Szczęście w nieszczęściu cz. 5

Hej, mam nadzieję, że połapaliście się, że teraz będę pisać z dwóch perspektyw. ;) Miłego czytania. ;)

Stałam owinięta w gruby komin, jeszcze grubszą czapkę z pomponem przy drzwiach do domu rodzinnego Michała. Ubrałam się tak na wyprawę mojego życia, do sklepu po olejek migdałowy. Na szczęście Michał akurat jechał tamtą drogą, bo nie dość, że sklep był nieczynny, to jeszcze mogło mi się coś stać. Co jak co, ale hektolitry wypitej herbaty z dodatkiem rumu zaszumiały mi w głowie i nie zbyt chciało mi się myśleć odpowiedzialnie. Tego dnia wszystko mnie zaskakiwało, najpierw wyspałam się jak nigdy, dzięki bliskości Michała, to jeszcze po południu, przy przygotowywaniu pyszności na wigilijny stół, szczerze porozmawiałam z mamą. Wkrótce usiadłyśmy z herbatą w salonie i opowiedziała mi wszystko, właściwie cały opis sprawy nie różnił się jakoś specjalnie od opowiadania Adama, ale wiadomo, że w pewnych kwestiach mama miała więcej do powiedzenia. Okazało się, że po moim wyjeździe nie miała nikogo, kto mógłby ją przytrzymywać w ryzach i pomimo kłótni, pilnować, aby nie zrobiła niczego złego. Potem zaczęła czuć się jak wróg we własnym domu, więc postanowiła, że odejdzie. Największym dla mnie sukcesem tejże rozmowy było namówienie jej na powrót do domu cioci. Wiedziałam, że nie czuła się dobrze w naszym domu, więc nie naciskałam, ale na szczęście widziała namiastkę rozsądku w mojej propozycji. Cieszyłam się, że wszystko będzie dobrze, tego dnia radość i duma rozsadzały mnie od środka.  
- Na pewno ktoś jest w domu – powiedział Michał zerkając do okna przy drzwiach. – Przecież pali się światło.  
- Może już śpią? Przecież jest już późna pora – stwierdziłam.
- Hm… Raczej nie, tata zawsze siedzi do późna przy telewizorze, a mama czyta książki – mruknął Michał.  
- Spokojnie, może gdzieś pojechali – mówiłam łagodnym głosem.  
- Sam nie wiem, raczej nie wyjeżdżają nigdzie jak jest ciemno – powiedział, wciskając mocno i bardzo długo dzwonek.  
Na szczęście już po chwili usłyszeliśmy szczęk kluczy w zamku, a w uchylonych drzwiach zobaczyliśmy miłą twarz starszej kobiety. Kiedy ujrzała Michała od razu otworzyła drzwi na oścież i zaciągnęła nas do środka, krzycząc przy tym radośnie.  
- Antek! Antek! Patrz kto wreszcie przyjechał! – krzyczała kobieta.  
Po chwili spojrzała na mnie i znowu zawołała:
- I przywiózł dziewczynę! Patrz!  
Po chwili w dużym pomieszczeniu z kanapą i telewizorem zjawił się ojciec Michała, był to średniego wzrostu mężczyzna, z siwymi włosami i licznymi zmarszczkami na twarzy, także przy brązowych oczach. Podszedł do Michała i zaczął go wyściskiwać, nie mogłam się temu dłużej przyglądać, bo mama Michała mnie zakleszczyła w uścisku i chyba nie zamierzała puszczać. Kiedy wreszcie mnie puściła podałam jej rękę.
- Laura, bardzo mi miło – powiedziałam, a uśmiech dalej nie schodził mi z ust.  
- Anka – odpowiedziała z szerokim uśmiechem kobieta.  
Była niższa od pana Antoniego, a co dopiero od Michała. Sięgała mu najwyżej do klatki piersiowej, była raczej "przy kości”, ale mimo to sprawiała wrażenie drobnej i kruchej. Jej twarz pokrywały liczne zmarszczy, zwłaszcza wokół ust, co świadczyło, że kobieta nie tylko dziś była tak radosna. Miała brązowe, siwiejące włosy i niebieskie oczy, takie same jak Michał.  
Po chwili pani Ania porwała Michała i przytuliła się do jego klatki piersiowej, wyglądało to bardzo słodko. Podszedł do mnie pan Antoni i wyciągnął rękę w moją stronę.  
- Antek, pewnie już zdążyłaś usłyszeć moje imię, niejednokrotnie – powiedział wskazując wzrokiem na swoją żonę.
Zaśmiałam się.  
- Ach.. Tak. Laura.  
Następnie, po miłym przywitaniu Michał musiał się wytłumaczyć z takiego spóźnienia, a potem zaczął spełniać wszelkie prośby swoich rodziców. Musiał naprawić karnisz, na nowo ustawić telewizor i przemeblować salon rodziców. Pomógł także ustawiać długi stół i krzesła na jutrzejszą kolację. Postanowiłam nie próżnować i poszłam za panią Anią do kuchni. Zobaczyłam tam przytulnie urządzone pomieszczenie, całą główną ścianę zajmowały szafki, szuflady, piekarnik i lodówka. Na blacie przy oknie zauważyłam przygotowane ciasto na uszka.  
- Mogę pani jakoś pomóc? – zapytałam wchodząc do pomieszczenia.  
- Pewnie, złotko. Siadaj, możesz pomóc mi lepić uszka. Muszę zrobić ich sporo, bo zjeżdża się cała rodzina, a poza tym Michałek je uwielbia – opowiadała z uśmiechem kobieta.
