Spodziewaj się niespodziewanego cz.25

Nie cackał się tym razem, po prostu ściągał ze mnie rzecz po rzeczy, a jak nie chciała ustąpić, to rozdzierał ją własnymi rękoma. Wręcz w ciągu kilkudziesięciu sekund oboje byliśmy nadzy. Przewrócił mnie na brzuch. No właśnie, nie wiedzieć czemu właśnie na brzuch? Podłożył mi rękę pod miednicę i delikatnie uniósł do góry, a po chwili wylądowałam na czymś miękkim z tyłkiem wypiętym do góry. Spojrzałam w dół, to dzięki poduszce byłam tak "pięknie” wyeksponowana, a Marcin szykował się do natarcia, ale chwila… on chyba nie zamierzał…? Wzdrygnęłam się, a on momentalnie to wyłapał, bo poczułam jak pochyla się i otula moje plecy, swoimi. Nachodziły mnie czarne myśli, zwłaszcza po naszych wcześniejszych rozmowach.

- Spokojnie moje maleństwo, spokojnie. – Swoim kolanem podciągnął moje do góry i sam ulokował się pomiędzy moim nogami, jednocześnie gładząc mnie po plecach. Spryciarz.

Jego oddech owiewał moją szyję, a jego ręce pieszczotliwie muskały moje ciało. Zaczął się sugestywnie o mnie ocierać, jakby dając nam szansę przyzwyczajenia się do swoich ciał i oswojenia się. Naparł swoim penisem i dociskając nieco mocniej, był już we mnie. Poczułam to inaczej, mocniej. Może to kwestia, że wchodzi pod innym kątem, bo moje ciało instynktownie się napięło, chcąc uciec przed intruzem i źródłem promieniującego bólu.

- Już kochanie, spokojnie – szeptał mi do ucha, jednocześnie przygryzając jego płatek.

Wchodził powoli, milimetr po milimetrze. Nieśpiesznie sunął na przód, a ja odczuwałam to coraz bardziej. Kiedy miałam już wrażenie, że jest we mnie cały, powoli zaczął się wycofywać. Wyjął go na chwilę i powiedział:

- Kocham cię – wyszeptał, po czym wbił się z takim impetem, że myślałam, że przebił mnie na wylot.

"Co za skurwysyn!”, pomyślałam. Żeby mówić mi to w takim momencie!

Potem nie było już za wiele czasu na rozmyślanie. Dowiedziałam się, na co go stać. Uderzał raz po raz, wchodząc coraz to głębiej i gdy już myślałam, że zwariuje, on zwolnił. Zrobił to, gdy ja już byłam na finiszu, eh… Uniósł się na łokciach i po cieple jego ciała na moich plecach nie było już śladu. Wyszedł ze mnie, a ja się zastanawiałam: co u licha? Ja się tu rozkładam, a ten ucieka?

Wsadził rękę pode mnie i znów uniósł moją pupę.

- Kochanie rozstaw bardziej nóżki – i bynajmniej nie brzmiało to jak prośba, ale zrobiłam to, licząc na powrót obezwładniającej przyjemności. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak piękne widoki się teraz przede mną roztaczają.

No to facet przegiął. Zirytowałam się, bo nie dość, że mu się rozkładam, robię o co prosi czy też nie prosi, a wymaga, grzecznie czekam, a ten się bawi. Dość tego!

Już unosiłam się na łokciach, by mu wygarnąć, ale nagle coś przygniotło z powrotem moją głowę do poduszki.

- Kochanie nie ruszaj główki z poduszki, trochę cierpliwości by ci się przydało – zaśmiał się.

Drań jeden wiedział, że ma teraz nade mną przewagę i nie tylko dlatego, że świeciłam mu gołym tyłkiem przed twarzą. Dosłownie. Ja byłam po prostu jego spragniona, jego bliskości, jego czułości, jego pocałunków, dotyku, pieszczot i seksu z nim także. On to wiedział i droczył się z moimi pragnieniami. Paradoksalnie, każde wypowiadane przez niego "kochanie” podniecało mnie jeszcze bardziej.

Uspokoiłam się ostatkiem sił, w duchu przysięgając, że ja mu jeszcze pokażę! Tymczasem czekałam na rozwój wypadków.

