Valery III

Nie otworzyła, kiedy zapukałem. Stałem, jak idiota pod jej drzwiami dobre dwadzieścia minut. Masa wykonanych telefonów również nie podziałała. Sam nie wiedziałem, gdzie mogłem jej szukać. Nie zamierzałem się poddać. Kilkakrotnie powtórzyłem te same czynności, czekając na rozwój wydarzeń. Nic.  
-Evelyn, wiem, że tam jesteś. Proszę, otwórz - oparłem się o ścianę, mając nadzieję, że wścibscy sąsiedzi nie zechcą zadzwonić na policję.  
Bez odzewu. Nie dziwiło mnie jej zachowanie. Sam też bym sobie nie otworzył.  


Musiałem zasnąć, bo gdy spojrzałem za zegarek dochodziła północ. Wstałem i oparłem głowę o drzwi do jej mieszkania. Zacząłem naprawdę tęsknić.  
-Evelyn - moje imię w jej ustach brzmiało tak żałośnie. Nie miałem już siły. Chciałem tylko, żeby mnie wpuściła. Śmiech za moimi plecami przywołał mnie do pionu. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Była totalnie pijana i ledwo trzymała się na nogach.  
-Nie ma już żadnej Evelyn - wybełkotała, uśmiechając się. - Na pewno nie dla ciebie, Valery - dodała, po czym chwiejnie dotarła do drzwi. Odepchnęła mnie, ale nieudolnie. Przytrzymałem ją za nadgarstki.
-O czym tym mówisz? - poczułem, jak fala ciepła oblewa mnie od stóp do głów.
-Dobranoc - szepnęła tylko, wyrywając dłonie z mocnego uścisku. Patrzyłem, jak z trudem radziła sobie z kluczami. W końcu dopięła swego. Weszła do mieszkania, zataczając się a ja, jak ten debil patrzyłem, jak zamykają się drzwi przed moim nosem.


Mój telefon wibrował w spodniach, kiedy wracałem do domu. Nina. Jej imię pojawiało się co pięć minut na wyświetlaczu. Olałem to. Była ostatnią osobą, z jaką chciałem rozmawiać. Nagrała kilka wiadomości głosowych, wysłała kilkanaście smsów, ale usuwałem je, nawet nie czytając.  
Powrót do pustego mieszkania był najgorszy. Każda ściana spoglądała na mnie z obrzydzeniem, tak czułem. Co ja narobiłem? Rzuciłem się na kanapę. Telefon znów zawibrował, więc wyjąłem go i już chciałem rzucić o ścianę, ale imię na wyświetlaczu powstrzymało ten gwałtowny ruch.  
-Przyjedź - słychać było, że alkohol trochę wyparował a język mniej plątał. Nie musiała drugi raz powtarzać. Pobiegłem do auta.  


