Truskawki [cz.12]

Widząc, że jest ze mną źle, siostra zabrała mnie do ubikacji. Nie pamiętam jak tam dotarłam. Pamiętam jednak, choć jak przez mgłę, klęczenie przy muszli i wszechogarniające poczucie ulgi po wyrzuceniu z siebie treści żołądka. Zdaje się, że byłyśmy tam długo, bo pod kinem czekała już na nas reszta ekipy z naszymi torebkami. Pamiętam, że Szymon trzymał moją, a Kacper Weroniki, lecz gdy wyprowadzali mnie z galerii, Patrycja powiedziała do Szymona "daj to, bo wyglądasz z tym jak pedał”.
     I nagle dookoła mnie zapanowała ciemność, a ja siedziałam na jakiejś ławce. Naprzeciw mnie stali Weronika i Szymon.  
   -     Napij się coli, kochana – powiedziała Weronisia. A ja odmówiłam.
   -     Pij, żeby wyrzygać to wszystko.
   -     Może już wyrzygała? - zapytał Szymon.
     W tym momencie znów zrobiło mi się niedobrze, a Weronika złapała mnie za włosy i powiedziała do Szymona:
   -     Widzisz? Jak będzie rzygać, to tak masz trzymać jej włosy, jasne?
   -     Dobra – powiedział i usiadł koło mnie, a Weronika gdzieś odeszła.
     Zorientowałam się, że jesteśmy w parku przy naszej szkole. Patrycja z Danielem miziali się gdzieś w oddali, a Kacper tańczył z Weroniką na trawniku. Chciałam być teraz przy niej, ale z drugiej strony widziałam jak dobrze bawi się ze swoim pierwszaczkiem i nie chciałam im tego psuć. Mój pierwszaczek wypytywał mnie tymczasem o samopoczucie. Odparłam, że już mi lepiej, choć nadal czuję potrzebę wyrzucenia z siebie czegoś i co pewien czas mi się odbijało. Powiedziałam też, że mi zimno, na co on objął mnie ramieniem, a ja odpowiedziałam na to wtulając się w niego. Teraz na własnym przykładzie przekonałam się, że romantyzm XXI wieku polega na trzymaniu włosów dziewczynie, gdy wymiotuje.
     Będąc w niego wtulona, czułam bezpieczeństwo i ukojenie. Nagle zapomniałam o wszystkich troskach związanych z rozstaniem oraz o konflikcie z Kamilem i o tajemnicach siostrzyczki. Czułam tylko ciepło jego swetra, zapach jego perfum i miękkość jego ciałka. On, biedaczek nie wiedział jak się zachować i co kilka minut pytał jak się czuję. To było słodkie, miło mi że się troszczył, ale nie miałam już siły odpowiadać.  
     Poczułam jakby chciał wypuścić mnie, lecz ja wtedy wtuliłam się jeszcze mocniej. On zrozumiał aluzję i uśmiechnął się do mnie po czym... pocałował mnie w czoło. To było niesamowite! Nigdy wcześniej mnie nikt nie całował w czoło. Takiej właśnie spontanicznej czułości brakowało Michałowi. Parę minut później powtórzył tego całusa, a następnie rozeszliśmy się na przystanki. Wsiadłam z Kacprem i Weroniką do autobusu. Usiedliśmy na tyłach; oni całą drogę przegadali, a ja obserwowałam przez szybę nocną panoramę miasta. Ulice i chodniki były takie opustoszałe, choć było dopiero po dziesiątej.  
     W końcu dojechaliśmy na osiedle. Odprowadzili mnie pod mój blok a nawet weszli ze mną na drugie piętro. Pożegnałam się z nimi i otworzyłam drzwi najciszej jak potrafiłam w nadziei, że rodzice już śpią i nie wyczują ode mnie alkoholu. Natychmiast rzuciłam się na łóżko i rozmyślałam nad wydarzeniami dnia dzisiejszego. Nad schadzką z Olusiem, nieudaną próbą zerwania oraz wypadem do kina. Tu też było sporo do przemyślenia. Nigdy więcej już się tak nie upiję! Następnym razem będę pić ostrożnie. Następnym razem, czyli jutro na osiemnastce. Czułam się źle i chciałam zasnąć i zakończył już ten dzień, ale czułam się tak pobudzona, że sen nie wchodził w rachubę.  
     Pomyślałam, że skoro nie mogę zasnąć, zabiorę się za napisanie pracy na konkurs. Polega on na tym, że co miesiąc wysyłam im jakąś formę pisemną, którą nam zadali, a potem w wakacje najlepsi wygrywają warsztaty literackie na Mazurach. Czuję, że póki co idzie mi dobrze i mam jakieś szanse. Odkryłam tym samym, że po alkoholu mam dużo lepszy flow w pisaniu i skończyłam tuż po północy.
