Spróbuj mi zaufać /8/

Przez cały weekend zajmowałam się Ryanem, który na przemian budził się, wymiotował i znów zasypiał. Gorączka zaczęła mu spadać, ale on sam całkiem opadł z sił, więc mimo jego protestów, bo „jest przecież całkiem zdrowy”, troszkę wprowadziłam się do jego mieszkania. Przytargałam parę swoich ubrań, kosmetyków i książki, z których próbowałam się uczyć, kiedy Ryan szedł spać. Oczywiście nie musiałam tego wszystkiego robić – w końcu do swojego mieszkania nie miałam daleko, ale byłam zbyt leniwa, żeby non stop tak kursować między budynkami. Siedząc u Ryana było mi dużo wygodniej. Czułam się jak matka opiekująca się małym dzieckiem. Nie chciał słyszeć o jedzeniu, ale gdy zrobiłam rosół, sam przyszedł do kuchni i domagał się porcji. Przez większość czasu spał, więc nie rozmawialiśmy za dużo, jednak czułam, że wytworzyła się między nami pewna więź, zupełnie nowa.
Gdy Ryan urwał swoją wypowiedź zasnął tak kamiennym snem, że nie miałam serca go budzić. Leżał jednak w takiej pozycji, że musiałam go przekręcić, by rano nie obudził się ze złamanym kręgosłupem. Wtedy mój wzrok padł na jego ubiór. Przez parę chwil walczyłam sama ze sobą. Próbowałam odsunąć na bok moje niemoralne chęci, ale szło mi ciężko. Usprawiedliwiałam się przed własnymi myślami. Przecież nie mógł tak spać. Miał na sobie dżinsy i mocno zaciśnięty pasek, do tego koszulę. Stałam tak przez chwilę nad nim niczym kat, ale wreszcie stwierdziłam, że i tak się nie oprę tej pokusie, a przecież i tak nikt się o tym nie dowie. A w końcu – to było dla jego dobra. Czy raczej wygody spania. Ostrożnie rozpięłam mu pasek, po czym odpięłam guzik od dżinsów i delikatnie zsunęłam je w dół, zostawiając go w samych bokserkach. Po chwili zaczęłam ostrożnie rozpinać mu guziki koszuli, odsłaniając połyskujący nieśmiertelnik i to, co chciałam zobaczyć, odkąd znów pojawił się w moim życiu – jego klatkę piersiową. Brzmiało to idiotycznie, ale naprawdę tak było. I owszem, była cholernie idealna, jak wszystko w Ryanie. Nieźle się gimnastykując, zdjęłam z niego koszulę, po czym założyłam mu luźną koszulkę, którą znalazłam skołtunioną w pościeli. Potem szczelnie przykryłam go kołdrą i z powrotem usiadłam na fotelu, rozmyślając, czemu tu jestem. W końcu nie prosił mnie o pomoc. Jedynie poświecił latarką. Ale może jednak chciał, żebym była przy nim? Cieszyłam się, że mogłam mu pomóc i tu być. Pogłaskałam go delikatnie po policzku. Zarost delikatnie podrażnił wnętrze mojej dłoni. W głowie wciąż kołatały mi się jego słowa – „wiesz, Rose, gdyby nie Mel…”. Gdyby nie Mel… co? Nawet nie próbowałam się zastanawiać, co mogło się za tym kryć. W końcu to był Ryan – z nim nigdy nic nie było wiadome. Wróciłam pamięcią do mojej ostatniej nocy w restauracji.
