- Hubert ja straciłam nasze dziecko. Ono było słabe, za słabe żeby przetrwać…nie było szans. Ja sama byłam za słaba żeby donosić tą ciąże, ja je straciłam…To wszystko stało się półtora miesiąca przed moim odejściem od ciebie. Dowiedziałam się, że noszę twoje dziecko przed wyjazdem na 2 dniowy turniej, wtedy wszystko niby było doskonałe. Po turnieju miałam zamiar ci powiedzieć…ale po turnieju dostałam krwotoku, trafiłam do szpitala, pamiętasz jak zadzwonił do ciebie trener Darek, że zawody nam się przedłużyły na kilka dni, ja wtedy straciłam nasze dziecko, lekarze myśleli, że z naszym dzieckiem wszystko w porządku, ale dopiero po poronieniu okazało się, że ciąża była zagrożona.  Wszystko musiałam ukryć przed tobą, a tak naprawdę rozpadałam się na kawałki, potem jeszcze zobaczyłam ciebie z jakąś dziewczyną jak idziecie do sklepu jubilerskiego – mówi to wszystko z ogromnym bólem, widać to po niej i słychać w jej głosie.
- Ale…
- Wiedziałam, że jeśli wybierasz coś dla tej dziewczyny i jesteś z nią w tym sklepie to ona musi dla ciebie dużo znaczyć, a jeśli nawet wybierałeś coś dla mnie to jeszcze bardziej nie zasługiwałam na ciebie. Straciłam dziecko, nasze dziecko, a ty jeszcze codziennie powtarzałeś jak bardzo mnie kochasz… nie zasługiwałam na ciebie. Potem po prostu obudziłam się i rozplanowałam mój wyjazd. Nikt o tym nie wie, o dziecku… - przerywa mi i zaczyna mówić dalej gdy widzi, że znów coś chcę powiedzieć – z drugiej strony, może był to też strach, że mnie zostawisz, ale głównie chodziło mi o to żebyś był szczęśliwy, a ja straciłam nasze dziecko przeszkadzając ci tylko w tym szczęściu – kończy.

____________________________________________________________________________________________________

  
Hej!
Nowa część, w której jest dużo wyjaśnione! Jest to taka przełomowa część…no bo w końcu dowiadujecie się tu paru istotnych rzeczy :/
Z racji, że jutro koniec roku szkolnego, chciałam wam umilić ten czas choć trochę i dodać tą część. 
Powodzenia jutro, wszystkim uczącym się, a raczej kończącym ten rok szkolny! 
Pozdrawiam <3  
Gocha <3

szalona123

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1583 słów i 8771 znaków.

8 komentarzy

 
  • mysza

    Nie mów, że znowu nam to robisz

    10 lip 2016

  • szalona123

    @mysza Miało być w ten weekend , ale miałam niespodziewane wyjazdy do rodziny, pogrzeby w rodzinie i tak trochę nie miałam czasu!  ;)

    11 lip 2016

  • mysza

    Kiedy kolejna?

    30 cze 2016

  • szalona123

    @mysza Jak się uda to jutro Nowa część najpóźniej we wtorek <3

    11 lip 2016

  • teddy123

    Cudo ♡

    23 cze 2016

  • szalona123

    @teddy123  :sex:  <3

    23 cze 2016

  • Misiaa14

    On musi z nią być cudo :*

    23 cze 2016

  • szalona123

    @Misiaa14 Może im się uda <3

    23 cze 2016

  • Natusik

    Nic dodać nic ująć.. ale jednak dodałabym więcej tekstu :D Świetne jak zawsze i już nie mogę się doczekać następnej części

    23 cze 2016

  • szalona123

    @Natusik Dodałabym więcej tekstu faktycznie, ale cóż chciałam wam dostarczyć tą część już dzisiaj i rozwiązać wasze wątpliwości <3

    23 cze 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część już czekam na kolejną:) kiedy mogę spodziewać się następnej? :*

    23 cze 2016

  • szalona123

    @cukiereczek1 Dzięki, nie chce naprawdę was wprowadzać w błąd dlatego przemilcze temat: kiedy następna <3

    23 cze 2016

  • cukiereczek1

    @szalona123 ok :)

    24 cze 2016

  • czarnyrafal

    Nie można całe życie się obwiniać za nieprzewidywalne. Hubert ją kocha i czas by to zranienie w życiu Gosi się zabliżniło, bo i ona go kocha i ci dwoje zasłużyli na szczęście, na wspólne życie, już teraz bez zgrzytów , w pełnej harmonii i przeszłość stala się wspomnieniem, czasami przykrym , ala tylko wspomnieniem <3

    23 cze 2016

  • szalona123

    @czarnyrafal Oby i tak było <3

    23 cze 2016

  • Krolewna

    <3

    23 cze 2016

  • szalona123

    @Krolewna  <3

    23 cze 2016