     Znów się położyłam, tym razem już w piżamie i przy zgaszonym świetle. Zaczęłam układać sobie po kolei wydarzenia z kina i przypominać co się działo po kolei. Przypomniała mi się zgubiona zapalniczka oraz szeptanie do ucha Szymonowi. Potem byłam na kanapie z siostrą i ona kazała mi patrzeć na ekran. A potem mnie pocałowała. W usta. Nie wiem czy potraktować to jako pijacki wybryk czy jako dowód czułości. Oraz czy powinnam z nią o tym porozmawiać czy może udać, że nic się nie stało. Czułam jednak potrzebę porozmawiania z kimkolwiek, bo w ciągu ostatniego tygodnia wydarzyło się więcej niż w ciągu całego mojego życia i miałam wrażenie, że za tym wszystkim nie nadążam.
     Rano odpaliłam fejsa i przyniosłam sobie płatki z mlekiem do pokoju. Jadłam przeglądając walla. Napisał do mnie Szymon pytając czy żyję. Zagadaliśmy się tak, ze nim się zorientowałam była już trzynasta, a ja nadal siedziałam w piżamie przy pustej już misce. Napisałam "zw”, ogarnęłam się i czym prędzej powróciłam do konwersacji. Rozmawialiśmy o Weronice i Kacprze, o serialach, o moim osiedlu, o jego osiedlu, o naszym gimnazjum i o relacjach damsko-męskich. Wymieniliśmy się też numerami telefonu. Zadzwonił po obiedzie.
   -     Tak, słucham – rzekłam wesoło.
   -     Hej. Co miałaś na obiad?
   -     Spaghetti – odparłam przeglądając się w ekranie telewizora i ścierając z brody resztki sosu.
   -     Zazdro. Ja miałem krewetki z boczniakami i suszonymi pomidorami.
   -     Czad – odpowiedziałam, zastanawiając się jak to może wyglądać i smakować.
   -     A jak wrażenia z wczorajszego filmu? - zapytał – jak ci się podobał Johnny?
   -     Jaki Johnny?
   -     Johnny Depp.
   -     On tam grał? - zapytałam zaskoczona.
   -     Widzę, że faktycznie nie ogarnęłaś filmu. Ja w sumie też się pogubiłem w fabule.
   -     Dobrze, że nas nie wyrzucili z kina.
   -     Straciliby stałych klientów.
     Gadaliśmy z pół godziny, a ja w międzyczasie robiłam zadanie z anglika. Znowu zadała nam dwie strony z ćwiczeń. Zawsze musi nam dopierdolić na weekend. Dotychczas mi to nie przeszkadzało, bo i tak nie miałam nic do roboty, ale teraz, kiedy moje życie towarzyskie kwitnie boję się, że przez polski i angielski zabraknie mi czasu na przygotowywanie się do olimpiady chemicznej.  
     W trakcie tej rozmowy, próbowała się do mnie dodzwonić Gęsikowska. Grzecznie doprowadziłam do końca konwersację ze swoim pulchnym pierwszaczkiem pod pretekstem przeniesienia jej na facebooka. Oddzwoniłam do siostry.
   -     Więc tak. Spotykamy się o dziewiętnastej siedem pod czwórką od strony maca. Ja załatwiam prezent a ty flaszkę, dobra?
   -     Ale jak mam załatwić flaszkę? - zapytałam przestraszona – nie mam jeszcze osiemnastu ani dowodu.
   -     Nie wiem, to już twoje zmartwienie. Ja prezent już mam, więc za późno na negocjacje.
     Znowu postawiła mnie przed faktem dokonanym. Jak zwykle sama decyduje o mnie i o moim życiu. To był kolejny dowód na jej władczość i zaborczość. Choć poszłabym nawet dalej i powiedziała, że to podłość i wredność.  
   -     Dobra, spotykamy się za dwanaście i pójdę z tobą po alko, bo wiem gdzie u nas na osiedlu nie pytają o dowód. Ale ty płacisz.
     Teraz jeszcze wykorzystuje mnie finansowo, tak jak Szymona. Ale w sumie ona kupiła prezent, więc może się wyrówna. Niech jej będzie, zapłacę. Było już po piątej, więc zaczęłam się szykować. Musiałam zrobić się na bóstwo. Wykąpałam się w końcu, pozbywszy się tym samym z siebie wczorajszych zapachów Szymona i Weroniki, a przede wszystkim jej dymu. Wyjęłam ulubiony stanik i ulubione majtki oraz nową, zieloną sukienkę i beżowe balerinki. Wróciłam do łazienki by się pomalować i zastałam tam mamę.