„Było dobrze, kiedy cię nie było! A potem… wróciłaś. Znowu tu jesteś. Znowu jesteś w moim życiu! Nie chcę tego! Rany, tak cholernie cię nienawidzę…”
Chwilę później sam zaprzeczył swoim słowom, gdy mnie pocałował. O tym też nie rozmawialiśmy i szczerze mówiąc, przestawałam cokolwiek tu rozumieć. Najpierw ten pocałunek – nie na trzeźwo, ale to wciąż pocałunek. Wiedział, kogo całuje. Nie uroiło mu się, że byłam Melanie, skoro zwracał się do mnie po imieniu. A teraz to – te trzy słowa „gdyby nie Mel”… czy był sens zastanawiać się nad tym i wymyślać nieskończone możliwości dokończenia tego zdania? Popatrzyłam na śpiącego Ryana i posmutniałam. Pewnie nie. A zapytać o to jego samego było równie bezsensowne i upokarzające. Tylko bym się zdradziła z tym, że mi na nim zależy – jak i na tym, by usłyszeć wreszcie, co on o mnie myślał. Wstałam i wyszłam z jego pokoju. Raczej już nigdy miałam się nie dowiedzieć, co chciał mi powiedzieć.
Polepszyło mu się dopiero w połowie tygodnia. Nie widywałam go na uczelni ani też się z nim nie kontaktowałam, ale w środę wieczorem poświecił latarką w moje okno. Gdy podeszłam, pokazał mi na migi, że tym razem to on do mnie przyjdzie. Po paru minutach usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć.
- Chciałem ci podziękować – zwrócił się do mnie, gdy robiłam mu herbatę. – Nie wiem, co to było za paskudztwo, ale pewnie nie poradziłbym sobie bez ciebie. Czułem się jak trup.
- I nawet tak wyglądałeś – zauważyłam, stawiając przed nim szklankę z parującą herbatą. – Bez obrazy.
- Przeze mnie zarwałaś weekend.
- Wcale nie – zaprzeczyłam. – Przecież przyniosłam sobie książki i uczyłam się, gdy spałeś.
Ryan skrzywił się.
- No, ja teraz będę miał ładne zaległości.
- Dasz sobie radę – powiedziałam pocieszająco. – Byłeś w takim stanie, że pewnie nawet całego alfabetu byś nie powiedział z pamięci.
- Ależ ty mnie doceniasz.
Parsknęłam śmiechem i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Byliśmy sami, bo Gabrielle wyszła na zakupy. Ryan przez chwilę stukał łyżeczką o szklankę, po czym powiedział:
- Wracam w ten weekend do domu. Chciałabyś zabrać się ze mną?
W sumie nie myślałam jeszcze o powrocie do domu, ale to chyba dobrze by mi zrobiło. Stęskniłam się nieco za rodzicami, za Melanie, ale też za samą istotą domu – mojego pokoju, znajomych okolic. No i propozycja Ryana oznaczała trochę więcej czasu spędzonego z nim… nie żebym planowała robić coś niemoralnego, ale cieszyłam się.
- Czemu nie – odparłam z uśmiechem.
  
