Spróbuj mi zaufać /2/

- Gabi, zamarzniesz w tym – powtórzyłam po raz trzeci, ale przyjaciółka nie chciała mnie słuchać.
- Rose, jest jeszcze prawie tak ciepło jak w lato.
- W dzień, owszem. Ale zbliża się wieczór, a wtedy na plaży jest zazwyczaj chłodno.
- To się rozgrzeję drinkami!
Gabrielle uparła się, że założy krótkie dżinsowe spodenki, a do tego turkusową bluzkę na ramiączka. Czarne włosy zgarnęła na lewe ramię i związała gumką do włosów. Ładnie wyglądała, jednak miałam mieszane uczucia co do jej ubioru.
- Jak chcesz. – Westchnęłam w końcu i podniosłam się. – Poczekaj, pójdę po komórkę.
Obie postanowiłyśmy, że nie weźmiemy torebek, by przypadkiem ich nie zgubić; weźmiemy ze sobą jedynie komórki, żebyśmy się znalazły, w razie gdyby któraś z nas zgubiła drugą. Ja dodatkowo wzięłam na siebie zobowiązanie trzymania klucza od mieszkania. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. We własnej opinii wyglądałam dobrze – zdecydowałam się na dopasowane spodnie 7/8 w białym kolorze i czerwoną rozszerzaną u dołu bluzkę z białymi guziczkami z przodu. W pasie zawiązałam sobie cienki czarny sweterek. W uszy wpięłam srebrne kolczyki z czerwonymi elementami, a na nogi założyłam czarne sandały z paskami. Wciąż czułam się dziwnie pusta, ale cieszyłam się na tę imprezę, zwłaszcza że – jak zapowiedziała Gabrielle – ta będzie inna niż wszystkie dotychczasowe.
- Na pewno nie zgubisz klucza? – spytała przyjaciółka wątpiąco, gdy zamykałam drzwi.
- Spokojnie, mam w spodniach małą kieszonkę na suwak.
- To super. – Ucieszyła się. – Istnieje szansa, że faktycznie wrócimy do domu!
Parsknęłam śmiechem. Zeszłyśmy schodami na dół i wyszłyśmy na zewnątrz. Od razu narzuciłam na siebie sweter. Gabi tylko się wzdrygnęła.
- Chcesz się wrócić i jednak wziąć coś jeszcze? – zaproponowałam.
- Nie. – Potrząsnęła głową. – Spoko. Idziemy na imprezę. Rozgrzeję się.
- Ok.
Nawet gdybyśmy nie znały już drogi na plażę, dziś znalazłybyśmy ją bez problemu. Była jasno oświetlona i widoczna już z daleka. Gdy wyszłyśmy na główną ulicę, wmieszałyśmy się w tłum ludzi idących w tym samym kierunku. Zapłaciłyśmy z Gabi za wejście i wreszcie poczułam pod butami chrzęszczący piasek, choć jeszcze mało widziałam. Dopiero kiedy tłum się rozrzedził, zobaczyłam okolicę naszej imprezy w całej okazałości. Choć kochałam plażę i bez tego wszystkiego, musiałam przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie. Było kilka różnych źródeł świateł – częściowo światło rzucały latarnie z głównej ulicy, ale gdzieniegdzie na piasku były poustawiane kolorowe reflektory. Dodatkowo w niektórych miejscach z wysokich słupków rozchodziły się czarne linki, na których pozawieszane były lampiony, najwidoczniej z kolorowymi żarówkami w środku. W oddali dostrzegłam też palące się ogromne ognisko. Stopniowo czułam, jak ogarnia mnie podniecenie. Razem z Gabi ruszyłyśmy do przodu. Ludzi było naprawdę wiele. Organizatorzy poustawiali parę głośników, więc muzyka dobywająca się zewsząd była głośna. Co i rusz mijałyśmy jakiś stolik, na którym były ustawione piwa, kolorowe drinki, plastikowe szklanki. Ludzie tańczyli gołymi stopami na piasku, śpiewali, rozlewali picie na piasek, śmiejąc się. Rany, to było o stokroć lepsze niż impreza w zwykłym klubie! Aż nie wiedziałam, co robić pierwsze. Po minie Gabrielle poznałam, że i ona jest pozytywnie przytłoczona tym wszystkim.