   -     A ty się gdzieś wybierasz? - zapytała.
   -     Tak, na urodziny kolegi.
   -     Co to za kolega? - dopytywała – Michał też tam będzie?
   -     Tak. Kolega z jego klasy – kłamałam, bo szłam do kolesia z humana.
   -     A jak ma na imię?
   -     Tomek – odpowiedziałam, bo było to pierwsze imię jakie przyszło mi do głowy. Nie mogłam przecież powiedzieć, że nie wiem do kogo się wybieram.
   -     A gdzie to będzie? O której wrócisz?
   -     Wrócę późno, będzie na świetlicy wiejskiej.
   -     Tylko nie pić tam i pilnować się. Zadzwonię do Michała i powiem, żeby miał na ciebie oko.
   -     Nie dzwoń, nie rób wiochy – powiedziałam, dziwiąc się jednocześnie, że ona ma jego numer. Pewnie zajebała z mojego telefonu.
   -     No dobra, ale masz wrócić przed drugą. Wczoraj o której wróciłaś? Spałam już
   -     Po dziesiątej.
   -     Bez przesady, serial mi się skończył dwadzieścia po.
   -     To mówię, że po... ale przed jedenastą.
   -     Gdzie byłaś?
   -     W kinie.
   -     Z kim?
   -     Z koleżankami.
   -     Iwoną? Mileną?
   -     Nieważne, nie znasz moich koleżanek i nie poznasz wszystkich choćbyś się nie wiem jak starała.
   -     Ale skoro z nimi łazisz po nocy to może lepiej żebym cokolwiek o nich wiedziała.
   -     Mieszkają koło mnie, odprowadziły mnie pod drzwi – odparłam mając już dosyć tłumaczeń i przy okazji przerabiając Kacpra na dziewczynę.
   -     Jeszcze tego brakuje, żeby tu przyłaziły.
   -     Długo jeszcze będziesz miętolić te cycniki? - zapytałam patrząc jak memla swoje wielkie staniki w umywalce. Były takie duże, że jeden ledwo w tej umywalce się mieścił.
   -     Jeszcze mi dwa zostały.
   -     Możesz dokończyć później? Zaraz będę musiała wychodzić, a jeszcze się nie pomalowałam.
   -     Ładna jesteś, nie musisz się malować. Tylko z włosami coś zrób.  
     Przyszłam na miejsce spotkania za piętnaście, ale jej tam nie było. "Świetnie, jeszcze się spóźnia” pomyślałam. Coraz bardziej mi podpadała. Ale zanim zdążyłam do niej zadzwonić z pytaniem gdzie jest, ujrzałam ją w oddali, kroczącą ku mnie. Wyglądała świetnie. Miała na sobie czarne leginsy i różowy top w motywy kwiatowe. Do tego białe conversy za kostkę i duża beżowa torebka. Podchodząc do mnie, wyjęła z niej pół litra i przytuliła mnie mówiąc "hej sis”. Oddałam jej kasę za wódkę i zaczęłam opowiadać o rozwoju znajomości z Szymonem. O siódmej podjechało po nas autko i wsiadłyśmy do niego, witając się z dziewczynami. Były to koleżanki Weroniki z klasy – prowadziła Marcela, a na shotgunie siedziała Faustyna. Ta pierwsza, gdy zorientowała się z kim ma do czynienia, przez całą drogę opowiadała historie z czasów gimnazjum o moim chłopaku. Niezbyt pochlebne zresztą.  
     Przybyłyśmy i przywitałyśmy się z solenizantem.
   -     A ciebie chyba nie znam – powiedział do mnie.
   -     To Sandra a to Tomek – powiedziała sis, przedstawiając nas sobie.  
     Zagadał coś jeszcze do nas, ale to już nie miało dla mnie znaczenia od chwili, gdy dostrzegłam w końcu sali, grzebiącego w laptopie Olusia. Pewnie bawi się w didżeja. Patrzyłam się na niego chwilę, czekając aż oderwie wzrok od ekranu i w końcu mnie dostrzeże, ale to nie następowało. Odłożyłam więc kurtkę do szatni i zdecydowałam, że podejdę do pierwszaczka i się z nim ładnie przywitam.


(...)

c.d.n.

omg

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 2069 słów i 11104 znaków.

Dodaj komentarz