Valery VI

Opowiadała, zatrzymując się na chwilę, by otrzeć łzy i uwolnić gardło od duszącej, nowej fali łez. Patrzyłem, udając, że to wcale nie robiło na mnie wrażenia. Głaskałem ją po głowie a jednocześnie miałem żal, że nie poinformowała mnie o tym dużo wcześniej. Może teraz całkiem inaczej by to wyglądało.  
-Spokojnie - szepnąłem, przytulając ją mocniej do siebie. - Nie ucieknę, poradzimy sobie razem - jej włosy były takie miękkie i pachnące, ale tym razem nie uśpiły budzącej się we mnie czujności. Bałem się o nią, tak cholernie się bałem, że ten dupek mógłby jej zrobić krzywdę.  
-Valery, przepraszam..
-Nie przepraszaj, teraz nie masz powodu, by się obawiać. Załatwię to, nigdy więcej cię nie dotknie - przerwałem jej, nie mogąc przyzwyczaić się do stanu, w jakim się znajdowała. Chciałem wymazać wszystkie złe obrazy z jej głowy, pozbawić ją tego, co nie pozwalało normalnie funkcjonować, nie zadręczać się.  
-Nie, to nie jest dobry pomysł, żebyś się w to mieszał, naprawdę. Nie chcę, abyś się z nim spotykał - patrzyła na mnie, jak przestraszone zwierzę. W tamtej chwili liczyło się tylko to, by więcej nie zadzwonił. Ba, by nawet nie miał jak złapać w rękę komórki.  
-Evelyn, wszystko się uda, obiecuję. Nigdy więcej nie zobaczysz go na oczy - spróbowałem się uśmiechnąć, by dać jej, przesłać w jej stronę iskierkę nadziei, poczucia bezpieczeństwa, że to teraz ja jestem jej całym wsparciem i nigdy więcej nie spotka ją krzywda, ale ona zgasiła mnie jednym słowem.
-Valery, on ma ze mną dziecko - szepnęła a ja poczułem, jak ugięły się pode mną nogi, nieważne, że siedziałem.


Minęło sporo czasu, zanim dotarłem do siebie. W głowie pobrzmiewały złowrogo wyglądające słowa, ale jej rozpacz wypisana w oczach i ta cholerna bezradność, bolała bardziej niż świadomość, że gdzieś tam siedział ojciec jej dziecka razem z maluchem.  
-Dlaczego..
-Och Valery, proszę cię. Co miałam ci powiedzieć? Że wiecznie idealna Evelyn zaliczyła wpadkę kilka lat temu i dla swojego dobra zaczęła nowe, lepsze życie? - nie poznawałem jej, z każdym kolejnym słowem, miałem wrażenie, że rozmawiam z zupełnie inną osobą. Możliwe, że nigdy nie była taka, za jaką ją miałem.  
-To nie tak, nie widzisz? To twoje dziecko. Nigdy nie czułaś potrzeby, aby mieć je obok, przy sobie? Bez względu na tego frajera, który cię szantażuje. To bardzo egoistyczne z twojej strony. Ten mały szkrab niczemu nie jest winny - przekrzywiła głowę na moje słowa a w jej oczach zawitała nowa fala bólu.
-Jasne, ale nigdy nie zdobyłam się na odwagę. Z resztą, Jack nie odda mi dziecka. Traktuje je, jak swoją własność, zajmuje się nim i dotąd wychowywał go sam - rezygnacja w jej głosie nie pasowała do poprzeczki, którą zawsze sobie stawiała. Evelyn nigdy się nie poddawała, choćby nie wiem co.  
-Chłopiec? - westchnąłem, wyobrażając sobie małą, uśmiechniętą, męską wersję przyjaciółki. Kiwnęła głową, po czym rzuciła się na mnie, mocno się przytulając.