- To co? Pijemy? – zaproponowałam, krzycząc głośno, by Gabi usłyszała mnie mimo muzyki.
Pokiwała entuzjastycznie głową. Podeszłyśmy do najbliższego stolika, by się rozeznać. Dostrzegłam ładnie i zachęcająco wyglądające butelki z piwem – tak przynajmniej sądziłam, ale po chwili dostrzegłam, że każda z nich ma inny kolor napoju. Białe, różowe, pomarańczowe, jasnozielone – nie miałam pojęcia, co to jest, ale nie interesowało mnie to. Wzięłam do ręki pomarańczową butelkę, a Gabi różową. Otworzyłyśmy je leżącym na stoliku otwieraczem, po czym stuknęłyśmy nasze butelki.
- Zdrówko! – wykrzyknęła Gabi. – Za naszą pierwszą studencką imprezę!
Wypiłam duszkiem połowę zawartości. Wciąż nie wiedziałam, co to było, ale bardzo mi smakowało. Już parę chwil później znalazłyśmy się z Gabi blisko głośnika i zaczęłyśmy tańczyć. Gabi miała rację – po chwili już żadna z nas nie narzekała na zimno. Wkrótce zapomniałam o wszystkich moich troskach i po prostu się bawiłam. Długie włosy latały naokoło mojej twarzy i czułam, że robi mi się z nich niezłe siano, ale nie obchodziło mnie to. Dzięki kolorowym drinkom i bliskiej lokalizacji przy centrum zabawy szybko poznałyśmy całą masę nowych ludzi. Nikomu jednak nie chciało się gadać o studiach, kto gdzie jest i na jakim kierunku, więc wspólnie ustaliliśmy, że porozmawiamy o tym na trzeźwo, gdy być może wpadniemy na siebie na uczelni. Zrobiliśmy ogromne kółko i każdy tańczył w swoim miejscu, tak jak chciał. Widząc naszą zabawę, stopniowo dołączali się do nas też inni ludzie i wkrótce prowadzący imprezę zaczął wymyślać różne zabawy. Ci, którzy nie chcieli brać w nich udziału, stali z boku i przypatrywali się, co wyprawiamy. Prowadzący chodził z mikrofonem i wybierał dwie osoby, po czym mówił im, co mają robić, a gdy brakowało mu pomysłów, radził się krzyczącego tłumu. Zadania były momentami naprawdę głupie – prowadzący, który zresztą miał na imię Daniel, rozkazał paru chłopakom, by wzięli Gabi na ręce i przebiegli z nią dookoła całego tłumu, nie upuszczając jej przy tym. Ludzi było dużo, więc kawał do przebiegnięcia był spory. Gabrielle ciągle się śmiała, krzyczała, zakrywała twarz rękami ze strachu, że zostanie upuszczona, ale nic takiego się nie stało. Potem wzrok Daniela zatrzymał się na mnie i już wiedziałam, że zaraz ja dostanę kolejne idiotyczne zadanie do wykonania, ale nie przeszkadzało mi to. Śmiejąc się, wyszłam na środek naszego ogromnego koła i czekałam, aż Daniel wybierze mi kogoś „do pary”.
- Ty – nagle usłyszałam i po chwili ktoś wyszedł z tłumu. Przez chwilę moje oczy nie mogły złapać ostrości, ale gdy wzrok mi się wyostrzył, nagle zastygłam w bezruchu. To był Tyler. – Jak macie na imię? – spytał Daniel przez mikrofon, podchodząc do nas. Tyler uśmiechnął się do mnie i schylił się do mikrofonu, by się przedstawić. – A ty, piękna dziewczyno? – Daniel rzucił mi oszałamiający uśmiech.