Wyjechaliśmy w piątek wieczorem. Z grzeczności zaproponowałam Gabi, że też może z nami pojechać, ale ona nawet nie myślała o powrocie, bo przyjechał do niej Nick. Zostawiłam jej wolne mieszkanie i wpakowałam się do samochodu Ryana. Nie mieliśmy aż tak daleko, najwyżej trzy godziny jazdy, dlatego chciałam maksymalnie cieszyć się tym czasem, gdy znów mogliśmy być sami. Z zaskoczeniem odkryłam jednak, że z każdym pokonanym kilometrem czułam się coraz gorzej. Na początku nie wiedziałam, czym to było spowodowane. Ryan swobodnie prowadził i głośno śpiewał do piosenek z radia, a fałszował przy tym tak, że musiałam zatykać uszy. Jeśli tylko kojarzyłam którąś z piosenek, dołączałam się do niego i żadne z nas nie pamiętało, że jeszcze niedawno nie mogliśmy na siebie spojrzeć. Było dobrze, więc o co chodziło? Zrozumiałam to dopiero po kolejnych kilkunastu kilometrach – zbliżaliśmy się do Mel i w tym tkwił cały problem. Przez te parę tygodni zdążyłam praktycznie zapomnieć, że Ryan i Melanie wciąż ze sobą byli. Byliśmy oddaleni od domu, zaczęliśmy nowe życie, zostawiając poprzednie za sobą. Zbliżyliśmy się do siebie, choć połączyły nas małe detale. To, jak rozcięłam nogę, to, jak nie mogłam dosięgnąć w sklepie mąki, to, jak Ryan kupił mi latarkę, byśmy mogli się komunikować niczym dzieci… to wszystko były błahostki, ale jeśli złączyć je w całość, powstało to, co mieliśmy teraz. Bałam się definiować naszą relację, a tym bardziej prosić Ryana o zrobienie tego. Bałabym się tego, co mogłabym usłyszeć. Zresztą, po co komu to było? Póki było między nami całkiem ok, nie musiałam na siłę próbować tego określać. Nie zmieniało to jednak faktu, że przypomniawszy sobie o tym, że Ryan wciąż jest chłopakiem Mel, poczułam się, jakby wylano na mnie kubeł zimnej wody. Zdałam sobie sprawę, że gdy tylko dojedziemy do domu, ta ledwo nawiązana więź między mną a Ryanem nagle się przetnie. Momentalnie wyobraziłam sobie, jak Melanie wybiega z domu z tymi swoimi rumianymi policzkami, rzuca się Ryanowi na szyję i woła, jak za nim tęskniła. A ja? A ja stoję sobie z boku… na powrót czując się tak, jakby nic mnie nie łączyło z Ryanem. Czy w ogóle coś nas łączyło? Czy to było coś więcej, niż tylko znajomość dwojga ludzi na studiach? Czy może to ja już za dużo sobie wyobrażałam?
Ryan chciał najpierw odwieźć mnie, a dopiero potem pojechać do siebie, ale gdy tylko Melanie zobaczyła jego samochód przed naszą furtką, natychmiast wypadła z domu. Podejrzewałam, że siedziała z nosem przy szybie, odkąd tylko Ryan napisał jej, że wracamy. Od razu nas uściskała i już nie było mowy, by Ryan pojechał do siebie. Okazało się, że czekał na nas poczęstunek w salonie, który mama skrupulatnie przygotowała tak, jakbyśmy wrócili z misji wojennej. Natychmiast wszyscy usadzili nas na kanapie i byliśmy zmuszeni opowiadać wrażenia ze studiów. Siedzieliśmy obok siebie i prześcigiwaliśmy się w opowieściach. Zerkaliśmy na siebie i co rusz wybuchaliśmy śmiechem. Tata nam wtórował, a mama ciągle się uśmiechała. Bawiłam się nawet dobrze, do czasu, gdy zobaczyłam, jak wzrok Melanie przeskakuje z Ryana na mnie i tak w kółko. Miała zmrużone oczy, a na twarzy wypisany niepokój. Zmieszałam się, ale czemu? Nie robiłam nic złego. Śmiałam się. Po raz pierwszy wiedziałam o jakimś okresie z życia Ryana więcej, niż ona, ale co mogłam na to poradzić? Teraz to ja miałam spore uczestnictwo w jego życiu. I choć bardzo tego chciałam, w jednej chwili zrozumiałam, że nawet przyjaźniąc się z Ryanem, raniłam siostrę.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1758 słów i 9409 znaków.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • okano1

    Super :kiss:

    18 sie 2016

  • Czarodziejka

    Super *-* <3 Idę czytać kolejną <3

    18 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka :*

    18 sie 2016

  • Olifffka&lt;3

    <3

    18 sie 2016

  • candy

    @Olifffka&lt;3 <3

    18 sie 2016

  • jaaa

    <3 i kolejna część

    18 sie 2016

  • candy

    @jaaa <3

    18 sie 2016

  • pech

    Bardzo dobrze Ci idzie :) pewnie wszyscy czekają na dalszy ciąg  :)

    18 sie 2016

  • candy

    @pech haha :D

    18 sie 2016

  • Xsara94

    <3

    18 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 <3

    18 sie 2016