Umyłam ręce, zawinęłam rękawy koszuli, usiadłam obok mamy Michała i zabrałam się do roboty.  
- A ty lubisz gotować? – zagadnęła.
- Tak, uwielbiam. Zwłaszcza piec – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.  
- To dobrze, bo nasz Michałek to prawdziwa głodomora.  
Zaśmiałam się.  
- Widzę, że Michał jest bardzo kochany – odpowiedziałam ze śmiechem.
- Tak, mamy też starszą od Michała córkę, ale wyjechała do Włoch i prowadzi tam teraz ośrodek sportowy. Narty, snowboard, śnieg i te sprawy – mówiła kobieta przewracając oczami. – Michałek jeździ tam co roku. Uwielbia wszelkiego rodzaju sport.  
- To dobrze, bo sport to samo zdrowie – uśmiechnęłam się.  
Czułam, że mogłam dzisiaj się więcej dowiedzieć o Michale, niż wie teraz Adam. "Michałek” był widocznym oczkiem w głowie swojej mamy, a ta kobieta była przeurocza.  
- Mówiłaś, że pieczesz. Jakie jest twoje ulubione ciasto? Możemy się powymieniać przepisami – zaproponowała, jak zwykle z uśmiechem.  
- Oczywiście, moim ulubionym jest ciasto marchewkowe. Z przyjemnością podam pani przepis. Choć nie piekę często, mimo wszystko zawsze robię właśnie to ciasto.  
- Jesteś aż tak zapracowana?  
- Nie, studiuję medycynę w Austrii – odpowiedziałam z uśmiechem, a kobieta aż pobladła, miałam nadzieję, że to z wrażenia.  
- Och… To jesteś bardzo wykształcona, widzę… - odpowiedziała, uznałam to za zły znak.  
- Ale kończę je już w styczniu. Czekają mnie jeszcze egzaminy i koniec – odpowiedziałam, a ona wyraźnie odetchnęła.  
- To dobrze, bo już myślałam, że drugie dziecko nam wyleci z gniazda, gdzieś za granicę – na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.  
Zastanawiałam się, dlaczego mama tak boi się o syna.  
Po chwili skończyłyśmy robić uszka i zaczęłyśmy rozmawiać o wypiekach, po chwili pani Ania zaproponowała mi, że mogłabym pomóc jej przygotować to marchewkowe ciasto.  
- Skoro mówisz, że jest takie pyszne to muszę spróbować, a najlepiej je robić pod okiem eksperta – mówiła.  
Przygotowała wszystkie składniki, a ja zdałam sobie sprawę, że to co mówił Michał było prawdą, kobieta miała wszystkie potrzebne rzeczy pochowane w szufladach. Nawet orzechy włoskie, które szybko łuskała i miażdżyła na drobne kawałki. Pomogłam jej robić ciasto i ani się nie obejrzałam, a ono już wylądowało w piekarniku. Pani Ania zaproponowała mi herbaty, więc się zgodziłam. Usiadłyśmy przy kuchennym stole, a ja zaczęłam spisywać cały przepis na kartkę.  
- A od jakiego czasu jesteście razem z Michałkiem? Z tego co sobie przypominam, to raczej nic nam nie wspominał, a takiego faktu na pewno bym nie zapomniała – powiedziała kobieta, a ja ze zdziwienia oderwałam długopis od kartki.  
Popatrzyłam na kobietę z wielkimi oczami i poczułam panikę. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, choć to było logiczne, że rodzice Michała mogą pomyśleć, że jestem jego dziewczyną.
Na szczęście po chwili do kuchni wparował Michał.  
- Słyszałem swoje imię i zastanawiałem się o czym mówicie. Mamo, tyle razy mówiłem ci, żebyś nie nazywała mnie Michałkiem, mam już 26 lat – powiedział patrząc znacząco na matkę, która już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale on jej przerwał. – Co tak cudownie pachnie?
- To twoja cudowna dziewczyna dała mi przepis na nie, założę się, że będzie kolejnym, twoim ulubionym – odpowiedziała z uśmiechem.  
- A tak – powiedział, a ja rozdziawiłam usta ze zdziwienia. – Nieprawdaż, że jest niesamowita?  
Popatrzył na mnie czułym wzrokiem, a mnie przeleciały ciarki po plecach.  
Pani Ania położyła łokieć na stole i oparła głowę na dłoni, patrzyła na nas z wielkim uwielbieniem. Myślałam, że za sekundę wybuchnę histerycznym śmiechem, ale na szczęście powstrzymałam się i tylko cicho zachichotałam.  
- Jeszcze został mi tylko zlew w łazience – poinformował nas Michał.  
- Dobrze – odpowiedziała jego mama.  
Co prawda Michał uratował mnie z niesamowicie niezręcznej sytuacji, ale teraz jeszcze bardziej nie wiedziałam co mam powiedzieć. Postanowiłam więc jak najszybciej zagadnąć w jakimś innym temacie, zauważyłam, że pani Ania lubi dużo mówić, więc powinno mi pójść gładko.  
- Michał mówił mi, że jest pani pedagogiem.  
- Tak, właściwie to już na emeryturze – odpowiedziała.  