- Rose – odpowiedziałam machinalnie, w ogóle nie dbając o to, by mówić do mikrofonu. Daniel musiał mi go w ostatniej chwili przystawić do ust. Zaczął się naradzać wraz z resztą imprezowiczów, co kazać nam zrobić, a ja byłam w zbyt wielkim szoku, by racjonalnie myśleć. No, ale właściwie dlaczego byłam zaskoczona? Tyler był w moim wieku, też szedł na studia. Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Nie wiedziałam, czy to za sprawą alkoholu, czy Tyler jednak zmienił do mnie stosunek, ale uśmiechał się do mnie ciepło, gdy staliśmy naprzeciwko siebie, czekając na zadanie. Nie wyglądał na pijanego, więc może jednak naprawdę coś się zmieniło w jego myśleniu? Może już nie chciał nie mieć ze mną kontaktu?
Po chwili dostaliśmy zadanie – Tyler miał napoić mnie kolejnym kolorowym drinkiem z butelki… z zawiązanymi oczami. Podejrzewałam, że to Gabi brała udział w wymyślaniu tego pomysłu. Zgodziłam się jednak, śmiejąc się.
- Rose, może zdejmij bluzkę – powiedział Daniel przez mikrofon. – Chyba że ufasz Tylerowi na tyle, że wierzysz, że cię nie poplami.
Spojrzałam na Daniela nieco zakłopotana. Rzeczywiście, nie uśmiechało mi się mieć bluzki całej poplamionej i śmierdzącej alkoholem, do czego niechybnie dojdzie. Bardziej jednak martwiłam się o moje białe spodnie.
Wszyscy krzyczeli, bym zdjęła ciuchy, a ja czułam, jak twarz mi pąsowieje. Ok, nie chciałam poplamić sobie ubrań, ale nie chciałam się też rozbierać na oczach ponad setki ludzi! Popatrzyłam w panice na Gabi, a potem na Tylera, który wyglądał, jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. W końcu przybliżył się i szepnął do mnie:
- Chodź za parawan. Dam ci moją koszulę.
Mój mózg stanowczo zbyt wolno wszystko ogarniał.
- Ale wtedy ją sobie poplamisz.
- Więc będę miał motywację, żeby cię nie oblać. – Mrugnął do mnie. Wyjaśniliśmy sytuację Danielowi i podeszliśmy do parawanu, za którym się schowałam i zdjęłam z siebie ubrania. Tyler dał mi swoją koszulę, której rękawy musiałam podwinąć dobre parę razy, ale czułam się dziwnie śmiesznie. Znów wyszliśmy na piasek, gdzie wszyscy zaczęli bić brawo na widok gołego torsu Tylera i mnie tonącej w jego koszuli. Daniel zawiązał Tylerowi oczy jakąś opaską i wręczył mu butelkę. Myślałam, że umrę ze śmiechu, gdy Tyler z poważną miną próbował wycelować w moje usta. Nachyliłam się nieco, po czym gwałtownie odchyliłam, a Tyler wylał picie na piasek.
- Ej, gdzie ty jesteś? – Zirytował się, gdy poczuł, że drink nie dotarł tam, gdzie powinien.
- No tu – odpowiedziałam, chichocząc. Tym razem grzecznie podstawiłam się pod rękę Tylera i do moich ust wlał się alkohol. Zakrztusiłam się nieco, kilka kropel spadło na jego koszulę. Mocowaliśmy się tak parę minut. Pod koniec w połowie byłam mokra, w połowie napita i cały czas się śmiałam. Przebrałam się z powrotem w moje ciuchy i wyszłam z naszego kółka przejść się chwilę z Gabrielle. Później znów wróciłyśmy, z nieco bardziej trzeźwymi umysłami, i zaczęłyśmy tańczyć. Tym razem rozdzieliła nas para facetów, jeden porwał Gabrielle, a drugi mnie. Wkrótce zrzuciłam buty, bo tak tańczyło się po prostu wygodniej. Sandały zaczęły mnie uwierać, a piasek był kojąco chłodny. Chłopak, z którym tańczyłam, był całkiem przystojny, ale nie mieliśmy nawet jak porozmawiać. W połowie tańca zawołał do mnie:
- Chcesz coś do picia?