Po chwili ciszy i spokoju z mojej strony poczułam jego dotyk na sobie. Wodził nim od moich pośladków w dół, a potem znowu w górę. Zrobił to kilkakrotnie i gdy już złapałam rytm tych ruchów, on znów przerwał. Doprowadzał mnie tym do białej gorączki. Jak tak dalej będzie, to będę sama musiała sobie zrobić dobrze! O, i to jest myśl! Skierowałam swoją dłoń w dół, ale wyłapał to i łapiąc moje obie dłonie, unieruchomił mi je na plecach. Próba oswobodzenia się, skończyła się fiaskiem.

- No chyba nie myślałaś, że pozwolę ci na to będąc obok. Ja po coś tu jestem – prychnął wesoło. – Jestem tu po to, by ci było dobrze – poprawił się.

No i nareszcie pokazał mi, po co tu jest. Jednym, sprawnym ruchem wbił się w moje wnętrze, nawet na sekundę nie puszczając moich unieruchomionych dłoni. Posuwał mnie jak szalony. Nie zwalniając tempa nawet na ułamek sekundy. W końcu – doigrałam się. To droczenie się tylko spotęgowało uczucia, jakie nami targały. Nie wiedzieć czemu byłam wściekła i z całą dostępną mi siłą, wychodziłam mu biodrami naprzeciw. Po całej sypialni, echem niósł się odgłos uderzających o siebie dwóch ciał. Kiedy po raz kolejny zwolnił, to zaczęłam się zastanawiać, czy on jest normalny?

- Kochanie, puszczę twoje rączki, ale wyciągniesz je przed siebie i nie będziesz nimi wierzgać, dobrze?

- Mhm – odmruknęłam i zrobiłam to o co prosił, niedowierzając, że coś nam dzisiaj z tego wyjdzie i będąc coraz bardziej sfrustrowaną,  

- Wiesz, że jesteś grzeczną dziewczynką? – zapytał.

Nie no w tym momencie to już mi się chciało śmiać. Cała wściekłość mnie opuściła. O czym on gadał? Pozamieniał się z pewną częścią ciała na mózgi? Ja piernicze… no wręcz zaczęłam się krztusić własnym śmiechem. Ja grzeczną dziewczynką? Co za brednie! Miałam ochotę mu krzyknąć: pieprz mnie kretynie!

Ja nie wiem co samce mają z tą uległością, ale na Marcina poczucie władzy najwyraźniej działało wręcz powalająco. Wreszcie dostałam to, na co tak długo czekałam. A nawet z podwójna siłą rażenia. Nie dość, że szalał w moim wnętrzu, wbijając się do końca, powoli wychodząc i znów się wbijając, to jeszcze pieścił ręką mój najwrażliwszy punkt, już nie wspominając o tym, co z językiem wyprawiał na mojej szyi. Cuuudo!

W biały dzień ujrzeć gwiazdy, niemożliwe? E tam, wystarczy, że facet się postara. Mój się postarał i byłam w siódmym niebie. Szalałam, wariowałam, wiłam się pod nim, chcąc tylko jednego – czuć intensywniej. Sama napierałam na niego swoim ciałem, by bardziej go do siebie dociskać i mocniej czuć jego ruchy w sobie i na sobie. Ja już nie stękałam, byłam pewna, ze darłam się, jakby mnie rozdzierali. W sumie tak też się czułam. Rozpadałam się, jak pokruszona szyba – na milion kawałeczków.

- O tak kochanie, właśnie tak. Dojdź ze mną, dla mnie.

To już było ekstremum. Liczyły się już tylko kolejne konwulsyjne ruchy, przeszywające mnie, jak i jego ciało. Nasze ciała, jakby osiągając nieme porozumienie, doszły razem, jak na zawołanie. Niemożliwe? Spróbujcie tego sami…

- Jesteś okropny, to już podchodzi pod znęcanie się nade mną.

Zaśmiał się.

- Kochanie moje, przecież ja to wszystko z miłości, by było nam lepiej niż dotychczas, byś zaznała więcej niż do tej pory, byś przy mnie przeżyła coś więcej… – przerwał na chwilę, widząc moją twarz – Hej, coś się stało? Boli cię?