Przez połowę paskudnego dnia siedzieliśmy objęci na kanapie. Nie wiedziałam, co powiedzieć, co zrobić w tamtej chwili, aby zmniejszyć wibrujące między nami napięcie. Teraz to ja miałem ochotę wyjechać do pięknego Paryża, wyrzucić problemy gdzieś w ciemny kąt i zacząć od nowa. Głaskałem delikatnie jej ramię, czując, że powoli się uspokaja i rozluźnia. Szkoda, że sam nie byłem w stanie tego zrobić. Siedziałem, jak na szpilkach, czując, jak wbijają się coraz głębiej w moje sztywne ciało.  
Co teraz?  
Szantażujący Evelyn mężczyzna był wysokim, grubym murem oddzielającym nas od zielonej, pięknej polany, którą mieliśmy przemierzać wspólnie. Wyobrażałem sobie małego, uśmiechniętego chłopczyka, który trzymał Evelyn mocno za rękę i machał w moją stronę.  
-Oznacza to, że jeśli nie wrócisz do jego biura i nie zgodzisz się wyjechać, ucieknie razem z małym na zawsze? - spytałem, choć domyślałem się, jakiej odpowiedzi mi udzieli. Westchnęła, wtulając się mocniej w moje ramiona.  
-Jack chce, abym wyjechała razem z nim. Chce uciec, zabrać małego i zacząć wszystko od początku - szepnęła, na co mnie zamurowało. Kolejny raz.  
-Chcesz powiedzieć, że twój wyjazd do Paryża od samego początku miał zakończyć się powrotem do tego bydlaka? - zabrakło mi powietrza w płucach. Przez moment zapomniałem, jak oddychać. Sam nie rozumiałem, dlaczego dopiero teraz otworzyły się moje oczy, przecież to było jasne.  
-Valery, posłuchaj - odsunęła się ode mnie, by na mnie spojrzeć. - Kochałam cię od bardzo dawna. Uważałeś mnie za swoją najlepszą przyjaciółkę i nie zauważałeś a może po prostu nie chciałeś dostrzec, że jesteś dla mnie kimś więcej. Akceptowałam twój związek z Niną, dopóki nie zaczynała mieszać, ranić cię i bawić się twoimi uczuciami. Odpychałeś mnie, kiedy chciałam ci pomóc, ale zawsze potem do mnie dzwoniłeś. Byłam przy tobie zawsze, nawet gdy nie chciałeś mnie widzieć. Nie wytrzymałam, gdy oznajmiłeś mi, że pocałunek był dla ciebie tak naprawdę jedną, wielką pomyłką. Jack odzywał się do mnie coraz częściej. Za każdym razem, kiedy oddalaliśmy się się od siebie, czułam, że moje miejsce może być jednak tam, przy dziecku, że może myliłam się sama co do swoich odczuć i przekonania, że muszę poczekać na odpowiedni moment, byś zauważył mnie, jako kogoś, kogo mógłbyś pokochać. Nie kocham Jacka, Valery. Chciałam przelać tę kipiąca ze mnie miłość na dziecko. Pragnęłam zabrać je ze sobą i zniknąć, nie przeszkadzając tobie i Nadii - od jej szczerości zaczęło kręcić mi się w głowie. Nie spodziewałem się, że poczuję znów cisnące się łzy w kącikach oczu. Miałem jej nigdy więcej nie zobaczyć, nie mieć okazji dotknąć jej ciepłych dłoni, skosztować ust. Boże, byłem idiotą. Cała dotychczasowa, pędząca z zawrotną prędkością rzeczywistość, była jednym, wielkim horrorem, który pragnąłem zakończyć.  
-Nigdy więcej kłamstw - zdołałem jedynie wydukać. - Odzyskasz swoje syna - dodałem, na co ścisnęła mocniej moją dłoń.  


Na jakiś czas odłożyłem pracę na potem. Szef nie skomentował mojej nieobecności. Zadzwonił raz, życząc mi szybkiego powrotu do stanu, w jakim pierwszy raz poznał mnie w swoim gabinecie. Uśmiechnąłem się smutno do telefonu.  
Przeniosłem się do Evelyn. Wspólne zasypianie zawsze jest lepsze od męczenia się w pojedynkę. Miło było czuć jej ciepłe ciało obok swojego. Kiedy zasypiała, całowałem ją zawsze w czubek głowy. Nadal chciałem, by czuła się bezpiecznie. To się nie zmieniło.
Nieraz przyłapywałem, jak nerwowo zagryzała wargi, obserwując mnie w najbardziej błahej wykonanej przeze mnie czynności. Nie chodziło o pożądanie. Dostrzegałem wielkie poczucie winny w jej oczach, tak samo jak bezradność, która wypełniała całe mieszkanie.  
-Podaj mi jego adres - szepnąłem najnormalniej, jak tylko potrafiłem. Nie chciałem, by uchwyciła w tym prostym zdaniu fali smutku. Bez słowa wyjęła pomiętą karteczkę z czerwonego portfela i położyła na szklanym stoliku. Cel namierzony.  
-Uważaj na siebie, proszę - dostrzegłem łzy spływające po bladych policzkach. Uśmiechnąłem się, pocałowałem ją w czubek głowy i rzuciłem w jej stronę:
-Niebawem wrócimy.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1398 słów i 7528 znaków, zaktualizowała 14 mar 2016.

3 komentarze

 
  • Anonim2

    Coś za bardzo cedzisz to opowiadanie.

    16 kwi 2016

  • Malolata1

    @Anonim2 przykro mi, brak czasu. Każdy w życiu ma lepszy i gorszy czas.

    17 kwi 2016

  • LittleScarlet

    Aaaaaaaaa  :jupi:

    15 mar 2016

  • majli

    Ulala... Czyli Evelyn ma burzliwą przeszłość za sobą. Robi się ciekawie. :P

    14 mar 2016

  • Malolata1

    @majli mam taką nadzieję, że ciekawie i nieprzewidywalnie c:

    15 mar 2016