- Poproszę! – odkrzyknęłam mu, a on pokiwał głową i zniknął. Zaczęłam tańczyć sama, w miejscu. Rozejrzałam się za Gabi, ale widocznie taniec tak ją poniósł, że przeniosła się gdzieś dalej. Zaczęłam wykonywać nawet jakieś dziwne ruchy rękoma i pląsałam z nogi na nogę, gdy nagle poczułam ostry ból w nodze i głośno syknęłam. Moja reakcja utonęła w morzu głosów drących się do muzyki. Na chwilę zobaczyłam przed oczami mroczki i nie wiedziałam, co właściwie się stało – do chwili, gdy nie zerknęłam w dół i nie zobaczyłam pod sobą zabarwionego na czerwono piasku. Kulejąc, wyszłam z obszaru, gdzie wszyscy tańczyli i sycząc, przeniosłam się w nieco bardziej odludne miejsce, zostawiając za sobą krwawe ślady. Dopiero tam usiadłam na piasku i wykręciłam prawą stopę, by zobaczyć, czym się skaleczyłam. Aż jęknęłam i na chwilę mnie zemdliło. Stopę miałam maksymalnie rozciętą, pokrwawioną, a w skórze bardzo głęboko tkwiły odłamki szkła. Cholera! Przeklęte tańczenie boso na plaży! Powinnam być mądrzejsza. Tu było pełno butelek. Wiadomo było, że któraś może się w końcu rozbić. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić. Musiałam iść z tym do lekarza, wolałam nie ryzykować wyjmowania szkła samej. Problem w tym, że nie bardzo mogłam chodzić, ale co miałam zrobić? Musiałam odszukać Gabi. Wyciągnęłam z kieszonki komórkę, starając się nie patrzeć na moją krew coraz bardziej barwiącą piasek. Zadzwoniłam do Gabrielle, ale oczywiście nie odebrała. Próbowałam pięć razy i w końcu fuknęłam ze złością. Stopa cholernie mnie bolała i piekła, a nie mogłam ryzykować wkroczenia w ten tańczący tłum. Musiałam poprosić kogoś o pomoc. W oczach stanęły mi już łzy bólu. Właśnie miałam zamiar się podnieść, gdy ktoś przede mną stanął i ukucnął. Podniosłam wzrok i napotkałam intensywnie zielone oczy.
Ryan.
Nie widziałam go może z tydzień, a moje serce zerwało się do takiego galopu, jakbym nie widziała go co najmniej rok. Przełknęłam ślinę i na chwilę zapomniałam o bólu. Wyglądał niesamowicie, jak zawsze. Zwłaszcza, że chyba po raz pierwszy patrzył na mnie z przerażeniem i troską w oczach.
- No, ładnie się załatwiłaś – mruknął, spoglądając na moją stopę z krytycznie wystającym odłamkiem szkła i na krew zalewającą piasek. – Musisz z tym iść do lekarza.
- Co ty nie powiesz – stęknęłam, bo ból stawał się coraz bardziej rwący. – A tak w ogóle… cześć.
- Cześć – wyszczerzył się Ryan. – Ale chyba w tej sytuacji to najmniej ważne, co?
- Muszę się stąd ruszyć… ale zostawiłam tam moje buty – wskazałam ręką w stronę tłumu.
- Gdzie?
- Przy parawanie, czarne sandały…
- Poczekaj tu chwilę – przerwał mi i biegiem ruszył w kierunku, który mu wskazałam. Po chwili wrócił z moimi butami i opaską, którą Tyler wcześniej miał zawiązaną na oczach.
- To chociaż trochę zmniejszy krwawienie – powiedział i zacisnął opaskę na mojej stopie, w miejscu, gdzie nie było szkła. Potem założył mi jednego buta, a drugiego dalej trzymał w ręce. Przez chwilę patrzył na mnie niezdecydowanie. – No dobra. Drastyczne sytuacje wymagają drastycznych środków. Właź – dodał, odwracając się do mnie tyłem i kucając. Osłupiałam.
- Masz zamiar nieść mnie na barana całą drogę? Nawet nie wiemy, gdzie tu jest jakiś szpital.
- Od czegoś jest nawigacja w telefonie – rzucił przez ramię. – A nie mam cię jak inaczej tam dotransportować. Wskakuj.
Jakimś cudem udało mi się wejść mu na plecy i objąć za szyję. Wstał bez żadnego westchnienia czy jęknięcia. Czułam pod sobą naprężone mięśnie. Starałam się trzymać prawą nogę jak najdalej od niego, by nie zakrwawić mu ubrań. Czułam się niesamowicie głupio, wisząc na nim jak małpka z krwawiącą stopą, ale Ryan chyba nie miał z tym problemu. Uliczki były już opustoszałe. Rany, tyle pytań chciałam mu zadać, ale nawet nie wiedziałam, od czego zacząć. No i czułam się nieswojo – jak pięciolatka niesiona przez ojca.