- Ach… To pewnie skomplikowany zawód.  
- Nie aż tak, trzeba po prostu wykazać się spokojem i zrozumieniem. Muszę też zauważać, że każdy człowiek jest inny i niepowtarzalny.  
- Ciekawe. Przepyszna herbata – stwierdziłam pokazując na pusty kubek.  
- Tak? To od Marzeny z Włoch – domyśliłam się, że to siostra Michała.  
- Och.. Właśnie czułam, że smakuje jakoś tak nietypowo – zauważyłam.
- Tak, bo to z języków tamtejszych jaszczurek – kobieta zaśmiała się, ale potem zaczęła się jeszcze bardziej śmiać zauważając moją minę.  
Prawdę mówiąc nie uwierzyłabym w to, ale widocznie biorę dużo rzeczy zbyt serio. Kiedy kobieta wreszcie się uspokoiła postanowiłam sprawdzić czy ciasto jest gotowe i było w sam raz. Pouczyłam mamę Michała jak ma sprawdzać czy jest gotowe za pomocą drewnianej szpatułki, a następnie wyjęłam ciasto i postawiłam w miarę najchłodniejszym miejscu w kuchni. Minęło kilka chwil, a Michał uporał się już ze wszystkimi rzeczami do naprawienia. W drzwiach pani Ania i pan Antoni zaprosili mnie na jutrzejszą, wigilijną kolację, ale musiałam odmówić. Michał jeszcze w ostatniej chwili zapytał się mamy, czy ma olejek migdałowy, a ta szybko pobiegła do kuchni i wróciła z całym opakowaniem. Podziękowałam jej i miło się pożegnaliśmy. W drodze do domu cały czas rozmawiałam z Michałem.  
- Masz cudowną mamę.  
- Dziękuję, straszna z niej gaduła, nie? – zaśmiał się.
- To dobrze, przynajmniej się rozmowa toczy. I strasznie cię kocha, MICHAŁKU.  
Michał zaczął się głośno śmiać, jeszcze nigdy nie słyszałam jego śmiechu. Był głośny i gardłowy, ale jednocześnie zabawy, na tyle, że sama zaczęłam się śmiać.  
- Przepraszam cię za tamto w kuchni – powiedział po uspokojeniu.  
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam.  
- Lepiej, żeby myśleli, że mam dziewczynę i przynajmniej jutro, przy wigilijnym stole uniknę tych kłopotliwych, corocznych pytań i przesłuchań – uśmiechnął się.  
- Znam to – odpowiedziałam przypominając sobie każdą Wigilię i milion tych samych pytań, padających z innych ust. – Tylko powiadom mnie kiedy zerwiemy, muszę wiedzieć, bo twoja mama powiedziała, że jeszcze się ze mną jakoś skontaktuje. Podejrzewam, że będziesz musiał podać jej mój numer.  
- Nie mam skąd… - odpowiedział z cieniem uśmiechu na twarzy.  
- Masz tu telefon? – zapytałam.
- Tak – powiedział podając mi komórkę.
Zapisałam swój numer i oddałam urządzenie Michałowi. Teraz mogłam przynajmniej spać spokojnie, wiedząc, że teraz kolejny krok leży po jego stronie.  
Minęło jakieś 15 minut i byliśmy już pod moim domem.  
- Dobranoc, musisz się wyspać po takim, męczącym dniu. Zwłaszcza, że jutro Wigilia – powiedziałam ciągle się uśmiechając.  
- Dziękuję, ty też. Dobranoc! – odpowiedział również z uśmiechem.  
Odjechał, a ja jak zaczarowany kopciuszek poszłam do domu. Weszłam, a już w progu napadła na mnie mama pytając co mi się stało.
- Nic, mamo – odpowiedziałam krótko.  
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak się martwiłam – odpowiedziała. – Gdzie byłaś?
- W domu rodzinnym Michała, sklep był zamknięty, więc to było jedyne wyjście – opowiedziałam jej krótko co się wydarzyło. – A teraz, pozwól, że pójdę do siebie, bo jestem padnięta.  
Poszłam na górę i stojąc przy drzwiach zauważyłam drzwi do pokoju gościnnego, przypomniałam sobie ostatnią noc i moje serce wypełniło przyjemne ciepło. Szybko wzięłam prysznic i weszłam do łóżka. Jak u każdego, był to świetny czas na wszelkie przemyślenia, a tych nigdy nie było za wiele.  
Miałam nadzieję, że mama zostanie jutro na Wigilii i może pogodzi się z Adamem. Cieszę się z tego, że dała się namówić na mieszkanie z ciotką.  
Natomiast na wspomnienie Michała, nie tylko serce, ale całe ciało pokrywało przyjemnie, wewnętrzne ciepło. Zastanawiałam się, czy się zakochałam. Michał jest cudowny, ma śliczny uśmiech, uwielbiam te jego iskierki światła w oczach kiedy intensywnie myśli albo się śmieje. Oczy, pełne głębi niczym głęboki ocean, jego dłonie przypominają mi dłonie jego ojca, silne i mocne, a jednocześnie miłe i ciepłe w dotyku. Jego poczucie humoru, dystans i dobre serce sprawia, że jeszcze bardziej go uwielbiam.  
Boję się, że moje obawy się potwierdzą, oby nie. Boję się zakochania, boję się zranienia, ale ktoś mądry kiedyś powiedział, że: "Aby wygrać wyścig, trzeba wystartować”. I chyba tego kogoś posłucham.