Drzwi były otwarte, ale musiała nie usłyszeć, że wszedłem, bo nadal tańczyła w salonie. Zastygłem na moment. Poruszała się swobodnie, jakby te kilka metrów zamieniło się w sporych rozmiarów parkiet. Wyglądała pięknie. Pierwszy raz zobaczyłem ją taką bezbronną i delikatną. Spięła włosy w luźnego, rozwalającego się koka a koszulkę, którą miała na sobie zdobiły niebieskie plamy. Pewnie od farby. Pamiętałem, że wspominała jakiś czas temu, że zmieniła kolor ścian w sypialni. Nie miałem okazji zobaczyć.  
-Jestem - pozwoliłem sobie na przerwanie jej subtelnych ruchów. Odwróciła się twarzą do mnie. Zupełnie, jak przestraszona sarna. Poprawiła koszulkę i odchrząknęła.  
-Usiądź - wskazała na białą kanapę. -Chcesz coś do picia? - chłód bił z każdego słowa, które wypływało z jej ust. Pokręciłem przecząco głową.  
-Wyjeżdżam do Paryża na pół roku - moja brew podjechała momentalnie do góry na samo słowo "wyjazd", co dopiero na dalszą część zdania. Paryż? O co tu kurwa chodzi? Chciałem coś powiedzieć, ale uniosła palec.  
-To dla mnie świetna okazja. Poznam to miejsce a zarazem będzie moim miejscem pracy. Nauczę się wielu rzeczy i co najważniejsze, odpocznę - mówiła szybko, jakby to mogło przyspieszyć dzień jej wyjazdu.  
-Kiedy? - zdążyłem wtrącić się między kolejnym potokiem zdań. Była wyraźnie podekscytowana na samo wspomnienie. W jej oczach obudziły się iskry, już nie z mojego powodu.
-W sobotę - z jej ust zabrzmiało to jak wyrok, przynajmniej dla mnie. Poczułem, jak przygniótł mnie niewidzialny głaz ważący co najmniej tonę. Cztery dni. Tylko cztery.  
-To już postanowione? - spytałem, choć dobrze wiedziałem, że to pytanie retoryczne. Westchnęła. Spojrzała na mnie w taki sposób, że nie musiała niczego więcej mówić.  
-Evelyn, naprawdę wiem, jak się czujesz - zmrużyła oczy. - Doskonale wiem, jak się zachowałem. Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Osobą, której nie potrafiłem docenić i robię to dopiero wtedy, kiedy mam cię stracić. To chore, wiem. Najpierw mówię, potem myślę a potem powtarzam sobie, jakim idiotą jestem. Wiele zrozumiałem, nawet nie wiesz, jak pewien wywiad, który musiałem przeprowadzić z Niną, dał mi do myślenia. Postawił mnie na nogi i..
-Niną? Ach tak, już gdzieś słyszałam to imię. Dobrze, że nie usłyszę go przez następne pół roku - przerwała mi brutalnie, gasząc palące się światełko gdzieś wewnątrz mnie. Rozumiem. Ząb za ząb, oko za oko, ale żeby aż tak?  
-Zwróciłaś uwagę tylko na wspomnienie o niej, choć jej osoba jest dość mało istotna w tym, co przed chwilą powiedziałem. Zerwałem z nią jakikolwiek kontakt, od chwili, kiedy byłaś u mnie i wiesz? Świetnie mi z tym, co nie zmienia faktu, że w pracy nie mogę decydować za szefa i na moje nieszczęście musiałem jechać właśnie z nią. Zabawne, że tego nie zauważyłaś. Wywiad z parą staruszków, którzy wytrzymali ze sobą ponad pięćdziesiąt lat uświadomił mi bardzo istotną rzecz. Nie potrafiłbym bez ciebie istnieć na dłuższą metę, ale za późno to zrozumiałem. Wybrałaś swoją drogę. Kariera czeka - nie potrafiłem powstrzymać wściekłości wypływającej na wierzch. Ja już nie mówiłem, ja krzyczałem. Ona nawet nie drgnęła, zrobiła to za nią powieka. Twarz zbladła a ja wstałem. Spoglądaliśmy na siebie tak kilka sekund. Nie wytrzymałem, nim zdążyła się zorientować moje usta całowały już jej ciepłe wargi. Nie wiem, co bardziej zabolało. Serce czy moja twarz, gdy uderzyła mnie dłonią i odepchnęła. Nie miałem tu już czego szukać. Droga została zamknięta wielką, mosiężną kłódką.


W domu od razu sięgnąłem po alkohol. Musiałem trochę uśpić mózg. Za bardzo pracował. Nie chciałem już myśleć. Myślenie boli. Niewykorzystane okazje bolą. Upływający czas boli. Wszystko kurwa boli.  
Opadłem na kanapę. Od chwili, gdy leżałem z Niną w swojej sypialni, przestałem ją odwiedzać. Salon był miejscem snu. Powieki zaczęły ciążyć a w głowie wirować. Śmiałem się ze swojej totalnej bezradności i głupoty. Człowiek to totalnie destrukcyjna bestia. Potrafi zniszczyć wszystko, włącznie ze sobą.  

To dla Ciebie, Hope.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1235 słów i 6614 znaków.

2 komentarze

 
  • Hope3

    Dziękuję bardzo. Kolejna część i jak zwykle świetna.

    11 lut 2016

  • NataliaO

    "-Zwróciłaś uwagę tylko na wspomnienie o niej, choć jej osoba jest dość mało istotna w tym, co przed chwilą powiedziałem. Zerwałem z nią jakikolwiek ..." NEI WIEM CO BYŁO W TYCH ZDANIACH ;) ALE OD TEGO MOMENTU DO KONCA WKRADŁA SIĘ TAKA DOBRA NOSTALGIA; FAJNY ROZDZIAŁ

    11 lut 2016

  • Malolata1

    @NataliaO bardzo mi miło :*

    11 lut 2016