Szpital na szczęście nie był zbyt daleko. Od razu skierowano mnie do chirurga, który zacmokał z troską na widok mojej nogi. Znieczulił mi stopę, co przyjęłam z wdzięcznością, bo wyciąganie szkła ze stopy odczułam bardziej jak łaskotanie niż jako bolesny zabieg. Ryan cały czas stał obok mnie, gdy siedziałam rozłożona na szpitalnej kozetce. Gdy stopa została już oczyszczona ze szkła, założono mi sześć szwów.
- A chciałam tylko pójść na imprezę – westchnęłam z żalem, opuszczając szpital. Uparłam się, że nie będę już wisiała na Ryanie, więc szłam obok niego, niezdarnie posuwając się do przodu – starałam się jak najmniej opierać na chorej stopie, bo bałam się, że szwy zaraz pękną.
- Może jednak znów cię wezmę? – zaproponował Ryan, patrząc, jak pokracznie idę. – Chodzisz jak dziecko, które stawia pierwsze kroki. Albo jak nowo narodzona sarna.
- To miłe z twojej strony, nie musisz mi prawić aż tylu komplementów. – prychnęłam, po czym zachwiałam się, bo nieuważnie stanęłam. Ryan złapał mnie, zanim runęłam na ziemię.
- Przykro mi, ale to przesądza sprawę – oznajmił i zanim zdążyłam zareagować, szybkim ruchem złapał mnie za nogi i już po chwili niósł jak pan młody świeżą małżonkę.
O czym ty myślisz, dziewczyno?, zrugałam się w myślach.
Pokazałam mu, jak dojść do mojego mieszkania, a w międzyczasie napisałam SMS-a do Gabi, co się stało. Ryan zaniósł mnie po schodach aż pod drzwi. Zaproponowałam mu, by wszedł, ale pokręcił głową z uśmiechem.
- Jest trzecia rano – zauważył. – Powinienem już wracać do siebie.
- Czyli… czyli jednak mieszkasz gdzieś w pobliżu? – spytałam, starając się narzucić swobodny ton.
Uśmiechnął się.
- Na to wygląda, detektywie Williams.
- Dziękuję ci – powiedziałam, opierając się o drzwi i spoglądając na niego. – Gdyby nie ty, pewnie do teraz siedziałabym na tym piasku i krwawiła.
- Do usług. – Zasalutował, czym wywołał u mnie cichy śmiech. – Uważaj na siebie.
- Będę – obiecałam. Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania. Pokuśtykałam do okna w kuchni i z zapartym tchem czekałam, aż Ryan wyjdzie z budynku na zewnątrz. Patrzyłam, jak odchodzi i wtedy zorientowałam się, że odkąd go zobaczyłam, ani razu nie pomyślałam o Mel.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3071 słów i 16808 znaków.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Czarodziejka

    Mega! <3

    18 sie 2016

  • candy

    @Czarodziejka :*

    18 sie 2016

  • jaaa

    Jeeej i kolejna część <3

    17 sie 2016

  • candy

    @jaaa <3

    17 sie 2016

  • okano1

    Naprawde wciąga fajnie i szybko dodajesz częsci pisz dalej powodzenia ;)

    17 sie 2016

  • candy

    @okano1 dziękuję <3

    17 sie 2016

  • Olaa

    Proszę dodaj następną jak najszybciej :)

    17 sie 2016

  • candy

    @Olaa jak tylko wrócę do domu :)

    17 sie 2016

  • Ania13477

    <3 <3 bedzie dziś jeszcze? <3

    17 sie 2016

  • candy

    @Ania13477 tak :)

    17 sie 2016

  • Xsara94

    Dodasz dziś coś jeszcze ?;)

    17 sie 2016

  • candy

    @Xsara94 dodam ;)

    17 sie 2016