lovegreatstories

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2457 słów i 13722 znaków.

11 komentarze

 
  • wolna

    Świetne:)

    6 lut 2015

  • ewa

    Kiedy będzie kolejna część?

    5 lut 2015

  • R44

    Dodasz dzis kolejna czesc??

    3 lut 2015

  • lovegreatstories

    Postaram się dodać kolejną część jak najszybciej, mam właśnie ferie, więc długo nie będziecie musieli czekać. :)

    1 lut 2015

  • Karolinak

    Nie kaz namm czekac, blagam, cudowne opowiadanie <3 :*

    1 lut 2015

  • Ewunia...

    Kiedy dodasz kolejna czesc?

    1 lut 2015

  • Madierka

    Szczerze, to najlepsza część ;) Dodawaj dłuższe lub częściej :) Nie mogę się doczekać

    1 lut 2015

  • Edyta..15

    W stu procentach zgadzam sie z Wiktorem :) Pozdrawiam Edyta ;)

    1 lut 2015

  • Wiktor

    Witaj!!!. Zaciekawiło mnie Twoje opowiadanie. Ciekawa historia i fajnie ją opisujesz. Mam prośbę do Ciebie. Można więcej i częściej części dodawać. Oczywiście jak to nie problem. Pozdrawiam Wiktor

    1 lut 2015

  • Elizaa

    Suuper <3 Uwielbiam to opowiadanie. Dodaj jeszcze dzis kolejna czesc. :)

    1 lut 2015

  • Lula

    cudowneee <3 kocham i uwielbiam ::)

    31 sty 2015