- Nyyy – odpowiedziałam żałośnie coś mrucząc.

Dotarło do mnie właśnie, że ten oto facet wyznał mi przed paroma chwilami miłość. Traktował mnie z czułością i choć przez moment myślałam, że droczy się ze mną, to on robił to tylko po to, by pokazać mi, jak może być nam cudownie. Zresztą nie chodziło tu wcale o seks, a o jego podejście do mnie. Seks był tylko zwieńczeniem tuzina uczuć, które żywiliśmy do siebie nawzajem. Tak, nawzajem. Tak jak silne były moje uczucia względem niego, tak silne były uczucia jego względem mojej osoby. A może nawet jeszcze silniejsze?…

I rozkleiłam się, uświadomiwszy sobie fakt, jak bardzo ja kocham tego drania.

- Ej – uniósł mój podbródek – co się dzieje w tej ślicznej główce?

I jak ja do cholery mam mu to wytłumaczyć, jak on do mnie mówi w ten sposób?! Wtuliłam się w niego całą sobą, mając nadzieję, że moje ciało pokaże to, czego moje usta nie są w stanie powiedzieć.

- No ale powiedz mi, o co chodzi. Nie boli cię nic, tak? – upewniał się.

- Mhm – przytaknęłam.

- To co się dzieje? Zrobiłem coś nie tak? – zaprzeczyłam ruchem głowy.

Scałował cieknące po moim policzku łzy i ponowił pytanie.

- Bo… – wydukałam stłamszonym głosem.

Patrzył na mnie, wyczekującym wzrokiem, ale nie ponaglał.

- Bo ty powiedziałeś, że ty mnie… – no jakoś nie mogło mi to przejść przez gardło.

- Że cię kocham. I dlatego płaczesz?

- Mhm – potwierdziłam, na co on się tylko roześmiał.

- Oj kochanie, rozumiem, że leży to w naturze kobiety i trochę musisz sobie popłakać?

- Myymmymhmm – przytaknęłam niepewna, czy każda kobieta robi z siebie w takiej chwili idiotkę.

Wstał i odszedł. Zniszczyłam wszystko? Padłam na poduszkę i łkałam dalej. Przed chwilą jeszcze mnie kochał, ze mną się kochał, a teraz go nie ma? Toż to zakrawa o paranoję.

- Kochanie no… – o, wrócił!

Już gorszej idiotki nie mogłam z siebie zrobić. Wskoczyłam mu w ramiona, całując jak oszalała. Co się ze mną działo? Bladego pojęcia nie mam.

- Dobrze, teraz cię ubierzemy, a ty się już uspokój.

Dostrzegłam, że wrócił do mnie w bokserkach, niosąc w ręku jedną, ze swoich koszulek, która zapewne była przeznaczona dla mnie. Ubrał mi ją i sam położył się na wznak.

- Chodź tu do mnie.

Ułożyłam się obok niego, a on jednym zwinnym pchnięciem spowodował, że zamiast obok, leżałam na nim.

- Jesteś moim słodkim ciężarem. – Powiedział i ucałował moją głowę.

Zinterpretowałam to jak każda, przeciętna kobieta – ja? Ciężarem?! Zapaliła mi się w głowie czerwona lampka, zwiastująca alarm stulecia.

- Jestem ciężarem? – wychlipałam unosząc się i odpychając go od siebie.

- Uspokoisz ty się wreszcie, czy ja mam cię uspokoić?

Pocałował mnie nieśpiesznie, lecz władczo. I to zadziałało.

- To jak, ty się dzisiaj uspokoisz, czy najpierw muszę cię przerżnąć tak, że nie będziesz

miała siły na wymyślanie kolejnych głupot?

Uśmiechnęłam się lubieżnie na tą perspektywę. Właśnie wiodłam na pokuszenie samego diabła…

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1941 słów i 10355 znaków.

4 komentarze

 
  • Margo

    super :) Cudowne <3

    16 mar 2015

  • Lula

    cudowne :D

    9 lis 2014

  • anonim:)

    Kolejną część poproszę!! :)

    9 lis 2014

  • Py64 (...)

    Super.

    9 lis 2014